Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 52

W oryginale to miał być epilog, ale potem dopisałam wam coś innego, gdzie pojawia się słowo "brokat" 🤣😂 i tym sposobem absolutnie pobiłam własny rekord długości książki, który do tej pory dzierżyło Not My Name. Aż się chce napisać Not Any More 😎


Patrick - kilka dni później 

Powiedzieć, że padało to niedopowiedzenie roku. Lało, kiedy spotkaliśmy się bladym świtem z Leo Delgado, omawiając strategię na później. Niezapowiedziani wraz z Giovannim, Alessim i Marco oraz naszym duetem zabójczyń na zlecenie pojawiliśmy się w Barcelonie. Rita już wczoraj wysłała maila do Javiera, umawiając spotkanie na dość ruchliwej promenadzie, ale w zasięgu dobrej osłony snajpera. Ja miałem dwóch i niemożliwym byłoby powstrzymanie jednego przed tą wyprawą.

Marco zapewniał, że nie ma to żadnego znaczenia, a Javiera Delgado chętnie odstrzeli, nawet jeśli będzie stał w płomieniach. Alessi wzruszył tylko ramionami i ziewnął potężnie. Zaufanie do ludzi i ich umiejętności to podstawa, ale jakikolwiek uszczerbek na zdrowiu Rity Tereshchenko mógł oznaczać wojnę. A ta jak na złość uparła się, że jak ona wzięła zlecenie, to ona odbiera zapłatę. Pokłóciły się z Margo i nim Marco i ktokolwiek stanął między nimi, Rita uderzyła siostrę w ranę, chcąc udowodnić, że powinna tę akcję przesiedzieć na ławce rezerwowych.

Dwie rozgniewane zabójczynie! Za jakie grzechy. Pod żadnym pozorem nie zamierzałem stawać po żadnej ze stron, a jeśli już zostałbym przyparty do muru, byłaby to Margo. Rita wyjedzie i tyle będziemy ją widzieli, a gniew żony egzekutora z nami zostanie.

Nadal dość dziwnie nazywało się Margo jego żoną, ale tatuaż, który wykonała w Moskwie, dokładnie to oznaczał. Marco natomiast jeszcze zanim ona wyzdrowiała, wykonał na palcu lewej ręki lustrzany tatuaż jej obrączki. Brakowało im papierka, ale według mnie lepszy tatuaż na dłoni, niż papier w urzędzie.

Na szczęście dla nasz wszystkich przestało padać na parę minut przed spotkaniem, które wyznaczyła Greta Eden dla Javiera Delgado. Obserwowałem Ritę, stojącą na promenadzie w Barcelonie, ubraną w czerwone spodium z ogromnym kapeluszem na głowie i w ciemnych okularach. Zwracała uwagę, albo raczej odwracała uwagę od swojej twarzy garderobą. Gdy wyłoniła się z sypialni po trzech godzinach pracy z Margo, zupełnie nie przypominała siebie, a jedną z wersji, jaką widzieliśmy na zdjęciach, zanim zorientowaliśmy się, że Greta Eden to tożsamość, a nie konkretna kobieta.

Javier Delgado zmierzał w jej kierunku z przynajmniej dwoma ochroniarzami, których porzucił na parę metrów przed czekającą na niego Ritą. Mógłbym ich teraz spisać na straty, ale co oni winni, że mają głupiego szefa? Wystarczyło jednak ich obezwładnić.

– Nie podchodź bliżej – ostrzegła Rita aksamitnym głosem, usiłując zatrzymać Javiera przynajmniej trzy metry od siebie. – Jeśli to zrobisz, będę musiała zastosować pewne środki, które ci się nie spodobają.

Uniosła palec do góry a czerwona kropka lasera, wcześniej niewidoczna na ubraniu ześlizgnęła się na bruk, przeniosła na środek jego potylicy, by zatrzymać finalnie między jego łopatkami. Niestety Delgado nie słuchał, robiąc kolejny krok. Zachowanie hiszpańskiego bossa okazało się brawurowe i niezwykle głupie, by lekceważyć zabójczynię.

– Nie radzę! – ponowiła ostrzeżenie. – Odwróć się i popatrz na własną koszulę.

Javier rozejrzał się wokół i w końcu dostrzegł jedną kropkę, do której dołączyła druga. To dopiero przemówiło mu do rozsądku.

– Nie wiedziałem, że masz tylu współpracowników. – Zdjął okulary z nosa, jakby to pomogło mu dostrzec cokolwiek na twarzy Rity, ale kapelusz, jego wstążki i ogromne okulary nie ułatwiały tego zadania. – Umawialiśmy się na małe, prywatne tête–à–tête.

– Jest prywatne – zaświergotała, a ja miałem ochotę zgrzytać zębami od tej słodyczy. – To tylko moja ochrona.

Javier włożył dłonie do kieszeni.

– Muszę przyznać, że to nieprofesjonalne domagać się zapłaty za niewykonaną usługę.

Rita oparła się nonszalancko o barierkę, uśmiechając wymuszenie.

– Nieprofesjonalnie jest zlecać zabicie żony szefa silniejszej organizacji – odparła znudzony tonem. – I uważać, że ci to ujdzie na sucho.

– Zlecenie jak zlecenie – wzruszył ramionami. – Mogłaś go nie przyjmować.

– Nie mogłam, ponieważ niezwykle podoba mi się obecny układ sił w Europie na czele z Alvarezem–Talaverą.

– Układ sił może się zmienić dość gwałtownie, wystarczy się postarać – zapewnił. – Zawiera się nowe sojusze, inaczej dzieli terytoria.

– Nic z tego bajania nie będzie mieć miejsca.

Margo odezwała się zza jego pleców, zmuszając Delgado, by gwałtownie się odwrócił. Sięgnął po broń, ale ona była zdecydowanie szybsza. Chwyciła za lufę i wybiła pocisk z komory, a następnie zwolniła magazynek, który z łoskotem spadł na bruk. Butem kopnęła go z taką siłą, że wpadł do wody, a broń podążyła za nim. Minęła go, dołączając do siostry. Dla odmiany ubraliśmy ją w czerń. Stojąc obok siebie były nie do odróżnienia. Szok na jego twarzy był niezwykle satysfakcjonujący.

– Robisz się za wolny. Czy to przez wiek?

– Nie! – Cmoknęła Rita. – Myślę, że zawsze brakowało mu zdolności.

– Z pustego i Salomon nie naleje – zgodziła się Margo. – Biorąc pod uwagę wasz głupawy plan zmiany układu sił w Europie, przynoszę wiadomość, że się nie udała.

Uniósł do góry dłonie w geście poddania.

– Nie miałem z tym nic wspólnego – tłumaczył się. Leo stojący obok mnie przewrócił oczami, wyrażając swój niesmak. – Ja tylko udostępniłem kontakt, kiedy zostałem o to poproszony.

– To ty tak twierdzisz, ale głowy organizacji w Europie są... – Margo zerknęła na Ritę. – Zaniepokojone?

– No weź! – Zaprotestowała z oburzeniem. – Nie przypisuj mu, aż takich zasług.

Delgado stał w ciszy, przenosząc wzrok między jedną a drugą.

– Ewentualnie uniósł parę brwi do góry swoją głupotą, wierząc, że ten kretyński plan się uda, ale to tyle.

Siostry wymieniły spojrzenia, przy czym Rita obrzuciła Javiera zniesmaczonym wzrokiem znad okularów, krzywiąc usta.

– Serio się zastanawiam, jak ten facet siedzi jeszcze na mafijnej drabinie – kpiła Rita.

– Miejmy nadzieję, że jego następca będzie się lepiej układał z tą Europejską rodziną.

– Zaraz, zaraz... – Delgado wyrwał się z otępienia, postępując krok do przodu, a potem zawył z bólu, gdy kula przestrzeliła mu mięsień nad kolanem.

Rita rozłożyła szeroko ręce z pretensją.

– Ostrzegałam! – przypomniała twardo, patrząc na siostrę. – Czemu oni nigdy nie słuchają?

Margo teatralnie wzruszyła ramionami.

– Ale przyznaj, że moje kochanie ma oko. – Posłała pocałunek na dłoni w powietrze.

– Zamierzacie mnie zabić? – spytał, mrużąc oczy.

– Nie jesteś wart nawet tego, żeby w ciebie wsadzić kulkę – burknęła Rita nieprzyjemnie.

– Ale lekcja nie pójdzie w las – Margo wskazała zakrwawioną nogawkę spodni.

– To czego chcecie? – spytał wściekłym głosem. Widać było, że rana sprawia mu ból.

Rita wydęła wargi, sięgając do torebki, z której wyciągnęła plik zdjęć.

– Dostarczyć wiadomość – dodała Margo.

– Znamy twoją przeszłość, wiemy, co zrobiłeś teraz i pojawimy się znów w przyszłości, żeby cię ukarać.

Delgado nie wyglądał na zadowolonego, spoglądając z irytacją na rozmówczynie.

– Uzurpujecie sobie prawo do bycia Moirami? Czy ich nie było trzech? Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość.

– Teraźniejszość jest niedysponowana – szepnęła konspiracyjnie Rita, prezentując zdjęcia. Na wielu z nich znajdowały się krwawe szczątki Amalii, Carlotty i Gii oraz dwóch ochroniarzy, którzy okazali się zdrajcami a pracowali dla Carlotty.

– Jak brzmi wiadomość? – wycedził.

– Że nikt – Rita zaprezentowała kolejną fotkę – ale to nikt – i następną – nie zadziera z Crime Family Baleary.

Zaprezentowała jedno z najbrutalniejszych zdjęć, tego co pozostało z Gii, na widok którego Javier pobladł. Papier błyskowy w wysuszonym powietrzu Barcelony, zajmował się natychmiast ogniem i spalał. Prosta sztuczka a stanowiła idealny element manipulacji.

– Następnym razem nie będzie ostrzeżenia – dodała Margo natarczywym szeptem. – A brutalna egzekucja. Nie – przeciągnęła zgłoski – nie twoja. Twojego syna, jedynego następcy jakiego masz, po tym jak Amalia z Carlottą pozbyły się Filipa. Dostarczycielem będzie Gretę Eden.

– Czyli która z was? – spytał, mrużąc oczy.

– Każda! – powiedziała twardo Rita.

– Więc jest was dwie? – dociekał, ocierając pot z czoła.

– A kto powiedział, że tylko dwie? – Cmoknęła Margo. – Przyjmij dobrą radę, że siedzisz za nisko na drabinie, żeby znać szczegóły.

– A Alvarez–Talavera?

– To nie twoja liga! – Zgasiła go Rita twardo. – Ach i radziłabym to opatrzeć jak najszybciej. Niby pociski Lodowej Damy są o wiele ciekawsze niż zwykła amunicja, ale... czynią większe spustoszenie w tkankach.

– Jeśli byłbyś tak uprzejmy nie ruszać się przez najbliższe pięć minut, byłoby miło. – Poprosiła z uroczym uśmiechem Margo, klepiąc go po ramieniu. – Hasta la vista, baby – dodała śpiewnie, oddalając się ze stukotem wysokich szpilek.

– I żebym nie musiała tu wracać! – ostrzegła Rita z rozbawieniem, która ponawiając gest siostry, poklepała go po piersi dłonią.

W słuchawce słyszałem rozbawione komentarze.

– Yupee ki yey motherfucker – rżał ze śmiechu Alessi w słuchawce.

– Alessi zbierz się do kupy – doszło mnie warknięcie Dariusa.

– Ale to kurwa takie zabawne – śmiał się nadal.

– Skup się na celu – poradziłem.

– A co za różnica czy rozwalę mu łeb, czy przestrzelę płuco?

– Taka, że będziesz rządził w tej części Europy, jak go sprzątniesz – ostrzegł Giovanni.

Leo spojrzał na niego spod oka.

– A to kurwa nie, podziękuję – prychnął. – Mam już wystarczająco problemów przez to, że jestem żonaty, więcej mi nie potrzeba.

Dziewczyny znikły równie tajemniczo, jak się pojawiły i żadna nie raczyła nam wyjawić swojego planu odwrotu, a jedynie oznajmiły ze śmiechem, że spotkamy się na Balearach. Cóż w końcu żadna z nich nie pracowała bezpośrednio dla mnie, więc nie miałem nic do powiedzenia, a próby rozkazywania zostawiłem dla Marco, bo to jakby nie było jego rodzina.

Wypuściliśmy ochroniarzy Javiera, instruując ich, gdzie znajduje się szef i w jakim stanie. We trzech obserwowaliśmy wszystko na monitorach, mając podgląd do kamer, które miały na sobie Rita i Margo oraz dronów wielkości much, usytuowanych strategicznie w bardzo wielu miejscach wokół.

– Myślisz, że mu to wystarczy jako nauczka? – zerknąłem na Leo, zadając to pytanie.

– Nie wiem – przyznał szczerze.

– Ale i tak zasunęły mu te diamenty. – Wskazałem na monitor, gdzie Javier z wściekłością klepał się po kieszeniach. Na ustach jego syna pojawił się szyderczy uśmiech.

– Nie mój problem.

– A jaki jest twój problem? – uniosłem brew, biorąc butelkę wody.

– Ojciec z roku na rok robi się coraz bardziej pojebany.

– Wiesz, że o wiele lepiej byłoby go zabić? – zasugerował Giovanni.

– Wiem, ale... – przeczesał włosy z frustracją

– Ojciec katuje ci siostrę, żeby trzymać cię w szachu – dodał – a ty odrzucasz możliwość pozbycia się starego próchna w imię czego?

Przez chwilę milczał, pewnie dywagując czy i co powinien nam powiedzieć.

– Nie jestem taki jak wy. – Spojrzał najpierw na mnie, a potem na Giovanniego. – Nie mam tej brutalnej siły przebicia, zahartowania w zabijaniu, determinacji, żeby podporządkować sobie innych. Nie sprawia mi to przyjemności. Brakuje mi...

– Jaj? – podsunąłem usłużnie.

– Nie! – warknął, łypiąc na mnie. – Doświadczenia i zaplecza. Ludzie są lojalni względem ojca, musiałbym wybić z pół rodziny i zostawić tych, którzy będą stać za mną murem.

– A ty myślisz, że organizacje w takim stanie jak są teraz, spadły nam cudownie z nieba?

Zaśmiałem się na sugestię Giovanniego.

– Każdy z nas zaczynał od zera. Leo, robimy, co musimy – dodałem. – I otaczamy się ludźmi, którzy nas uzupełniają. Dobrym egzekutorem, specjalistą od IT i wszelakich gadżetów, zabójcą na zlecenie, ekspertami od broni. Osobami, które będą ci doradzać, gdy stracisz rozsądek i powiedzą ci to prosto w oczy, a potem zmienią twój rozkaz.

– Ty nie masz tylu ludzi – Leo zarzucił Giovanniemu.

– Ja mam na głowie Radę Pięciu Rodzin.

– No tak – zreflektował się. – Nie jestem jeszcze gotowy.

– Więc zrób wszystko, żeby być – poradziłem. – Chyba że sprawia ci przyjemność, patrzenie jak katuje Marię. Mnie też zajęło to lata, zanim organizacja nabrała kształtu.

– Ale ty masz swoich generałów, a ja potrzebowałbym mieć dobre plecy.

– Masz je – zapewniłem, wskazując na siebie i Giovanniego. – Znajdź sobie swoich współpracowników, ale kurwa zostaw w spokoju Lucę, ponieważ jest mój.

Zaczerwienił się lekko na te słowa.

– Pomaga mi w ogarnięciu pierdolnika.

– Ale należy do mojej organizacji – przypomniałem.

– Odsuniesz go?

– Uważasz, że jestem głupi? – skrzyżowałem ramiona na piersi.

– Nie.

– Więc po co miałbym psuć dobry układ? Jedne na co ci zwracam uwagę to, że on jest członkiem innej organizacji i nie chciałbym go stawiać w sytuacji, gdy będzie musiał wybierać przyjaźń albo lojalność.

– Rozumiem. – Leo pokiwał głową.

– Mam taką nadzieję, bo ja zawsze wybiorę swojego człowieka.

– A teraz wypierdalaj, i to tak żeby nikt cię nie widział – rzucił Giovanni rozkazująco.

Poczekaliśmy, aż zamkną się za nim drzwi.

– Co myślisz? – spytałem, siadając naprzeciwko niego.

– To dzieciak, ale jak to ze zdeterminowanymi dzieciakami bywa... Albo niekontrolowanie wybuchnie, albo skleci plan i przejmie władzę.

– Powinienem się obawiać?

– Tylko tego, że nadal będzie chciał ci wepchnąć Marię – zaśmiał się.

– Niby co miałbym z nią zrobić? – zamieszałem wodą w butelce. – Mianować opiekunką do naszych dzieciaków?

– Może dla spokoju waszych żon zatrudnijcie samych facetów? – zasugerował.

– Bez przesady, ale o dobrą pomoc naprawdę ciężko – westchnąłem. – Zwłaszcza przy dzieciach.

– Ściągnij ludzi z kontynentu. Mike Olsen mógłby pomóc?

– Pewnie chciałby w zamian przysługę.

– Gra może się okazać warta świeczki. Pewnie ma zaplecze HR dotyczące ludzi o określonych zdolnościach szukających pracy.

Świetny pomysł, gdybym chciał trenować Rafaela, ale nim zajmie się na wyłączność Ray przez najbliższe trzy miesiące.

– A ja bym chciał, żeby ktoś nauczył moją córkę czytać a nie jak walczyć nożem – zaprzeczyłem.

– Coś za coś Patrick – westchnął.

– Obecnie dziewczyny pobudują sobie przedszkole i zatrudnią personel, żeby dzieci mogły się normalnie rozwijać, skoro są w podobnym wieku. Potem pójdą do lokalnej szkoły tak samo jak Fabi.

Giovanni zaśmiał się.

– Widzę, masz już określony plan.

Usiadłem wygodniej.

– A jeden z jego punktów brzmi „nie wkurwiać żony".

– Też taki mam. – Przyznał z wątłym uśmiechem, kiwając głową.

– Czy zrobiłem się „miękki"?

Zerknął na mnie, unosząc brwi w zdziwieniu.

– Po tym co zrobiłeś z Marcelem? Oj, nie. Piękna robota i dość misterna. Będzie miał dobre parę miesięcy rehabilitacji na przemyślenia, co dalej chce uczynić ze swoim życiem. – Spojrzał na mnie z zastanowieniem. – Jeśli ten plan nie wypali, będziesz go musiał zabić.

– Jest moim bratem – przypomniałem cicho.

– I nie miał nic przeciwko, żeby usiłować zabić ci żonę, ale jednak Rafaelowi odpuściłeś, a jego ukarałeś i to niezwykle surowo.

– Uważasz, że rok szkolenia w moich rękach to nie kara?

– Jesteś dla niego miękki – klasnął językiem.

– Zobaczymy, jaki ty będziesz dla swoich synów – rzuciłem mu wyzwanie, na które odpowiedział tylko uśmiechem.

– Co powiedziałeś Anji o Rafaelu?

– Prawdę! – Zapewniłem natychmiast, rozkładając ręce. – W życiu nie wybaczyłaby mi kolejnych niedomówień. Pokazałem jej prawdziwe wyniki, tak samo jak wam i każdemu, kto był tym zainteresowany.

Zapatrzyłem się przez otwarte drzwi balkonowe na panoramę Barcelony.

– Masz wyrzuty sumienia? – spytał cicho.

– A ty byś nie miał, gdyby twoje dziecko mówiło „tato" do faceta, którego szczerze nienawidziłeś?

– Miałbym – zgodził się natychmiast.

– Obiecałem sobie, że moje dzieci nie będą tresowane w ten sposób, że je wychowam na porządnych ludzi i dam prawo wyboru.

– Coś, czego nam nigdy nie dano. – Pokiwał głową. – Obaj chcemy przerwać ten krąg wykorzystywania synów do własnych celów.

– Pozwoliłem, żeby Rafael wychowywał się z daleka ode mnie.

– A ja uważam, że ona nie miała pojęcia czyje to dziecko, a ty nie dopuszczałeś myśli, że któraś z dziwek zdradzi. – Zerknąłem na niego znacząco. – To były wtedy dziwki. – Zaznaczył stanowczo. – Teraz zatrudniasz eskorty, ale na tamten moment, one chciały się odegrać za wszystkie upokorzenia, jakich doznały od ludzi twojego ojca i dopiero dużo później zrozumiały, że przyszły nowe, lepsze czasy – tłumaczył cierpliwie. – Nie było niczego, co mógłbyś zrobić inaczej.

– Mogłem jej kazać zrobić testy DNA – przyznałem z goryczą, która paliła mi żołądek.

– I gdzie byś dzisiaj był? Gdzie byłaby Anja? Antonia i Andres?

– A co musiał znosić Rafael? – skontrowałem.

– Naprawdę porzuciłbyś swoją zajebistą żonę? – Nie dowierzał. – Powiem ci jedno Patrick! Dziecko dzieckiem, ale towarzyszka życia, która sprawia, że ten cały syf, w którym się babrzemy, staje się nieistotny, gdy twoje oczy spotykają jej... To jest bezcenne. I owszem Rafael miał pod górkę przez pierwsze niemal dwadzieścia lat, ale który z nas nie miał?

– Mogłem to powstrzymać...

– Nie mamy machiny czasu! – Wpadł mi w słowo. – Nie cofniesz się magicznie i nie zmienisz przeszłości, możesz mu tylko przez następne dwadzieścia lat wynagradzać te lata. I niech ci kurwa nigdy nie przyjdzie do głowy powiedzieć Anji, że żałujesz, bo to tak jakbyś powiedział, że wolałbyś jego od niej. Zostaw przeszłość tam, gdzie powinna spoczywać. Na dnie oceanu z milionem cząstek twoich rodziców.

- To wszystko brzmi tak rozsądnie... - westchnąłem.

- Od rozsądku jest Adam lub Darius. Czemu nie gadałeś o tym z nimi?

Poruszyłem się nerwowo.

– Oni nie mieli takiego wyboru jak ja.

– Skończ pierdolić, też nie miałeś – zaprzeczył. – Weź się w garść i zamiast użalać, zrób coś z tym, co masz w rękach.

– Czyli po roku wysłanie go do krainy wiecznego piasku?

– Myślę o alternatywie – rzucił niezobowiązująco.

– Silvio i Kali? – zmarszczyłem brwi, bo taka alternatywa w życiu nie przyszłaby mi do głowy.

– Powiedzmy, że muszę się pozbyć ostatniej przeciwnej mi rodziny z Rady, a to doskonała okazja.

Zapatrzyłem się znów na dachy budynków.

– Więc po co ten cyrk?

– Bo akcja rodzi konsekwencje. I ty i ja dobrze o tym wiemy, ale on i Marcel muszą się jeszcze przekonać.

– To rodzina...

– Krew nie jest wyznacznikiem, czy jesteś z kimś rodziną. Lojalność jest. Dlatego ty i ja tak dobrze się rozumiemy a Carlotta nie miała nigdy żadnych szans, by się wybić.

– W historii, którą opowiadamy o sobie, zawsze jesteśmy bohaterami. W tych, które opowiadają o nas, częściej jesteśmy złymi charakterami. – Podsumowałem filozoficznie.

– A oba te stwierdzenia są równie prawdziwe – dokończył. – A teraz wracajmy, bo chętnie przytulę dziś w nocy żonę, dziękując niebiosom, że zgodziła się za mnie wyjść.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro