8
"nigdy nie mam jej dosyć, tak samo jak nigdy ja nie będę wystarczający"
Lucas
Otwieram drzwi do mieszkania z nadzieją, że Sharon już przyjechała.
Prawie miesiąc nie widziałem mojej dziewczyny.
Gdy wchodzę od raz ją widzę, a ona od razu wpada w moje objęcia, biorę jej twarz w dłonie.
- Cholera, tak strasznie za tobą tęskniłem - ocieram jej łzy z twarzy.
- Tak strasznie cię kocham - mówi, a ja już ją całuję.
Od razu sięga do mojej koszulki, od razu zrzucam z siebie buty.
- Kocham cię - mówię.
- Kocham, kocham, kocham - powtarza bez ustanku, całując mnie po szyi.
- Potrzebuję cię - mówi do mnie, a ja od razu pozbywam się jej koszulki, potem jej stanika, a potem spodni.
- Cholera, nie masz majtek - w końcu się do mnie uśmiecha.
- Oszczędność czasu - szybko rozpina moje spodnie, a ja w chwilę przyszpilam ją do ściany.
- Kocham cię, kurwa - nie czekam dłużej, od razu w niej jestem.
- Potrzebuje cię - jęczy cały czas gdy mocno się w nią wbijam.
- Tak strasznie..
- Luke! - krzyczy gdy, moje pchnięcia stają się co raz głębsze i mocniejsze.
- Nic, nie mów, po prostu czuj - poruszam się w niej gorączkowo, a ona mocniej drapie moje plecy, zostawiając na nich ślady, udowadniając do kogo należy.
- Kocham cię - szepcze do jej ucha, gdy ona się rozpada.
- Kocham cię - odpowiada i to wystarczy. Cały czas w środku niej niosą ją do sypialni i powtarza dokładnie to samo, co przed chwilą pod ścianą.
- Tak strasznie tego potrzebowałam - mówi gdy przytula się do mojej piersi.
- Nie myśl, że to koniec - mocniej się we mnie wtula.
- Na pewno nie możesz wrócić tam ze mną?
- Sharon...
- Ja naprawdę rozumiem, ale to też jest twoja rodzina, ta prawdziwa rodzina...
- Nienawidzę Mission Beach - te słowa są dla niej jak kubeł zimnej wody, bo nagle zamiast leżeć w moich objęciach siedzi.
- Powiedz mi coś.
- Nienawidzisz Mission Beach, bardziej niż kochasz mnie? - zamiast odpowiedzieć i traktować ją poważnie gapię się na jej piersi i sam siadam.
- Kocham cię, to nie wystarczy? - pytam gdy pochylam się do jej piersi i biorę jej sutek w usta.
- Luke - jęczy i wplata palce w moje włosy.
- Kocham cię - ugniatam jej drugą pierś, gdy językiem okręcam drugą.
- Nie przestawaj - uśmiecham się, nigdy nie przestanę, ale to nie znaczy, że kiedykolwiek pojadę do Mission Beach.
Dwie godziny później, po kolejnej fali uniesień śpimy w swoich objęciach. Właściwie to ona śpi, a ja po prostu się jej przyglądam.
Tylko patrze, a to mi wystarcza.
Nie robiłem tego od prawie miesiąca.
Boże, jak ja ją kocham.
Ale czy kocham ją bardziej od Mission Beach i od swoich strachów?
Nie chce się tym teraz zajmować.
Budzę moją dziewczynę na kolejną rundę seksu, bo wiem, że zaraz wyjedzie i nie mam pojęcia kiedy wróci z powrotem.
Ale wiem jedno wróci.
- Muszę pogratulować Allison - mówi rano.
- Będą tu za chwilę - wydaje mi się, że pomyślałem o wszystkim.
Po chwili słyszmy dzwonek do drzwi, oni w odróżnieniu od Caluma pukają. Sharon biegnie je otworzyć.
- Cześć! - wpadają sobie w objęcia.
- Gratuluje! - krzyczy Sharon i od razu sięga do niewidocznego brzucha Allison.
- Który to tydzień?
- Dwunasty - odpowiada dumnie Jesse. Czy ja też bym taki był? Dumny młody tata, cholera my z Sharon mamy z nich najwięcej, naprawdę.
Mamy jedną pełną rodzinę, jej rodzinę. Mamy naszych przyjaciół. Kasy jak lodu z mojej pracy inżyniera, duże mieszkanie, całą masę podróży, ale nie mamy ślubu, ani dzieci. Czy to jest to, co nas rozdzieli?
Czy będzie to Mission Beach?
- Mike i Caytlyn zwiedzają Azję, wy będziecie mieli dziecko, Calum i Scarlett się zaręczyli, Ashton bierze ślub - i tu się zatrzymuje, bo nie ma nic więcej do powiedzenia, więc staje za nią i mocno ją obejmuje.
- Kocham cię - szepcze do jej ucha, żeby spróbować pokazać jej, że niczego nam nie brakuje. A ona po prostu kiwa głową.
Od kiedy dwudziestoczteroletnie kobiety chcą dzieci i ślubu?
Kurwa, wszyscy dookoła nas to mają.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro