Missing Halloween
A/n: inspirowane animacją wyżej. Jak lubisz spojlery to polecam oglądnąć przed, jeśli nie to po lub w ogóle~ Króciutkie i trochę słabe, bo jednak szoty to nie za bardzo moja działka.
☆
Przyjaźń - to niewidoczna nić, która łączy dwoję ludzi, często nie wiedzących dlaczego akurat ich.
U mnie było podobnie. Miałem jedną przyjaciółkę. Co prawda widywałem ją (i widuję) tylko w Halloween, ale zawsze lepiej mieć niż nie mieć.
Była to Azjatka, kiedyś mieszkająca po drugiej stronie miasteczka. Toteż sprawiało, że widziałem się z nią tylko w ten jeden dzień w roku.
Poznałem ją w moje pierwsze samotne Hallowen, kiedy miałem 8 lat. Cóż... Nigdy nie byłem dobry w znajdywaniu sobie przyjaciół, a ten jeden, mieszkający niegdyś za płotem, wyprowadził się do Chińskiej Dzielnicy wraz z rodzicami.
☆
Wracałem do domu, z mocną irytacją na sam już nie wiem co. Dobiła mnie wiadomość zostawiona na drzwiach.
"Jesteśmy na kolacji w pobliskim mieście. Wrócimy późno. Jeśli wrócisz szybciej to idź do babci
~Mama i Tata"
- Świetnie. - mruknąłem z ironią pod nosem. Moi rodzice często tak robili. Wyjeżdżali gdzieś, zostawiali kartkę i pisali bym w razie czego szedł do babci lub kolegi.
Opadłem zrezygnowany na schody przed domem, patrząc jak inni chodzą uśmiechnięci od ucha do ucha, zbierając wspólnie cukierki.
Wtedy na chodniku przed moim domem usiadła dziewczyna. Ciemne, krótkie włosy, jasnozielona sukienka i opaska imitująca śrubę wkręconą w głowę.
Wstałem, pochodząc do niej. Stanąłem nad nią, uśmiechając się głupio.
- Cześć. - odezwałem się, kiedy spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem.
- hej? - bardziej zapytała, niż zwyczajnie odpowiedziała. - Coś chcesz ode mnie? Jeśli cukierków to nie dam ci, bo nie mam. - dodała po chwili, a ja zaśmiałem się.
- Chcę jedynie cię poznać. I ewentualnie pozbierać z tobą cuksy. - powiedziałem z wyszczerzem twarzy. - Proszę. - podałem jej cukierka. Miałem dwa, więc jeden dla niej, drugi dla mnie.
- Dziękuję... - odpowiedziała, unosząc kąciki ust lekko w górę.
☆
W skrócie opowiadając tak ją poznałem. Co roku spotykaliśmy się pod moim domem. Mimo widywania się tylko wtedy to wiedzieliśmy o sobie znacznie więcej niż ktokolwiek inny. Tak miało być też w Halloween, które miało miejsce w 2005, kiedy miałem 12 lat.
☆
W tym roku moi rodzice wyjątkowo byli w domu. Dlatego chciałem skorzystać z okazji i przedstawić im jedyną osobę (prócz mojej mamy), która mnie rozumie.
- Mamo, poznajcie Han ChoiMi! - powiedziałem radośnie,wskazując na dziewczynę. Moja mama zagryzła wargę, a ojciec jak zawsze pozostał z kamienną miną. - He? He? - mruknąłem znacząco, chcąc zachęcić ich do przywitania się moją z nieśmiałą przyjaciółką.
- Hej... - mruknęła niepewnie mama, a tata powtórzył poważnym tonem. - Mogę wam zrobić zdjęcie? - uśmiechnęła się nagle rodzicielka. Spojrzałem na ciemnowłosą, a następnie wesoło przytaknąłem, widząc wcześniej przytaknięcie Choi.
Kobieta zrobiła nam zdjęcie. Zaraz po tym pożegnaliśmy moich rodziców i poszliśmy zbierać cukierki. Zdziwiło mnie, że tylko mi je wrzucano. Han nie dostała ani jednego.
- Czemu dzisiaj się nie odzywasz? Ani nie prosisz o zauważenie cię przez ludzi od cuksów? Zwykle masz bulwers kiedy ci nie dają. - zapytałem, gdy tylko znaleźliśmy się na naszym wzgórzu. Zawsze tu przychodziliśmy po zebraniu słodkości i dzieliliśmy łupy.
W odpowiedzi dostałem jedynie ciche westchnięcie i wzruszenie ramionami. Miałem już zaczynać swój monolog na temat tego co jej jest i, że teraz to mnie zmartwiła, ale dostałem SMS od mamy.
"Wróć proszę do domu. Na chwilę."
- Muszę wracać... Idziesz ze mną? - spojrzałem na nią, wstając i otrzepując się z ziemi. Podniosłem swoje wiaderko ze słodkościami.
Dziewczyna również się podniosła i ruszyła głową w przód, co odebrałem jako "ruszaj dupę, idziemy". Uśmiechnąłem się na owy gest i zacząłem schodzić na dół.
Nie minęło 15 minut, a byliśmy u mnie pod domem. Stała tam mama, tato i jakiś lekarz... Dziwny lekarz. Bo nie miał stetoskopu. A przecież normalni lekarze mają stetoskopy. Rozmawiali o czymś. Nim spostrzegli podbiegłem rozbawiony do nieznajomego mężczyzny i wyrwałem mu teczkę.
Od razu zerwałem się do ucieczki, a dorośli zaczęli mnie gonić. W biegu zacząłem czytać.
"Imię i nazwisko: Lee Hongbin
Lat: 12
Hipoteza: Schizofrenia
Powód: Wymyślony przyjaciel"
Po przeczytaniu tych słów stanąłem. Odwróciłem się do biegnącej za mną trójki, patrząc na nich niezrozumiale. Wtedy mama westchnęła i pokazała mi dzisiaj wykonane zdjęcie. Byłem na nim sam. A przecież ChoiMi stała tuż obok.
- Użyłaś photoshopa... Przecież ona tu stoi nawet teraz! - odparłem rozpaczliwie.
- Synku.. Tu nikogo nie ma. - odpowiedziała, a ja rzuciłem teczką o ziemię. Zacząłem zwiewać po jak najbardziej krętej trasie, by nie zostać złapanym.
Takim sposobem znalazłem się na terenie myśliwskim, za siatką bezpieczeństwa.
- Uciekliśmy im. - powiedziałem radośnie, patrząc na Choi stojącą przede mną. Chciałem ją przytulić, jednak gdy tylko zrobiłem krok w jej stronę zaczęła uciekać. - Stój! ChoiMi! - krzyknąłem, ruszając za nią.
Nie wiem jakim cudem, ale nie wpadłem po drodze w płapki zastawione na niedźwiedzie czy inne zwierzęta.
Dziewczyna zatrzymała się pod jednym z drzew, by chwilę później pod nim usiąść. Zrobiłem podobnie.
- Dlaczego uciekałaś? - zapytałem, a ta unikając odpowiedzi jedynie podała mi cukierka. Odwinąłem papierek, słodycz wsadzając do buzi. Oparłem się o jej ramię. Mówiła coś w niezrozumiałym dla mnie języku, głaszcząc mnie po głowie. - Zimno mi i... spać.. - powiedziałem, na co ona przytuliła mnie do siebie.
- Dobranoc. - szepnęła, a ja jak za dotknięciem różdżki zasnąłem.
☆
"Znalazłem cię." - zaszumoł wiatr głosem chłopca.
"Znalazłeś mnie" - wyszumiała woda z pobliskiej rzeki.
☆
~~~~~~
Od autorki dla przyjaciółki:
Niczka kruszynko moja.
Masz dzisiaj urodziny. Nie umiem w życzenia, jak wszyscy wiemy, więc wykombinowałam, że opublikuję coś co ci kiedyś obiecałam (to nie tak, że od trzech miesięcy brakowało mi jedynie dwóch ostatnich akapitów i zapomniałam o tym. skądże.)
Chcę abyś wiedziała, że ta nić, o której mówił Hongbin na samym początku opowiadania (kminię czy czasem nie wyszła z tego nowela... zdecydowanie za dużo siedziałam nad powtórką z pozytywizmu) łączy i nas. NI CHOLERĘ NIE WIEM JAK DO TEGO DOSZŁO, ALE SIĘ PRZYJAŹNIMY. Serio. Patrząc na to jak wielkim przeciwieństwem siebie jesteśmy to aż wyczyn. Mamy wiele podobnych cech, ale przeważają te przeciwne.
Mała urocza kluseczka i duża, nieogarnięta i przerwżająca tomboy-ciota. Połączenie nie do pobicia.
Ogółem pewnie wolałabyś uroczy, przewidywalny romans, ale ja to ja i nope, nie man humoru na to.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro