17
"Dziękuję ci pojebie, że sprowadziłeś mnie do piekła, ale poczekaj chwilę, bo zamierzam zabawić się w twojego własnego diabła"
Lucas
Pieprzony Chris.
Pieprzony w dupę Chris.
Pieprz się.
Ale trzymaj się z daleka od mojej cholernej Sharon.
Każde słowo, które powiedziałem wczoraj przez telefon było kłamstwem.
Kiedyś powiedziałbym, że po prostu jej chce, dzisiaj powiem, że cholernie ją kocham. To chociaż nie był mój brat, prawda? Kurwa. Nie, nie dopuszczam do siebie myśli, że zdarzyło się coś jeszcze. Zdradziła mnie, to ona mnie zdradziła. Wszyscy myśleli, że to ja nie wytrzymam presji dobrego chłopca, ale to ona mnie zdradziła.
Pieprzona Sharon.
Pieprzone Mission Beach.
Miłość. Kurwa, miłość. Miłość doprowadziła mnie do tego cholernego momentu w moim życiu.
Jestem w pracy i właśnie rozdzielam zadania nad nową budową. Ale i tak mam w głowie ją i jej przerażony głos. Bała się, że mnie straci jakby wcale tego nie zrobiła wyjeżdżając. To śmieszne, że nawet gdy na nią krzyczę ona i tak wie, że ją kocham, nawet gdy daje jej wybór, ona i tak wie swoje. Może zawsze tak było.
Ale teraz nie chce mieć wątpliwości, że Chris jest dla niej lepszy myślę, że bym tego nie zniósł.
- Potrzebuje wolnego - mówię do szefa.
- Na ile?
- Nie wiem, ojciec mojej dziewczyny, prawie zginął w wypadku, muszę pojechać do domu - mój szef kiwa głową.
- Rodzina jest najważniejsza - nie zaskakuje mnie to, ma trzy córki i piękną żonę.
- Daj znać gdybyś czegoś potrzebował - i w tej chwil pędzę na lotnisko kupić bilet.
Bilet do mojego prywatnego piekła.
Jadę tam, bo mnie zdradziła?
Nie. Jadę tam nakopać do dupy Chrisowi. Czy on jeszcze się nie nauczył, że nawet gdy jest z nim jest, kurwa moja?
Taki właśnie jestem. Kompletnie popieprzony, a ona i tak mnie kocha i chyba ponownie to do mnie dotarło. Chyba tego potrzebowałem, ale nigdy się do tego nie przyznam.
- Jeden do Mission Beach - kobieta wydaje mi bilet. Dzisiaj o północy.
Wracam do domu i pakuję torbę gdy do mieszkania wchodzi Scarlett.
- Wreszcie! - rzuca się na mnie.
- Wujku, wujku! - zauważam małą Mayę.
- Jedziesz po ciocie? - kucam nad nią i czochram małej włosy, ona zaczyna chichotać. Kocham tego małego szkraba.
- Jadę i przysięgam, że jeśli będzie trzeba przywiozę ją siłą - Scarlett kręci głową w niedowierzaniu.
-Cały ty - kiwam głową.
- Cały ja, będę tylko wtedy gdy ona znowu będzie obok.
- A zrobicie sobie dzidziusia? - naprawdę kocham to dziecko, ale nie na tyle, żeby chcieć własne. Nie po tym, pieprzonym dramacie, który właśnie przeżyłem.
Powinienem pojechać tam z nią od razu.
- Kiedyś - albo nigdy.
- Jupi! - poprawiam jej włosy, a potem całuje w czółko, mała się śmieje.
- Kocham cię, wujku - czy chciałbym kiedyś usłyszeć "kocham cię, tato". Dlaczego w ogóle się nad tym zastanawiam?
Moim priorytetem jest dupa Chrisa. Dobra, źle to brzmi.
Raczej obicie mu ryja.
Uwaga, uwaga!
Luke Hemmings wraca do Mission Beach! A wraz z nim wraca zły chłopiec, którego w tej chwili bardzo potrzebuje. Potrzebuje poczucia własności.
- Powinnaś oduczyć ją mówienia tego wszystkim dookoła - mówię do Scarlett.
- Ja też cię kocham, Luke - przytulam moją najlepszą przyjaciółkę, która jest dla mnie jak siostra.
- Ja ciebie też, mam nadzieję, że nie byłem zbyt dużym wrzodem na dupie ostatnio - Scarlett się śmieje.
- Wiedzieliśmy, że zmądrzejesz.
A potem mnie już nie ma.
Bo siedzę w pieprzonym samolocie do piekła.
A co mnie sprowadza do piekła? Moje prywatne piekło jakim jest Chris.
Jestem tak cholernie pojebany.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro