Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 38

Zgodnie z życzeniem 🖤

Patrick

Alert z telefonu Anji złapał mnie pod prysznicem, po treningu z Nico. Niemal w biegu wypadłem spod wody i starałem się wytrzeć, żeby nałożyć jakieś ciuchy i pobiec na ratunek. Znalazłem żonę w altanie, płaczącą jakby świat się skończył. Opadłem przed nią na kolana, usiłując się zorientować, w czym problem. Anja obejmowała się ramionami, podtrzymując brzuch i szlochała. Demetrio stał bezradnie obok i nie wiedział, co zrobić.

– Wezwałem karetkę – oznajmił.

– Co się stało?

– Jak przyszedłem, rozmawiała z Amalią.

Mój wzrok musiał być niezwykle wymowny, bo wycofał się na zewnątrz.

– Coś z dzieckiem? – spytałem z niepokojem Anję. – Co się stało kochanie?

Łzy płynęły nieprzerwanym potokiem.

– Powinnaś leżeć – spróbowałem ja przekonywać.

Nic nie odpowiedziała a skuliła się tylko bardziej. Kiedy chciałem ją pogłaskać po głowie, odsunęła się. Lodowata ręka zaciskała mi się na żołądku, na myśl, że Amalia nawciskała jej jakichś kłamstw, które ja będę musiał odkręcać. A jak zrobiła to skutecznie, może mi się nigdy nie udać. Sam sobie narobiłem tych problemów, nie będąc z nią szczery.

– Krwawisz? – ponagliłem. – Anja mów do mnie! Co się dziej?

Złapałem ją za podbródek i uniosłem do góry. W mokrych oczach była cała rozpacz świata, jakby nie zostało nic cennego. Bezdenna pustka, rozrywająca mi serce na kawałki. Ten cały ból chętnie wziąłbym na siebie, ale najpierw chętnie skręcę kark tej suce, która ją zdenerwowała.

Nie zamierzałem odstępować żony na krok. Wziąłem ją na ręce po otrzymaniu informacji z bramy, że karetka jest na terenie posiadłości.

– Dam pani coś na uspokojenie – zasugerował sanitariusz, po podłączeniu KTG i obejrzeniu zapisów z trackera Anji.

Zupełnie nie ogarniałem, co się stało, dopóki nie zapytała mnie, czy wciąż mam obrączkę Amalii. Mogłem skłamać, ale powiedziałem prawdę, dodając, że znalazłem ją w tajemniczej paczce, która była zaadresowana do niej. Odwróciła twarz w stronę okna i nie wypowiedziała ani słowa.

Porozmawiała dopiero z lekarką, która obrzucała mnie niezadowolonym spojrzeniem pełnym rozczarowania. Nie było sensu, żebym zostawał w szpitalu. Anja nie chciała ze mną rozmawiać. Znosiła mój dotyk, bo nie miała innego wyboru. Moja królowa dramatu nie odezwała się słowem przez całe popołudnie. Sofia przyjechała przez siedemnastą. Ledwo zamknęły się za mną drzwi usłyszałem jak zaczynają rozmawiać a Anja płakać. Zacisnąłem szczękę, czując przemożoną ochotę, żeby coś zniszczyć. A najlepiej kogoś.

Moja żona znów straciła do mnie zaufane!

– W porządku? – Adam nie bawił się w uprzejmości.

– Nie.

Zostawiliśmy Demetrio i Nico w szpitalu. Mieli się zająć Anją i Sofią. Adam z pytaniami poczekał, aż znaleźliśmy się poza budynkiem obok auta. Sięgnąłem po fajki do schowka. Odpaliłem papierosa, zaciągając się głęboko. Przechodząca pielęgniarka obrzuciła mnie karcącym spojrzeniem, ale odwróciła się natychmiast, dostrzegając żądzę mordu w moich oczach. Adam miał o wiele więcej instynktu samozachowawczego i poczekał z pytaniami, aż spaliłem pierwszego i sięgnąłem po następnego.

– Co się stało?

– Jakimś cudem Amalia dopadła Anję samą.

Jego brew podjechała do góry, a ja wypuściłem dym z płuc.

– Gdzie był Demetrio?

– Nie wiem, kurwa, nie chciałem z nim rozmawiać, bo chyba bym go odjebał – warknąłem, znów się zaciągając. Dzisiaj nikotyna nie pozwalała mi się odprężyć. Adrenalina tętniła mi w żyłach napędzając furię.

Adam oparł się o bok auta.

– Czy ten „cud" nazywa się upartość twojej żony, która robi wszystko, żeby zbywać własnego ochroniarza?

– Podobno, kiedy on myślał, że jest w sypialni, ona tylnymi schodami przemknęła się do altany – wycedziłem, wybierając na telefonie numer Fabiano. – Słyszał tylko końcówkę rozmowy. Tak przynajmniej powiedział Marco.

– Cześć szefie.

Nie miałem natchnienia na uprzejmości.

– Chce nagranie z altany z dzisiaj rano. Zapis całej rozmowy.

– Już sprawdzam i wrzucę na dysk.

– Dzięki Fabi. – Adam zakończył rozmowę.

Spaliłem do końca i byliśmy w drodze, gdy Adam puścił nam nagranie. Dojeżdżałem do domu, kiedy się skończyło. Uderzyłem w kierownicę z wściekłością. Brakowało mi słów, żeby wyrazić furię, jaka uderzyła mi do głowy.

– Ona jej strasznie miesza w głowie – zauważył z westchnieniem Adam.

– A Anja się daje podejść jak małe dziecko – odparłem syknięciem.

Zacisnąłem dłonie na kierownicy, dodając gazu i dość niebezpiecznie wchodząc w zakręt. Adam zaparł się nogami, żeby go nie majtało na siedzeniu.

– Musisz jej powiedzieć prawdę – zaproponował pojednawczo.

– Powiedziałem! – wycedziłem.

– Całą?

– I tak by nie uwierzyła! Nikt kurwa nie wierzy! – warknąłem – Prawdę znasz ty i ja, dla wszystkich innych on wygląda jak ja, mówi jak ja, nawet kurwa gestykuluje jak ja! Czyim więc jest dzieckiem? – Zacząłem gwałtownie hamować na podjeździe. – Nawet moi ludzie uważają, że jest mój!

– Ale my znamy prawdę i jeśli ona ją zna to, w czym problem?

– Jak to w czym? – sarknąłem. – Ona zawsze chce znać obie strony medalu.

– Kurwa! – potarł brodę dłonią, a ja bębniłem palcami po kierownicy. – Rozmawiałeś z Rafaelem?

Poruszyłem gniewnie szczęką. Kolejna ślepa uliczka w tym jebanym labiryncie kłamstw i niedopowiedzeń, prowadzącym do nikąd.

– Ufa matce – odwarknąłem. – Też swojej ufałem, a gdyby ktoś mi nagle powiedział, że nie jestem synem ojca, też bym nie uwierzył.

– DNA powie nam prawdę – zapewnił.

Roześmiałem się szyderczo.

– Amalia wybrała to laboratorium i obaj wiemy, jaki będzie wynik!

Byłem w stu procentach pewny, że wynik wskaże mnie jako ojca. O to przecież chodziło. O potwierdzenie prawa do tronu, o zmuszenie mnie do uznania go. Ta suka siedziała na kasie i nie miałem kurwa bladego pojęcia, skąd ją miała. Ktoś się naprawdę postarał, żeby zatrzeć cyfrowe ślady. A do tego trzeba mieć znajomości. Stefania nad tym pracowała, ale jak na razie bez rezultatów.

– Impas. – Adam bębnił palcami po podłokietniku.

– Powiedz mi coś, czego nie wiem! – uderzyłem głową o zagłówek fotela.

– Możemy zrobić badanie w innym, niezależnym laboratorium – zasugerował. – Poproszę Lucę, żeby się tym zajął. Niech wezmą gnoja na kontynent i zrobią badania w Barcelonie.

– Jak chciałbyś go do tego zmusić?

– Mogę go zmusić. Nawet siłą. – Nie wyglądał na wzruszonego tym pomysłem. – Co zmierzasz zrobić?

– Chyba, kurwa, zamierzamy! – wycedziłem, patrząc na niego gniewnie.

– Trzymanie tej suki w domu, jest kurewsko ryzykowne ze względu na Anję.

– Trzymanie tej kurwy gdzieś indziej nie pozwoli mi jej kontrolować.

Cały dom, każda kamera nagrywała teraz wszystko. A zwłaszcza miejsca, gdzie pojawiała się moja była żona. Miałem nadzieję, że za którymś razem powie prawdę i będę mógł to rzucić Rafaelowi w twarz i zakończyć to widowisko, pozbywając się wszystkich.

Nie miałem problemu ze spłaceniem go. Jeśli o pieniądze chodziło, proszę bardzo, może dostać swoją uczciwą część wartości, gdy ją dostałem. Ale organizacja należała do mnie. I do mnie samego. Nigdy nie oddam mu władzy, ani nawet nie pozwolę w niej pracować. Za duże ryzyko. Nie będę się oglądał przez ramię całe życie.

– Serio uważasz, że masz nad nią jakąś kontrolę?

– Czas przypomnieć tej suce kim naprawdę jestem – oznajmiłem twardo, otwierając drzwi auta. – I nie spodoba ci się to, co za chwilę zrobię.

Wysiadłem, zanim zdążył zaprotestować. Na podjeździe zaparkował Mercedes i Marco wytoczył umięśnioną, ciężką sylwetkę ze środka. Dołączyliśmy do niego. Widać było, że jest wkurwiony nie mniej niż ja. Anja była jak siostra a do tego pewnie Margo dokładała do pieca, jazgocząc. Kontrolowanie ucieleśnienia zimnej furii stawiało go na skraju własnej wściekłości, do której przekroczenia wiodła tylko cienka linia.

– Naprawdę coraz trudniej mi przekonywać Margo, że nie może zabić twojej byłej żony – rzucił ze zniecierpliwieniem.

– I co ją powstrzymuje? – spytałem, idąc do środka.

– Anja?

– Naprawdę? – zdziwiłem się.

– Oświadczyła w szpitalu, że Amalia jak i ona są po prostu ofiarami twoich kłamstw.

– Ja pierdolę! – wycedził Adam.

Teraz już ja stałem na krawędzi. Musiałem się opanować, inaczej zajebię tę sukę tu i teraz we własnym salonie. Siedziała rozparta na ulubionym szezlongu Anji, jakby była tutaj panią i właścicielką.

– Kazałem ci zostawić moją żonę w spokoju. – Mój głos nie był tak opanowany, jak chciałem.

Spojrzała na mnie niewinnie.

– Nie moja wina, że lubimy te same miejsca w domu. A poza tym, to także mój dom. Ze względu na Rafaela wolno mi w nim przebywać.

Walczyłem ze sobą, żeby nie podejść i nie zabić jej gołymi rękami. Cudownie byłoby patrzeć, jak życie ucieka z jej oczu, a ciało robi wiotkie, pod naciskiem palców na szyję. Nie pozwoliłbym, żeby umarła od razu. O nie! Nie ma mowy. Zanim straciłaby przytomność, pozwoliłbym, by wzięła oddech w naiwnym przekonaniu, że przetrwa, by potem z powolnością powtórzyć ten manewr, aż mi się znudzi. Nagląca potrzeba bestii we mnie, by poczuć ten pierwotny zew panowania nad życiem i śmiercią.

– Chcesz, żebym cię spłacił? – zacisnąłem dłonie w pięści w marnej próbie powstrzymania potwora szalejącego w żyłach.

– Chcę, żebyś zapłacił za wszystko, co nam zrobiłeś! – odparła, patrząc mi śmiało w oczy. – Jak tam twoja żona? – Jej ton ociekał fałszywą słodyczą. – Słyszałam, że znów trafiła do szpitala. Wybrałeś sobie uszkodzony egzemplarz. Gia mówiła, że z Antonią też ledwo się udało!

Nim Adam czy Marco zdążyli mnie zatrzymać, rzuciłem się na nią. Usiłowała mnie powstrzymać, ale nie miała szans, więc jedyne co jej zostało, to krzyczeć. Unieruchomiłem jej nadgarstki, a drugą rękę zacisnąłem na szyi odcinając dopływ tlenu.

Drzwi do biblioteki otworzyły się gwałtownie i do środka wpadł Rafael. Adam i Marco powstrzymali jego zapędy ratowania matki. Potyczka z egzekutorem skończyła się dość szybko i brutalnie, gdy został przyszpilony do ściany z bronią wciśniętą w kark.

– Jest coś, czego nie rozumiesz – wyszeptałem do jej ucha, zaciskając dłoń i obserwując, jak robi się czerwona jak homar, a w oczach zaczęła się pojawiać panika. Bestia we mnie zamruczała z zadowolenia, ale pragnęła więcej.

– Patrick! – krzyknął Rafael. – Jezu, przestań.

– Jeśli cokolwiek stanie się mojemu dziecku, zabiję jedno z twoich – obiecałem, patrząc jej w oczy.

Zrozumiała pogróżkę, bo drżała ze strachu pod moją dłonią, usiłując wykręcić ciało i uwolnić się, by zaczerpnąć tchu. Odurzające uczucie decydowania o czymś życiu i śmierci. Dokładnie to czułem. Potrzebę wyrównania rachunków. Doprowadzenia Amalii na skraj histerii, żeby łzy mojej żony nie poszły na marne. Zastygła pode mną, mrugając wściekle.

– I zacznę od najstarszego. A ty i cała reszta będziecie na to patrzeć. – Odpuściłem nieco ze swojego chwytu, pozwalając złapać haust powietrza. – I to nie będzie szybka egzekucja. – Z kącików jej oczu popłynęły łzy. – Marco i ja jesteśmy o wiele lepsi w tym, co robimy niż dwadzieścia lat temu. Teraz upajamy się ciepłem krwi płynącej po dłoni i uciekającym z oczu życiem. To lepsza podnieta niż narkotyki.

Poczułem zapach jej rozgrzanego ciała i nie miał on w sobie ani odrobiny strachu, ale za to dużo podniecenia. Pewne rzeczy nie zmieniły się przez dwadzieścia lat. Ją nadal rajcowała przemoc. Nie potrafiła osiągnąć spełnienia jeśli ktoś nie zadawał jej fizycznego bólu.

– Zostaw moją matkę w spokoju! – zaczął błagalnie Rafael. – Nie jesteś lepszy od Filipa – zawołał z desperacją.

Zaśmiałem się szyderczo, wpatrując w rozchylone z podniecenia usta byłej żony i błysk namiętności w oku. Nakręciła się tym pokazem siły. I to jak!

– Nie powiedziałaś synkowi, co lubisz? Że uwielbiasz, jak mężczyzna cię maltretuje w łóżku? Że sadyzm Filipa był dokładnie tym, co cię podniecało? Nie? – Widziałem, jak namiętność zastępuje strach. Zbladła momentalnie. – A nie powiedziałaś mu, kto cię tak ukształtował?

– Nie – zdołała wyszeptać.

Odsunąłem się od niej gwałtownie. Cofając się dwa kroki, żeby mnie nie kusiło poderżnąć jej gardła, za to że moja żona znalazła się w szpitalu.

– Nie? – zaśmiałem się drwiąco. – Jaka szkoda, że czuję się zobligowany, żeby go oświecić. W końcu jest dorosły.

– Nie – wychrypiała.

Spojrzałem na swoje lustrzane odbicie.

– Zapytaj matkę, co jej robił dziadek z kuplami, odkąd skończyła trzynaście lat! – poradziłem. – I dlaczego jej się to tak bardzo podoba, że nie potrafi inaczej!

– Jesteś potworem! – krzyknął Rafael.

– Jak widać żadnemu z nas nie udało się uniknąć bycia wychowanym przez potwora, tak by nie stać się jego odzwierciedleniem albo idealną kopią! – Powróciłem spojrzeniem do Amalii, która teraz siedziała zgięta wpół i masowała gardło. – Zostaw moją żonę w spokoju. Nie zbliżaj się do niej, nie rozmawiaj z nią, bo następnym razem, zrobię dokładnie to, co powiedziałem – ostrzegłem głosem zarezerwowanym dla wrogów.

Rafael wpatrywał się we mnie z szokiem. Adam i Marco nadal mierzyli do niego z broni. Nawet nie zauważyłem, że Marco odbezpieczył safety, będąc gotowym do pociągnięcia za spust.

– Co się stało Anji? – spytał Rafael.

Marco i Adam opuścili broń.

– Trafiła do szpitala, po tym jak twoja matka uraczyła ją wyssanymi z palca teoriami na swój temat – wyplułem z siebie te słowa. – Nigdy nie zasiądziesz na tym tronie! – warknąłem.– Choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu.

Po błysku w oku Amalii wnosiłem, że pasowałby jej ten scenariusz.

– Czy z dzieckiem wszystko w porządku? – w jego głosie była autentyczna troska. 

Moja żona podbiła kolejne serduszko do swojej kolekcji.

– Chcą ją potrzymać kilka dni.

Kolejny błysk satysfakcji pojawił się w oczach Amalii i tym razem chyba nie umknął Rafaelowi, bo chłopak zmarszczył brwi. W drzwiach pojawiła się Gia z Antonią na ręku. Ponieważ coś mówiła do małej, zupełnie nie zwracała uwagi, co działo się w środku. Dopiero po paru krokach zatrzymała się, spoglądając po wszystkich.

– Przepraszam – mamrotała, usiłując się cofnąć, ale Tonia zaczęła się wyrywać.

– Tata! – zawołała młoda.

Zrobiłem zachęcający gest, więc Gia postawiła ją na podłodze. Cofnęła się pod moim spojrzeniem. Nie uszło nam, że Rafael niemal schował ją za sobą. W końcu znalazła sobie młodszą wersję mnie. Oby miał głowę na karku i nie dał się nabrać na zwodnicze czułe słówka. Gia mogłaby iść w zawody z Amalią w byciu najbardziej wyrachowaną suką. O ile Demetrio ufałem do dzisiaj bezgranicznie, tak ona straciła wszelkie kredyty zaufania już dawno.

– Wynoś się! – rozkazał Adam lodowatym tonem do Amalii, kiedy podniosłem Antonię w ramionach. Mała wtuliła się we mnie, jakby wiedząc, że potrzebuję ukojenia, żeby rozładować negatywne emocje. – Masz zakaz poruszania się po domu. Apartament jest wystarczająco duży.

– Nie możesz... – zaprotestowała Amalia.

– Oczywiście, że może a ja mogę to wyegzekwować! – ostrzegł Marco niezwykle łagodnym tonem, który przyprawiał ludzi o dreszcze niepokoju. – I to osobiście. Nie dociera do ciebie, że Anja jest jego żoną i nie dasz rady podkopać jej pozycji.

– Fatalnie to rozegrałaś – dodał Adam. – Gdybyś zażądała kasy mogłabyś znów zniknąć a tak... zmuszasz nas do działania. Co powstrzyma mnie lub Dariusa przed zabiciem Rafaela? Nikt. I nic.

– Nie ośmieliłbyś się – zaprotestowała.

– Naprawdę? Gdybyś była mądrzejsza, przyszłabyś do mnie po ochronę najmłodszych dzieci, ale na nich też chyba ci nie zależy. Javier obiecał ci, że ich nie ruszy? – dopytywał Marco. – Szczerze jak nie masz tego na piśmie, to nie liczyłbym na dotrzymywanie słowa. Bo ogarniasz, że są zagrożeniem dla Leonardo? A Javier po stracie Filipa zainwestował wszystko w młodszego syna. I nie będzie mowy o porażce.

Kolor spłynął z twarzy Amalii.

– Przez te wszystkie lata nic się nie zmieniło – dodałem od siebie – nadal patrzysz tylko na czubek własnego nosa! – Spojrzałem twardo na Rafaela. – Zabierz ją stąd w tej chwili! Zanim się rozmyśle i mój egzekutor zrobi to, do czego go szkolono. Dokona egzekucji.

Chociaż młody miał wystarczająco instynktu samozachowawczego. Posłuchał, wyciągając ją z biblioteki.

– I co teraz? – spytał Marco, chowając broń.

– Teraz muszę ugłaskać smoczycę – Tonia pocałowała mnie w policzek.

Adam podszedł bliżej i przejął Antonię.

– Masz ochotę napsuć krwi cioci Sofii królewno? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro