9
"Mnie ranisz i wkurzasz, wychodzisz na minus, a dla siebie na plus? Samolub"
Sharon
Zanim poznałam Luka, zawsze myślałam o dzieciach i o sobie jako żonie. Chciałam nawet biegając pod nogami trójkę małych dzieci i mogę sobie wyobrazić Luka jako ojca. Widzę go w roli wujka codziennie, a on i tak nie widzi, że się do tego nadaje.
Gdy dzisiaj odbiera mnie Cam jest wściekły.
- Hej.
- Gdzie on, kurwa jest? - pyta.
- Ma pracę i nie przeklinaj - przewraca oczami.
- Nie pouczaj mnie, dlaczego on tu nie przyjechał? - nie mogę mu zdradzić tajemnicy, Luka, prawda?
- On nienawidzi tego miasta, Cam - to tyle co mogę mu powiedzieć.
- Do cholery to tylko miasto, kawałek ziemi, ty tu jesteś, powinien być tu z tobą! - uderza w kierownicę, a ja powstrzymuje łzy.
- Dopiero od niego wróciłam, nic się nie stało, Cam - pocieszam go gdy chyba sama tego potrzebuje.
- Pojadę tam i przysięgam, że wypierzę z niego tę głupotę - kocham mojego braciszka.
- Spokojnie, to tylko Luke - i to tylko Luke jest idealnym określeniem tego jak się czuję.
- Co z tatą?
- Pozwolili mu w końcu wrócić do domu. Mama jest cała szczęśliwa - ja też.
- A co z warsztatem?
- Wiesz, że jestem w tym dobry, siostra - uśmiecham się, bo ma rację.
- Możesz wrócić do Sydney jeśli musisz -kręcę głową.
- Potrzebujecie mnie tu. Może i ojciec ma sprawne nogi, ale dalej nie może nic robić - chce odciążyć mamę, dopilnować cię ze szkoła i pomóc w finansach.
- Jesteśmy zgraną rodziną - szkoda, że nie wszystkie takie są prawda?
Piszę do Luka wiadomość, że dojechałam, a on prosi, żebym pozdrowiła rodzinę. Nie zrobię tego, nie zniosę tony pierdolonych pytań, gdzie, dlaczego, co się dzieje.
Mission Beach się stało.
Myślę o słowach mamy z zeszłego tygodnia, a co jeśli ona ma racje? Co jeśli to nie przetrwa?
To miasto to najgorsze i najlepsze, co nas spotkało, czy Luke myśli tak samo?
- Tato! - rzucam się w jego objęcia.
- Nie musiałaś wracać - musiałam i to chyba bardziej dla siebie niż dla kogokolwiek innego.
- Uważam, że powinniśmy zrobić naszego rodzinnego grilla dzisiaj wieczorem - mówię z uśmiechem, a wszystkim podoba się ten pomysł.
- Zaproszę Tesse i Matta - bo widzicie tak to jest z tymi młodymi ludźmi.
- Nie było mnie tylko przez weekend - szturcham go ramieniem.
- Może to ta jedyna? - a Matt? Przyjaźnią się odkąd Cam skończył dziewięć lat i to jest na pewno na całe życie.
Dopiero dzisiaj poznam Tesse.
Chciałabym, żeby tu był, żeby mógł to przeżyć ze mną i dać jakąś radę Camowi.
Dzwonię do Luka, żeby chociaż chwilę z nim porozmawiać.
- Hej - odzywam się gdy odbiera.
- Doleciałam.
- A ja właśnie wyszedłem z pracy.
- Co tak, szybko? - nie odzywa się przez chwilę, a potem słyszę jak otwiera drzwi od samochodu.
- Nie mogłem się skupić, z resztą Jack chce gdzieś zabrać April, więc zostaje z dwójką niegrzecznych dzieciaków - normalnie robilibyśmy to razem.
- Oo, co będziesz z nimi robił? Znowu dasz im zapleść sobie warkoczyki i powpinać spinki we włosy? - on się śmieje, ja się uśmiecham.
- Pewnie sam zaplotę warkocze, potem pokopie piłkę, potem ponoszę na barana, potem nakarmię, a potem obejrzę głupią bajkę - Luke mógłby być ojcem, zdecydowanie.
- Zrobisz mi zdjęcia?
- Pewnie - odpowiada szybko.
- Hej, Sharon - dodaje.
- Tęsknie za tobą - uśmiecham się szerzej.
- Tata wygląda już lepiej, dzisiaj robimy grilla, porobię trochę zdjęć - nie wiem dlaczego nie chce mu odpowiedzieć.
- Twój ojciec robi najlepszego grilla. Cholera nie mogę go sobie wyobrazić z rękami w gipsie - to przyjedź.
- Tak, mama robi za niego wszystko, wygląda nawet jakby chciała za niego leżeć i siadać - cicho się śmieje.
- Chętnie poleżałbym na tobie - przewracam oczami, mimo, że on nie może tego zobaczyć.
- Jak długo jeszcze tam będziesz?
- Luke...
- Nie, ja rozumiem, ale cholera tęsknie za moją dziewczyną - na zawsze dziewczyna, nigdy żona.
- Czy to Luke? - pyta mnie Cam, a ja kiwa głowa.
- Mogę z nim porozmawiać? - odzywa się.
- Luke, Cam chce cię do telefonu - Luke ciężko wzdycha.
- Nie chce się z nim kłócić, on nie zrozumie - ja nie rozumiem.
- Kończę, kocham cię, pa - nienawidzę tego tekstu, więc się rozłączam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro