Part 45
Patrick
Z powodu stanu Anji nie chcieliśmy jej przenosić, tak więc ja i Marco zostaliśmy w szpitalu a cała reszta urzędowała w Oblivionie. Margo dołączyła do nas, gdy została opatrzona a Marco przykuł ją kajdankami do łóżka Anji.
– Ej no! – zaprotestowała.
– Środki zapobiegawcze – odparł bez mrugnięcia okiem.
– Nie mam nic przeciwko – skrzywiła się z bólu – ale kiedyś obiecywałaś, że łańcuch starczy do toalety.
– Jak poprosisz, to pójdziesz – odparł z tym swoim szeroki uśmiechem uwodziciela, który nie robił na niej żadnego wrażenia. – A ja lubię, jak mnie prosisz.
– Do tego stopnia, że ustawiłeś sobie jej jęki jako dźwięk przychodzącego SMS – rzuciłem zniesmaczony tonem.
Margo łypnęła na mnie przez długość pokoju.
– Nie moje tylko aktorki z Sherlocka Holmesa.
– Wolałbym twoje kochanie – doparł Marco.
– Ja nie jęczę – odparła niemal z oburzeniem.
– Tak głośno – wymruczał, jakby wspominał coś niezwykle przyjemnego – ale przyjdzie dzień, kiedy mi zaśpiewasz serenadę.
– Dzisiaj w repertuarze mam tylko „weź, nie pierdol".
Marco zaśmiał się lekko.
– Z tą twoją raną na razie nie będziesz śpiewać.
– Anja liczyła, że pomożesz jej rozwiązać problem z Gią? – spytałem, unosząc brew.
– Przecież obiecałam – przypomniała marudnie. – No co ja jestem? Facet? Że o wyniesieniu choinki trzeba mi przypominać przez pół roku, codziennie, nim to zrobi? Taka mała ranka nie powstrzyma mnie przed załatwieniem problemu.
– Mam nadzieję. – Podałem jej tablet ze sceną, która tak wyprowadziła Anję z równowagi.
Wyglądało na to, że Gia nie zdawała sobie sprawy, że dom Dariusa pod względem technologii był jednak odrobinę bardziej zaawansowany niż mój. Głupia karuzela z zabawkami nad łóżeczkiem Ivo stanowiła swoisty majstersztyk. Każda pluszowa zabawka „widziała", bo zamiast oczu siedziały tam mikrokamery.
Zestawiłem obraz z dwóch kamer, żeby dobrze widzieć obie kobiety i puściłem skrypt przeskakujący za twarzą każdej z nich. Zacząłem pięć sekund przed tym jak Gia weszła do pokoju Ivo. Antonia wyła niemiłosiernie, a opiekunka Nicoli usiłowała ją uspokoić, ale kiepsko jej szło – oboje wrzeszczeli.
Gia wparowała jak do siebie i wyjęła Tonię z ramion dziewczyny przytulając do siebie ze słowami „chodź do mamy, przytul się".
– Oszalałaś? Ktoś cię usłyszy! – zganiła ją od razu opiekunka.
– Niby kto? Wieloryba ukryli w apartamentowcu, a ona i tak nie zna języka, bo się krowie nie chciało uczyć.
– Nicola dzwoniła po Anję – ostrzegła ją dziewczyna.
– Na co ci ktoś, kto nie może cię nawet przytulić dziecinko. – Przytuliła do siebie Antonię, która zamiast się uspokoić, zaczęła krzyczeć jeszcze głośniej. – I tak jestem dla niej lepszą mamą, niż ona kiedykolwiek.
Anja stała już wtedy za jej plecami z morderczym spojrzeniem. Wyprostowała się na tyle na ile pozwolił bolący kręgosłup i brzuch ciążowy.
– Coś ty powiedziała? – spytała Anja tak opanowanym tonem, że Margo aż uniosła brwi z wrażenia.
Jakoś nie dziwiło żadnego z nas, że Gia ją zignorowała, nie odwracając się nawet do swojej pracodawczyni.
– Żeby się uspokoiła.
– Ella zabierz, proszę, Ivo na dół – poprosiła Anja płynnym portugalskim.
Zerknęła na oniemiałą opiekunkę i powtórzyła po hiszpańsku te same słowa. Antonia nadal zawodziła, ale wyciągała już rączki do Anji, która jednym ruchem przejęła córkę z rąk naburmuszonej Gii, która usiadła na bujanym fotelu, dając upuść swojemu niezadowoleniu, wydymając usta i krzyżując ramiona na piersi. Poczekała jednak, aż Ella wyszła z pomieszczenia.
– Nie życzę sobie, żebyś tak do niej mówiła
– No i o co ten jazgot? – fuknęła Gia portugalskim żargonem, oglądają swoje paznokcie.
Anja chyba nie do końca zrozumiała, bo zmarszczyła brwi, ale brnęła dalej.
– Problem miałam, ale właśnie go rozwiązuję. Czuj się zwolniona z obowiązku pracy!
– Nie możesz mnie zwolnić – odparła Gia z satysfakcją. – Nic nie możesz mi zrobić i jesteś za głupia, żeby to zrozumieć. I ja i Amalia stoimy wyżej na tej mafijnej drabinie. Ty nawet nie wiesz, kim jestem!
Moja żona zaskoczyła nas i roześmiała się drwiąco.
– Jesteś tak nieważna, że nikt nie powiedział mi, kim jesteś – wycedziła. – Żałosne. Zejdź mi z oczu!
Margo nacisnęła pauzę.
– Czy Gia w ogóle wie, że jest córką Marcela?
– Wątpię – odparłem. – Nie wiem nawet, ile pamięta Demetrio z tamtej jatki. I tak dobrze, że żona Marcela nie zabiła też dzieciaków, a ograniczyła się do ich matki, zanim ich znaleźliśmy. Zabrałem dzieciaki i umieściłem w rodzinie „zastępczej".
– Kiedy to było? – spytała, biorąc głębszy oddech.
– Ze trzy miesiące przed rozwodem z Amalią? – zaryzykowałem.
– Ile lat miał Demetrio?
– Pięć?
– Myślisz, że dużo pamięta?
– Nie mam pojęcia – przyznałem, drapiąc się po brodzie.
– A przyszło ci kiedyś do głowy, że on może myśleć, że jesteś jego ojcem, ale jest z „nieprawego łoża"? – zrobiła znak cytowania w powietrzu.
– Nie, bo mówił do Gustavo tato – odparłem natychmiast.
Pokiwała głową, że rozumie.
– Dobra, przyjmuję do wiadomości, ale jezu, jakie to pojebane... – westchnęła, opierając się inaczej o bok Marco z grymasem bólu. – Zadurzyć się we własnym bracie a nocami robić sobie dobrze do wspomnienia wujaszka Patricka.
Aż mi powieka zadrżała na to oświadczenie, ale nie można zaprzeczyć, bo Marcel był moim przyrodnim bratem, a to znaczyło, że technicznie jesteśmy rodziną.
– Muszę przyznać, że i mnie to niesamowicie wkurzyło – dodała na końcu filmu. – Mamy je obie, ale do rozwiązania zagadki trochę nam zostało. Amalia i Gia nie są przypadkowymi ofiarami. Rafael może nie wiedzieć do końca, o co chodzi. I zostaje nam Demetrio.
– Marcel musi mieć poparcie albo Włochów, albo Delgado – zauważyłem po raz kolejny.
– Ferro nie stanie przeciwko tobie – oznajmił Marco pewnie.
– Skąd to przekonanie? – uniosłem brew.
– Alicja i Cara się przyjaźnią – Margo uśmiechnęła się lekko. – Już szybciej Alicja otrułaby Massimo, niż pozwoliła cię skrzywdzić.
– Na Delgado nie mamy wpływu – przypomniałem z irytacją.
– Nie musimy mieć, ale Leo przyjaźni się z Luccą – przypomniał Marco. – Czy ty i Adam nie kazaliście mu się trzymać z daleka?
Przysiadłem na parapecie.
– Kazaliśmy mu nie wybierać strony.
– A może po prostu do niego zadzwoń? – zasugerowała Margo. – Koniec języka za przewodnika jak mawia Anja?
Wybrałem odpowiedni numer.
– Właśnie miałem do ciebie dzwonić – oznajmił Leo.
– Ciekawy zbieg okoliczności – spojrzałem wymownie na Marco i Margo.
– Pamiętam, że obiecałem się nie mieszać, ale okazja sama wepchnęła się w ręce. To, czego szukasz, nie znajduje się na wyspie.
– A skąd wiesz, że czegoś szukam? – starałem się być ostrożny w wypowiedziach, nie mając pewności, kto jest razem z nim.
– Musiałeś już dojść do wniosku, że to Marcel stoi za wszystkim – upierał się Leo. – Nie uwierzę, że jest inaczej.
– A gdzie zatem powinienem szukać? – spytałem ciekawie.
– W Barcelonie i zamierza namieszać w wynikach, więc nie przyjmowałbym ich za pewnik.
– Interesujące, mów dalej – zachęciłem go, dając znak Marco, żeby ostrzegł Aidena i Enzo. Od razu sięgnął po telefon i zaczął pisać wiadomość.
– Jest tego więcej – dodał Leo.
– Zanim zaczniesz – przerwałem mu, wpadając w słowo – jesteś pewny, że chcesz się opowiedzieć po mojej stronie?
Leonardo milczał przez chwilę, ale kiedy się odezwał, w jego głosie nie było zawahania.
– Trochę już na to za późno, machina poszła w ruch. Marcel zlecił pozbycie się twojej żony. – Zamarłem na te słowa. Jeśli Delgado mu pomógł, to Leonardo przejmie organizację szybciej, niż się spodziewał. – Niestety nie dodał, której konkretnie, czy byłej, czy obecnej, więc pozwoliłem sobie zmodyfikować nieco to zamówienie w wirtualnym świecie, bo chyba obaj zgadzamy się, że Anji całkiem wygodnie siedzi się na tronie i nikt z nas nie chce na nim widzieć uzurpatorki.
Cieszyło mnie, że inni też dostrzegali dysonans między Anją a Amalią i stawali po stronie kobiety, którą kochałem. Niemniej jednak to bardzo niebezpieczna sytuacja, kiedy mój przyrodni brat zleca morderstwo, kogoś mi tak bliskiego. Leo mógł się okazać sprzymierzeńcem, którego mi brakowało w tej układance, żeby nie trzeba było bezsensownie przelewać krwi.
– Czego chcesz w zamian?
– O tym na końcu – odparł ze spokojem – a jeszcze nie skończyłem.
– Nie tak łatwo się dostać na wyspę, kontrolujemy wszystko – przypomniałem.
Prychnął.
– I to jest najciekawszym punktem – rzucił z emfazą. – Rozumiem, że masz zasady trzymania wrogów blisko, a nawet jak najbliżej, ale są pewne granice. Ta wasza mała zabójczyni przyjęła zlecenie bez mrugnięcia okiem.
– Mały to ty masz sprzęt w spodniach! – fuknęła ze złością Margo, nim ktokolwiek zdołał ją powstrzymać. Uruchomiłem kamerę, pokazując ją przykutą do ramy łóżka.
Leo zmarszczył brwi.
– Jak widać, już to wiesz. – Nie zamierzałem go wyprowadzać z błędu a Margo pokazała mu środkowy palec. – I to też jeszcze nie koniec.
– Dzień pełen niespodzianek – rzuciłem z zaciekawieniem.
– Zażądała zapłaty w diamentach, dostarczonej osobiście.
Margo zmełła przekleństwo pod nosem, patrząc na męża wymownie.
– Przez kogo? – spytał Marco.
– Jeśli uda się wam dorwać Marcela w Barcelonie, to będzie musiał być ojciec, o ile nie chce mieć wyroku na siebie.
– Dzwonisz, żeby mnie ostrzec o Marcelu, zabójczyni czy przewrocie władzy, który planujesz? – spytałem, układając sobie elementy w głowie w poprawnej kolejności przedstawionej przez Leo, a nie ich prawdziwej wartości.
– O wszystkim, ale chyba najbardziej nie podoba mi się jednak Greta Eden.
– Kobieta, która przyjęła zlecenie, nie jest mną! – warknęła Margo.
– Jeśli coś gdaka jak kura i wygląda jak kura, to jest kurą – upierał się Leo.
Uniosłem dłoń do góry, stopując naszą „małą" zabójczynię.
– Musisz mi uwierzyć na słowo, że nasza Greta Eden nie ma z tym nic wspólnego.
To oświadczenie spowodowało ciszę na linii.
– A jest ich więcej? – spytał z niedowierzaniem.
– O to musiałbyś spytać Dimę Tereshchenko, ponieważ sekrety jego żony są jego sekretami – wyjaśniłem spokojnie.
Leo wydawał się zaskoczony tymi słowami.
– Czy mój ojciec o tym wie? Bo wydawał się niezwykle rozbawiony całą sytuacją, że Greta Eden zabije twoją żonę
– Nie miałem nigdy powodów dzielić się z nim tą informacją – przyznałem nonszalancko – ale nie wyprowadzaj go z błędu.
– Więc jest ich dwie? – dociekał.
– Po co ci ta wiedza? – spytał ostro Marco.
– Nie było pytania – wycofał się natychmiast.
– Co chcesz w zamian za te wszystkie cenne informacje?
Leo wziął głęboki oddech.
– Odrobinę, kurwa, świętego spokoju! – wyrzucił z siebie z rozdrażnieniem.
Marco aż uniósł brwi w zdziwieniu.
– Nie wiem, czy rozumiem? – zawahałem się.
– Nadejdzie taki moment, że nie dam rady więcej patrzeć, jak Maria prowokuje ojca, a i on w jakimś momencie znudzi się torturowaniem jej.
– I co ja miałby mieć z tym wspólnego? – spojrzałem czujnie na Marco.
– Dasz jej azyl.
Ucisnąłem nasadę nosa, słysząc te słowa.
– A nie szybciej zrobić przewrót władzy? – zasugerowała Margo.
– Pracuję nad tym – przyznał z niechęcią, więc jego plany chyba nie szły zgodnie z założeniem. – A jak już zdradzamy sobie tajemnice... – zawahał się. – Z jakiego powodu ojciec pozwolił odejść Filipowi? – Milczałem przez dłuższą chwilę. – Musiał mieć dobry powód... To jest mafia, a nie Wyspa Miłości, gdzie można robić, co się chce.
Wymieniłem z Marco spojrzenia, zastanawiając się, jak wiele mogę powiedzieć młodemu.
– Nie potrafił go już kontrolować i naginać do swojej woli – przyznałem. – Więc zostało mu tylko brutalne usadzić Filipa albo oddać mu władzę.
– A gdyby nie ta sprawa z Amelią? – dopytywał.
– Mógłbyś teraz odwiedzać grób ojca.
– Nie wiem co gorsze – mruknął Leo.
– Nie rób z Filipa bohatera! – powiedziałam dosadnie. – Był takim samym chorym pojebem jak twój ojciec. Gwałcił i bił dziwki, zostawiając za sobą stos ciał, ale miał obsesję na punkcie mojej byłej żony. Dla mnie miała być uroczym dodatkiem, więc dostała swobodę na robienie czego chciała, bo po pierwszej zdradzie było mi wszystko jedno.
– Więc czemu go wybrała? – ewidentnie nie potrafił dodać dwa do dwóch.
Ciekawe czy jest gotowy na moją odpowiedź.
– Bo miała te same sadystyczne potrzeby w sypialni.
– Co? – wyrwało mu się spontanicznie.
– Chciałeś wiedzieć – wycedziłem nieprzyjemnie.
– Już żałuję – westchnął. – Dam ci znać z wyprzedzeniem o oczekiwaniu spłaty.
Rozłączył się po tych słowach.
– Rita! – syknęła Margo. – Mogłam się spodziewać, że nasze zawieszenie broni nie zadziała! Daj mi telefon!
Marco podał aparat leżący do tej pory na stoliku. Odpiął też kajdanki i rozmasował jej nadgarstek. I on i ja mieliśmy ten sam sposób na nasze kobiety. Uspokajać dotykiem. A one nie mogły się temu oprzeć. Margo spojrzała na niego z morderczymi zamiarami, ale po tym jak objął jej kark palcami, oparła się na nim ciężko.
– A myślałam, że zjarzysz się szybciej – przywitała ją siostra. – Dałam ci fory za Moskwę,
– Za Moskwę jesteś mi dłużna coś więcej – odparła Margo rozbawionym tonem. – W końcu Dima odnalazł twój sponiewierany tyłek, czyż nie?
Rita cmoknęła w słuchawkę.
– Nie powiem, że nie ma w tym pewnych plusów – zaświergotała z radością. – Zlecenie jest na żonę i kochankę. Skoro nikt nie doprecyzował, zakładam, że byłą żonę i obecną kochankę? Bo tej obecnej matki jego dziecka, to mi szkoda. Ładna, inteligentna i taka do ciebie przywiązana.
Zmarłem, słysząc to, ale Margo uniosła palec do góry.
– Jakbyś chciała nas odwiedzić, to wiesz, nie krępuj się – zachęciłam. – Nie musisz się skradać przez przystań, ryzykując, że ktoś cię zabije.
– Z tobą sobie nawet nie można pożartować – prychnęła z udawanym oburzeniem Rita.
– Można, ale nie kiedy przyjmujesz zlecenie na moją rodzinę, bo ja ci przyrzekam, że ostatnie co zobaczysz, jak tkniesz którekolwiek z nich, to ostrze mojego noża, kiedy będę cię torturować.
– I po co te groźby! – ironizowała. – Wiem, jaka była umowa dotycząca mojego życia. Nie zamierzam zabić Anji.
– Ale chcesz swój milion w diamentach.
– Tylko dlatego, że kobiety kochają diamenty.
A potem zanuciła za Marilyn Monroe – Men grow cold, as girls grow old, and we all lose our charms in the end. But square–cut or pear–shaped. These rocks don't lose their shape. Diamonds are a girl's best friend
– Czemu tylko milion? – spytał Marco.
– Siema szwagier! – zaśmiała się. – Bo za głupotę się płaci? Serio, jakim trzeba być debilem, żeby wynająć jedną siostrę, żeby sprzątnąć rodzinę drugiej?
– On nie wie – przyznała Margo.
– To już nie mój problem, że siedząc w tej części Europy, nie nadąża za tym, co się dzieje.
Margo spojrzała mi w oczy i następnymi słowami podjęła decyzję jak to rozegrać.
– A gdybyś przy okazji, zupełnie przypadkiem chciała ubić dwa gołębie jednym kamieniem, to na wzgórzu jest świetna miejscówka. Widać z niej Oblivion.
– Bardziej podobają mi się łódki w zatoce.
A więc Rita naprawdę była na wyspie! Zacisnąłem usta, ale Margo uniosła dłoń do góry, uspokajając mnie.
– Zamierzasz wykorzystać te diamenty, żeby sobie jedną kupić? – spytała słodko. – Trochę odchodzisz od schematu, odbierając zapłatę osobiście.
– Jezus, skończ te gierki Margo! – syknęła. – Nie rżnij głupa! Nikt nie będzie pogrywał z moją rodziną. Zamierzam go odwalić jako ostatniego, taki gratis! – dodała niemal radośnie.
– Od kiedy są twoją rodziną? – powątpiewała Margo.
– Zostaliście znaturalizowani, tak samo jak ty, ja, Sofia, Ewa, Nikolaj, Dima. – To ostatnie imię wypowiedziała z czułością, co wywołało uniesienie brwi wszystkich. – No co? – spytała agresywnie. – Mi nie wolno odkrywać? Myślisz, że tylko ty masz prawo do szczęścia?
– Nie, ale to interesująca zmiana – powiedziała Margo ostrożnie.
– Gdybym chciała kogoś zabić, zrobiłabym to już dawno – odparła ze zniecierpliwieniem. – Chcecie mojej pomocy czy nie?
– Ty przyszłaś do nas – odparła Margo nonszalancko.
– Bo się zaraz pójdę obrazić – prychnęła.
– Yada, yada – Margo wyciągnęła język do telefonu
Widziałem, jak Marco powstrzymuje się, żeby nie parsknąć śmiechem.
– Zapraszam do Oblivionu – rzuciłem rozłączając się.
Margo zerknęła na mnie spod rzęs.
– Nie jestem pewna co do jej intencji – oświadczyła.
Wybrałem numer Adama.
– No?
– Zadzwoń do Brna i zapytaj czemu Dima spuścił żonę ze smyczy – odpaliłem. – I nie raczył nas uprzedzić.
– Żartujesz, kurwa? – wycedził z furią.
– Chciałbym, ale mówię całkiem serio.
– Odezwę się.
Rozłączył się z kliknięciem.
– Nie ma siły, żeby Marcel wiedział o Grecie Eden – Marco zwerbalizował to, o czym pomyślałem.
– Skoro on sam jest w Barcelonie, kto pomógł Amalii uciec? – spytałem retorycznie, bo zaczynało mi to coraz bardziej pasować do jednej osoby. – Kto doskonale zna nasze zwyczaje, a jeszcze lepiej całą organizację? Wie, jakie są protokoły i zna nas od podszewki, łącznie z historią Anji? – Margo parsknęła pod nosem, domyślając się, do czego zmierzam. – I komu nadepnęliśmy na odcisk, odrzucając rządzenie w Palermo?
Marco zacisnął usta, mamrocząc pod nosem przekleństwa. Jak bardzo nieprawdopodobnie to brzmiało, to dziewięćdziesiąt dziewięć procent wskazywało właśnie na tę osobę. Ten jeden procent zostawiałem sobie n margines błędu. Jeśli miałem rację Cara i Massimo mogli być w niebezpieczeństwie. Wyciągnąłem telefon, żeby ich ostrzec.
– Nie – zaprotestowała Margo. – Ja to zrobię i będzie bezpieczniej.
Spojrzałem na wciąż śpiącą żonę, której teraz chętnie powiedziałbym „nie śpij, życie ci ucieka sprzed nosa", ale dopóki ona i Andres byli bezpieczni, mogłem przystać na każde dowolne rozwiązanie konfliktu, bez zabijania.
Szkoda, że nie tym razem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro