Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 48


Patrick

Kiedy rano pojechałem się przebrać przed spotkaniem z Giovannim, zastałem Victora siedzącego na schodach.

– Czy nie powinieneś być na górze? – spytałem go, wrzucając kluczyki od auta do miseczki stojącej na komodzie przy wejściu. – Albo na śniadaniu?

Młody podniósł się i pokonał kilka ostatnich stopni, stając wyprostowany jak struna.

– Chcę negocjować – jego drżący głos zaprzeczał bojowej postawie.

– Co dokładnie?

– Przyszłość mojego rodzeństwa.

Jay jeden z ochroniarzy pojawił się w przejściu od strony kuchni.

– Miałem go na oku szefie. Reszta je śniadanie.

Skinąłem mu głową, wskazując Victorowi ręką korytarz prowadzący do biblioteki. Poszedł pierwszy i z lekkim zawahaniem się pchnął drzwi, a potem usiadł na fotelu przed biurkiem. Ciekawiło mnie, co miał do powiedzenia.

– Słucham zatem – rzuciłem zachęcająco, siadając po drugiej stronie masywnego blatu, kładąc na nim tablet i telefon.

– Zakładam, że plan mojej matki się nie powiódł, skoro nie wróciła po nas? – spytał, patrząc mi prosto w oczy.

– Tak.

Nie zamierzałem go okłamywać. Może był za mały, żeby w pełni wszystko zrozumieć, ale widział swoje. Odwrócił wzrok w stronę okna i milczał, wyłamując sobie palce.

– Ten plan był głupi od początku – przyznał.

– Trudno mi się do niego odnieść, skoro nie znam szczegółów.

Potrząsnął głową.

– Jestem w stanie podać je wszystkie, jeśli zapewnisz mojemu rodzeństwu przyszłość.

Uniosłem brew do góry.

– Czy Rafael nie powinien prowadzić tych negocjacji?

– On też przepadł – odparł z prostotą. Może nie do końca miał rację, ponieważ znajdował się pod nadzorem Marco i Margo w apartamentowcu. – Czy... któreś z nich żyje?

– Oboje.

Wyglądało, że mu nieco ulżyło.

– Ale nie zamierzasz ich uwolnić, prawda?

Kłamstwo w tej sytuacji mogłoby być eufemizmem, ale nie chciałem go używać. Oczekiwał szczerości, więc zamierzałem mu ją dać.

– Co do twojej matki odpowiedź brzmi „zdecydowane nie". W przypadku Rafaela mam szeroko zakrojone wątpliwości.

– Więc zostaję ja, Esme, Oscar i Elisa.

Uważnie obserwowałem dzieciaka, ale trudno psychologicznie oceniać przeciwnika, który ma siedem lat. Z drugiej jednak strony Xavi też zachowuje się momentami, jakby miał ze dwadzieścia lat, a nie dziesięć. Trauma robi swoje.

– Czemu więc nie Oscar będący najstarszym usiłuje negocjować? – spytałem o oczywiste.

– Wiek nie przesądza o rozumie.

Zdusiłem parsknięcie śmiechu.

– Zgadza się – przyznałem.

– Posiadam informacje, które mogłyby ci pomóc – oświadczył pewnie, niczym zdolny negocjator. – Ale w zamian chcę nietykalności dla rodzeństwa.

– Nietykalność to połowa sukcesu – zauważyłem. – Zapewne chciałbyś skończyć szkołę i iść na studia. Podobnie Oscar wymaga teraz stałej opieki, ponieważ jeśli mam rację, ma lekkie spektrum autyzmu. Co z pieniędzmi, opiekunem prawnym, zabezpieczeniem przyszłości?

Młodemu opadły ramiona a dolna warga po kilkunastu następnych sekundach zaczęła drżeć, gdy w oczach pojawiły się łzy.

– Wszystko się da negocjować – usiłował zachować formę. – Ta kobieta z Interpolu myślała, że zbije kokosy polityczne i pozbędzie się Amadeo Deveraux – wypalił.

Słysząc te rewelacje, wziąłem oddech, żeby ukryć wszystkie emocje, za szczelną maską spokoju, która mogłaby świadczyć o tym, że już to wszystko wiem. Wiedziałem, ale nie z tak pewnego źródła.

– Skąd to wiesz?

– Bo im się zawsze wydaje, że jestem za młody, żeby cokolwiek rozumieć. Niewidzialny. Zawsze liczy się Esme i Oscar. – Łzy przepełniły oczy i spłynęły po policzkach. Otarł je niecierpliwie, a ja udałem, że tego nie widzę. – A ja mam już siedem lat! – dodał z uporem. – Ta kobieta dała twojej żonie pendrive. Tak było ustalone.

– A wcześniej twoja matka wysłała mojej żonie swoją obrączkę.

Przytaknął jedynie, a potem z kieszeni spodni wyciągnął wisiorek na łańcuszku.

– To jest trzeci element – powiedział, wstając i kładąc przedmiot na biurku. – Zgodnie z tym co mówiła tak kobieta z Dubaju, jak połączysz obrączkę, pendrive i wisiorek, dostaniesz się do sieci. Obrączka i pierścionek mają GPS, a to znaczy, że mogą zwrotnie dostarczyć ukryty kod do sieci, ale potrzebują... – zamyślił się na sekundę. – Zapalnika z resztą kodu, w postaci podłączonego do komputera w sieci pendrive'a. Na samym pendrivie nie ma zbyt wielu danych. Ot kopia umowy rozwodowej podpisanej przez obie strony, wycinki z gazet, skany kserokopii, badania DNA z krwi. Matka strasznie się wściekła, że plan związany z włamaniem do sieci się nie udał. Zakładam, że twoja żona nie zapoznała się z informacjami tam zawartymi?

– Tak, Anja od początku była wyczulana na bezpieczeństwo w sieci.

Victor zamyślił się, pukając palcami po oparciu fotela. Byłem zafascynowany tym dzieciakiem i jego zachowaniem.

– To pewnie też dlatego części kodu nie dało się dostarczyć przez profil na portalach społecznościowych.

Potarłem brodę palcami.

– Masz siedem lat, ale rozmawiasz na poziomie dorosłego człowieka.

– Moje IQ w skali Binetowskiej wynosi sto sześćdziesiąt dwa – przyznał z pewnym zawstydzeniem.

Uśmiechnąłem się lekko. To wyjaśniało mi bardzo wiele.

– Interesujące. Czy twoja matka o tym wie?

– Nie – szepnął.

– Jest jakiś powód, dla którego jej nie powiedziałeś?

Teraz dopiero zaczął się denerwować, przebierając nogami i stukając palcami po podłokietnikach. Wpatrywałem się w niego intensywnie, zaczynając analizować to, co dopiero do mnie dotarło. Oscar ewidentnie był dzieckiem Amalii i Filipa, patrzyłeś na niego i miał cechy fizyczne i jego i jej. Z jakiegoś powodu przekazane przez rodziców geny, dały mu spektrum autyzmu, tworząc wycofanego nastolatka, który najchętniej pozostawałby w odosobnieniu.

Esme miała wygląd matki, ale nie jej temperament. Gdyby któreś zdjęcie Adama z dzieciństwa przerobić na wersję żeńską byliby bliźniętami jednojajowymi. I to stawiało mi włoski na karku na baczność. Elisa... ten dzieciak nie przypominał żadnego ze swoich rodziców – jakby go adoptowali. Victor i jego wysoka inteligencja również nie pasowała do tamtej dwójki, ale idealnie do każdego z nas. Czy to Dariusa, Marco, Adama czy Aidena.

– Czy te informacje są coś warte? – usiłował po dobrych kilku minutach mojego milczenia, skierować rozmowę na inne tory. Niestety, ja postanowiłem podrążyć ten temat, który zaciekawił mnie przy bliższym przyjrzeniu się.

– Tak samo dużo jak to, co jeszcze ukrywasz w rękawie.

Przestraszył się, wbijając plecy w fotel i rozglądając się po pomieszczeniu, w poszukiwaniu drogi ucieczki.

– C–co? – wyjąkał.

– Chętnie posłucham o twojej ponad przeciętnej inteligencji i o tym, że poza Oscarem żadne z dzieci nie jest Filipa! – Może i IQ Victora było ponad przeciętną, ale to nadal emocjonalnie było dziecko. Siedmioletnie. – Od jak dawna wiesz?

Milczał, przebierając nogami i uderzając rytmiczne piętami o boczne nogi krzesła. Zaczął oddychać szybciej, a potem przełknął gwałtownie, podrywają wzrok do góry na mnie i uciekając w bok, jakby się wstydził tego co za chwilę powie.

– Kiedy tata... Filip umarł, mama się upiła. Była pewna, że żadnego z nas nie ma w domu, ale ja zostawiłem książkę do fizyki – skrzywił się. – Nie lubię czytać na tablecie, bo światła nie da się ustawić tak, by nie piekły nie oczy. Wolę papierowe książki. – Odetchnął, ocierając niecierpliwie łzy.

Teraz ja nerwowo bębniłem palcami po udzie w oczekiwaniu na rewelacje, jakich mógł mi dostarczyć.

– Anja też woli czytać drukowane książki – wskazałem na regały.

– Jest bardzo miła – szepnął. – Nie taka jak opisywała ją mama. Dzięki niej dostaliśmy zabawki i książki... – głos mu się załamał i ostatnie słowo już chlipnął.

– Co się stało, kiedy twoja matka się upiła?

Skrzywił się jak do płaczu, a ja wstałem z fotela, nie mogąc znieść tej niemej dziecięcej rozpaczy i potoku łez na policzkach. Przyklęknąłem na podłodze i przytuliłem go do siebie. Mogłem sobie być szefem mafii, ale widok płaczącego dziecka, rozrywał mi serce, bez względu na to czy jego matka była bezwzględną suką, która doskonale zaplanowała sobie zemstę na nas wszystkich.

– Przepraszam – doszedł mnie zduszony głosik ochrypły od płaczu.

– Już dobrze Victor – poklepałem go po pleckach – bez względu na to, co przeskrobała twoja matka, nikt nie zrobi ci tu krzywdy.

Parę minut zajęło mu dojście do siebie. W końcu wysmarkał nos i spojrzał na mnie zaczerwienionymi od łez oczyma. Nadal klęczałem przed Victorem, gotowy oferować pocieszenie, gdyby znów się rozkleił.

– Co się stało tamtej nocy? – zapytałem cicho.

Przełknął ciężko i wstał, a potem mnie zaskoczył po raz kolejny tego poranka, odwracając się plecami i podnosząc koszulkę. Ojciec był momentami sadystą, ale nigdy nie wymierzył mi takiej kary, żeby zostały mi blizny. Na duszy tak, ale nie na ciele. Powiodłem palcem po cienkich białych bliznach, które musiały być poszarpanymi brzegami żywego mięsa.

– Ona ci to zrobiła? – pokiwał głową. – Tylko dlatego, że nie była na tyle ostrożna, żeby zatrzymać swoje sekrety dla siebie? – Znów pokiwał głową. – Och dzieciaku! – Odwróciłem go i przytuliłem ponownie, usiłując ukoić to zdruzgotane serduszko.

Histeria trwała jeszcze kilka dobrych minut.

– Powiedziała, że mnie to nauczy milczeć, bo ja... bo ja... – jąkał się. – Wykrzyczałem wtedy, że jej nienawidzę, że mnie okłamuje. Że powiem braciom i wtedy Rafael nie będzie wierzył w te wszystkie bzdury, które mu wmawia.

– Och, Victor.

– Popchnąłem ją i chciałem uciec, ale jestem za wolny – rozłożył swoje wątłe jak na siedmiolatka ramiona.

– Żadna matka nie powinna tak robić swoim dzieciom. – Pogłaskałem go po głowie, czując narastającą wściekłość na tę sukę. – Szkoda, że nie jesteś mój.

– Nie jestem – siorbnął nosem z żalem. – Opowiedziała tej pani z Dubaju, jak udało jej się przekonać ojca, żeby zrealizowali plan, który uknuła. Przez pierwsze parę lat nie mogli się wychylać. Tak powiedziała – wzdrygnął się. – Ale potem dogadała się z kimś z obsady kasyna w Cannes, żeby dostać materiał genetyczny. Chciała od Adama, ale dostała tylko od Dariusa.

O, kurwa! Miałem rację!

Zamiast satysfakcji czułem lodowatą dłoń zaciskającą się na moim sercu.

– Elisa – powiedziałem cicho, a on potaknął głową. – Esme jest Adama? – Znów potwierdzające kiwnięcie.

– Bo on się zawsze pilnował. Tak mówiła.

Westchnął ciężko.

– A ty?

– Aiden Deveraux. – Kolejne kilka łez spłynęło po policzkach. – Carlotta twierdziła, że tym sposobem mają coś na każdego z Was. Zaplanowały pozbycie się was, ale miały waszych spadkobierców.

To by oznaczało, że Rafael jest moim synem? Nie obejrzałem wyników testów DNA, będąc pewnym, że jest Marcela albo ojca. A co jeśli naprawdę jest mój a Amalia, rzeczywiście zrobiła IVF z materiału dostarczonego?

Jakże byliśmy naiwni, sądząc, że prezerwatywa załatwi wszystko! Ja swoją zawsze zabierałem, żeby być pewnym, ale jak widać Adam, Darius i Aiden nie mieli tego szczęścia. Przekleństwa pojawiły się w mojej głowie niczym głośny krzyk.

– Proszę, pomóż nam – zapłakał Victor ponownie.

– Dobrze – zapewniłem go, głaszcząc po głowie.

Zanim odszedłem na drugą stronę biurka, złapał mnie za dłoń.

– Nie mów nikomu.

– Dlaczego? – cofnąłem się, przysiadając na krawędzi

– Bo... ja czytałem o mafii – przyznał nieśmiało. – I... to nie są dzieci z prawego łoża. Byłby bękartami a tak... – zaczął wyłamywać sobie palce. – A tak może Filip nie był idealnym ojcem, ale miał dobre momenty. Nie dla Rafaela rzecz jasna, jego karał najdotkliwiej, ale jednak byliśmy rodziną.

– Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej? – spytałem cicho.

– Bałem się, że to pogorszy sprawę. Mam siedem lat, kto uwierzy dziecku?

Dobra, tutaj miał rację, bycie sceptycznym miałem we krwi, a takie rewelacje mogłyby unieść brwi wszystkich i postawić w stan alarmu. Całkiem słusznie zresztą. Znając Adama i ich obecne problemy z ciążą Esme będzie przyjęta z otwartymi ramionami. Aiden i Darius... tu już sprawa mogła wyglądać zupełnie inaczej. Potarłem twarz dłońmi. Jeśli zdecyduję się to zatuszować... Kolejne sekrety do poprzednich sekretów.

– Badania DNA powiedzą prawdę.

– Proszę, nie rób tego! – zaprotestował, zrywając się z fotela i łapiąc mnie za rękę. – Rafael się nami zajmie.

– On też wciąż jest dzieckiem. Nie sądzisz, że wystarczająco został ograbiony z dzieciństwa?

W oczach Victora pojawiła się desperacja.

– Proszę – szepnął. – Chciałbym mieć dla ciebie więcej informacji, ale mam tylko te.

– Nie martw się i tak dużo mi powiedziałeś i pomogłeś.

– Nie – zaprzeczył z mocą. – To tylko okruchy, ale mama kłóciła się z ojcem, że to już czas powrócić do świata, z którego ich wygnano, a on upierał się, że to niepotrzebne, że muszą poczekać, że może po chemioterapii, gdy poczuje się lepiej.

Przymknąłem na chwilę oczy. A więc Amalia i Carlotta pozbyły się Flipa, bo zawadzał w realizacji planu. Takie proste, a jednocześnie takie skomplikowane.

– Czemu teraz?

– Pieniądze były potrzebne na leczenie. – Warga mu zadrżała. – Ale Filip nic jej nie powiedział do momentu, kiedy konto bankowe stało się puste. Sprzedała swój sekret o dzieciach za piętnaście milionów funtów zdeponowanych na Arubie. Chyba ich nigdy nie odzyskamy, prawda? A szkoda, dalibyśmy sobie wtedy radę, gdybyś tylko pozwolił Rafaelowi... – umilkł, rozkładając ręce. – Obiecuję – położył rękę na sercu. – Znikniemy i już nigdy o nas nie usłyszysz.

– Te pieniądze da się odzyskać – przyznałem.

– Naprawdę? Znaczy ukraść z banku?

Chciałem się roześmiać, widząc jego ekscytację.

– Powiedzmy, że można zmienić profil zabezpieczeń i bez większego problemu je przetransferować w odpowiednie miejsce.

– Znikniemy – uderzył się w pierś – i już nigdy o nas nie usłyszysz.

Czym dłużej usiłował mnie przekonać do tego pomysłu, tym bardziej uzmysławiałem sobie, że nie ma takiej opcji, a Victor nie rozumie implikacji sekretu, który mi powierzył.

Pogłaskałem go po głowie.

– Usiądź Victor – poprosiłem, a potem ukucnąłem przed fotelem. – Jesteś nadzwyczaj inteligentnym dzieckiem i musisz zdawać sobie sprawę, że tej informacji nie da się zamieść pod dywan i ukryć. Zobacz, ile kłopotów narobiła twoja matka, pojawiając się po dwudziestu latach na naszym progu.

– Rozdzielą nas! – Zapłakał z żalem. – A my mamy tylko siebie. Zwłaszcza Oscar, który jest wycofany i żyje we własnym świecie.

– Wymyślimy coś, żebyście nie musieli się rozdzielać.

– Nieprawda! – zawołał głośno. – Nikomu na nas nie zależy! Mamy tylko siebie.

– Victor... – zacząłem łagodnie.

– Nie! Nie! Nie! – dzieciak zaczynał mi tu panikować. – Obiecaj!

– Zrobię wszystko, żeby nic się wam nie stało – zapewniłem – ale uważam, że wasi ojcowie mają prawo o was wiedzieć.

– Nie! – upierał się desperacko.

Przytuliłem go do siebie, a on objął mnie, jakby świat się skończył i znów zaczął rozpaczać. Starałem się, najlepiej jak umiałem łagodzić tę histerię. Zawodził tak bardzo, że nie usłyszałem pukania do drzwi, a zobaczyłem Adama z Giovannim.

– Poważny problem? – spytał Adam spokojnie.

Victor drgnął, ale niemal natychmiast przestał zawodzić.

– Dotyczący życia lub śmierci. W związku z okolicznościami Victor martwi się o dalszy los swojego rodzeństwa.

– Czy to ma coś wspólnego z tym, że Esme jest do mnie podobna? – spytał, podchodząc bliżej, a dzieciak zastygł w bezruchu, wpatrując się we mnie błagalnie.

– Kiedy się zorientowałeś?

– Kiedy Sofia wzięła Esme na ręce i powiedziała, że z tymi rysami mogłaby być moją córką.

– Jest – zapewniłem spokojnie.

– To miał być żart – wzruszył ramionami – ale zaświeciło mi się światełko.

– Czy któreś jest moje? – spytał Giovanni, siadając na fotelu obok.

– Nie.

– Moja żona się ucieszy – odparł z rozbawieniem. – Twoja też powinna – zerknął na Adama – bo dostała już nieco odchowane. A ty czyj jesteś?

Młody odwrócił się do niego, ale nic nie powiedział.

– Giovanni to jest Victor – przedstawiłem ich sobie. – Młody geniusz z IQ w skali Binetowskiej wynosi sto sześćdziesiąt dwa.

– To z pewnością nie jest Alessiego – zażartował. – Marco? – Pokręciłem nieznacznie głową. – Aiden zatem. Tak strzelam, ale po prawdzie każdy poza Alessim się nada.

– Alessi ma sto pięćdziesiąt – przypomniałem.

– Nie wiem jak – rozłożył ręce. – chyba w odwrotnej stali.

– To że gra debila nie znaczy, że nim jest.

Adam skrzywił się nieznacznie, przysiadając obok na krawędzi blatu.

– Więc skoro kot już uciekł z worka – spojrzał na Victora. – To co jeszcze powiesz nam o swoim rodzeństwie?

– Elisa jest Dariusa, Oscar Filipa i Amalii a Rafael mojego ojca – podsumowałem.

– Matka twierdzi, że Rafael jest twój – szepnął, wpatrując się we mnie z konsternacją.

Sięgnąłem po tablet i wywołałem dokument w mailu, który dostałem od Aidena, potwierdzający, że ojcem Rafaela jest mój ojciec. A właściwie to, że pokrewieństwo między mną a nim to bracia, a nie ojciec i dziecko.

– Niedobrze – westchnął z przejęciem Victor. – To burzy mój plan.

Trudno się było nie zgodzić.

– Czy jest coś jeszcze, czym chciałbyś się z nami podzielić?

– Być może – przyznał z emfazą. – Ale mam warunki! Chcę pieniądze z Aruby, zabezpieczenie nietykalności...

– Ile ty masz lat? – przerwał mu brutalnie Giovanni.

– Siedem – padła pewna odpowiedź z uniesieniem podbródka do góry.

– Dam ci radę – odparł, pochylając się w jego stronę. – Może najważniejszą w życiu. Nic ci nie przyjdzie z milionów, jak będziesz martwy.

Oczy dzieciaka rozszerzyły się, ale dzielnie przełknął ślinę i nie odwrócił wzroku.

– A ja dam ci drugą – dodałem, wkładając ręce do kieszeni. – Proś o czyste paszporty z kuźni w Londynie, otwarty bilet na samolot i na końcu o pieniądze.

– A trzecia brzmi – wtrącił się Adam. – Żądaj umów na piśmie przypieczętowanych krwią.

– Rozumiem! Dziękuję! – popatrzył na mnie. – Czy mógłbyś pożyczyć mi długopis i notatnik? Wtedy możemy zaczynać.

Zaśmiałem się, mierzwiąc mu włosy.

Szkoda, że nie jest mój!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro