3
"Mission Beach potrafi rozpieprzyć życie nawet z daleka, a może to ja?"
Lucas
Bez słowa wróciliśmy do naszego mieszkania.
Trzasnąłem drzwiami.
Byłem wściekły o pieprzonego pijanego kierowcę, ale jeszcze bardziej byłem wściekły o samo miejsce o, które chodzi.
- Powiedz coś - prosi mnie Sharon gdy siada na fotelu w salonie.
- Chodź tu - właściwie to ja przychodzę do niej i mocno ją obejmuje.
- Musze tam pojechać.
- Wiem o tym.
- Luke? - wiem, o co mnie prosi.
- Nie mogę, Sharon.
- Cholera zrobiłbym dla ciebie wszystko - przerywa mi.
- Po za wróceniem tam - ma racje.
Mam nadzieję, że rozumiecie, co to miasto dla mnie znaczy. Czuję, że jeśli tam wrócę cofnę się o ileś kroków wstecz. Wystarczy jedno spojrzenie tych ludzi, jedno spojrzenie na mój pseudo dom i znowu będę się czuł jak śmieć.
Nie mogę.
- Muszę tam pojechać - mówi znowu jakby próbowała przekonać siebie nie mnie.
- Nie zamierzam cię powstrzymywać, ale nie mogę pojechać z tobą - kiwa głową. Mimo, że wiem, że chce tego.
- Sharon - unosi głowę, żeby na mnie spojrzeć.
- Powiedz, że rozumiesz.
- Oczywiście, że rozumiem, ale...
- Potrzebuje cię - a ja potrzebuje siebie i tego, co sobie zbudowałem w swojej głowie, powrót tam mi w tym nie pomoże.
- Wrócisz gdy tylko będziesz mogła - kiwa głową, a potem zasypia w moich ramionach, żeby następnego dnia jechać na lotnisko.
Stoimy na lotnisku, Sharon przytula mnie tak mocno, że czuję, że zaraz mnie zmiażdży.
Nie rozstawialiśmy się nawet na jeden dzień odkąd zamieszkaliśmy ze sobą. To będzie cholerne ciężkie zadanie dla nas, to będzie pieprzone wyzwanie zrobić to.
- Wrócę - wiem o tym, kurwa. Nie boję się o to.
- Wiem, kochanie - przytula mnie jeszcze mocniej, póki nie słyszy swojego nazwiska.
- Jestem spóźniona.
- Zadzwoń gdy tylko dolecisz - znowu kiwa głową.
- Kocham cię - mówi pierwsza.
- Kocham cię - odpowiadam i w końcu ją puszczam.
Kto by pomyślał, że Mission Beach w końcu cię wezwie?
Albo, że jej tata prawie zginie w wypadku samochodowym?
Po raz pierwszy od czterech lat zostaję sam w czterech ścianach.
Po raz pierwszy nie ma kogoś kto będzie stał na de mną i uświadamiał mi jak wielkim bałaganiarzem jestem.
Ale przede wszystkim nie ma kogoś kto codziennie będzie na mnie patrzył w ten sposób, co robi to Sharon.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro