Rozdział 5
Usiadł na kanapie, w dłoniach trzymając kubek z gorącą herbatą. Otulił się kocem i włączył telewizor mając dość ciszy panującej w mieszkaniu. Mimo to nie interesował się tym co działo się na ekranie.
Spojrzał w kierunku okna. Widział krople wody pojawiające się na szybie. Znowu padało. Był początek października, a pogoda z dnia na dzień była coraz gorsza. Louis pilnował Harry’ego, aby się ciepło ubierał zanim wyjdzie na zewnątrz. Uśmiechnął się lekko na wspomnienie ostatniej niedzieli, kiedy szatyn wymusił na loczku ubranie szalika i czapki.
Jego myśli popłynęły w kierunku ukochanego. Coraz rzadziej zdarzało im się spędzać beztrosko wolny czas. Coraz rzadziej się uśmiechali i żartowali, kiedy byli razem. Coraz rzadziej się przekomarzali, przytulali, kochali.
Louis rano szedł do pracy, wracał po 15:00. Jadł coś i zasiadał na kanapie przed telewizorem. Wychodził o 18:00, wracał ok. 23:00 i twierdząc, że jest zmęczony szedł spać. A Harry? Harry całe dnie spędzał sam w domu. Czasami wpadali do niego Liam i Niall, czasami on ich odwiedzał, ale głównie siedział sam w domu tęskniąc za ukochanym.
Wiedział, że Lou dużo pracuje i ma prawo do odpoczynku, jednak Harry też czuł się już zmęczony brakiem swojego chłopaka. Pomimo tego, że był obok tęsknił za nim.
Usłyszał zgrzyt zamka i po chwili w pomieszczeniu pojawił się szatyn. Widział wory pod błękitnymi oczami, bladą cerę, spierzchnięte usta. Na jego twarzy widoczne było ogromne zmęczenie, smutek i coś jeszcze, ale co…?
- Jeszcze nie śpisz? – był zaskoczony widokiem swojego chłopaka.
- Czekam na ciebie – uśmiechnął się pokazując swoje dołeczki.
- Powinieneś spać, odpoczywać – westchnął siadając na podłokietniku kanapy i całując loczka w głowę.
- Mogę to robić cały czas, kiedy cię nie ma – przysunął się i przytulił do Louisa – Tęsknię za tobą – mruknął.
- Przecież tu jestem – mocniej przyciągnął go do siebie, chcą bardziej poczuć ciepło ukochanej osoby.
- Ale ciągle bywasz zmęczony, rzadko poświęcasz mi czas – szatyn poczuł jak jego serce się ściska z bólu, wiedział, że to jego wina – Rozumiem, że pracujesz i robisz to dla nas, ale mimo wszystko chciałbym spędzić z tobą trochę czasu. My chcielibyśmy spędzić z tobą trochę czasu – przyłożył dłoń do zaokrąglonego brzucha, lekko go głaszcząc – Louis uśmiechnął się na ten widok.
- Postaram się to zmienić, dobrze skarbie?
- Mhm – pokiwał głową.
- A teraz pozwól mi się umyć i się razem położymy – ponownie pocałował chłopaka w głowę i wysunął się z jego objęć.
*****
Leżał na miękkim materacu swojego łóżka. Do niego przytulony był Harry. Loki chłopaka łaskotały jego policzek, a do nosa dochodził zapach cytrusów. Szampon Harry’ego. Zaczął odpływać, kiedy poczuł na swojej szyi miękkie wargi ukochanego. Styles sunął ustami po gładkiej skórze Louisa, podczas gdy jego dłoń znalazła się pod koszulką chłopaka i gładził jego klatkę piersiową.
Tomlinson zamruczał z przyjemności, powoli wracała mu świadomość. Harry podciągnął się wyżej, teraz całując jego szczękę i policzki, po chwili składając pełen czułości pocałunek na jego ustach.
Usiadł na biodrach szatyna, a jego pocałunki stały się bardziej namiętne, pełne pożądania. Przygryzł dolną wargę swojego chłopaka, a z ust Lou wydostał się jęk. Umieścił swoje dłonie na biodrach loczka, zatracając się w przyjemności. Pełne wargi Harry’ego przeniosły się na szczękę i szyję niebieskookiego. Z pomiędzy wąskich warg wydostawały się pomruki zadowolenia. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz byli z Harrym, aż tak blisko. Brakowało mu tego, w tej chwili czuł się wspaniale. Styles poruszył się, zderzając ich biodra i ocierając o siebie ich twardniejące erekcje.
To był moment, kiedy Louis oprzytomniał. W jego błękitnych tęczówkach pojawił się strach i niepokój. Nie mógł tego zrobić! Bez względu na to jak tego chciał, nie mógł. Wyrzuty. Świadomość tego co robił przed powrotem do domu, nie pozwoliła mu kochać się ze swoim chłopakiem. Nie pozwoliła mu cieszyć się ukochaną osobą.
Odepchnął lekko chłopaka. Loczek spojrzał na niego. Jego twarz wyrażała zdezorientowanie.
- Przepraszam Hazz – odpowiedział ze słabym uśmiechem – Jestem zmęczony.
Teraz na twarzy pojawił się ból, który starał się zamaskować lekkim uśmiechem. W jego sercu pojawiło się nieprzyjemne kłucie, kiedy uświadomił sobie, że właśnie jego chłopak go odrzucił.
- W porządku – zsunął się z ciała szatyna, kładąc na swoi miejscu i odwracając plecami do niego.
- Harry – położył dłoń na ramieniu chłopaka. Wiedział, że go zranił, ale nie mógł inaczej. Musiał to powstrzymać.
- Dobranoc Lou – powiedział, dając mu tym samym do zrozumienia, że chce iść spać.
Louis przysunął się do Harry’ego, przylegając do jego pleców i obejmując go w pasie.
- Kocham cię – pocałował jego głowę, pełną loków i po chwili zaczął odpływać do krainy snów.
*****
Czuł zimną, brudną powierzchnię płytek łazienkowych na swoim policzku i dłoniach, którymi się o nie opierał. Na jego twarzy widniał grymas wywołany bólem i niezbyt przyjemnym zapachem, który docierał do jego nozdrzy. Na karku czuł ciepły, przepełniony alkoholem oddech jakiegoś faceta. Jego duże, szorstkie dłonie mocno zaciskały się na biodrach szatyna, kiedy ten wchodził w niego ostro.
Od pierwszego razu minęło kilka tygodni. Była właśnie połowa października. Louis teraz miał więcej klientów. Potrzebując pieniędzy ostatecznie pozwolił, aby go pieprzyli. Czuł się z tym potwornie. Stał się dziwką, sam do tego dopuścił. Wiedział, że był powód tego, jednak…jednak sumienie nie dawało mu spokoju. Był brudny, czuł się zbezczeszczony. Nie pozwalał na zbyt duże zbliżenie z Harry. Czuł się nie godnym. Nie zasługiwał na tak cudownego chłopaka jak loczek. Tak bardzo kochał tego chłopaka i tak bardzo go krzywdził – nawet jeśli on o tym nie wiedział. Po jego policzkach potoczyła się jedna samotna łza, którą szybko starł. Nie chciał się rozklejać przy klientach.
Obcy mężczyzna w końcu skończył, wychodząc z chłopaka i się ubierając. Coś do niego mówił, jednak szatyn go nie słuchał. Poczuł jak mężczyzna wsadza mu pieniądze do dłoni i wychodzi, zatrzaskując za sobą drzwi kabiny w klubowej łazience.
Zsunął się po ścianie, siadając na brudnej podłodze i zwijając w kłębek, w końcu pozwolił uwolnić się swoim emocjom. Po jego policzkach potoczyły się łzy, a z ust wydostał się szloch. W tej chwili nie interesowało go, że był w miejscu publicznym i w każdym momencie, ktoś mógł tutaj wejść.
Nie mógł uwierzyć w to co się dookoła niego dzieje, jak mógł się tak zeszmacić. Tak bardzo chciał, aby jego życie było inne, tak bardzo chciał, aby to wszystko inaczej się potoczyło. Tak, miał teraz pieniądze. Nie musiał się tak bardzo martwić o rachunki, leki, jedzenie i pełno innych rzeczy. Udało mu się nawet odłożyć trochę pieniędzy, aby w przyszłości mogli przenieść się do większego mieszkania. Jednak jakim kosztem ma to wszystko. Mimo wszystko nie mógł się z tego wycofać, jeśli to zrobi znowu zacznie im brakować pieniędzy.
Wzdrygnął się czując dłoń na swoim ramieniu. Uniósł głowę i ujrzał parę brązowych tęczówek. Przed nim kucał przystojny chłopak o ciemnej karnacji, prawdopodobnie w jego wieku. Czarne włosy były roztrzepane, na szczęce dostrzegalny był lekki zarost. Kojarzył go. Kilka razy był jego klientem.
- Na dziś kończę – oznajmił, podnosząc się na chwiejnych nogach i wycierając łzy z policzków.
- Nie, ja nie po to – zaprzeczył również stając – Usłyszałem twój płacz. Wszystko ok?
- Można tak powiedzieć – pokiwał głową, chowając pieniądze, które trzymał, do kieszeni.
- Na pewno? Może chcesz pogadać? Stawiam piwo, widzę, że tego potrzebujesz – zaproponował.
Louis spoglądał na niego, nie będąc pewnym co powinien zrobić. Z jednej strony rozmowa z kimś o tym co robi – może nie do końca szczera, ale zawsze – mogłaby mu pomóc. Piwo też by się przydało dla rozluźnienia.
- Spokojnie, nie chcę nic więcej. To będzie tylko rozmowa – zapewnił mulat.
- Ok – pokiwał głową.
- Świetnie – uśmiechnął się, wyciągając dłoń w kierunku szatyna – Zayn.
- Louis – uścisnął ją.
*****
- Wiesz – zaczął Zayn, kiedy Louis skończył opowiadać swoją, zmienioną i naciąganą, historię – Może to co ci zaproponuje, nie będzie jakoś dużo lepsze od tego co do tej pory robisz, ale przynajmniej skończysz z pieprzeniem się z każdym, kto zaoferuje ci kasę.
- Co? – spojrzał na niego zaskoczony. Nie rozumiał o czym mówi Zayn.
- Chciałbym ci zaproponować pracę? Myślę, że można to tak nazwać – stwierdził sięgając po swoją butelkę i biorąc z niej kilka łyków – Co powiesz na to, aby być moim facetem do towarzystwa?
- Chyba chciałeś powiedzieć osobistą dziwką – wypalił, lekko oburzony.
- Nie, nie do końca. Słuchaj, potrzebuję kogoś, kto towarzyszyłby mi podczas różnych spotkań, imprez, wystaw. A to, że raz na jakiś czas moglibyśmy się pieprzyć – wzruszył ramionami – Mam swoje potrzeby, rozumiesz – wyjaśnił.
- Czym ty się zajmujesz? – zadał pierwsze pytanie, które przyszło mu do głowy. Imprezy? Spotkania? Wystawy? Jeszcze proponował mu pracę, musiał mieć pieniądze.
- Jestem artystą, prowadzę własną galerię.
- Czemu nie zabierzesz ze sobą, swojego partnera? – zapytał.
- Gdybym miał pewnie bym go zabierał. Myślisz, że proponowałbym ci to, gdybym kogoś miał? – spojrzał na niego zaskoczony.
- Większość mężczyzn, którzy mnie pieprzyli, byli w związkach – wzruszył ramionami.
- Ja jestem sam – zapewnił.
- Ciężko w to uwierzyć. Jesteś przystojny, na pewno masz powodzenie.
- Nie wiem, może – znowu wzruszył ramionami, biorąc kilka łyków alkoholu – Postanowiłem nie szukać miłości na siłę. Mimo wszystko przydałby się ktoś do towarzystwa i seksu. Ty jesteś przystojny, więc czemu nie i jak sam powiedziałeś męczy cię rozkładanie nóg przed każdym facetem, który zaoferuje ci forsę. U mnie twoja praca opierałaby się głównie na towarzyszeniu mi podczas różnych imprez, raz na jakiś czas wiązałby się z tym seks. Nie pracowałbyś każdej nocy, ale wracałbyś do domu nad ranem lub jeszcze później. Co ty na to?
- Um, sam nie wiem – podrapał się po karku – Na pewno brzmi to lepiej niż, to co robię teraz, ale…zero uczucia – wypalił. Ostatnim, czego teraz potrzebował było, aby Zayn się w nim zakochał. To tylko by mogło utrudnić wszystko.
- Ej, spokojnie – odpowiedział od razu – Jesteś przystojny, seks z tobą był dobry, ale wątpię, aby wynikły z tego jakieś głębsze uczucia. Nazwijmy to przyjaźnią z korzyściami. Więc jak?
- Ok – odpowiedział z lekkim uśmiechem.
Może nie do końca tego chciał, jednak lepsze to niż to co do tej pory robił. Będzie mógł więcej czasu spędzać z Harrym, jego praca będzie w większości polegać na dotrzymywaniu Zaynowi towarzystwa. Seks też się z tym wiąże – niestety – ale jak sam mulat powiedział, to działoby się okazjonalnie. To naprawdę była jak na razie najlepsza okazja, aby zerwać z tym co do tej pory robił.
Jednak wiedział, że przy brunecie będzie musiał się pilnować. Nie mógł się dowiedzieć, że Lou jest w związku. Zayn zakładał, że jest sam. Jeśli dowiedziałby się, że ma chłopaka mógłby wycofać swoją ofertę, a tego szatyn nie chciał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro