Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

END

"Chcecie tego, co po długo i szczęśliwie? Długo i szczęśliwie nie istnieje, ale to jest prawdziwe"

Lucas

Zaręczyny

Dwójka dzieci? Dwa i trzy lata? Dwóch synów? Tak nadszedł na ten dzień gdy oświadczę się mojej dziewczynie! Bo na wszystkie wcześniejsze pytania odpowiedź brzmi nie. Jesteśmy we Włoszech. Sharon niczego się nie spodziewa. Zaplanowałem ten wyjazd już jakiś czas temu, a dzieci podrzuciliśmy Jackowi. Co znaczy, że ma w swoim domu czwórkę rozbrykanych maluchów.

Jeśli dziesięć lat temu powiedzieli mi byście, że będzie mnie stać na taki romantyczny gest, wyśmiałbym was. Dzisiaj uważam, że wszystko jest możliwe. Mogę być panem tego świata, ale jedyne czym chce być to facetem, którego Sharon nigdy nie przestanie kochać. I na dodatek zrobiłem się ckliwy, co te dzieci robią z ludźmi?

Pierścionek pali mnie w kieszeni moich znoszonych jeansów. Żadnego garnituru , niczego co było by do nas nie podobne. Sharon bawi się swoją bransoletką z zawieszkami, na której właściwie już nic nie chce się zmieścić, ale zdecydowanie będzie musiało.

Idziemy ulicami Rzymu, gdy trzymam rękę na karku Sharon i pieszczę go palcami, a wy pewnie zastanawiacie się jak znalazłem się w tym miejscu, co?

Po prostu jestem bardzo samolubny i cholernie mnie drażniło, że Sharon nie nosi mojego nazwiska. Moje dzieci są Hemmingsami i noszą to nazwisko z dumą, ja noszę je z dumą, więc Sharon też powinna.

Nazwisko.

Wieczna miłość? Mam ją i bez tego.

Wiem, że Sharon chciała ślubu i zaręczyn, a ja nie byłem w stanie jej tego odmówić. Myślę, że sam chciałem to mieć i pamiętać.

Zmieniłem się i wy doskonale o tym wiecie.

- Wiesz, co chcę kiedyś zrobić? - kręcę głową.

- Chce podróżować z naszymi dziećmi, pokazać im świat, nauczyć czegoś innego - właśnie dochodzimy pod Fontannę di Trevi.

- Tak, ale zdecydowanie czasem potrzebujemy weekendu dla siebie - Sharon całuje mnie w brodę.

Kurwa jestem tutaj z nią i zaczynam się denerwować.

Daje jej monetę i sam biorę drugą.

- Życzenie? - pytam ją, a potem nim zdąży  mi odpowiedzieć klękam na jedno kolano.

- Co robisz? - pyta zdziwiona.

- To czego chce - to dobra odpowiedź.

- Pieprze zwyczaje i tradycje, więc przez chwile mnie posłuchaj. Wrzucenie pierwszej monety to ponowny powrót do Rzymu, wrzucenie drugiej monety to romans, a trzeciej? Ślub.

- Dlatego, że zawsze wszystko robimy po swojemu i jesteśmy w tym najlepsi - zabieram jej monetę z ręki i wrzucam do fontanny.

- Czy zostaniesz moją żoną przy pierwszym pobycie w Rzymie? - Sharon kuca obok mnie i rzuca mi się na szyję.

- Tak! - czuję na policzku łzy jej szczęścia, a potem patrzy na mnie i bez słów mnie całuje. Ludzie dookoła nam klaszczą. Nie muszą rozumieć słów, wystarczy na nas spojrzeć. Cholerna miłość sama w sobie.

- Kocham cię - szepcze Sharon, gdy zakładam na jej palec pierścionek. Przykładam swoje czoło do jej.

- Kocham cię bardziej niż mógłbym cokolwiek nienawidzić - ta obietnica jest wielka, ale tak naprawdę tylko my ją rozumiemy.

Ślub

Czy można zrobić coś bardziej szalonego niż wziąć ślub w swoim prywatnym piekle?

Nie sądzę.

Dlatego właśnie to zrobimy.

Stoję na naszym skrawku plaży w  Mission Beach gdzie wydarzyło się między nami wiele dobrego jak i złego.

To tutaj się zaczęliśmy, ale to nie tutaj się skończyliśmy i zaraz będę składał przysięgę mojej idealnej narzeczonej, która we mnie wierzyła gdy ja nie wierzyłem w siebie, która poświęciła szacunek do samej siebie, żeby być ze mną, która zrobiła wszystko, żebym stał się tym kim jestem.

Stoję przed ołtarzem patrząc na moich dwóch synów, którzy siedzą u rodziców Sharon na kolanach. Potem obracam się w moją prawą stronę i uśmiecham się do Cama, mojego świadka. Tak musiałem to zrobić. Ten młody facet znaczy dla mnie zdecydowanie o wiele więcej niż kiedykolwiek mógłbym przypuszczać. Jest dla mnie jak brat, a zaraz prawnie będziemy rodziną. Chociaż uważam go za nią od dawna.

W końcu ją widzę.

Idzie do mnie w swojej białej sukni, uszytej na zamówienie. Nie przestrzegaliśmy, żadnych zasad widziałem ją w tej sukni wcześniej. Nigdy nie przestrzegaliśmy zasad, nigdy nie będziemy, ale nie mówcie naszym dzieciom.

W głośnikach rozbrzmiewa jedna z moich piosenek, które dla niej napisałem, a ona szeroko się uśmiecha. Gdy jest już na wyciągniecie mojej ręki, cofa się i całuje naszych chłopców w główki.

Allison stoi u jej boku i płaczę, Scarlett też, córka Scarlett także.

Wszyscy są cholernie szczęśliwi.

Ale nie sądzę, że ktokolwiek rozumie, co tu się dzieje.

Stoję twarzą w twarz z dziewczyną, która zaraz zostanie moją żoną. Dziewczyną, którą chciałem nienawidzić za jej idealność, a pokochałem ją w każdym calu. To prawda, że trochę ją zepsułem, tak samo jak i prawda, że dalej popalamy po seksie, ale największą prawdą jest to, że nie jesteśmy tutaj, bo to było nieuniknione, jesteśmy tutaj, bo siebie szukaliśmy.

Ona poszukiwała mnie, żeby przeżyć przygodę, ja, żeby poczuć się kimś. Zdecydowanie nam się udało.

Teraz oboje jesteśmy kimś i przeżywamy wspólną przygodę.

Sharon się do mnie uśmiecha, ja uśmiecham się do niej i nie zwracając uwagi na nikogo skradam jej szybki pocałunek. Ludzie biją brawo, a Sharon się rumieni.

Napisaliśmy własne przysięgi i właśnie Sharon zaczyna mówić swoją.

- Wiedziałam, nie wiedziałam, ale po prostu czułam. Pamiętam jak cię pierwszy raz zobaczyłam i zdałam sobie sprawę kim jesteś, nie byłam przerażona, byłam zdruzgotana, że nie mogę być taka jak ty, a potem się okazało, że nie muszę być taka jak ty, żebyś mnie kochał - właśnie poleciała jej pierwsza łza.

- Jesteś kimś kto doprowadza mnie do szału na każdy możliwy sposób, ale i jedyną osobą na świecie, która sprawia, że wystarczy mi to kim jestem i to, co mam. Razem zbudowaliśmy coś wyjątkowego, ale przede wszystkim zostaliśmy sobą ze sobą.

- Nigdy nie myślałam, że miłość może być tak szalona, ale przede wszystkim, że mogę kogoś kochać będąc z daleka od niego przez dwa lata - to sprawia, że nawet ja mam ochotę się rozpłakać, cicho.

- Byłeś dupkiem - mówi przez śmiech.

- Ale za to też cię kocham - skradam jej kolejnego całusa.

- Nie jestem dobry w takim gadaniu, bo to ty odwalasz całą rolę dobrej wróżki i amorów, a ja tylko sprawia, że to wygląda efektowniej, kłócąc się z tobą o wszystko - wszyscy się śmieją.

- Ale jeśli miałbym wybrać jeden moment w moim życiu, który je zmienił to wcale nie będzie to dramat dzieciństwa, a moment gdy wjechałaś mi w dupę, a potem gdy dostałem pracę u twojego ojca.

- Zawsze chodziło o ciebie, sprawiłaś, że potrafię kochać i potrafię być kimś kto na ciebie zasługuje - Sharon mocno płaczę.

- Nie spędzę już ani minuty bez ciebie kochanie.

- Tak cholernie cię kocham - nie czekamy na ostateczne słowa, już jesteśmy w swoich objęciach gdy urzędnik ostatecznie ogłasza nas mężem i żoną.

Spodziewaliście się tego, co?

Szczerze? W którymś momencie nawet ja to wiedziałem.

A potem?

Potem jest to wszystko, co tak kochamy.

Nasi przyjaciele, nasze dzieciaki, sok wylany na suknie Sharon, wrzucenie jej do morza. Nie jest to tradycyjny ślub, ale jesteśmy w Mission Beach.

Jeśli kiedyś odwiedzicie to miasto i uznacie, że ono jest waszym końcem, wystarczy, że staniecie w tym miejscu w, którym ja teraz stoję w środku morza z moją żoną w objęciach i zdacie sobie sprawę, że Mission Beach to tylko przystanek do waszej wieczności.

****

O mój boże, płaczę.

To koniec.

Luke i Sharon żyją szczęśliwi ze wspaniałymi wspomnieniami z Mission Beach.

Dziękuje wam za wszystko i za to jak bardzo pokochaliście tych bohaterów! Ja też ich kocham!

Zapraszam na inne moje prace w szczególności na opposite magnets, też z Lukiem.

Dziękuje! :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro