Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tajemnicza starowinka


Iruka idący parę kroków przed wszystkimi zobaczył jak z lasu wychodzi starowinka. Na plecach niosła ciężki pakunek drewna opałowego, który najwidoczniej zbierała cały poranek. Wychodząc na ścieżkę potknęła się. Iruka zanim pomyślał zerwał się z miejsca. Chwycił ją i przytrzymał, mimo ze ból mało nie zwalił go na kolana.

- Wszystko w porządku, pani babciu?- zapytał lekko drżącym głosem.

- Tak, dziecko. Jesteś bardzo dobrym człowiekiem. Co cię sprowadza w tak nieprzyjazne miejsce?

- Chcę się przeprawić przez góry z moimi towarzyszami.- powiedział uśmiechając się ciepło.

- Och. To bardzo trudna przeprawa. Zwłaszcza teraz, kiedy krwawe dzieci zrobiły się niespokojne.- powiedziała niespodziewanie szybkim ruchem wyciągnęła rękę i położyła dłoń na jego rozgrzanym czole.- To ciebie szukają.- dodała zaskoczona.

- Mnie? Nie jestem kimś wartościowym żeby mnie szukać. Nie wiele czasu mi zostało, pani babciu.- powiedział wzdrygając się i smutniejąc.

- Jest z tobą ktoś, dla kogo masz wysoką wartość. Jeszcze tego nie przyzna, bo się za bardzo boi. Jest zraniony tak samo mocno jak ty, ale zamknięty w sobie.

- Wątpię. Oni tylko się litują nad umierającym, słabym, bezużytecznym człowiekiem. Dostali rozkaz żeby ze mną iść, bo powiedziałem, że i tak pójdę.- burknął.

- Mylisz się, ale prawdę musisz odkryć sam. Pamiętaj, że jeśli cię uratuje będziesz należał tylko do niego, a on do ciebie. Nie wolno ci go porzucić. Pamiętaj.

Iruka naburmuszył się i miał coś odpowiedzieć, ale wtedy reszta go dogoniła.

- Iruka? Wszystko w porządku?

- Tak. Czemu miałoby być inaczej?- zdumiał się.

- Bo jesteś idiotą! Po cholerę się tak zrywałeś?! Gorączki jak nic dostaniesz!- krzyknęła na niego.

- Przepraszam. Odruch. Pani babcia, by się przewróciła i jakoś tak...- odpowiedział spuszczając głowę skarcony.

- Chodźcie do mnie. Odpoczniecie. Chłopak się prześpi na łóżku. Przed wami bardzo trudna droga. To będzie test. Jeśli przejdą, to wszystko będzie dobrze.- powiedziała odwracając się i podążając drogą powoli, kołysząc się n boki i gnąc pod ciężarem.

Iruka opadł bez sił na kolana. Czuł się taki zmęczony. Było mu źle z tym wszystkim. W tym momencie już nie wiedział czy chce tam jeszcze iść. Nie wiedział, czy Biała Pani tylko go nie mamiła, by sprowadził jej białowłosego. Nie chciał mu zrobić krzywdy, ani żeby mu się działa.

- Iruka? Hej, co się dzieje? Iruka?- pytał czyjś zaniepokojony głos, ale on nie rozróżniał już ich. Nie chciał.

- Przepraszam... dzikusek....- wymamrotał i zemdlał.

- No pięknie.- mruknął ktoś.

Asuma bez słowa wziął zemdlonego Irukę na ręce. Ruszył za starowinką. Pozostali nie mając większego wyboru ruszyli za nim. Ibiki wspaniałomyślnie podszedł do kobieciny.

- To może poniosę cię, babciu?- zagadnął

- Wystarczy, że weźmiesz ode mnie to brzemię, chłopcze.- powiedziała drżącym, starczym głosem.

Ibiki zaśmiał się. Bez trudu podniósł kobiecinę i wsadził ją sobie na plecy.

- Dawno już nikt mnie chłopcem nie nazywał.- rzucił radośnie idąc żwawo.

Kobieta na plecach tylko się uśmiechnęła. Wskazywała im drogę do swej chatki dokładnie u podnóża gór. Weszli do środka. Babulka rzuciła ciężar z pleców tuz przy sporym kominku.

- Połóż go na łóżku. Zaraz uwarzę mu lekarstwo, a wy rozgośćcie się.- powiedziała łagodnie, ale zaskakująco władczo.

Podeszła do białowłosego i bez słowa złapała go za rękę i pociągnęła. Posadziła przy łóżku nieprzytomnego. Poszła po miskę. Wróciła z aromatyczną wodą i dwoma kawałkami materiału. Na stoliku postawiła miseczkę. Dalej mamrocząc coś pod nosem chwyciła go za prawą rękę. Złączyła z prawą dłonią wciąż nieprzytomnego. Zawiązała dłuższym kawałkiem materiału. Sięgnęła po rytualna wiązkę i zmoczyła w wodzie z miseczki. Pokropiła ich.

- Od teraz należycie do siebie. On cię oswoi, a ty jego uratujesz. Co Bogowie złączyli niech człowiek nie rozdziela.

- Nie decyduj za mnie.- burknął.

- Twoje serce mówi inaczej.- powiedziała i dźgnęła do starczym, kościstym paluchem w serce.- Ono do niego biegnie.-dodała.

- Nie wpieraj mi czegoś, co nie istnieje. Zależy mi na nim tak samo jak na pozostałych.

- Doprawdy?- mruknęła.- On cię wybrał. Jeśli zadeklarujesz mu zainteresowanie i oddanie, to on będzie walczył o życie i go uratujesz. Jednak jeśli wciąż będziesz go odpychał, to straci wolę życia i umrze tak czy siak. Jego życie naprawdę jest w twoich rękach. Musisz się zdecydować.- powiedziała.

Zmoczyła drugi kawałek materiału i położyła mu na czole. Odwróciła się i podeszła do pozostałych.

- Chłopcze?- zwróciła się do Ibiki'ego.

- Słucham, babciu.- odwrócił się do niej

- Nachyl się, no.- powiedziała.

Ibiki nachylił się i uważnie słuchał, co ona mu szeptała do ucha. Kiedy skończyła wyprostował się. Namyślał się krótką chwilę. Spojrzał na nieprzytomnego i siedzącego przy nim. Skrzywił się.

- Dobrze. Zrobię to.- powiedział i wyszedł.

Stara uśmiechnęła się łagodnie. Postawiła niewielki czajniczek nad paleniskiem.

- Ekhm... przepraszam panią, ale co tu się dzieje?- zapytała Shizune nie rozumiejąc, dlaczego ona zmusza Kakashi'ego do siedzenia przy nieprzytomnym, a Ibiki'ego wysłała gdzieś nie wiadomo po co.

- Robimy lekarstwo dla kruszynki.- odpowiedziała uśmiechając się łagodnie i podchodząc do szafki.

Shizune w tym momencie mogłaby przysiąc, że to niemal irukowy uśmiech. Był tak samo ciepły i życzliwy. Odchrząknęła i znów podeszła.

- No dobrze. Ibiki poszedł po jakieś składniki, ale co ma z tym wspólnego ta wroga bryła lodu?- nie dawała za wygraną.

- Składniki trzeba najpierw ogrzać a potem schłodzić. Lód zrobi to najlepiej, nie uważasz, moje dziecko?- odpowiedziała jej zagadką i zaczęła wyciągać woreczki i słoiczki z zagadkową zawartością.

- Jemu nie potrzebne są jakieś dziwne rytuały, tylko silne i skuteczne lekarstwo.- burknęła.

- Za dużo się martwisz na zapas. To zupełnie niepotrzebne.- powiedziała wsypując różne składniki do moździerza.

Shizune tylko zmarszczyła brwi i skapitulowała. Ta stara kobieta widocznie nie chciała jej nic powiedzieć wprost. Pomyślała, że najlepiej to chyba Asuma by się z nią dogadał. Uwielbia zagadki, logiczne łamigłówki i inne gry słowne. 

Starowinka utłukła mieszankę i wsypała ją do sporego kubka. Zdjęła czajniczek z ognia i zalała ją. przykryła spodkiem i odstawiła, by się parzyło.

Jakieś 10 minut później podszedł Kakashi z klasycznie znudzonym wyrazem twarzy.

- To mu wcale nie pomogło. Gorączka mu nie spada.- mruknął.- Shizune powinna go obejrzeć. Chyba, że masz porządny lek. Ja idę się przejść.- dodał beznamiętnie.

- Poczekaj pięć minut. Dasz mu pić. Wtedy pójdziesz, ale musisz wrócić przed zmrokiem.

- Jak się obudzi. Poradzę sobie z paroma pokrakami.- warknął.

- Ty może i kilka z nich zatłuczesz, ale wiesz dobrze, że większość cię zignoruje, bo nie ty jesteś ich głównym celem.

Kakashi już miał coś nieprzyjemnego odpowiedzieć, ale nagle zamknął usta. Dotarło do niego, że oni nie wiedzą o powadze zagrożenia. Nie obronią go.

- Dobrze. Wrócę równo ze zmierzchem. Zadowolona?- burknął

- Tak. Chodź. Już czas.- powiedziała przecedzając zawartość kubka do drugiego.

Skinął jej głową i bez słowa wrócił do nieprzytomnego. Starowinka podeszła i podała mu kubek z naparem pachnącym intensywnie gorzkimi ziołami.

- Niby jak mam go napoić, skoro jest nieprzytomny?

- Zawołaj go. Każ mu się obudzić. Zobaczysz. Posłucha cię.- wyjaśniła.

Kakashi po mamrotał coś pod nosem na temat magicznych sztuczek, ale usiadł na łóżku. Uniósł nieprzytomnego i potrząsnął nim parę razy.

- Iruka. Obudź się. Mam dla ciebie lekarstwo. Zbudź się Iruka.- mówił do niego.

Wzywany poruszył się niespokojnie i odetchnął głęboko, ale jeszcze nie otwierał oczu.

- Jeszcze pięć minut...- wymruczał ochrypłym głosem.

- Wypij, to będziesz mógł sobie dalej drzemać, dobrze?

Iruka otworzył oczy i spojrzał na trzymającego go. Chwilę skupiał się na jego twarzy i tym co się dzieje wokół.

- Kakashi? Gdzie ja jestem? Co się stało?- zadał serię ochrypłych pytań.

- No ja. W bezpiecznym miejscu. Zemdlałeś, pamiętasz?

- Och... już niedaleko. Tylko się jeszcze zdrzemnę.- powiedział zamykając oczy.

- Gdzie! Najpierw miałeś się napić.- warknął na niego i przytknął mu kubek do spieczonych warg.

Brunet znów otworzył oczy i posłusznie pił. Czuł jak opada na niego błogi spokój.

- Nie za gorące?- zapytał nagle

- Nie. Dobre. Jesteś taki kochany, dzikusie. I ładnie pachniesz.- powiedział niezbyt przytomnie.

Skończył pić i ułożył się wygodniej w jego ramionach. Starowinka uśmiechnęła się tylko i wzięła od niego pusty kubek. Zostawiła ich samych. Kakashi zerknął na koniec izby. Babulka zajęła czymś pozostałych i nie patrzyli w tą stronę. Odetchnął. Objął mocniej i czulej bruneta, który drżał lekko w jego ramionach i tulił się do niego. Dzielił swoim ciepłem i koił spokojem.

- Gdzie my jesteśmy?- wymamrotał zamykając oczy

Było mu zbyt przyjemnie by się ruszać. Nie chciał żeby ten sobie poszedł i go znowu zostawił samego. Tak bardzo łaknął jego obecności i dotyku. Zapachu i chłodu skóry.

- W bezpiecznym miejscu. Śpij. Zbudzę cię na posiłek, dobrze?

- Dobrze.- wymamrotał i już się nie wzbraniał.

Szybko zapadł w spokojny, dość głęboki sen. Kakashi odczekał jeszcze pięć minut, by ten zasnął porządnie. Ułożył go na łóżku i wstał. Bez słowa opuścił chatę starej zielarki.

Jakąś godzinę przed zapadnięciem zmierzchu ktoś załomotał w drzwi chatki. Oczy wszystkich skierowały się na drzwi. Staruszka podeszła i otworzyła. Stał w nich Ibiki, a przez ramię miał przerzucone jakieś jasne truchło.

- Naszukałem się dziada, babciu.- mruknął.

- Dobrze się spisałeś, chłopcze. Poczekaj chwileczkę- powiedziała uśmiechając się.

Podeszła do kobiet siedzących blisko paleniska.

- Postawcie wody w kociołku. Jak wrócimy woda musi wrzeć.- powiedziała wskazując im kociołek i odwracając się.

Wróciła znów do czekającego za drzwiami.

- Chodź. Nie tutaj.- odpowiedziała i wyszła zamykając za sobą drzwi. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro