24
"Nigdy nie lubiłam lekarzy, ale zdecydowanie tego nienawidzę w szczególności"
Sharon
Wiedzą, że jestem w ciąży, ale nie wiedzą, że idę do lekarza. Zrobiłam to sama, bo powinnam z Lukiem, a nie chciałam, żeby wszyscy nasi przyjaciele wiedzieli jaka jestem przerażona tym, co się może stać.
Najpierw musiałam mieć potwierdzenie. Nie mogłam namieszać mu tak w życiu bez pewności.
Nawet w takiej chwili martwię się najpierw o niego. To właśnie pokazuje jak bardzo Mission Beach w nas siedzi i, że to na zawsze pozostanie w nas.
Wchodzę do gabinetu i czuję się jakbym była u ginekologa pierwszy raz. To cholernie niewygodna sytuacja, szczególnie, że on powinien być tu ze mną i się cieszyć.
Jednak on jest tchórzem i ja w tej chwili też jestem tchórzem.
Kobieta włączą maszynę, która zaraz zmieni życie, a raczej zrobi to badanie krwi, którego przyniosła ze sobą wyniki.
Nienawidzę mojego życia.
- Jest pani w ciąży – nie ma na mojej twarzy uśmiechu radości, ani ulgi. Miałam małą nadzieję, że to się nie dzieje. Okropne, co? Co powiem mojemu dziecku? Że mama na początku go nie chciała, bo tak bardzo kocha twojego nieobecnego tatusia, że nie wyobrażała sobie, życia bez niego, więc udawało, że nie jesteś prawdziwy?
Wzdrygam się na samo myślenie w ten sposób.
Potem kobieta przeprowadza badanie usg.
- O to pani dziecko – i już wiem, że nie oddałabym go za żadne skarby świata.
- Jest jeszcze za wcześnie, żeby określić płeć, to dwunasty tydzień – zaczynam płakać i tak strasznie żałuję, że on nie trzyma mnie za rękę i nie całuje w czoło szeroko się uśmiechając. Tak jak robił to Calum przez całe dziewięć miesięcy.
- Będę mamą – szepcze pod nosem, a lekarka się do mnie uśmiecha.
- Potrzebuje pani jakieś diety? Jakiś leków, co powinna pani robić a czego nie? – wszystko wiem. W kółko patrzę na przyjaciółki w ciąży.
- Dziękuje – po raz pierwszy łapie się za brzuch i pocieram go kciukiem, wyobrażając sobie, ze to jego wielkie dłonie.
Kobieta podaje mi wydruki zdjęć mojego dziecka.
I z pół uśmiechem wracam do mieszkania.
Maya i Scarlett rzucają się na mnie zanim zdążę otworzyć drzwi do siebie, więc idziemy do nich. Calum jest w pracy, na szczęście.
Wyciągam coś z lodówki Scarlett gdy ona grzebie w mojej torebce.
- Cudowne!
- Pomyśl jakie będzie piękne!
- Skąd wiedziałaś? – uśmiecha się.
- Proszę cię, unikałaś mnie gdy wychodziłam, a Luke poszedł do pracy. Domyśliłam się.
- Mamusiu, ja też tak wyglądałam? – pyta ją Maya.
- Tak, skarbie – Maya przygląda się z zainteresowaniem wydrukowi. I w tej chwili zdaje sobie sprawę, że nie chce jednego dziecka. To zdecydowanie za mało.
- Powiesz mu? – wzruszam ramionami.
- Nie wiem, co mam mu powiedzieć?
- Hej, sprawdzasz moje tabletki co jakiś czas, a potem wyjechałam do Mission Beach i olałam tabletki? – Scarlett się krzywi.
- Sprawdzał ci tabletki? – znowu wzruszam ramionami.
- Twierdził, że to dla naszego dobra. Dziwne, że jeszcze tego nie zrobił.
- To ty mogłaś za każdym razem kazać mu pamiętać o prezerwatywach! – nie śmieje się, a powinnam.
- Nie chce go zawieść – prycha.
- To on nie powinien zawieść ciebie! Sharon! Masz dwadzieścia cztery lata, jesteście o trzy lata starsi niż my byliśmy z Calumem, a nawet o cztery! Ale zobacz – uśmiecha się do swojej córki.
- Za nic w świecie bym tego nie zmieniła – dlaczego znowu zaczynam płakać? Maya siada na moich kolanach.
- Nie martw się, ciociu.
- Ja ci pomogę – i po raz kolejny dzisiaj, chociaż na chwile się szczerze uśmiecham.
-Wiesz, dziwi mnie, że nie wierzysz w niego. Chyba po raz pierwszy..
- Bo już nie chodzi tylko o nas. Ranienie mnie to jedno, ranienie dziecka..
- Minęły cztery lata, a właściwie to siedem – ma rację. Ale to niepokoi.
- Może zostawimy wam Maye na weekend albo dzieciaki Jacka. Opowiesz mu o zaletach i powiesz, że zagra ci bije czy coś..
- Luke nienawidzi gierek, jeśli to zrobię, pomyśli bóg wie co.
- Cholera, masz racje.
- Brzydkie słowo! – krzyczy Maya. A Scarlett kręci głową.
- Nic nie słyszałaś młoda damo - mała uśmiecha się dokładnie w ten sam sposób, co Calum.
I ja naprawdę chce tego samego, co oni tutaj mają.
Ale jak?
Gdy wracam do domu Luke rzuca się na moje usta i nie rozmawiamy tego dnia za dużo. Myśle, że dalej nadrabiamy zaległości. Nie spodoba mu się to.
Cholera tu nie chodzi o niego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro