To jest w końcu wesele, czy stypa?
Formalności, żeby nie było;
• Tekst napisany jest prześmiewczo, nie bierzcie tego ani trochę na poważnie
• Występują osoby z naszego discorda, takie jak; Oliwciaks11 livkameister wypierdajlisz
• Pojawiają się memy tematyczne do tego co odwalamy, niektórych żartów możecie nie zrozumieć
• Słowo "Jedenastka" to nie wiek
• Imię "Livia" pisane jest specjalnie z małej litery
• Nie wiem co ćpałam pisząc to
! Występują sceny drastyczne oraz krwawe !
X X X X X X
Oliwia, piękna brązowowłosa. Pocieszna, radosna. Wierna swoim przyjaciołom. Potrafiąca rozbawić. Nie raz czas spędzała teoretycznie na niczym. Bawiła się dobrze, śmiała z grupą głupią. Powoli każdy dorastał, miłości swe zaczął znajdywać. Te drobne, przewiewcze, zanikające jak pieniądze z komunii. Jednak trafiły się i te silne, łapiące i niechcące puścić.
Ona sama brnęła, nie przejmowała się. Jednak jeden żart wszystko zmienił. Uciekała od tego, zdenerwowana każdego wyzywała. Na wymioty ją wzbierało, lecz nikt nie odpuszczał. Te śmiechy stały się codziennością. Dla niej powoli normalnością.
Przestała na to zważać, więc była podjara. Każdy dalej zachwycony shipem, nawet znienawidzony ukochany. Nie przeszkadzały mu te słowa, żarty. Nawet suknie szukał, podobno wybredny. Na kamerce chciał ją widzieć, ucieszony screeny robił. Wbijał na głosowy, chciał ją słuchać. Nikt się nie liczył, tylko ona. Dla niej każdy tylko nie on.
Żarty dalej trwały, a ona w tym utknęła. Oliwka nieszczęsna, zakochała się w zimowym czarodzieju. Okropna dla niej sprawa, bo uczucie ciągnęło ją do kogoś innego. Jednak serce ją zdradziło.
Kim jest jej ukochany? Blond włosy Maciej, jego głowę czerwona czapka zdobi. Wygląda jakby ktoś go pobił, ale uśmiechnięty jej serce zawsze skradał.
Oboje pogodzili się z losem. Nikomu nic nie mówiąc reagować na żarty przestali. Liczyło się dla nich to uczucie. Jednak on miał to gdzieś, a ona zawstydzona milczała. Miłość piękna kwitła, czas dalej mijał.
Powoli dorastali, temat nie ucichnął. Ciągnął się nawet, gdy zakochana para nie słuchała. Głównie rozbawiona elita została. I choć Oliwka miała w niej swe rządy, to teraz wolała nawet nie przychodzić. Jednak nie umiała. Swe przyjaciółki rzadko unikała.
Dwa gołąbki zakochane. Elita buszująca. Chcieli wiedzieć jak najwięcej. Raz tylko padło "Biedna Oliwka", każdy się zaśmiał. Te dwa słowa zostały zapisane. Na cytatach widnieją, przypominają dobre czasy.
Jednak dziewczynę dręczyło jedno. Bała się przyznać, ale nie chciało ją to opuścić. Albowiem członkini elity. Nie stara, czy grzyb, a livka. Nawalająca w slitherio dusza najczystsza. Bogini wspaniała, wkurwiona niebezpieczna.
Chciała spróbować. Umówiła się z nią, zgodziła się, przyszła do swej ukochanej szmaty. Czas spędziły razem. Jedenastka na wszelakie sposoby próbowała się dowiedzieć. Odpowiedzieć na pytanie. Kogo w końcu kocha?
Winter się dowiedział. Nikt go nie zauważył. Powinien. Zazdrosny sięgnął w mroczne sidła. Wynajął Grzybusa. Zapłacił daną kwotę. Oboje ucieszeni. Ten drugi już wcześniej chciał się jej pozbyć. Ucieszony ruszył jeszcze tego samego dnia.
• • •
— Livki dawno nie było, nie odzywa się do nikogo — rzuciła smutno Oliwka.
— Pewnie jest czymś zajęta. Miała z Patrycją robić walkę na arenie.
— Stara nic nie wie. Wątpię żeby tak milczała, powiedziałby chociaż, że żyje.
Ale livka nie żyje.
— Jedz — podał jej kanapkę.
Niczego nie świadoma z radością przyjęła poczęstunek. Spróbowała, a w jej oczach zauważył iskierki radości. Milcząc wszystko szybko zjadła.
— Pyszne, sam robiłeś? — zapytała.
— Przyjaciel mi trochę pomógł. Ma fach w rękach — uśmiechnął się.
Resztę czasu przegadali i zajadali się przygotowanymi przekąskami. Kiedy zrobiło się już ciemno spojrzeli w gwiazdy. Wtedy chłopak się odważył. Uklęknął przed nią i zapytał czy za niego wyjdzie. Zszokowana dama przez moment analizowała jego słowa. Przełknęła ślinę i się uśmiechnęła. Z radością się zgodziła, na palec pierścionek wsunęła.
Lecz dziwny wzrok ukochanego utknął jej w pamięci.
Jakby oszalał.
A może to było szczęście?
Posiedzieli jeszcze chwilę. W końcu do domów wrócili. Ona miała trochę dalej. Lecz dotarła. Wsunęła się pod biurko i oparła głowę o nie. W pokoju panowała cisza. Brakowało tych wyzwisk, pisków i nawalania w klawiaturę.
Jednak właścicielka włości już nie wróci. Zamordowana przez Grzybusa, zwiedza odmęty drugiego świata. Jej ciało zawleczone do domu oprawcy. Wszędzie krew rozlana, zasychająca powoli. Porozcinał jej skórę, patrzył przez moment. W końcu do gara włożył. Wejść nie chciała cała, skończyła w kawałkach. Ugotowana, upieczona, usmażona. Doprawiona.
Jak smakowały kanapki?
• • •
Nie minęło dużo. Zaledwie kilka dni, a jego wciąż prześladował widok tej zdrady. Pozbył się problemu. Mógł cieszyć się życiem, ale nie potrafił. To wyżerało go od środka. Im bliżej wesela tym bardziej wariował. Nie spał po nocach, ciągle ją sprawdzał. Powoli stał się uciążliwy, dla samego siebie, jak i dla niej.
Oboje milczeli, czas uciekał. Wariował, uciekał, kochał, nienawidził. W końcu postanowił dołączyć do livki. Rzucił się z mostu, świat za nim ucichł. Nikt nie wiedział, nie wiedział do czasu.
x
Panna młoda w pięknej białej sukni. Lekko zestresowana welon zakładała. Wtedy coś uderzyło w jej drzwi. Nie zdążyła podejść. Wejście roztrzaskało się, a do środka wjechał papamobil. Wysiadł z niego on. Największy fanatyk grzybobrania, twój stary. Przytulił zszokowaną Oliwkę i powiadomił o straszliwej wieści.
Jej świat się załamał. Maciej odszedł z tego świata. Mężczyzna odszedł, a ona została sama. Zapłakała straszliwie, serce pękło w pół. Usiadła na podłodze cała roztrzęsiona. Nie potrafiła się opanować.
Nie rozumiała. Nie potrafiła tego pojąć. Nagle miała tak wiele pytań. Lecz nie miał kto jej odpowiedzieć. Zirytowana nagle podniosła się i jako prawilna wyznawczyni barbizmu, rzuciła się na wiszący krzyż. Ten jednak ani drgnął. Lekko spokojniejsza tupnęła noga zła swoim niepowodzeniem.
Usiadła przy toaletce i spojrzała na swój rozmazany makijaż. Otworzyła szufladę i dostrzegła swe wspólne zdjęcie z ukochanym. Zgniotła go, mocno zacisnęła pięści. Już wiedziała co począć musi.
• • •
Rozbrzmiewały kościelne dzwony. Ksiądz, druhne i ich męskie odpowiedniki, świadkowie, goście czekali na ten moment. Każdy był gotowy. Drzwi się szeroko otworzyły. Radośnie weszli w głąb budowli. Lecz widok zwalił ich z nóg.
Przy ołtarzu zamiast ujrzeć pana młodego z wyrytym uśmiechem na twarzy dojrzeli tylko ją. Pannę młodą w sukni. Już nie białej, została krwią splamiona. Przy stole ofiarnym zawisła. Niczym szmaciana lalka, biała jak trup. Pod nią kałuża krwi, która spłynęła z jej szyi oraz rąk. Welon odrzucony gdzieś w kąt, przez co dokładnie można było ujrzeć jej siną twarz.
Wszyscy zaskoczeni. Jedni wymiotują, drudzy płaczą. Tylko w jednym rogu ciemna postać się uśmiechała. Jednak szybko zniknęła.
W ten radosny dzień nastąpiła wielka tragedia. Zamiast zapieczętować swoją miłość pocałunkiem zrobili to wieńcem pogrzebowym. Radosne kolory nagle zastąpiła mroczna czerń.
Lecz ona tak jakby się śmiała.
Nikt nie spojrzał dokładnie.
Zadowolona swego czynu dokonała.
W końcu część się otrząsnęła. Każdy został wyprowadzony z miejsca tragedii. Kazali wrócić do siebie, nikt sam zostać nie chciał. Więc się dobrali i bezpiecznie do mieszkań zawracali.
Kilka dni później znowu się zebrali. Lecz na ceremonii pogrzebowej. Wiele osób płakało. Mnóstwo tęskniło. Paru po prostu wypadało przyjść. Niektórzy nie potrafili, tamten widok ich zmiażdżył.
Kościół opustoszał. Sama trumna została. W niej Oliwia w tej samej sukni. Zaczęto pojedynczo wchodzić. Chcieli się pożegnać sam na sam, ten ostatni raz. Nikt się nie spodziewał kolejnego pecha losu.
Z tłumu wyłonił się on, Kenzzi. Widywany chłopak. Pobożny co niedzielę w ławce pierwszej siedział. Teraz złym losem skuszony, chce oddać diabłu przysługę. Nie był nastawiony pokojowo. Pragnął zemsty. W jego sercu pojawiła się dziura. To ona zabrała mu ukochaną, livka była jego. Teraz zaginęła, wcześniej z nią się świetnie bawiła.
Śmierć Oliwi to dla niego za mało.
Zdesperowany wszedł do środka. Spojrzał na miejsce jej spoczynku. W jego gardle pojawiła się gula. Otoczył ją ostrożnie i wyjął z kieszeni jakiś przedmiot. Zrobił co miał zrobić, po skończonej robocie szybkim krokiem wyszedł. Odsunął się na bok i zaczął oglądać przedstawienie.
Nie musiał długo czekać. Zaczęło się. Krzyki, wrzaski, panika. Trumna zaczęła się palić. Oglądał to zjawisko z zachwytem.
Nagle obok niego stanęła jakaś postać. Wzdrygnął się lekko i spojrzał. Jego źrenice się rozszerzyły. Otworzył usta, ale ona mu nie pozwoliła. Uciszyła go gestem i stanęła bliżej. Widok jak z bajki. On i jego ukochana. Żyje, przyszła do niego. Teraz razem mogą oglądać ten piękny widok.
W takim razie... Z czym były te kanapki skoro żyje?
Legenda głosi, że dopadł jej siostrę.
Jednak ważniejszy był ten widok.
Stali, a w ich ciemnych oczach odbijały się płomienie.
Panika dalej trwała. Ogień powoli się rozprzestrzeniał i na ściany budynku. Jednak ważniejszy był fakt, że w tym wszystkim można było dostrzec jego. Znajdował się na zewnątrz. Siedział na ławce nieopodal. Otoczony chmurą dymu, za rękę trzymał swoją młodsza ukochaną siostrę, Zosię. Była przerażona, wolałaby być tutaj z matką. Lecz jak klątwa mawia, członkini elity wszędzie musi umrzeć. (Może rak po raz trzeci).
Głaskał kciukiem dłoń młodszej. Widząc nadchodzących ludzi zasłaniał swoją twarz czerwoną czapką, która znajdowała się na jego głowie. Przeczesał lekko jasne włosy i panicznie się uśmiechnął.
W końcu wstał zostawiając siostrę. Miał nadzieję, że Pati jednak się pojawi. W końcu na pewno gdzieś tu była. Szybko wymazał ich ze swojej głowy.
Miał coś lepszego do roboty.
Kroczył powoli, plac już opustoszał. Prawie wszystkich odprowadzono, straż dalej nie przybyła. Nie przejmował się tym, nawet radował. Przeszedł przez wrota, stanął twarzą w twarz z wielką kulą ognia.
Dobrze wiedział w którym miejscu znajdowała się trumna. Rzucił w jej stronę kopertę, która od razu zajęła się ogniem. Spaliła szybko i zamieniła w popiół.
Wyszedł z kościoła. Miłość życia zostawił. Spojrzał przed siebie. Kenzzi z livką dalej przedstawienie oglądali. Nie dziwił się. Piękne zniszczenia. Podszedł bliżej i rzucił okiem raz jeszcze na to pobojowisko.
Już mieli się rozchodzić, ale zza rogu wyłonił się Grzybus. Podbiegł do nich i otworzył szeroko usta widząc co się tutaj stało. Wymachiwał nożem kierując jego końcówkę to na nich to na kościół.
— Na prawdę wszystko mnie ominęło? — ryknął zawiedziony.
Pozostali lekko zdezorientowani jego zachowaniem tylko kiwnęli głową. Ten wydął dolną wargę i odwrócił się do nich na pięcie. Na jego twarzy malowało się zawiedzenie. W końcu kto chciałby ominąć coś takiego?
— No i chuj! — krzyknął grzybus rzucając nożem za siebie.
Niefortunnie trafił w małą dziewczynkę zapomnianą przez brata. Ostrze wbiło się prosto w jej oko. Upadła twarzą na ziemię, a reszta tylko westchnęła.
_____
1606
Serdecznie dziękuję za pomoc livkameister i wypierdajlisz
SUPER, ŻE MNIE WSPIERAŁYŚCIE XDXSXSSDDD ZWŁASZCZA DRZĄC RYJA PRZEZ GODZINĘ ŻEBYM TO WSTAWIŁA.
Mam nadzieje, ze spodobało się to komuś jeszcze oprócz nim XDDD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro