Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ostateczne starcie na powierzchni


Powoli zaczęli zwijać obóz. Każdy jakoś tak zatopiony we własnych myślach.

Wtedy wróciła żmijka niosąc jakieś zawiniątko. Prześlizgnęła się między jouninami i pospieszyła pod ścianę, gdzie wciąż siedzieli Kakashi z Iruką. Patrzyli jak upadła przed nimi w głębokim i zdecydowanie służalczym ukłonie. Nie słyszeli jednak słów.

Kakashi spojrzał na nią nieprzychylnie i podejrzliwie.

- Panie... przyniosłam ci coś pożywnego.

- Co to?

- Nie jest to może najlepsze w smaku, ale gwarantuję, że bardzo pożywne. Podpłomyki z tapioki, suszone mięso i owoce. Przyniose jeszcze świeżej wody. Posilcie się. Przed nami ciężka droga. Oni nie pozwolą wam tak łatwo opuścić tego miejsca. Oni pożądają Irukę-sama.- powiedziała i oddaliła się.

Kakashi tylko prychnął i podsunął brunetowi niedbale sklecony koszyk z jedzeniem.
Iruka wyjął z niego podpłomyk i kawałek mięsa. Wgryzł się i żuł przez dłuższą chwilę. Placek zagryzł twardym kęsem mięsa.

- Dobre. Najlepiej jeść razem.- powiedział jak już przeżuł.

- Skoro tak, to spróbuję.- mruknął niezbyt przekonany.

Jedli w milczeniu. Po chwili pojawiła się Żmijka taszcząc sporą misę i dwie czarki. W milczeniu postawiła to przed nimi i zniknęła w mroku jaskini.

Kiedy się posilili i zaspokoili pragnienie, Iruka wstał i władczo skinął w stronę cienia. Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę zebranych. Kakashi zwinął jego posłanie, a potem swoje. Wyczuwał, że coś się z Iruką dzieje, więc miał na niego większe baczenie. Nic nie mówił, by się za wcześnie nie zdradzić. Dzięki więzi, która ich połączyła potrafił więcej i szybciej wyczuć niż ktokolwiek inny, nawet jeśli znał Irukę lepiej niż on. Przypomniał sobie staruchę z chatki i zaklął szpetnie pod nosem.  Podszedł do grupki stając tuż za "swoim przeznaczeniem".

- Wczoraj nie zdążyłem wam powiedzieć. Na 90% czeka nas walka w drodze powrotnej. Tak właściwie to czeka mnie. Nie chcę żebyście walczyli z mrokiem, którego nie znacie. Oczywiście podróżując ze mną jesteście na atak narażeni, chcę żebyście nie próbowali walczyć. Kto zostanie przez nie zraniony będzie musiał umrzeć. Ja was ochronię. 

- A kto ochroni Ciebie, co, mały głupolu?- burknęła Anko wyrażając niezadowolenie wszystkich wokół.

- Kakashi.- odparł zaskakująco sucho i zaczął się przeciskać przez szczelinę. 

- O co mu chodzi? Co się z nim dzieje? To nie jest Iruś, którego znamy.- zaprotestowali, kiedy Kakashi chciał się prześliznąć obok i ruszyć za nim. 

- Iruka bardzo boi się tej walki i nie chce żeby komuś postronnemu stałą się krzywda. Dlatego próbuje odepchnąć od siebie wszystkich, póki nie będzie bezpiecznie. Pamiętacie stwory, które zaatakowały nas w górach?

- Tak, ale...

- Tylko on może je pokonać. Musimy zniszczyć je teraz póki jest taka szansa. Później będzie już za późno, a świat pogrąży się w mroku. W sensie.... wszyscy zginiemy.- odpowiedział i tym razem przecisnął się. 

Pozostali chcąc nie chcąc ruszyli za nimi. Obaj gadali jak nawiedzeni, a ta dziwna kobieta im nie tylko przytakiwała, ale zachowywała się jakby byli co najmniej władcami tej kamiennej pustyni. 

Szli tak cicho rozprawiając o tym wszystkim, co się w przeciągu zaledwie jednej doby wydarzyło. Kakashi szedł w środku grupy niosąc śpiącego Irukę, ignorując ploteczki, od których uszy robią się czerwone i gorące. Freyr natomiast szła przodem dwa kroki przed nimi czujna na każdy przejaw obecności Krwawych dzieci. Wszystko szło gładko i wedle planu. Już nawet zaczęli dostrzegać zarys Iwa, kiedy Iruka gwałtownie się obudził. 

- Są blisko. Boję się, Kakashi.- wyszeptał mu do ucha. 

- Uciekamy czy walczymy?- zapytał

- Musimy im stawić czoła. Inaczej to się nigdy nie skończy. 

- Dobrze, ale pod warunkiem, że nie odwalisz mi drugi raz takiego numeru jak tam?

- Nie. Jeśli mi pomożesz, to nawet nikogo nie zadrasną. 

- Co mam robić?

- Daj mi swoją energię. Stworzę krwawą pieczęć, która je zniszczy. Nie wolno im walczyć, rozumiesz?- 

- Tak. Przygotujmy się. To dobre miejsce do walki? 

- Nie. Chodźmy za te skały. Tam powinno być więcej przestrzeni. - powiedział wskazując mu kierunek. 

Wtedy podbiegła do nich Freyr. Skłoniła się nisko. 

- Panie. Krwawe dzieci nas dogoniły. Możecie uciekać. Ja ich powstrzymam. Możemy też walczyć, ale nie tutaj. Kawałek dalej jest nieco przestrzeni. Jeśli uda nam się tam dotrzeć, możemy spróbować odeprzeć ich siły. - zameldowała nie wychodząc z ukłonu.

- Walczyć będziemy ja i Kakashi. Wam nie wolno, bo zginiecie. Miejsce, o którym mówisz będzie dobre na cmentarz dla krwawych pomiotów.- powiedział twardo. 

Pozostali tylko sie przysłuchiwali czując, że faktycznie nie mają tu nic do gadania, co drażniło ich shinobową dumę. Ciężko im było pogodzić się z faktem, że będzie ich ochraniał ktoś pokroju Iruki. Zwyczajny akademicki nauczyciel, który chakry aktualnie ma tyle, żeby można było wykryć, że coś tam ma, ledwo utrzymuje przytomność, a i tak okazuje się od nich potężniejszy. 

Wbiegli na środek placu, któy otoczony był zewsząd niebosiężnymi, skalnymi iglicami. Czuli sie jak myszy złapane w pułapkę. Iruka zsunał się z pleców Kakashiego i wyprostował. Rozejrzał wokół dostrzegajac pojedyncze sylwetki. 

- Zwiadowcy. Musimy poczekać na wojowników.- powiedział cicho, ale zaskakująco twardo. 

- Chcesz teraz się posilić czy przed samą walką?

- Przed. Wojownicy muszą mnie czuć. Inaczej nic z tego mozę nie wyjść. Zabicie zwiadowców nie pozwoli nam wygrać z tą plugawą plagą. 

- Przyjąłem. 

- Kakashi?

- Hmm?

- Jak wrócimy do domu, to zróbmy coś przyjemnego, dobrze?

- Najpierw Tsunade będzie cię chciała zbadać, opieprzać i nie wiem co jeszcze. Masz coś konkretnego na myśli?

- Chcę robić coś, co sprawia przyjemność tobie. 

- Czytanie Icha Icha raczej nie wchodzi w grę?

- Dawno tego nie robiłeś, więc co powiesz na kanapę i książeczkę?

- Brzmi obiecująco, jeśli ty też będziesz na tej kanapie.

- Oczywiście! 

- To ustalone.- powiedział uśmiechając się.- Pole bitwy się nam zapełnia, Niezdaro. 

- Czas działać, Dzikusie.- odpowiedział przełykając nerwowo ślinę. 

- Wszyscy na ziemię! I nie ważyć mi się głowy podnosić, bo stracicie!- Kakashi krzyknął na towarzyszy, którzy osłupiali przysłuchiwali się ich zbyt słodkiemu świergoleniu w obliczu śmiertelnej bitwy. 

Freyr pierwsza rzuciła sie na ziemię w głębokim, służalczym ukłonie. Pozostali patrzyli chwilę raz na nią, a raz na tą dwójkę. Biel i Czerń. Ogień i Woda. Agresja i Łagodność. 

- Pamiętacie tą dziwną historię o mędrcu i równowadze między Jin i Yang, którą przypomniał sobie Shikamaru?- odezwał się nagle Asuma. 

- Tak, ale co to ma wspólnego z naszą niewesołą sytuacją, Asuma?

- Harmonia. Spójrzcie tylko na nich. To naprawdę mówiło o nich.... Muszą użyć techniki, która może nas zabić dlatego musimy się znaleźć poniżej ich zasięgu i zakryć oczy.  Dlatego nie chciał żebyśmy z nim szli. Teraz rozumiecie?- wyłożył swoją teorię najprościej jak potrafił. 

- Fakt. Teraz to ma sens. - przyznał Ibiki. 

- Och, więc się nie pomyliłam? Nie przewidziało mi się, że ich energie się splatają?- zapytała zaskoczona Shinji. 

- Widziałaś to? Kiedy?- zapytali chórkiem.

- Cóż... najwyraźniej wtedy w chatce tej staruszki jak siedział przy nieprzytomnym, ale myślałam, że coś mi się przewidziało. Za bardzo do siebie nie pasowali. Zbyt różni.- wyjaśniła cicho, spuszczając wzrok i zawstydzajac się po raz kolejny. 

Iruka i Kakashi wykorzystali moment, że są tak zaaferowani w swoje dociekania, że nie widzą, co się wokół dzieje. Odwrócili się do nich plecami. Kakashi objął Irukę i odwinął opatrunek. Dopełnili rytuału krwawego posiłku i Kakashi zaczął powoli transferować swoją chakrę na Irukę. 

- Na ziemię! Transfer Chakry!- krzyknęła Shinji czując zmianę w równowadze energii. 

Przestali debatować i rzucili się na ziemię zaraz za nią. Kto jak kto, ale Shinji była z nich najbardziej wyczulona na sprawy związane z przepływem chakry i jej zmian. 

Iruka rozciągnął krwawą ramkę i zaczął szybko pisać krwawą pieczęć. 

Ty który burzysz się gradowymi chmurami, płaczesz deszczem i dmiesz srogim wichrem, użycz mi miejsca na niebiosach bym mógł zesłać krwawą nawałnicę zrozpaczonej duszy uwalniając cierpiącą powłokę od tej straszliwej katuszy. Ty, który tchniesz ciepłym podmuchem namiętnego wiatru, niosąc setki pocałunków swej wybrance o delikatnych płatkach nim mrok ziemię okryje, zniszcz nieprawość i oddal cierpienie niewinnych, by tobie podobni mogli spokojnie żyć i nie zaznawać więcej cierpień rozłąki. 

Skończył pisać i pchnął ramkę w stronę wroga. Skupiony był na podtrzymywaniu techniki oraz temu, by nie wyszarpnąć znów sił życiowych z Kakashiego. Bał się tego bardziej niż krwawych dzieci. Nie chciał mu robić krzwdy. W razie potrzeby aktywował technikę, której zadaniem było wyszarpnięcie energii z pozostałych, gdyby kakashiowa się skończyła, a potrzebowałby jej więcej.  Shinji wyczuła w nim i tą obawę i plan, więc po cichu transferowała swoją chakrę na Kakashiego, by nie dopuścić do utraty przez niego całej energii. Tak jak wszyscy czuła, że technika, którą uwolnili była zatrważająco potężna. 

Po chwili też niebo pociemniało i wzmógł się wiatr. Wtedy rozległ się przerażający wizg stwórów z mroku, które ruszyły na nich z żądzą mordu. Były przekonane, że nagłe ciemności im sprzyjają. 
Jednak szybko się okazało, że jest odwrotnie. Rozszalała się potężna burza zacinająca krwawym tnącym deszczem, obalająca wichurą tych, którzy próbowali uciec i uderzająca czerwonymi piorunami w niegodziwców. 

Kiedy dzieło zniszczenia zostało dokonane, chmury się rozwiały, wiatr i deszcz ustały. Słońce znów prażyło, a pioruny ucichły. Iruka i Kakashi osunęli się nieprzytomni. Shinji też była tak osłabiona, że nie potrafiła się podnieść o własnych siłach. Wokół nich leżały pocięte i spopielone ciała stworów. Asuma dał znać Ibikiemu i podnieśli z ziemi nieprzytomnych. Anko pomogła wstać Shinji. Freyr rozejrzała się i spojrzała na niebo. 

- Pośpieszmy się. Muszą jak najszybciej znaleźć się w szpitalu. Zwłaszcza Iruka-sama. 

- Łatwo ci mówić. Shinji ledwo się na nogach trzyma. 

- Żaden problem.- warknęła i bez słowa zarzuciła sobie ja na barana.- W drogę!- zarządziła i ruszyła biegiem w stronę Iwa. 

Pozostali ruszyli za nią. Shizune w biegu starała się sprawdzić co z nieprzytomnymi. Kakashiemu nic większego nie było, ale martwiło ją to, że Iruka znów dostał gorączki. To faktycznie było dla niego wręcz śmiertelnie niebezpieczne. Nie chciała tego głośno przyznać, ale ich przewodniczka miała rację. Na dodatek trzeba było przyznać je, że siłą co najmniej dorównywała mężczyznom. Niosła Shinji jakby ta nie ważyła więcej niż mały na pół pusty plecak. 





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro