Part 6
Anja
Wieczorem siedziałyśmy na tarasie wynajętego domu, popijając drinki przygotowane przez Nico. Tylko Marco czuł się na tyle pewnie w tym towarzystwie, żeby zostać i dołączyć do rozmów wszelakich. Po drugim kieliszku wina zaczęłam się relaksować. W głowie mi szumiało milutko, a oczy odzyskały figlarny błysk, oferowany przez upojenie alkoholowe.
– No to mamy ich – westchnęłam. – Na dobre lub złe? – zapytałam siedzącą obok Margo.
– Chyba tylko na złe. Czy ja ci wyglądam na laskę od jednorożców i tęcz?
– Bardziej na: smoki, łańcuchy i lochy – skwitowała Sofia, wydymając wargi.
– Lochy to nie. – Odparła Margo, na co Sofia przybrała skwaszoną minę. – Za zimno i za ciemno.
– I brakuje już miejsc na ciała – zażartowałam.
Marco uniósł brew do góry, przesuwając czule placem po niewidocznym bez światła UV tatuażu na jej dłoni.
– Czy powinienem się martwić, że jedną z twoich najczęściej odtwarzanych piosenek na iPhonie jest Cell Block Tango?
– Ale to piękna piosenka! – rzuciłam z przebiegłym uśmiechem, niewinnie trzepocząc rzęsami. – Czyżbyś miał małe wkurzające nawyki, które mogłoby ją wyprowadzić z równowagi? Jak guma do żucia? Albo zostawianie skarpetek na podłodze w łazience, żeby po prysznicu z obowiązkowym rozchlapywaniem wody, wyglądały jak śnięte karpie?
– Albo nie tolerujesz arszeniku w drinkach? – podłapała Sofia z podobnym uśmieszkiem.
– Jak ją przytulasz – poradziła Marju z poważną miną – uważaj, żeby przypadkiem, czystym przypadkiem nie nadziać się na żaden z jej noży. Wiesz... ona z pewnością jest ponad wszelką zemstą, ale przypadki... one po prostu chodzą po ludziach.
– Jak o tym myślę – Margo uniosła palec wskazujący do góry, i przeniosła ciężar ciała na krześle, żeby pochylić się w stronę swojego faceta. – To rzeczywiście, kiedy zostawiasz mnie w domu samą wieczorem, kombinuję czy nie szukasz szczęścia gdzieś indziej. W końcu Palermo dysponuje bardzo dużym wyborem etnicznym, kiedy idzie o seks. – Popukała palcem po ustach, patrząc na niego spod oka.
– Musisz sprawdzić, bo nie pamiętam – zmarszczyłam brwi, udając, że się namyślam. – Czy w gabinecie Palermo nie wiszą akty, ale prewencyjnie zastąpmy je może jakąś... martwą naturą? Coś jak sceny z polowania: Artemida, trzymając w dłoni głowę Meduzy?
– Mnie bardziej przeraża, co byś zrobiła, gdybyś odkryła, że twój mąż ma romans z opiekunką? – spytała niewinnym tonem Nicola. Wszystkie jak jeden mąż odwróciły się do niej z konsternacją wypisaną na twarzy i narastającą w oczach żądzą mordu. Wyrwał jej się sztuczny histeryczny chichot. Machnęła ręką. – Nie żeby ktoś kogokolwiek przyłapał na gorącym uczynku, ale wiesz – spojrzała na mnie znacząco – przezorny zawsze ubezpieczony, bo gdybyś jednak ich przyłapała: on cały spocony, ona w szerokim rozkroku...
Oj, jak łatwo było złapać ten żart i się z nim utożsamić! Za łatwo.
– Będę się zasłaniać niepoczytalnością! – oznajmiłam pewnie, po czym zacytowałam. – Byłam w takim szoku, że totalnie mnie zamroczyło. – Położyłam dramatycznie dłoń na piersi a drugą na czole. – Do dziś zawodzi mnie pamięć. Dopiero po chwili, gdy zmywałam krew z moich rąk, zorientowałam się, że... oni chyba nie żyją. Ale szczerze... – moje spojrzenie zrobiło się lodowate. Zanuciłam dalej. – Mają za swoje! I nie żałuję! Ktoś musiał im tę lekcję dać! Ja nie zabiłam! A jeśli nawet, to ucierpiałam najbardziej ja! Czy jakoś to tam leciało...
– Tak jest siostro! – Sofia przesłała mi buziaka na dłoni. – Może zabiłam. Lecz to nie zbrodnia. Powinni sądzić ich, nie mnie. Zdrada to zdrada. Musi być kara!
– Zasłużył sobie! To jego wina! – podsumowała siedząca do tej pory chicho Oana – Uwierzcie mi, sam tego chciał, bo prowokował mnie od lat! Przeżyłam piekło! I jestem pewna, każdy postąpiłby tak jak ja!
Spojrzałyśmy wszystkie na Marco absolutnie dumne ze swoich cytatów. Więzienne Tango było jedną z ulubionych naszych piosenek z filmówi), które wspólnie oglądałyśmy. A Chicago podobało się każdej z nas, bo tak naprawdę w tym filmie była każda z nas. Wszystko, czego sekretnie się bałyśmy, że nas spotka ze strony naszych mężczyzn.
– Nie wiem, czy się cieszyć z waszej zaradności, czy bać jakiekolwiek potknięcia. – Rzucił Marco, jednak jego uśmiech pod nosem przeczył karcącemu, poważnemu tonowi głosu.
– Ale że co Marco? Potkniesz się i przypadkiem wylądujesz w innej cipcie? – zakpiłam.
– Wszystko, co musisz wiedzieć – Margo odwróciła jego głowę w swoją stronę – to, że jest nas siedem i pokuszę się o nazwę Siedem Wspaniałych. Razem mój drogi mogłybyśmy popełnić morderstwo doskonałe, obwiniając każdą dowolną osobę na kuli ziemskiej.
– Czy liczy się fakt, że każdy z nas nie widzi świata poza swoją kobietą, narzeczoną, bądź żoną? – spytał leniwie, podnosząc butelkę piwa do ust. – Prawda, moje panie, jest banalnie prosta: kochanki są dla słabych facetów. Prawdziwi mężczyźni mają rodziny – spojrzał na Sofię. – O ile im kobieta wielokrotnie nie odmawia!
– Nie, nie liczy – przyznałam szczerze.
– A to tylko dlatego, że wiemy, do czego zdolne są inne kobiety, ponieważ same nimi jesteśmy – westchnęła Marju. – A okazja czyni złodzieja.
– Każda z nas się czegoś boi – głos Sofii było nostalgiczny. – Ja na przykład pierścionka na moim placu i tego, że Adam będzie chciał mnie zmienić w stateczną matronę godną mafijnego światka.
– Jakby to było możliwe – parsknął Marco.
– Ach skarbie – skarciła go Margo. – Zostałeś zaproszony jako obserwator z ramienia. Ty tutaj nie masz prawa głosu. Inaczej po prostu cię stąd wywalę.
– Chcecie sobie urządzić wieczór terapii? Nie mam nic przeciwko – rozłożył ręce. – Jestem jednym z nich, wiem jak myślą, znamy się od lat, więc dalej moje piękne, powiedzcie co tam wam w duszach gra, co nie daje wam spać po nocach...
– Wiesz, czego ja się boję? – spojrzałam Marco prosto w oczy. – Że Patrick będzie wolał kogoś młodszego, że moje wycieńczone ciążą ciało, z dodatkowymi kilogramami i rozstępami w końcu go odrzuci, a pod ręką ma seksowną dwudziestkę.
– Wiem, co czujesz – westchnęła Nicola. – Nie chodzi tylko o zdradę, ale bycie na drugim torze.
– Zapominacie obie o jednym bardzo ważnym fakcie. – Marco pochylił się w moją stronę, gestykulując butelką jak berłem. Podwinęłam nogi pod siebie na krzesełku, biorąc łyk z kieliszka. – Ani Darius, ani Patrick nie mają dwudziestu lat i ich mózgiem nadrzędnym nie jest ten w spodniach. Czy sądzicie, że dla chwili przyjemności i wątpliwej jakości orgazmu, któryś zaprzepaściłby to, co go łączy z żoną? Kiedy jesteś starszy, rozumiesz, że zajebisty umysł kobiety jest dużo więcej warty niż kawałek dupy. Slower, Older Smarter.
Marju oparła łokieć na oparciu leżaka i podparła głowę na dłoni.
– Nie kiedy nie możesz dać mu dziecka – zamrugała, przełykając ślinę. – Staramy się od paru miesięcy, właściwie od początku a ja za każdym razem, kiedy dostaję okresu, pogrążam się na chwilę w rozpaczy, a potem uśmiecham do lustra i udaję, że kolejne dwadzieścia osiem dni będzie bardziej szczęśliwe.
Spojrzałam na Marju totalnie rozumiejąc, co chce powiedzieć.
– Byłam tobą, jeszcze trzy lata temu dałabym się posiekać, żeby zajść w ciąże i mieć dziecko. Miało być centrum mojego wszechświata, bo przecież dla tej małej istotki będę wszystkim. – Zaśmiałam się gorzko. – Smutna prawda jest taka, że nie jestem a ciąża to przereklamowane zło.
– Amen! – Nicola uniosła kieliszek do góry. – Ku niezadowoleniu mojego męża po pół roku zmagań z machiną ginekologów, endokrynologów i innych „ogrów" powiedziałam dość! Jak się trafi, to się trafi, ale nie będę żyła z termometrem i kalendarzem w ręku.
– Nie wiem co gorsze – powiedziała Oana z zastanowieniem. – Chyba wszystko na raz tak samo. Ale moja droga Anju, która jesteś dla mnie jak ekstra szwagierka, mam dla ciebie... hm... kontrowersyjne rozwiązanie, tego niewielkiego problemu z Gią. – Uśmiechnęła się przebiegle. – Z tego co wiem, chodzi na zajęcia z jogi w tym samym studiu co ja. Obsesyjnie dba o figurę, pijąc te wymyślne koktajle proteinowe.
– Podoba mi się kierunek, w którym zmierzasz – zaśmiała się Margo. Oana strzeliła oczami perfekcyjną niewinność.
– Jak trudno byłoby namówić mi Cristinę z obsługi, żeby podmieniała proteiny na te powodujące przyrost wagi? W domu u was chyba też trzyma zapasowe pudełko. Widziałam je na blacie w kuchni.
– To by zależało, czego będzie chciała w zamian Cristina? – uśmiechnęła się promiennie Sofia, dolewając nam do kieliszków wina.
– Wyobraź sobie, że zrobi to dla własnej satysfakcji i utarcia jej nosa – odparła Oana.
Uniosłam szyderczo brwi do góry, zanim spytałam:
– Czyżby nasza księżniczka zalazła za skórę nie tylko nam?
Stuknęłyśmy się wszystkie kieliszkami, a każda z nas powiedziała toast „na zdrowie" w swoim ojczystym języku. To był nasz swoisty sposób na zawieranie paktów. Marco roześmiał się cicho pod nosem i stuknął z nami swoją butelką piwa.
– Cóż mogę powiedzieć... Wybraliśmy idealnie!
Anja
Następny wieczór postanowiłyśmy spędzić z naszą ochroną, szlajając się na piechotę po Paryżu. Ubrałyśmy się w najwygodniejsze ciuchy, więc przeważały legginsy i szerokie koszulki. Trudno było się w nas dopatrzeć, pięciu kobiet należących do mężczyzn stojących na czele organizacji przestępczej. Z makijażu chciało mi się tylko umalować rzęsy i użyć antyperspirantu.
Usiedliśmy w niewielkiej restauracji, żeby zjeść lody i napić się wina. Wybrałam ciastko z kremem, ale porzuciłam je w połowie, bo dziwnie smakowało. Stolik dalej usiadło polskie towarzystwo reprezentowane przez trzech łysych, z telewizorami pod pachami. Zaczęli dyskutować głośno, komentując wszystkie kobiety w okolicy. Które to „piękne foczki" a którą trzeba by ruchać od tyłu, żeby nie patrzeć na ryj.
Żałowałam, że znam polski, kiedy zabrali się ocenę „estetyczną" naszego stolika. Jakby każdy z nich był modelem! Ewidentnie wpadła im w oko Margo i Marju – obie szczuplutkie. Nicola była gruba jak świnia a dla mnie należało zadzwonić po Greanpeace. Z Oaną urządziliby sobie Gang–bang a Sofia pewnie lubiła mieć dwóch w sobie, a trzeciego na Hiszpana między piersiami. Byli po prostu obleśni.
– Coś nie tak? – spytał Nico.
– Jest mi wstyd, z jakiego kraju pochodzę.
– Dlaczego? – dociekał.
– Ponieważ tak jak ja, rozumie co mówią te tumany obok nas – odezwała się Margo.
Wiedziałam, że parę lat spędziła w Polsce, ale nie byłam pewna, jak dobrze zna ten język.
– A powiedzieli coś ciekawego? – zainteresował się Marco, taksując wzrokiem łysoli, zamawiających kolejne kolejki wódki
Margo złapała za nadgarstek jednego z nich, kiedy chciał klepnąć kelnerkę w tyłek. Puściła go, jak dziewczyna odeszła na bezpieczną odległość, uśmiechając się z wdzięcznością.
– Ciebie też klepnę, musisz się tylko nadstawić laska! – zaśmiał się koleś.
Odwróciłam się na krześle w ich stronę.
– Może zanim zaczęliście tak pierdolić, należało się upewnić, że nikt nie rozumie w okolicy polskiego? – spytałam, okazując swoje niezadowolenie.
– Ale dziwny kraj! – złapał się za głowę ten, który siedział najdalej od nas. – Ludzie odzywają się nieproszeni!
– Trzeba było nie obrażać moich koleżanek – odpysknęłam.
– Nie bój się, ciebie nikt z nas nie chciałby ruchać, jesteś bezpieczna! – zmierzył mnie lekceważącym spojrzeniem.
– A mówią, że polki są najpiękniejsze! Jesteś, kurwa, wyjątkiem od reguły – dodał trzeci.
Zabolało, a nie powinno.
– Po prostu go zignoruj – zasugerowała Nicola.
Facet, którego powstrzymała Margo podniósł się i stanął nad nią. Uniosła oczy do góry, patrząc na niego z obojętnością.
– Powiedz mu, żeby posadził dupę albo ja go posadzę – rozkazał Marco, lodowatym tonem zabójcy. Facet się zawahał na ten ton, ale śmiało wyciągnął rękę, chcąc dotknąć Margo. Raczej po jego zdziwionej minie wniosłam, że nie spodziewał się tego, co zrobiła w ciągu następnych paru sekund. Złapała go za dłoń, wygięła najmniejszy palec, wyrywając z gardła łysego bolesny jęk, posłała go na kolana obok swojego krzesła.
– Przepraszam, skarbie za późno – rzuciła słodko do swojego faceta.
Marco wzruszył ramionami i zaplótł dłonie na karku.
– Sam napadł, niech się sam broni – odparł łagodnie.
Pozostali dwaj kumple naśmiewali się ze swojego kolegi. Margo puściła go, a ten odskoczył na metr.
– Baba będzie cię lała? – zarechotał jeden, upokorzony wyciągając z kieszeni nóż.
– Naprawdę?! – brwi Margo uniosły się do góry w prześmiewczym pytaniu.
– Potnę cię suko – warknął.
Zerknęłam na naszych ochroniarzy. Demetrio stał za plecami osiłka z dłońmi schowanymi w kieszeniach dżinsów i rozglądał się, czy nikt przypadkiem nie filmuje tych wyczynów. Enzo oparł łokcie o stolik i przyglądał się dwóm pozostałym razem z Nico.
– A to miał być miły wieczór – zrzuciła z nóg buty i wstała z westchnieniem.
– Przecież nie będę bił baby – żachnął się łysol.
Jaka ta kobieta była szybka. Wyprowadziła cios i z nosa oponenta popłynęła krew. Nie trzeba mu było więcej. Zamachnął się, a ona z łatwością złapała go za nadgarstek, wykręciła go, ciągnąc ramię do tyłu i wyrywają z jego gardła kolejny bolesny jęk. Puściła faceta, odpychając od siebie.
– Na twoim miejscu dzieciaku podniósłbym ten nóż – zasugerował Marco leniwie. – Będziesz potrzebował każdej pomocy.
Margo spojrzała na łysego z lekceważeniem.:
– Jakby to miało mu w jakikolwiek sposób pomóc – mruknęła pod nosem. Podniosła broń z ziemi. – Nie jestem pewna, czy ten pajac rozumie – odparła Margo zerkając na mnie.
Przetłumaczyłam jego sugestię. Facet wydawał się skonsternowany, nasza ochrona siedziała, pozwalając na starcie z laską.
– Siły na zamiary – dodałam od siebie.
– Źle trzymasz nóż – pouczyła Margo, prezentując poprawną technikę. – Nie trzymaj go, jakbyś odgrywał scenę pod prysznicem w Psychozie Hitchcocka. To ma być przedłużenie twojej ręki – oddała mu broń. – Proszę, spróbuj jeszcze raz, ale tym razem się postaraj.
Zerknęłam w bok na Marco. Niby siedział rozluźniony, bujając się na krzesełku, ale mogłam się założyć, że był przygotowany na to, by ruszyć z pomocą swojej kobiecie, jeśli uzna to za potrzebne. Ona jej nie potrzebowała, to był oczywisty fakt, w końcu to Greta Eden i to nie było pierwsze takie rodeo, w którym brała udział.
Niestety i za drugim i trzecim razem łysol skończył przed nią na kolanach. Dwóch jego kolegów podniosło się, by mu pomóc. Enzo i Marco również a Demetrio pogroził im palcem, kręcąc głową w niemym ostrzeżeniu.
– Kim ty kurwa jesteś? – zawył koleś, przyciskając nadgarstek do piersi.
– Gdybym ci powiedziała, musiałabym cię zabić – zakpiła.
– A teraz wypierdalajcie wszyscy, zanim się wkurwię! – warknął Marco.
Obserwowaliśmy, jak wszyscy trzej oddalali się w stronę mostu. Przywołałam do siebie kelnerkę.
– Dziękuję – zwróciła się dziewczyna do Margo. – Czasem zdarza się taki palant!
– Nie ma sprawy, nie lubię neandertalczyków.
– Niech pani doliczy ich rachunek do naszego – poprosiłam.
– Jaki kraj reprezentowali ci debile? – spytała Oana.
– Polskę – przyznałam, przewracając oczami – niestety.
– Oni tak zawsze? – dopytywała.
Zerknęłam na Marco, który był ze mną w Polsce.
– Generalnie polki są pięknymi kobietami – wyjaśniłam – zadbane, szczupłe z ładnymi buziami.
– A ty pamiętaj, że ważniejsze od ładnej buzi – odparł mi na to Enzo – jest znalezienie sobie partnera z tym samym zboczeniem psychicznym i zadbanie, aby twoim nazwiskiem nazwano w psychiatrii jakiś syndrom
– Bycie ładną niestety pomaga w życiu, ale to tylko wtedy kiedy masz może ze dwadzieścia lat. Jak w końcu dojrzejesz i zmądrzejesz – dodał Marco – zrozumiesz, że owszem fajnie mieć coś, czym można się pochwalić przed kolegami czy koleżankami, ale – spojrzał na Margo – będziesz szukać czegoś, co wypełni ci wieczory interesującą rozmową. Jak masz szczęście, to dostajesz oba w pakiecie.
– Się tak nie rozpędzaj z tymi przegadanymi wieczorami Romeo – roześmiała się Margo – jeszcze dajesz radę zapewnić mi inną rozrywkę.
Zaczęliśmy się śmiać na to oświadczenie.
Studio Accantus
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro