Rozdział 1
Znienawidzony dźwięk budzika rozniósł się po sypialni. Z pod kołdry wydostał się jęk niezadowolenia, a po chwili brązowa, rozczochrana czupryna wysunęła się z pod przykrycia. Ręka powędrowała w kierunku szafki nocnej, gdzie powinno znajdować się źródło irytującego dźwięku. Po chwili ponownie zapanowała błoga cisza. Louis miał ochotę z powrotem zakopać się pod kołdrą, ale nie mógł.
Usiadł na łóżku, przecierając oczy i rozciągając sztywne kończyny. Z jego ust wydostało się głośne ziewniecie. Rozejrzał się po sypialni, a z jego ust wydostał się jęk niezadowolenia. Pokój wyglądał jakby przeszło po nim tornado. Ubrania były wszędzie, podłoga, fotel, parapet, nawet na rogu szafy wisiała koszulka Harry’ego. Ramki ze zdjęciami na komodzie, były poprzewracane, a kilka z nich - razem z kwiatkiem, w roztrzaskanej doniczce - leżało na ziemi.
Zaszaleli wczoraj z Harrym, ale to nie jego wina. To loczek cały dzień wysyłał do niego sprośne wiadomości, to jego wina, że przez większość czasu, gdy był w pracy musiał zmagać się z uciążliwą erekcją. Nic więc dziwnego, że kiedy wrócił do domu od razu rzucił się na swojego chłopaka i zaciągnął go do sypialni.
Spojrzał na chłopaka, który ciągle spała obok, rozłożony na większej części łóżka. Leżał na brzuchu, a z jego ust wydostawało się ciche pochrapywanie. Wiedział, że teraz czeka go dość trudne zadanie. Obudzenie Harry’ego to naprawdę wyzwanie. Ten chłopak miał bardzo mocny sen. Na ich dom mogła by spaść bomba, a on spałby dalej.
Wdrapał się na plecy Stylesa, potrząsając nim.
- Harry! – krzyknął – Harry! Harry! Harry! – zszedł z ukochanego siadając obok.
Nic jednak nie przynosiło skutków, chłopak tylko przewrócił się na plecy, mrucząc coś pod nosem i spał dalej.
- Hazza! – krzyknął do jego ucha, jednak to również nie przynosiło żadnych skutków – Kurwa, Harold wstawaj! – wrzasnął, uderzając przy tym swojego chłopaka w ramię.
- Co? – wybudził się, otwierając oczy i nieprzytomnym wzrokiem wpatrując w Louisa – Lou – jęknął, pocierając bolące ramię – dlaczego to zrobiłeś?
- Aby cię obudzić, musisz wstać inaczej spóźnisz się do pracy – wytłumaczył, podnosząc się z łóżka.
- Nie chcę – jęknął, chowając głowę w poduszce – Chcę spać.
- Skarbie, jeśli teraz nie wstaniesz, spóźnisz się do pracy. Chcesz żeby Andy znowu się ciebie czepiał? Dobrze wiesz, że za tobą nie przepada i chętnie by cię zwolnił, jednak nie ma ku temu powodu. Jeśli się spóźnisz w końcu znajdzie pretekst.
- Ugh – podniósł się – Nie znoszę kiedy masz rację – zrobił naburmuszoną minę.
- Wstawaj kochanie – zaśmiał się, cmokając chłopaka w policzek i poklepał jego udo.
Podczas gdy Harry powoli zbierał się z łóżka, Louis ruszył do kuchni, gdzie postawił wodę na herbatę. Wyciągnął dwa kubki i oparł się o blat, czekając aż loczek się pojawi i weźmie się za przygotowywanie śniadanie. Niestety Louis jest kulinarnym beztalenciem i po tym jak o mało nie spalił ich kuchni, Styles zabronił mu gotowania.
Podszedł do salonu, by otworzyć okna i wpuścić do środka trochę wiosennego powietrza. Rozejrzał się po pomieszczeniu dochodząc od wniosku, że przydąłby się tu trochę sprzątnąć. Nie powinno to zająć jednak dużo czasu. Salon był niewielki, zresztą jak całe mieszkanie. Składało się ono z salonu, połączonego z kuchnią. Oddzielał ich od siebie blat. Sypialni i łazienka, nie było to dużo, ale im w zupełności wystarczało. Czynsz nie był duży, więc ich dwie niewielki pensje w zupełnie wystarczały na przeżycie.
- Co dzisiaj na śniadanie? – do pomieszczenia wszedł Harry, uśmiechając się do swojego chłopaka.
- Omlet z owocami? – zaproponował szatyn, odwzajemniając uśmiech i kierując się za loczkiem do kuchni.
- Jak sobie życzysz – zatrzymał się całując niższego w usta.
*****
Jak co dzień dźwięk budzika wybudził go ze snu. Wyłączył przeklęte urządzenie, przecierając oczy. Spojrzał w bok, mając nadzieję, że znajdzie tam Harry’ego, jednak miejsce było puste. Podniósł się na łokciach rozglądając po sypialni, nigdzie nie dostrzegł loczka. To było dziwne, Styles nigdy nie wstawał sam z siebie. Zauważył, że drzwi sypialni są otwarte. Wygrzebał się z pod kołdry i ruszył na poszukiwania ukochanego.
Znalazł go w łazience. Siedział na przy muszli klozetowej i wymiotował. Wszedł do środka czując nieprzyjemny zapach, jednak się tym nie przejął. Podszedł do chłopaka odgarniając jego włosy ze spoconego czoła i uspokajająco gładził go po plecach.
- Skarbie, co się dzieje? – spytał zmartwiony, kiedy Harrym przestały wstrząsać torsje.
- Chyba faktycznie nie powinienem wczoraj jeść tego kurczaka. Musiał mi zaszkodzić – wyjaśnił zachrypniętym głosem.
- Mimo wszystko może zostań w domu – zaproponował, kiedy loczek spłukał wodę, podnosząc się i kierując do umywali. Louis był bardzo opiekuńczy i lekko przewrażliwiony jeśli chodziło o Harry’ego.
- Nie mogę – pokręcił głową – Katy wzięła urlop, a Tom się zwolnił i jeszcze nikogo nie znaleziono na jego miejsce. Jeśli nie przyjdę Andy się wścieknie.
- Dasz radę?
- Oczywiście – posłał szatynowi uśmiech.
- Dobrze - westchnął – Ale jakby coś się działo to od razu wracasz do domu. Rozumiemy się?
- Tak – pokiwał głową i nałożył trochę pasty na szczoteczkę.
*****
Siedział w poczekalni, bawiąc się telefonem. Miał nadzieję, że jakaś głupia gra pomoże mu zabić nudę. Był zły na swojego chłopaka, że zmusił go, aby poszedł do lekarza. Przecież nic mu nie było, jedynie jakieś zatrucie lub grypa żołądkowa. Co prawda trwało to dłużej niż powinno, ale nic mu nie będzie. Na pewno w końcu będzie dobrze.
- Pan Styles? – wstał z twardego krzesał, słysząc swoje nazwisko i wszedł do gabinetu. Przywitał się z uśmiechem zajmując miejsce naprzeciwko lekarza i spytany co mu dolega, zaczął tłumaczyć.
- A czy oprócz mdłości, zauważył pan jakieś inne objawy? – spytał doktor Allen, kiedy Harry skończył mówić.
- Raczej nie, chociaż… - loczek na chwilę się zamyślił, nie sądził, aby to miało coś wspólnego, ale może lepiej będzie jeśli powie – Ostatnio chodzę ciągle zmęczony i pomimo tego, że śpię więcej nic to nie daje.
- Hmm… - widać było, że lekarz się nad czymś zastanawia – Będę musiał zrobić kilka dodatkowych badań.
*****
Krążył po salonie nie potrafiąc sobie znaleźć miejsca. Harry poszedł do lekarza i już dawno powinien wrócić do domu. Wizytę miał o 16:00, a dochodziła 20:00. Dodatkowo nie mógł się z nim skontaktować, loczek nie odbierał telefonów. Gdzie on był tyle czasu? Może coś mu się stało? Może usłyszał złe wieści u lekarza? Może dolega mu coś poważnego i boi się powiedzieć o tym Louisowi? Może…
Usłyszał zgrzyt zamka i od razu spojrzał w kierunku wejścia. Drzwi się otworzyły, a do środka wszedł jego chłopak. Louis od razu do niego podszedł, mocno go do siebie przytulając.
- Gdzieś ty był tyle czasu i czemu nie odbierałeś telefonu? – odsuną się spoglądając na Stylesa. Jego włosy były potargane przez wiatr, policzki lekko zarumienione, a oczy zaczerwienione – Płakałeś?
- Wszystko dobrze Lou – uśmiechnął się, ściągając kurtkę i podchodząc do kanapy, na której usiadł.
- Nie o to pytałem – założył ręce na piersi, siadając obok chłopaka.
- Louis, po prostu trochę się wzruszyłem – westchnął - Musieli zrobić kilka badań, więc trwało to dłużej. Nie odbierałem, bo padła mi bateria w telefonie.
- Badania? Jakie? – czuł, że powoli zaczyna panikować, czyli jego najgorsze wizje się spełniły i Stylesowi dolega coś poważnego – Harry błagam cię, powiedz mi co się dzieje.
- Wszystko dobrze – odpowiedział i sięgnął ręką do kieszeni, gdzie znajdował się jego portfel. Otworzył go i wyciągnął niewielką kartkę złożoną na pół, i podał Louisowi. Szatyn sięgnął po nią drżącą dłonią i wpatrywał się w nią przez chwilę zanim rozłożył. Bał się co tam się znajduje.
- Harry, co to? – udało mu się wydusić, kiedy zobaczył co znajduje się na kawałku papieru.
- To nasze dziecko – powiedział z szerokim uśmiechem – Jestem w ciąży.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro