Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Rozłączył się, chowając telefon do kieszeni. Czuł jak do jego oczu napływają łzy, które udało mu się powstrzymać, przed wypłynięciem na policzki. Wziął kilka głębokich wdechów dla uspokojenia i wrócił na taras, gdzie jego siostra była rozłożona na leżaku i łapała ostatnie promienie słońca, korzystając z ostatnich ciepłych dni.
Gemma zsunęła lekko okulary, odwracając głowę i spoglądając na swojego brata. Od razu zauważył, że coś jest nie tak.
- Hazz? Wszystko dobrze? – podniosła się pozycji siedzącej i poklepała miejsce obok, tym samym dając loczkowi znak, aby usiadł przy niej.
- Tak – westchnął, siadając obok dziewczyny.
- Na pewno? Kto dzwonił? – dopytywała, nie wierzyła chłopakowi.
- Louis – poczuł jak do jego powiek, ponownie napływają łzy.
- Coś się stało? – przysunęła się bliżej niego i objęła go ramieniem.
- Nie, po prostu nie może dzisiaj przyjechać. Znalazł jakąś dodatkową pracę na wieczory i chcą, aby od dzisiaj zaczął – wyjaśnił, lekko drżącym głosem.
- To chyba dobrze – odpowiedziała.
- Tak – pokiwał głową.
- Więc co się dzieje? Dlaczego jesteś przygnębiony?
- Po prostu, trochę mi przykro. Przez to, że tyle pracuje oddalamy się od siebie. Nawet jak jest w domu, ciągle chodzi zamyślony. Miałem nadzieję, że przyjedzie tu na weekend i będę go miał przez cały dzień tylko dla siebie – po zarumienionych policzkach chłopaka płynęły łzy – Boże, znowu ryczę i to z takiego powodu – zaśmiał się sztucznie, wycierając słone krople.
- Najwidoczniej ciąża cię rozstroiła – zaśmiała się Gemma, przytulając do siebie brata.
- Najwyraźniej tak. Hormony buzują – pociągnął nosem, mocniej wtulając się w ramiona siostry.
- Wszystko się ułoży Haz – odsunęła się odrobinę i złożyła pocałunek na jego policzku.
*****
Znowu to zrobił! Zamiast pojechać do Holmes Chaple i spędzić weekend z Harrym, ponownie pojawił się w okolicach klubu i pozwolił się zaciągnąć do samochodu. Jednak ponownie nie zgodził się na nic więcej, po za obciąganiem – z czego mężczyzna niezbyt się ucieszył. Mimo to przyjął to co szatyn był w stanie mu zaoferować i zapłacił mu trochę więcej, z nadzieją, że może następnym razem Louis zmieni zdanie.
Siedział teraz w taksówce do domu. W dłoni trzymał pieniądze, które przypominały mu o tym w jaki sposób je zarobił. Miał ochotę je potargać, ale nie mógł. Były mu potrzebne. Musiał myśleć o tym, aby być w stanie zapewnić odpowiedni byt Harry’emu i ich dziecku. To było teraz najważniejsze.
Starł z policzka łzy, pociągając nosem. Czuł na sobie spojrzenie kierowcy. Miał wrażenie, że jest on oceniający, tak jakby ten mężczyzna dobrze wiedział co zrobił Louis. Skulił się, przymykając oczy i chcąc jak najszybciej być w domu.
Dojechali na miejsce, szatyn szybko zapłacił i pognał do swojego mieszkania. Gdy tylko zatrzasnął za sobą drzwi, oparł się o nie i zsunął na podłogę. Z jego ust wydarł się szloch. Znowu to zrobił! Wiedział dlaczego, robił to dla rodziny, ale mimo to wiedział, że to jest złe. Jednak świadomość, że dodatkowo zarobi pchała go do przodu. Nie pozwalała zawrócić. Wiedział, że to co zrobił było błędem, który prędzej czy później wyjdzie na jaw. Zwinął się w kulkę, kładąc na drewnianej podłodze, gdzie spędził całą noc.
*****
Jego ciało było sztywne i obolałe, ale nic dziwnego skoro spędził noc na zimnej, twardej podłodze. Powoli z niewielkim trudem podniósł się i ruszył do łazienki. Odkręcił wodę pod prysznicem i pozbył ubrań z ciała. Niebieskie tęczówki zatrzymały się na jego odbiciu w lustrze, Wyglądał potwornie. Niebieski oczy, z których powoli zaczął znikać dawny blask, odstające, lekko przetłuszczone włosy, cienie pod oczami, blada twarz i spierzchnięte wargi. Jednak to co najbardziej go odrzucało, było niewidoczne. Brzydził się siebie. Brzydził się tego co zrobił, na co pozwolił. Tłumaczył, że robi do dla Harry’ego i dziecka. To o nich chodzi, to im chce pomóc. Jednak nie sprawiało to, że jego poczucie winy było mniejsze.
Odwrócił się od swojego odbicia i wszedł po ciepły strumień wody, który ogrzewał jego ciało. Mimo to nie sprawiła, że brud, który na sobie odczuwał zniknął. Dalej tam był, on dalej był brudny.
Po jego policzkach ponownie zaczęły płynąć łzy. Wczoraj obiecał sobie, że to naprawdę będzie ostatni raz, ale…wiedział, że nie dotrzyma tego. Potrzebował tych pieniędzy, nie chciał znowu martwić się tym, że nie będzie go stać na leki dla Harry’ego, nie będzie miał na jedzenie, rachunki, nowe ubrania i jeszcze te wszystkie rzeczy, które są wymagane dla dziecka. Potrzebował tych pieniędzy. Z jego ust ponownie wyrwał się szloch.
Kiedy się uspokoił, zakręcił wodę i owijając się ręcznikiem, ruszył do sypialni. Dzisiaj miał wolne, ponieważ w tej chwili powinien być z loczkiem. Cieszył się, że nie musi wychodzić z domu, aż do wieczora. Założył stare dresy i udał się do salonu, gdzie jak słyszał dzwoniła jego komórka. Poczuł nieprzyjemny skręt w żołądku, kiedy na wyświetlaczu ujrzał zdjęcie i imię loczka. Drżącą dłonią sięgnął po telefon. W pierwszej chwili chciał odrzucić połączenie. Jednak powstrzymał się przed tym. Nie chciał Harry’ego bardziej martwić, ani smucić, a wiedział, że tak będzie jeśli nie odbierze. Wcisnął zieloną słuchawkę i przyłożył komórkę do ucha.
- Cześć skarbie – usłyszał po drugiej stronie wesoły głos swojego chłopaka.
- Hej Hazz – odpowiedział również starając się na wesoły ton, jednak mu nie wyszedł, co zielonooki wyłapał.
- Wszystko dobrze Lou? – wiedział, że w tym momencie Harry marszczy brwi. Zawsze tak robił, kiedy się czymś niepokoił.
- Tak, trochę się źle czuję, ale wszystko jest ok – skłamał.
- To może nie idź dzisiaj do pracy – zaproponował loczek.
- Muszę Hazz, dopiero co ją dostałem. Dostałem wolne w sklepie, bo miałem jechać do ciebie. Wykorzystam ten czas, aby chociaż trochę się podkurować. Dobrze?
- Ok – słyszał, że Harry nie jest przekonany do tego pomysłu – Tęsknię za tobą Lou – szatyn czuł jak jego serce ściska się boleśnie na te słowa.
- Ja za tobą też, ale już jutro się zobaczymy. Wytrzymasz?
- Muszę – westchnął smutno.
- Przepraszam cię Harry, ale chciałbym się położyć. Widzimy się jutro.
- Dobrze, kocham cię Lou.
- Ja ciebie też – odpowiedział, starając się nie rozpłakać i jak najszybciej rozłączył.
*****
Tego dnia Harry od rana był w wyśmienitym humorze. Ciągle chodził wesoły i co chwilę żartował. Dzisiaj nareszcie zobaczy Louisa!
Oczywiście cieszył się, że mógł spędzić trochę czasu z własną rodziną, jednak do pełni szczęścia brakowało mu ukochanego mężczyzny. Ciężko znosił rozstania z Louisem, zwłaszcza teraz, kiedy był w ciąży i jego hormony szalały. Teraz obecność Lou była obowiązkowa.
Pognał do drzwi, gdy tylko po domu rozniósł się dźwięk dzwonka. Czuł się w tym momencie jak zakochana nastolatka, która wybiera się na swoją pierwszą randkę, jednak się tym nie przejął. Za drzwiami stała miłość jego życia, której nie widział od tygodnia. Na jego ustach widniał szeroki uśmiech, który zniknął, gdy tylko otworzył drzwi i zobaczył kto za nimi stoi.
- Liam? - był zaskoczony widokiem swojego przyjaciela.
- Hej Hazz - przywitał się, wchodząc do środka, kiedy loczek zrobił mu przejście.
- Co ty tu robisz? – poprowadził chłopaka do salonu – Louis miał przyjechać. O boże! – wykrzyknął, a po jego plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Dlaczego szatyn nie przyjechał? Gdyby nie mógł, to przecież dałby mu znać – Czy Lou coś się stało? – w zielonych tęczówkach widoczny był strach.
- Spokojnie Harry – położył dłoń na ramieniu przyjaciela – Z Lou wszystko dobrze. Po prostu musiał iść do pracy – wytłumaczył – Poprosił mnie, abym po ciebie przyjechał.
- Oh – strach zamienił się w smutek.
Louis ponownie mu to zrobił. Znowu go zostawił i tym razem nie dał mu znać.
- Dlaczego nie zadzwonił – spytał cicho – Czemu mi nie powiedział?
- Widocznie nie miał czasu. Podobno w ostatniej chwili zadzwonili po niego. W drodze do pracy zadzwonił do mnie, prosząc, abym po ciebie przyjechał.
- Liam, witaj – w salonie pojawiła się Anne.
- Dzień dobry – przywitał się z kobietą, posyłając jej uśmiech.
- Przyjechałeś z Louisem? – usiadła na fotelu – Gdzie on jest?
- Nie, Louis musiał iść do pracy. Poprosił mnie, abym odebrał Harry’ego – wytłumaczył.
- Nie musiałeś się fatygować. Wystarczyłoby zadzwonić i odwiozłabym Harry’ego do domu.
- To naprawdę żaden kłopot – odpowiedział z lekkim uśmiechem.
- Mam nadzieję, że masz czas i zostaniecie na kolacji?
- Z przyjemnością – odpowiedział z uśmiechem.
*****
Nareszcie po tygodniu rozłąki wrócił do swojego domu i chłopaka. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech, kiedy wchodził do mieszkania. Szybko jednak zniknął, gdy dostrzegł, że nikogo nie ma.
No tak, przecież Louis poszedł do pracy i nie powiedział nikomu, kiedy wróci. Z cichym westchnięciem wszedł głębiej, zapalając światło. Udał się do sypialni, gdzie zostawił torbę i od razu skierował się do łazienki. Potrzebował w tej chwili gorącej kąpieli. Musiał się zrelaksować i chociaż na chwile zapomnieć o trapiących go problemach.
Tak bardzo chciał, aby było jak dawniej. Oboje mieli pracę, nie musieli zamartwiać się o problemy finansowe. Byli szczęśliwi. Louis nie chodził wiecznie zamyślony, nie był tak spięty, częściej się uśmiechał i zwracał uwagę na loczka.
Teraz jedyne o czym myślał, to jak ich utrzymać.
To nie tak, że Harry nie chciał tego dziecka. Bardzo chciał, kochał je całym sercem. Jednak nie mógł pozbyć się myśli, że zaszedł w ciążę, w dość nie odpowiednim momencie. Gdyby to wydarzyło się za kilka lat, może inaczej by się to potoczyło.
*****
Wysiadł z taksówki i z ociąganiem skierował się do swojego mieszkania. Wiedział, że tam czeka na niego Harry. Jednak o nie chciał się z nim widzieć, bał się spojrzeć mu w oczy. Wiedział, że loczek zna go na wylot i zapewne zorientuje się, że coś jest nie tak.
Miał ochotę zawrócić i iść gdziekolwiek, byleby być jak najdalej od mieszkania i Stylesa. Jednak wiedział, że jeśli to zrobi jego chłopak będzie się martwił.
Zatrzymał się przed drzwiami do swojego mieszkania. Wziął kilka głębokich wdechów i wszedł do środka. Ściągnął buty i wszedł głębiej.
Harry siedział na kanapie, w dłoniach trzymając kubek. Spojrzenie zielonych tęczówek przeniosło się z ekranu telewizora na szatyna, a jego twarz rozświetlił szeroki uśmiech z dołeczkami.
Louis na ten widok czuł jak jego serce się ściska z bólu, żołądek skręca i chce mu się płakać. Harry był niczego nieświadomy, nie wiedział co jego chłopak dla niego i ich dziecka robił. I tak powinno pozostać, nie może o tym wiedzieć. Nawet jeśli to tylko wzmagało jego wyrzuty sumienia.
Wymusił na swojej twarzy lekki uśmiech i podszedł do kanapy.
- Cześć skarbie – nachylił się, kiedy chłopak ułożył usta w dziubek czekając na pocałunek, jednak Louis nie był w stanie tego zrobić, więc zmienił odrobinę kąt i cmoknął ukochanego w policzek.
Usiadł obok, widząc zdezorientowanie i smutek na twarzy loczka, które starał się zakryć uśmiechem.
- Jak tam nowa praca? – spytał, przysuwając się bliżej Louisa i wtulając w jego ciało. Tak bardzo za tym tęsknił i cieszył się, że w końcu może poczuć ciepło chłopaka - Poczuł jak ciało szatyna lekko sztywnieje, jednak zwalił to na zmęczenie – Tak właściwie to co ty robisz? – odchylił lekko głowę spoglądając na chłopaka.
- Um… - nie pomyślał o tym i teraz musiał szybko coś wymyślić – Pracuję w barze – powiedział pierwszą rzecz, która przyszła mu do głowy.
- W którym, może kiedyś mnie tam zabierzesz?
- N-nie znasz. Niedawno otworzyli. I nie zabiorę cię tam, nie kiedy jesteś w ciąży – odpowiedział.
- Ale…
- Nie ma mowy, żebym pozwolił ci wałęsać się po zadymionych barach w takim stanie – jego ton powiedział Harry’emu, że nie ma się o co wykłócać. Odsunął się od loczka i podniósł z kanapy.
- Gdzie idziesz?
- Przepraszam skarbie, ale jestem zmęczony. Idę spać – oznajmił, kierując się do łazienki, aby wziąć szybki prysznic.
Ostatnią rzeczą, którą ujrzał była smutna twarz jego chłopaka. Jego serce ponownie zakuło. Nie powinien go krzywdzić. Harry na to nie zasługiwał. A Louis czuł, że w tym momencie nie zasługiwał na Harry’ego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro