Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

What If - Dodatek

        Co jeśli randka Harry’ego w końcu by się udała? Co jeśli Harry nie wróciłby do Louisa? Jak tak         historia by się skończyła?

********************************

- Kurwa – przeklął cicho pod nosem. Co on miał teraz zrobić? Zaraz musiał iść na randkę, a opiekunka właśnie mu napisała, że nie da rady dotrzeć na miejsce. I co teraz? Przecież nie zostawi Marcela samego. Może powinien odwołać. Zresztą i tak to nie zrobiłoby mu żadnej różnicy. Która to już randka 7, 8 w przeciągu trzech miesięcy. Jednak nic on na to nie poradzi, że żaden z tych chłopaków to nie był ten. Żaden z nich nie był Louisem. Nie! Stop! Nie może tak myśleć! Właśnie o to chodzi, aby znalazł kogoś, kto pomoże mu zapomnieć o szatynie. Niestety jeszcze na nikogo takiego nie trafił. Jeszcze z nikim nie umówił się więcej niż 2 razy.

Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi. Był zaskoczony ponieważ nikogo się nie spodziewał, a z Nickiem umówił się w restauracji. Podszedł do drzwi otwierając je i zamarł. W pierwszej chwili myślał, że ma halucynacje. Przecież to nie możliwe, aby przed nim stała osoba, od której próbował uciec.
- Hej – Louis posłała mu słaby uśmiech.
- Lou – wykrztusił zszokowany – Co ty tu robisz?
- Znalazłem cię? – zaśmiał się nerwowo.
- A-ale…
- Harry, mogę wejść?
Loczek przez chwilę się wahał, ale ostatecznie wpuścił szatyna do środka. Udali się do salonu, a Lou cały czas rozglądał się na boki, jakby czegoś, a raczej kogoś szukał.
- Śpi w sypialni – Harry domyślił się o co Tomlinsonowi chodzi.
- Harry – szatyn spojrzał na Styles – Dlaczego?
Tyle wystarczyło, aby wiedział o co niebieskooki pyta. Westchnął cicho chcąc odpowiedzieć, jednak w tym momencie spojrzał na zegarek i stwierdził, że już musi wyjść. Niby mógł odwołać randkę, ale nie chciał. Nie ukrywał, że chciał tą rozmowę odbyć jak najpóźniej, po za tym Nick na pewno już był w drodze do restauracji. Nie chciał mu tego robić.
- Louis, porozmawiamy jak wrócę, dobrze? – zapytał.
- Ok – odpowiedział lekko zaskoczony – To ja już pójdę.
- Nie, zostań – zatrzymał go – Mógłbyś zostać z Marcelem? Jego opiekunka nie da rady.
- Och, z przyjemnością – na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
*****
Musiał przyznać, że spotkanie było bardzo udane. Cieszył się, że nie odwołał randki. Nick potrafił sprawić, że na te kilka godzin zapomniał o Louisie, problemach z nim związanych, zamiast tego wywoływał szczery uśmiech na twarzy Stylesa. Czas im bardzo szybko zleciał i loczek żałował, że już musi wracać. Nick zaproponował mu, że go odwiezie na co chłopak przystał. Bardzo polubił Nicka i miał nadzieję, że z tego wyjdzie coś większego. Czuł, że to może się udać.
- Dziękuję za cudowny wieczór – odpiął pasy, spoglądając na Grimshawa, kiedy zatrzymali się pod kamienicą chłopaka.
- To ja ci dziękuję, że dałeś mi szansę – uśmiechnął się szeroko, kładąc swoją dłoń na tej loczka i lekko ją ściskając – Mam nadzieję, że dostanę kolejną.
- Tak – odpowiedział od razu – Bardzo chętnie się jeszcze z tobą spotkam.
Nick pochylił się do przodu, składając pocałunek na policzku Harry’ego.
- W takim razie do zobaczenia – Harry skinął głową i wysiadł z samochodu. Zatrzymał się przy drzwiach kamienicy, ostatni raz machając mężczyźnie i wszedł do środka. Ruszył na górę z szerokim uśmiechem, jednak z każdym kolejnym stopniem znikał on tak samo jak jego dobry nastrój. Czekała go przecież jeszcze rozmowa z Louisem.
W mieszkaniu panowała cisza i całkowita ciemność. Serce Harry’ego przyspieszyło, kiedy przez myśl, przeszło mu, że Louis zabrał Marcela i uciekł, że zemścił się na nim, za to jak on się zachował.
Uspokoił się jednak, kiedy zauważył że w sypialni pali się światło i dochodzi z niego cichy śpiew. Ruszył w tamtym kierunku i wchodząc do środka zauważył Louisa, który chodził po pokoju, z Marcelem na rękach i nucił mu jakąś piosenkę.
Szatyn uniósł głowę, kiedy zorientował się, że nie jest sam w pokoju, a jego twarz rozświetlił szeroki uśmiech, który Harry lekko odwzajemnił.
Louis umieścił śpiącego chłopca w łóżeczku i złożył na jego czole lekki pocałunek. Następnie razem z Harrym udali się do salonu, gdzie zajęli miejsca na kanapie.
- Harry – niebieskie tęczówki utkwiły w loczku – Powiesz mi teraz dlaczego bez słowa wyjechałeś?
- Przepraszam – westchnął – Louis ja już dłużej tak nie mogłem. Nie potrafiłem przebywać z tobą. Kocham cię, moje uczucia są cały czas bardzo silne, ale… - przerwał na moment, jakby szukał odpowiednich słów – ale nie umiem ci wybaczyć, zapomnieć i udawać, że wszystko jest ok, skoro tak nie jest.
- Harry…
- Louis daj mi skończyć – przerwał szatynowi – Chce być szczęśliwy, chce kogoś znaleźć, aby zapomnieć o tym co było. I w sumie chyba kogoś takiego poznałem, kogoś kto mi pomoże. Przykro mi, ale nie możesz mnie winić za to, że szukam szczęścia.
- Masz rację – powiedział cicho. W jego gardle utworzyła się potworna gula, a do oczu cisnęły się łzy – Zasłużyłeś na to.
- Słuchaj Lou, nie będę już uciekał, ale nie mam zamiaru też wracać do Londynu. Jednak jeśli tylko chciałbyś spotkać się z Marcelem, to wystarczy dać znać. Nie będę go już od ciebie zabierać.
- Dziękuję – posłał mu blady uśmiech – Ja już pójdę – pośpiesznie wstał i skierował się do drzwi, nie chcąc by loczek zobaczył jak po jego policzkach płynął łzy.
- Do zobaczenia – Harry wpatrywał się w plecy szatyna – I Lou – chłopak zatrzymał się, jednak nie spojrzał na loczka – Mam nadzieję, że też w końcu odnajdziesz szczęście.
Tomlinson lekko siknął głową i wyszedł z mieszkania. Harry czuł jak jego serce boli, jednak uważał, że to był najlepsza decyzja jaką mógł podjąć w tej sytuacji.
*****
Louis wrócił do Londynu, gdzie zamknął się w swoim mieszkaniu i nikogo do siebie nie dopuszczał. Nie sądził, że takie zakończenie wywoła u niego tak potworny ból. Miał wrażenie jakby ktoś wbił mu nóż prosto w serce i przekręcał. Szkoda tylko, że to go nie zabiło. Czuł jakby przechodził tortury, każda myśl o Harrym, Marcelu i tym co miało miejsce sprawiało, że przez jego ciało przechodził potworny ból, który sprawiał, że miał ochotę płakać i wyć z bezsilność. Szatyn zaprzestał pojawiania się w pracy, co przestraszyło jego przyjaciół. Próbowali jakoś do niego dotrzeć, jednak on im na to nie pozwalał. Ostatecznie Niall i Zayn siłą wdarli się do jego mieszkania i zabrali do siebie, chcąc mieć chłopaka na oku. Louis nie żył, to nie było życie, to była wegetacja. Całe dnie spędzał w pokoju gościnnym Zayna i tępo wpatrywał się ścianę. Praktycznie nic nie jadł, przez co potwornie schudł. Wyglądał potwornie.
To zajęło dużo czasu, bardzo dużo, ale ostatecznie blondynowi udało się dotrzeć do przyjaciela i powoli wyciągać go z jego grubej, twardej skorupy. Zaczęło się od zwykłej rozmowy, następnie Lou zaczął pojawiać się na posiłkach. Zaczął częściej wychodzić z pokoju, aż w końcu zaczął wychodzić z domu.
Mogłoby się wydawać, że wszystko wraca do normy i jest coraz lepiej. I faktycznie tak było, dopóki Louis nie otrzymał ostatecznego ciosu, który go zniszczył.
*****
- I co zrobimy – głos Nialla był podenerwowany. Stali z Zaynem przy kuchennym blacie i cicho rozmawiali – Louis nie może tego zobaczyć. Dopiero co się podniósł po tym wszystkim.
- Czego nie mogę zobaczyć? – wszedł do kuchni marszcząc brwi.
- Co? – Irlandczyk głupio spytał.
- Mówiłeś, że czegoś nie mogę zobaczyć – powtórzył szatyna.
- Nie – zaprzeczył – Musiało ci się przesłyszeć.
- Niall – zaczął, ale na blacie obok siebie dostrzegł kopertę zaadresowaną do niego. Zayn widząc to próbował ją szybko chwycić, jednak Louis był szybszy.
Pośpiesznie otworzył kopertę i zamarł. To nie mogła być prawda. Czuł się jakby, ktoś go ogłuszył.

Harry Styles i Nicholas Grimshaw
mają zaszczyt zaprosić
Louisa Tomlinsona z osobą towarzyszącą
na swój ślub.


*****
Umieścił Marcela w łóżeczku i po cichu wyszedł z pokoju. W salonie zastał swojego narzeczonego, który się do niego delikatnie uśmiechał. Zajął miejsce na kanapie i się wtulił w ciało starszego cicho wzdychając. Nick złożył czuły pocałunek w jego włosach.
Harry nie mógł uwierzyć, że mu się udało i jest szczęśliwy. Nick okazał się naprawdę wspaniałym mężczyzną. Po ich pierwszej randce pojawiły się kolejne, równie cudowne. Z czasem Nick poznał Marcela i pokochał go jak własnego syna. Kochał Harry’ego i robił wszystko, aby loczek był szczęśliwy. Styles również kochał swojego narzeczonego, jednak to najważniejsze miejsce w jego sercu cały czas było przeznaczone tylko i wyłącznie dla Louisa. Nick też o tym wiedział, ale nie miał pretensji. Rozumiał to, że Tomlinson był kimś szczególnym dla loczka, ale wiedział również, że Harry do niego nie wróci, bo nie potrafi.
Z tej przyjemnej i komfortowej ciszy wyrwał ich dźwięk telefonu. Harry sięgnął po niego i uśmiechnął się widząc na wyświetlaczu imię przyjaciela.
- Hej Niall – odezwał się, gdy tylko odebrał komórkę.
- H-Harry – głos blondyna był roztrzęsiony, co zaniepokoiło loczka.
- Ni, co się stało – kątem okaz zauważył jak Nick również się ożywia.
- Harry – wyszlochał blondyn – Lou…on…on…
- Co z nim? – czuł jak jego serce przyspiesza, a przez ciało przechodzi nieprzyjemny dreszcz.
- On…Louis nie żyje…popełnił samobójstwo.
Przez kolejne kilka minut Harry kompletnie nie miał pojęcia co się dookoła niego dzieje. Jak to Louis nie żyje? Nie, to nie może być prawda. Jego Louis, jego Lou nie żyje. Zabił się, popełnił samobójstwo i Harry wiedział, że to jego wina.
*****
Nie, nie mógł tego zrobić. Nie był w stanie zajmować się Marcelem, nie kiedy jego duże, błękitne oczy wpatrywały się w niego. Dokładnie takie same oczy miał Louis, był to najpiękniejszy błękit jaki chłopak kiedykolwiek widział.
Przez kilka kolejnych dni Nick musiał mu pomagać i to bardzo. Praktycznie wszystkie obwiązki związane z opieką nad dzieckiem spadły na niego. Harry nie był w stanie. Kiedy tylko patrzył w oczy swojego syna, widział Louisa. Poczucie winy uderzało w niego ze zdwojoną siłą, a Harry zaczynał coraz bardziej siebie nienawidzić. Dobrze wiedział, że to jego wina. To przez niego Louis posunął się do tego kroku, to przez niego jego syn stracił ojca. Razem z Louisem, loczek czuł jakby stracił kawałek serce. Stracił ten szczególny fragment, który należał tylko do szatyna. Tomlinson ponownie zniszczył jego życie, jednak tym razem zrobił to swoją śmiercią i Harry wiedział, że o to mógł obwiniać tylko siebie. Nie chciał, aby to wszystko tak się skończyło.
*****
Cisza nocna została przerwana przez głośny krzyk chłopaka. Z pod jego zamkniętych oczu wypływały łzy, a z pomiędzy ust wydostawał się potok słów, z pośród których można było wyłapać to jedno imię – Louis.
Do pokoju wpadł mężczyzna, od razu siadając na łóżku i próbował obudzić loczka.
- Harry – położył dłonie na ramionach chłopaka i nimi potrząsał – Harry, obudź się. Harry słyszysz?
Nagle powieki Stylesa się uniosły, a para wielkich, spanikowanych, załzawionych zielonych oczu spojrzała na chłopaka.
- Harry – zaczął głaskać loczka po głowie – Już dobrze, miałeś koszmar.
- Louis – wyszeptał.
- Tak, to ja skarbie – szatyn uśmiechnął się lekko, dalej gładząc Harry’ego po głowie.
- Louis – usiadł na łóżku i objął chłopaka, mocno go do siebie przytulając – Louis.
- Już dobrze Harry – teraz gładził go po plecach – Nie wiem co ci się śniło, ale to był tylko sen. Koszmar. Już jest dobrze.
- Tak, to był koszmar – wyszeptał w ramię Tomlinsona.
- Powinieneś ponownie iść spać – po kilku minutach przytulania się w ciszy, Louis odsunął od siebie Harry’ego i pocałował go w czoło.
- Lou – zaczął, kiedy chłopak podnosił się z łóżka – Mogę spać z tobą?
- Oczywiście – uśmiechnął się delikatnie, wyciągając dłoń, aby pomóc Harry’emu wstać. W drodze do drzwi zerknęli jeszcze do łóżeczka, gdzie był ich niespełna roczny synek, który nieświadomi niczego dalej spał. W sypialni od razu położyli się w łóżku, a Harry wtulił w ciało szatyna, czym lekko go zaskoczył.
- Lou – w pewnym momencie odezwał się Harry.
- Hmm… - dał znać, że słucha.
- Kocham cię i nigdy już cię nie zostawię, ale proszę, ty również nie odchodź – powiedział, rysując abstrakcyjne wzory na piersi szatyna. Ten sen pokazał mu jak ważny jest dla niego Louis, nie mógł go stracić.
- Nigdy Harry, nigdy – pocałował chłopaka w głowę i mocniej objął, przyciągając bardziej do siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro