29
"Najszczęśliwszy gnojek z Mission Beach"
Lucas
****
Dwa tygodnie później
- Będą mieli państwo syna! - ściskam tak mocno dłoń Sharon, że aż boje się, że zrobię jej krzywdę, a potem nie zważając na lekarkę, mocno całuje moją dziewczynę.
- Cholernego syna!
- Będę miał syna! - Sharon płacze ze szczęścia, a potem przyciąga mnie za koszulkę do siebie.
- Tak strasznie cię kocham - widzę jak lekarka uśmiecha się na te słowa. Gładzę brzuch Sharon.
- Nauczę go wszystkiego.
- Łącznie z przeklinaniem? - wybucham śmiechem.
- Łącznie z tym jak walczyć, a nie uciekać, kochanie.
*********
Miesiąc później
- Nie otwieraj jeszcze oczu - niosę Sharon prosto z samochodu do naszego domu, ale ona nie ma o tym pojęcia. Cały czas myśli, że szukam czegoś idealnego, ale już znalazłem. To jeden z projektów przy, którego budowie pracowałem. Wystawili go na sprzedaż, jest idealny. Dla nas i dla jakieś trójki naszych dzieci, a nawet dla rodziny Sharon. Mamy tyle pokoi, ze równie dobrze wszyscy nasi przyjaciele mogli by tutaj wpadać i dalej nie było by zbyt tłoczno.
Otwieram drzwi, a potem idę po schodach.
Wchodzę do naszej gigantycznej sypialni i stawiam ją przed oknem.
- Teraz - Sharon otwiera oczy, a ja obejmuje ją od tyłu i kładę ręce na jej brzuchu.
- Pieprzony ocean - Sharon obraca głowę w moją stronę.
- Mówiłem ci jak bardzo kocham ten widok? - a potem mocno mnie całuje. Zdecydowanie nie straciła swojego zapału.
- Gdzie jesteśmy?
- W naszym nowym domu, kochanie - a więc czas najwyższy ochrzcić łóżko.
*****
Dwa miesiące później
- Jestem w ciąży! - my chyba naprawdę jesteśmy wyjątkowo zdolnymi facetami.
- Maya będzie miała braciszka! - Sharon wpada jej w objęcia, ostatnio zrobiła się strasznie wrażliwa.
- Kupiliśmy dom obok was! - i wszystko znowu wraca do normy.
******
Cztery miesiące później
- Luke! - Sharon krzyczy z kanapy.
- Nie mogę wstać! Ktoś dzwoni do drzwi! - szybko ce ją w czoło i biegnę do drzwi.
- Niespodzianka! - to jej rodzina. Sharon jakoś unosi się na łokciach i teraz siedzi.
- Mama! - krzyczy.
- Cam! - jej tata wita się ze mną. Powiedzenie im o ciąży było wyjątkowo proste. Nie dostałem w twarz.
- Skończyłem szkołę - mówi dumnie Cam.
- A to znaczy...
- Że przeprowadzamy się do Sydney! - to są własnie bajki. Ja w jednej z nich w końcu żyję.
- Będziesz wyrywał laski, co? - mówię do Cama.
- Zdecydowanie, kurwa - nie wyszedł mu jego związek z Mission Beach, ale on sobie poradzi. Jest twardy jak jego siostra.
****
W końcu
- Oddychaj, Sharon! - znajdujemy się na sali porodowej.
- Zamknij się! - nie wpuściliśmy nikogo, chcieliśmy przeżyć to sami.
- Mówiłeś, że chcesz więcej dzieci? Nie ma kurwa mowy - całuje ją w czoło, a ona kurczowo łapie się mojej koszulki.
- Wiesz? Właśnie dlatego ludzie używają podwójnych zabezpieczeń.
- Pieprze zabezpieczenia.
- Brak seksu przez sześć tygodni - teraz to ja przeklinam, a ona skrada mi pomimo całego swojego bólu małego całusa.
- Wiesz jak cholernie cię kocham? - Sharon już nic nie odpowiada, bo zaczyna przeć.
A jakiś czas potem, nie jestem dokładnie pewien jaki trzymam w rękach naszego syna.
- Jack - mówię do Sharon.
- Jack - myślę, że to idealne imię, dla naszego syna i idealne podziękowania dla naszego brata.
- Nie spieprzę tego - mówię do Sharon.
- Wiem to - wierzę jej, ona mi wierzy i chyba właśnie o to zawsze chodziło.
***
Kilka miesięcy później
- Ja nie wstaje - mówi Sharon przewracając się na drugi bok. Jack cały czas mocno płaczę. Obejmuje ją od tyłu.
- Kochanie, muszę iść do pracy.
- No właśnie ty pójdziesz do pracy!
- Może przestanie? - mówię wtulając głowę w bok jej szyi.
- Jasne - Jack jest zdecydowanie krzykliwym dzieckiem.
- Ten kto wcześnie wstaje...
- Ten zostaje zwolnionym z pracy - Sharon się śmieje.
- Będę cały... - całuje ją w szyję.
- Idę po niego i położę go pomiędzy nami - ona tylko kiwa głową.
A chwilę potem leżymy z naszym małym dzieckiem pomiędzy nami.
- Co byś powiedział na kolejne?
- Sharon...
- Jestem w ciąży - tak zdecydowanie to zawsze przychodzi do nas niespodziewanie.
- Wow, chyba powinienem zapisać się do banku spermy - Sharon mocno mnie całuje.
- Jesteś mój.
- Zawsze byłem - i tak właśnie wygląda nasze życie.
Póki co dalej nie jesteśmy małżeństwem.
**
To jeszcze nie koniec!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro