Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

"Nie zamknięta przeszłość zawsze cię wezwie, pora znowu uciekać"

Lucas

Poczułam z kuchni zapach jajecznicy, wstałam zaspana z łóżka i ruszyłam do kuchni. Luke stał przed kuchenka, skupiony dokładnie nad tym co robi. Podziwiałam go od tyłu, jego szerokie ramiona i długie nogi, był idealny, idealny dla mnie. Przytuliłam go w pasie od tyłu.

- Dzień dobry kochanie - posadził mnie na blacie i od razu pocałował. Wplotłam palce w jego włosy, a on trzymał ręce na moich udach, masujące je w górę j w dół.

- Coś się pali - zaskoczyłam szybko z blatu, a on mruknął z niezadowolenia.

- Chciałem być romantyczny, ale chyba mi nie wyszło - potarł dłonią o kark z lekko zażenowaną miną.
- Podaj talerze, nie jest źle - musnęłam go szybko w policzek.

Luke:


Ten widok mi się chyba nigdy nie znudzi, Sharon w mojej koszulce, krzątająca się po naszej kuchni. Z każdym dniem kochałem ja co raz bardziej i nie wiedziałem, jak to w ogóle możliwe.

Z patelnia w ręce i wielkim uśmiechem od ucha do ucha wędrowała w moją stronę. Zamiast zająć miejsce obok mnie, władowała się na moje kolana.  Wtuliła głowę w zagłębienie mojej szyi, a ja objąłem ja w okol jej drobnego ciała.

- Posiedźmy tak chwilę - pokiwałem tylko głową, uśmiechając się.

- Co się tak szczerzysz? - Palcem kreśliła kółka na moich plecach.

- Bo cię kocham - najprostsza i najszczersza odpowiedź na świecie.

- Ja ciebie też - przywarła ustami do moich ust, a ja znowu wiedziałem, że nie chciałbym być nigdzie indziej.

- Cześć, gołąbeczki - Sharon odrywa swoje usta od moich, żeby spojrzeć na naszych przyjaciół.

- Mówiłam, żebyśmy zapukali Calum  -karci go jego narzeczona. Dalej nie mogę w to uwierzyć, cholera.
- Scarlett, nigdy nie pukam i nie będę pukać i on o tym dobrze wie - Calum obejmował ja, ramieniem, a ona robiła głupie miny dając mu do zrozumienia jaki jest niereformowalny.

- Cześć - Sharon zeszła z moich kolan, przywitała się z naszymi przyjaciółmi i zaproponowała im jedzenie.

- Ashton, bierze ślub - każdy z nas przeszedł swoją drogę. Nawet Ashton, który zostawił nas w Australii i pojechał odnaleźć siebie aż do Stanów. Myślę, że było mu to potrzebne.

- Tak wiem, dostaliśmy wczoraj zaproszenie.

- Kto będzie następny?  - nie idź tą drogą, Scarlett.

- Może ty i Luke?

- To jeszcze za wcześnie  - Tak tak zdecydowanie za wcześnie.

- Czyli lecimy do Chicago? - wspominałem, że mogę sobie na to pozwolić kiedy tylko chce? Nie ma we mnie już nic z chłopca z Mission Beach.

- Maya zobaczy kawałek świata! - oni kochają to dziecko tak samo jak siebie nawzajem, myślę, że to jest jedyny powód dlaczego przetrwali.

Później tego samego dnia idziemy na obiad do Jacka i April.

Wszędzie dookoła kręcą się dzieci albo każdy bierze ślub.

Ślub, dzieci.

"Byłbyś dobrym ojcem"

Słyszę od każdego w kółko i w kółko, ale boję się tego.

Nie boję się, że Sharon urodzi nie moje dziecko, nie jestem aż tak pojebany, ale po prostu boję się, że przez to, że sam nie znałem takiej miłości, nie będę potrafił jej dać albo, że małżeństwo zmieni nas w nudziarzy i frajerów.

- Hej, jesteście - dzieciaki April i Jacka mają prawie trzy lata. Właściwie są to bliźniaki, dwóch chłopców. W końcu się doczekaliśmy, co? Sharon się śmieje, że będą mniej podobni ode mnie i od Jacka, co jest całkiem możliwe.

Na razie jeden woli bawić się samochodami, a drugi wszystko niszczyć. Nie, czekajcie, to dokładnie przypomina mnie i Jacka.

- Ładnie pachnie - czy ktoś mówił wam, że Sharon zawsze wie, co powiedzieć? Czasem wydaje mi się, że po tym czasie, co wam z nami nie było poznałem ją jeszcze lepiej. W każdym razie, wspólne mieszkanie wiele zmienia i daje komfort o, którym Sharon nie chciała słyszeć.

Jesteśmy w środku kolacji gdy nagle dzwoni telefon Sharon. Oczywiście odrzuca połączenie, ale gdy dzwoni znowu i znowu, wstaje od stołu i w końcu postanawia odebrać.

- Tak? - nagle jej mina się zmienia.

- Nie, to niemożliwe - od razu wstaje od stołu i jestem obok mojej dziewczyny.

- Jak to wypadek? - płacze. Cholera jasna.

- Tak, wsiadam w samolot i będę - co kurwa?

- Mój tata, miał wypadek, leży w szpitalu w śpiączce i połamany - mówi łamiącym się głosem, od razu ją do siebie mocno przytulam.

- Muszę wrócić do domu.

Mission Beach

Zawsze się o ciebie upomni, prawda?

******

Ta historia nie będzie długa, rozdziały też będą o wiele krótsze.

Ale dużo się zmieni.

Aha i przede wszystkim szczęśliwego nowego roku! 💞💞😘

Kochani, skoro jestem autorką tylu romansów, więc przede wszystkim dużo miłości, prawdziwych przyjaciół i wykorzystywania szans 😘😘💘💘💘💞

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro