Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12/02/19

      W środku nocy wybudził go hałas. Stęknął cicho otwierając oczy, aby ujrzeć, że na zewnątrz jest całkowicie ciemno. Nauczył się to rozróżniać mimo, że samochód zasypany był białym puchem. W dzień padało na niego światło i mimo wszystko było odrobinę jaśniej.

Czasami z drzew spadał śnieg. Jeśli stare gałęzie poruszały się od wiatru śnieg dużą porcją lądował na ziemi tworząc niewielki huk. Uznał, że to ten dźwięk musiał go obudzić. 

Baekhyun nie miał wielu zajęć odkąd utknął w lesie. Przeważnie spędzał dzień na tylnym fotelu rozmawiając z Simbą, śpiąc lub po prostu milcząc wpatrując się w przestrzeń. Wyczekiwał. 

Tak naprawdę największą zabawą był sen. Czuł się lepiej i zapominał o tym w jakiej sytuacji się znalazł. Nie bał się. Strach towarzyszył mu od kilku dni. Początkowo Baekhyun był dobrej myśli, ale teraz po prostu się oszukiwał. Słabnął. Jego ciało podupadało. Każdy ruch kosztował go wiele wysiłku. Były dni, kiedy czuł się dobrze, miał nagły napływ energii i pozytywnego myślenia. Były jednak takie, kiedy ledwo ruszał palcami, z trudem wybudzał się ze snu i martwił się tym w jakim stanie go znajdą. Czy mogą... Się spóźnić? Czy on może umrzeć? Nie. Na pewno nie, prawda? Nie może umrzeć. Ma dwadzieścia dwa lata! Całe życie przed nim. Nie umrze. To niemożliwe. 

Ponieważ sen był dla niego ukojeniem, bez problemu spędzał na nim całą noc. Właściwie nigdy nie miał tak uporządkowanego zegara biologicznego. Kładł się do łóżka o trzeciej w nocy, czwartej, czasami nad ranem, innym razem wcale. Teraz spał już w okolicy dwudziestej i nie raz dosypiał nawet dziesiątej. Zaskakujące. Chanyeol byłby dumny.

Dziś śniło mu się, że siedzi na słonecznej plaży, w swetrze i z gorącą herbatą w dłoni. Było mu tak ciepło, przyjemnie. Chanyeol przyszedł do niego i zaczął się śmiać. Luhan bawił się w wodzie, Sehun próbował ściągnąć papaje z pobliskiego drzewa. Było tak dobrze. Chciał tam zostać, ale powitała go chłodna rzeczywistość.
Cholera. Mógł zostać tam jeszcze chwilę. Głupi śnieg. 

- Simba, śpisz? - Zapytał cicho, zachrypniętym głosem. Z każdym dniem był coraz cichszy. Bał się, że w pewnej chwili zniknie. W wytwórni skreślili by go za to. Nie traktowali go jako kogoś specjalnego. Ot jeden z trainee, który być może kiedyś zadebiutuje, być może nie, bo ze swoim charakterem przyniesie im problemy. Taki tam Byun Baekhyun z ładną twarzą, przyjemnym głosem, dokładnie tak samo jak wszyscy inni, których tam trzymali. Przecież było to kryterium przyjęcia. Był zwyczajny. Normalny, przeciętny. Ginął w tłumie. Niektórzy go rozpoznawali, ale nie pozytywnie. W końcu czasami się im sprzeciwiał, rozrabiał, zdarzało mu się olewać zajęcia i nie był tak wpatrzony w zarząd jak pozostałe dzieciaki. Nie działało to na jego korzyść. Na dobrą sprawę podejrzewał, że potrzymają go do następnych przesłuchań i wyrzucą na zbity pysk. - Kiedy wrócimy poproszę babcie Chana, żeby zrobiła ci sweter na drutach. - Zapewnił królika, kuląc się na siedzeniu. Powinien ponownie zasnąć. Nic sprzyjała pesymistycznyn myślą.

Dźwięk się powtórzył, ale blondyn nie przejął się tym. Musiało bardzo wiać. 

Wkrótce mijały dwa tygodnie od kiedy utknął w lesie. Kiedy zdał sobie z tego sprawę nieco go to przeraziło. To pół miesiąca. Bardzo dużo czasu. Na dobrą sprawę miał się całkiem nieźle. Psychicznie również. Ktoś musiał go już szukać. Tak mu się zdawało. Prawie tydzień temu powinien był wrócić do miasta. Bał się tego, że może jednak istniało jakieś małe prawdopodobieństwo, że przyjaciele uznali to za jego wybryk. To był najgorszy scenariusz.

Może jednak nikt go nie szukał?

Może naprawdę tu umrze?

**

- Psst, Baek.

- Błagam, nie.

- No dalej.

- Nie.

- Nie ruszę się stąd. - Słysząc groźbę z ust przyjaciela Baekhyun powoli otworzył oczy i spojrzał w stronę krótkofalówki leżącej na stoliku nocnym. - Marznę. - Oświadczył głos osoby, do której należało drugie, bliźniaczo podobne urządzenie. Cholera, miał szesnaście lat. Czy naprawdę nie mogli rozmawiać jak dwoje dorosłych ludzi, przez telefon? Chanyeol był po prostu dziwny. Bawiły go tego typu podchody. 

Najmłodszy członek rodziny Byun niechętnie podniósł się ze swojego ciepłego łóżka, po czym spojrzał na telefon, aby skontrolować godzinę. Czternaście minut po drugiej nad ranem. Nie był zaskoczony. Przywykł do tego, że wyższy potrafił obudzić go o każdej godzinie. Nie widział ograniczeń w czasie. Baekhyun podszedł do okna i machnął ręką, dając znak, że wstał. Zabrał bluzę z szafy, ubrał tenisówki, ponieważ było to jedyne obuwie, jakie trzymał w pokoju. Były jasne i inni domownicy brudzili je, kiedy znalazły się wśród innych butów. Ciasno je zawiązał, poprawił dresy, które miał na sobie, a następnie wyszedł na balkon, po drodze łapiąc krótkofalówkę. Nie mógł zachowywać się zbyt głośno, aby nie zbudzić reszty domowników.

- Co jest? - Zapytał, przysuwając urządzenie do ust. Kiedy wyostrzył wzrok udało mu się dojrzeć Chanyeola, który wraz z Merry stał za drewnianą ławką ogrodową. Prawdopodobnie bał się, że zostanie zauważony przez niewłaściwą osobę. 

- Idziemy na spacer.

- Nigdzie nie idę. Jest zimno. - Oświadczył poważnie, chociaż już od chwili, kiedy usłyszał głos Parka, wiedział, że nie będzie mu dane przespać ani minutę więcej tej nocy. Pewnie wróci nad ranem i znowu oberwie mu się od sióstr. Wkrótce wyjeżdżały rozpocząć samodzielne życie za ich rodzinnym miastem. Chyba przez to stały się bardziej opiekuńcze. Wiedzieli, że nie będą już spędzać ze sobą tak wiele czasu jak dotychczas. Razem wracali ze szkoły, gotowali obiad czy odpoczywali przed telewizorem. Gdy byli młodsi często bawili się w piątkę z rodzeństwem Park. Lubili swoje wzajemne towarzystwo i chyba przez to tak bardzo nie znosił myśli, że lada dzień to wszystko się skończy.

Czasami zastanawiał się jak to będzie, kiedy nadejdzie chwila pożegnania między nim a Chanyeolem. Byli ze sobą całe życie, ale nic nie trwa wiecznie. Pewnie pójdą do innych szkół, może innych miast. Ich przyjaźń może tego nie przetrwać. Park pewnie pojedzie do uniwersytetu w Seul, a on... Jeśli nic się nie zmieni będzie musiał iść do pracy. Rywalizacja między ludźmi ich pokolenia jest ogromna, a jego oceny ledwo umożliwiały mu przejście z klasy do klasy. Co dopiero dostanie się do szkoły wyższej.

Bał się chwili, kiedy staną się dla siebie niemal obcymi ludźmi. 

- Widzę, że ubrałeś buty. - Powiedział młodszy. Kazał zostać Merry w okolicy ławki, po czym podszedł bliżej balkonu. Zawsze to robił. Asekurował go. Rodzice Baekhyuna mieli pokój na parterze. On i siostry na drugim, a babcia na trzecim, który tak naprawdę bardziej przypominał strych niż miejsce, w którym ktoś mógł mieszkać. Mieli kilka pokoi, w których nikt nie nocował, ale ona i dziadek właśnie na strychu stworzyli swój kąt.

Jeśli Baekhyun wyszedłby drzwiami wejściowymi z pewnością zostałby przyłapany. W końcu przerabiali to już wiele razy. Przez to wraz z Chanyeolem zaczęli używać balkonu. 

Ostrożnie przeszedł przez barierkę i wzrokiem wymierzył miejsce na trawie, na którym zamierzał wylądować. Skoczył. Nie bał się. To nie był jego pierwszy raz, poza tym to Park w ich duecie był odpowiedzialny za panikę. Na szczęście i on przywykł. Dopiero po wylądowaniu zauważył, że wyższy ma ze sobą torbę wypchaną jakimiś przedmiotami. Nie pytał. Wiedział, że lada chwila plany nastolatka zostaną mu zdradzone. 

- Merry, cześć. - Powiedział podchodząc do psa, który na dźwięk jego głosy zaczął wesoło merdać ogonem.  - Dobrze wyglądasz staruszko.

- Nie wiesz, że kobietom wieku się nie wypomina? - Zapytał młodszy łapiąc go pod ramie. Zawołał suczkę, która wiernie za nimi podążyła. Oboje bardzo ją kochali. Dorastali w jej towarzystwie. Była członkiem rodziny.

- Wybaczy mi to, prawda, Merry? - Mruknął mniejszy patrząc, jak zwierze wybiega przez nich, aby podążać przodem. Ruszyli na pobliskie pola, gdzie wciąż nikt się nie wybudował. Ponoć ceny ziemi były zbyt wygórowane. Tak przynajmniej mówiły plotki. Oboje cieszyli się, że jest w bliskiej okolicy takie miejsce. Latem rzucali tam patyki dla Merry, zaś zimą lepili bałwany.

- Wybaczyłaby ci wszystko. -Zaśmiał się Park. Przez dłuższą chwilę rozmawiali na temat szkoły i nienawiści do nauczycielki matematyki. Nawet będąc najlepszym uczniem w szkole, Chnayeol wciąż miał osoby z personelu, których po prostu nie lubił. Baekhyun za to nie akceptował co drugiej osoby. Wszyscy tam go oceniali i pouczali. Mówili, że niczego nie osiągnie. Nie cierpiał tego. 

W końcu dotarli na pole. Było całkowicie ciemno, wokół nie było żadnych zewnętrznych lamp. Ledwo widzieli Merry, do której obroży zostało doczepione specjalne serce puszczające krótkie światło co kilkanaście sekund. 

- Więc? Co tu robimy? - Zapytał Baekhyun, kiedy Chanyeol zaczął przeszukiwać torbę. Zaraz w dłoni mniejszego spoczął flamaster, zaś w tych Parka przeźroczysty worek z papierową zawartością.

- Lampion.

- Kupiłeś lampion?

- Ukradłem siostrze. I tak już tu nie mieszka. Pewnie całkowicie o nim zapomniała. - Zaśmiał się, po czym wyjął przedmiot z chroniącej go powłoki. Zaraz podał go Baekhyunowi i wyciągnął latarkę. - Pomyślałem, że możemy napisać na nim swoje marzenia.

- To romantyczne. - Odparł Byun z szerokim, figlarnym uśmiechem. Park prychnął cicho, ale nie skomentował jego słów. W zamian włączył latarkę i patrzył, jak Baekhyun schyla się i kładzie lampion na zgiętych kolanach. - Czy nie powinny być tajemnicą?

- Co?

- Marzenia, które tu piszemy. - Wyjaśnił spoglądając w górę, na twarz wyższego nastolatka. Znów trochę urósł, a Baekhyun jak na złość zatrzymał się na swoim metr siedemdziesiąt dwa. - Nie wolno upubliczniać swoich życzeń, ponieważ przez to się nie spełnią. 

- Masz rację. - Przyznał Chnayeol, po czym zamknął oczy utrzymując latarkę w tym samym miejscu. Blondyn dla pewności pomachał ręką, aby upewnić się, że ten nic nie widzi.

Napisał krótko swoje pragnienie, po czym uśmiechnął się delikatnie i podał Chanyeolowi lampion. Ten również napisał życzenie, po czym oboje dopisali na wolnej stronie prośbę o zdrowie dla Merry i odpalili lampion. Starali się nie podglądać próśb drugiego, ale kiedy papier obrócił się przez wiatr zauważyli, że na obu stronach zapisane zostało dokładnie to samo zdanie.

Bądźmy zawsze razem. 

________________
Dziś ponad godzinkę wcześniej, bo idę na jogę i będę w domu przed jedenastą. Poza tym znów marnuje dzień na kanapie. _.
Ale idę na jogę! Dawno nie byłam. Wiecie są różne pozy, czasami po prostu się wypinasz... I tego dnia byli z nami dwaj facwxi.. Samo to że za nami usiedli było dziwne, bo sala była duża, a nasza część zapełniona, ale ok,,, może nie zauważyli... Niestety później zauważyłyśmy, że robią nam zdjęcia... Zboki, ugh..no

Co tam u was, kochani? 😘

EDIT: Nie wiem co się stało :( Opublikowałam, odłożyłam telefon o wyszłam. Byłam pewna, że się opublikowało :( Teraz patrzę, że jednak nie.. Przepraszam kochani 🙏
Byliście czujni?
Kocham was 💕 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro