Part 37
Anja
Zgodnie z obietnicą usiłowałam się trzymać z daleka od Rafaela. Owszem byłam ciekawa kobiety, z którą ożenił się mój mąż, ale bądźmy szczerzy, to już nie była ta sama osoba, którą znał dwadzieścia lat temu. On sam zresztą nie był już dwudziestoletni niedojrzałym chłopcem a mężczyzna, w którego się przeobraził, nie miał nic wspólnego z tamtymi czasami. Przynajmniej tak to sobie tłumaczyłam. Patrząc na samą siebie sprzed trzech lat wstecz, słabo rozpoznawałam tę widzianą w lustrze zmęczoną kobietę, ale zamierzałam dołożyć starań, by znów zaczęła się uśmiechać.
Zapewne dla wielu powinnam się wściekać, płakać i robić awantury, bo mąż mnie okłamywał. Z chęcią bym to zrobiła, gdyby nie dwie rzeczy. Po pierwsze byłam w zaawansowanej ciąży i o ile była ona początkowo niechciana, to obecnie zrobiłabym wszystko, by maluch urodził się cały i zdrowy. Po drugie to sprawa sprzed dwudziestu lat a ja nigdy nie zadałam właściwego pytania. Te idiotyczne zagrywki, którymi usiłowałam się czegoś dowiedzieć na samym początku, gdy mnie kupił, nie stanowiły żadnego pola dla Patricka, żeby podzielić się pilnie strzeżonym sekretem. Dla niego Amalia umarła.
Gdzieś tam z tyłu głowy kumulowały się głupie pomysły zebrane w jedno pytanie – Co jeśli Rafael jednak jest synem Patricka? Widząc, jak mój mąż zajmuje się Antonią, nie potrafiłam sobie wyobrazić, że porzuciłby swojego syna, gdyby o nim wiedział. Cała ta historia została mi przedstawiona niesamowicie jednostronnie, nie dając drugiej stronie szansy obrony lub przedstawienia swojej wersji. Łatwo było przyjąć słowa „zdradzała mnie", ale czy on nie robił tego samego, zwłaszcza w małżeństwie aranżowanym, gdzie nie było mowy o miłości? Rozwiódł się z nią i pozwolił odejść, a nie zabił, co też było znaczące.
Mętlik w głowie nie ustawał, a kobieca ciekawość poddawała mi parę pomysłów, jak sprowokować „spotkanie na szczycie", tyle że ostrzeżenie Margo wciąż pojawiało mi się w głowie, że Amalia zrobi wszystko, żeby namieszać. Dziel i rządź – najstarsza technika.
Zamiast czytać, wpatrywałam się bezmyślnie w ekran tabletu i raz za razem analizowałam wszystkie dostępne informacje, jakie przeczytałam on–line i te, którymi podzielił się Patrick. Zaaferowana nie usłyszałam nawet, jak niechciany intruz pojawił się w osobie własnej.
– To było moje ulubione miejsce.
Doszedł mnie rozmarzony głos Amalii. Natychmiast się spięłam, żałując, że nie dysponuję magiczną mocą znikania na żądanie. Albo lepiej – teleportacji. Mogłabym wstukać kod alarmowy do tabletu lub telefonu, ale zawahałam się. To mogła być moja jedyna okazja...
– Moje też! – odparłam uprzejmie. – Do dzisiaj – mruknęłam pod nosem.
Nawet nie zapytała, czy mi nie przeszkadza, tylko weszła do środka jak do siebie, roztaczając słodkie perfumy niczym zarazę. Nie byłam w stanie ich znieść. Jej widoku też jakoś nie z każdą upływającą sekundą. To jak z osobami, które dopiero co poznajesz i po jednym rzucie oka, wiesz, że nigdy nie zostaniecie przyjaciółmi, a jedne co możecie sobie dać to szeroko zakrojona tolerancja.
Amalia była tylko nieco starsza ode mnie, ale wyglądała na zdecydowanie młodszą. To teraz też nie pomagało, kiedy zmagałam się z zagrożoną ciążą, cukrzycą i sporą nadwagą. Ona miała czwórkę dzieci i przypominała modelkę, kiedy ja usiłowałam donosić drugie, ukrywając ciało pod bezkształtnymi ubraniami. Nie było sprawiedliwości na świecie.
– Patrick to dla mnie zbudował – dodała, ignorując moje zabarwione niechęcią słowa. – Pamiętam, jak teściowa się burzyła – zaśmiała się lekko. – Szkoda, że jej nie poznałaś.
Ta kobieta miała w posiadaniu istny arsenał doświadczeń w tej rodzinie, o której ja nie wiedziałam praktycznie nic. Patrick nigdy nie uznał za stosowne przygotować mnie na taki atak ani opowiedzieć o rodzicach.
Zamknęłam książkę z pasją i zaczęłam wstawać.
– Teściowa jak teściowa, podziękuję za przyjemność.
Amalia spojrzała na mnie z uśmieszkiem.
– Ciebie pewnie by polubiła – westchnęła. – Zawsze jej się marzyła kobieta z domku na prerii, a tak musiała zadowolić się mną
Niby nie powiedziała nic obraźliwego, ale te słowa sprawiły mi przykrość, bo właśnie za to kochał mnie Patrick – za bycie nadzwyczajnie zwyczajną. Wolał smoczycę od mafijnej księżniczki. Cokolwiek miała mi do powiedzenia, już nie chciałam tego wiedzieć.
Nie chce prowadzić tej rozmowy! Gdzie u diabła jest Demetrio!
– Z tego co wiem – skłamałam – nigdy nie była z tego zadowolona.
Amalia zaśmiała się niewesoło.
– Tylko dlatego, że jej mąż wolał młodsze. Odrzucały go zmarszczki i obwisłe cycki.
Ewidentnie nie było wielkie zażyłości między matką Patricka a Amalią. Powiedziałabym wręcz, że ta druga była do tej pierwszej nastawiona wrogo. Widziałam raz zdjęcie matki Patricka, gdy szperałam w Internecie w poszukiwaniu informacji o Amalii i nie była ani naznaczona zmarszczkami a o obwisłym czymkolwiek nie było mowy. Zachwyciłam się śliczną zielonooką kobietą, mimo że urodę mój mąż odziedziczył po ojcu.
– Czy to jest ten moment kiedy będziesz mnie przekonywać, jakim złym facetem jest mój mąż? Jaką krzywdę ci zrobił etc.? – spytałam, usiłując ubiec ją w przedbiegach w tej konkurencji wzajemnego obrażania.
Jej oczy były pełne drwiny.
– Najpierw był moim mężem.
Westchnęłam ostentacyjnie, przewracając oczami.
– I co z tego! To było dwadzieścia lat temu – zakpiłam. – To jakiś konkurs z kim jest dłużej? Bo jak tak, to wygrywam, a ty nie masz bladego pojęcia, jakim człowiekiem się stał.
– Patrząc na to, że masz niemal dwuletnie dziecko i jesteś znów w ciąży, wychodzi na to, że długo zbierał się po rozstaniu ze mną, skoro dopiero teraz założył rodzinę.
Jezu, była fantastyczna we wbijaniu szpil. Ale nosiła w sobie dwadzieścia lat goryczy. Cud, miód i orzeszki zmieniły się w stary, wyschnięty piernik!
– Mógł sobie sprawić jeszcze parę dzieciaków po drodze – zasugerowałam.
– Dziesiątki kochanek? – zasugerowała, mrużąc oczy.
– Eee nie – machnęłam ręką – dajmy setki. A niech chłopak ma i sobie używa! Co mu będziemy żałować.
– Ale nie zrobił sobie w międzyczasie żadnego dziecka – zapewniła, jakby naprawdę śledziła wszystko, co dotyczyło Patricka.
– A skąd ty możesz o tym wiedzieć? – podważyłam jej słowa. – Dowiadywałaś się na bieżąco, co też wyczyniał przez ostatnie dwadzieścia lat?
Prychnęła ze złośliwym uśmieszkiem.
– Można powiedzieć, że miałam informacje z pierwszej ręki.
– Nikt nie ośmieliłby się, żeby otworzyć usta – zaprzeczyłam energicznie. – Gdyby Javier Delgado pisnął o czymkolwiek, już dawno byłabyś martwa, a względem niego wyciągnięto by konsekwencje. Zapominasz, że to nie tylko twój sekrecik, ale także rodziny Delgado.
To musiało jej dać do myślenia, bo zacisnęła usta w wąską kreskę.
– Nie wiesz, o czym mówisz – wycedziła.
Jakie to chore. Trzymać w sobie urazę przez tyle czasu, karmić się nią w nieskończoność.
– Nie pochlebiaj sobie – odparłam lekceważąco. – Jedyne co mogłaś mu dać to ból głowy i zapewnienie, że ruchanie eskort jest lepsze, niż posiadanie kobiety u swojego boku, bo w sumie co za różnica? I lepiej się zastanów, kto się nie mógł otrząsnąć, skoro przez tyle lat nie potrafisz odpuścić. I to ty usiłujesz wleźć z butami w nasze życie nie odwrotnie.
Wyprostowała się, krzywiąc nieznacznie na te słowa.
– Mój syn powinien zając należne mu miejsce.
– Wow... – pokręciłam głową z niedowierzaniem. – A to jest konkretnie gdzie? Na krześle w bibliotece za biurkiem? Za biurkiem w Palermo? Na tronie w Chicago czy w Dubaju? Który z nieistniejących tronów chcesz?
– Wszystkie jeśli mogę – odparła śmiało, a ja znów przewróciłam oczami ze zniecierpliwieniem.
Ależ przerost formy nad treścią.
– Ten cały biznes opiera się na zaufaniu i szacunku – przypomniałam. – Twój syn był wychowany poza organizacją. Kto niby miałby go poprzeć w tym nieistniejącym wyścigu? Wybrałaś dla niego takie życie z dala, a teraz ci się odwidziało? Wtedy Filip był bardziej kuszącą propozycją a teraz już nie?
– Niczego mu nie wybrałam! – krzyknęła ze złością.
O proszę, a więc jednak królowa jednej miny potrafiła się złościć i to jak!
– I zgaduję, że Filip trzymał cię żelazną ręką i w ryzach, i pewnie cię to na początku kręciło, ale potem już nie bardzo? – drążyłam dalej, widząc, jak powoli przestaje nad sobą panować i ze zblazowanego nastroju, z jakim tu przyszła, nie zostaje nic. – Uświadomiłaś sobie, że jednak nie bawi cię życie na końcu świata z daleka od reflektorów?
– Patrick rozwiódł się ze mną, wiedząc, że jestem w ciąży – wycedziła.
Ileż głupie satysfakcji dawało mi wyprowadzanie jej z równowagi. Goniony króliczek, zapędzony w róg, potrafił całkiem mocno kąsać.
– Na pewno miał ku temu powód – zapewniłam spokojnie. – Obie wiemy, jaki jest twój mały a w sumie już dorosły sekrecik! – Spojrzała na mnie z niedowierzaniem i strachem, uświadamiając sobie chyba, że wiem więcej, niż początkowo zakładała. – Nie spodziewałaś się, że powie mi prawdę? – zaśmiałam się sztucznie. – Oj dziewczynko! Jestem jego żoną a nie ozdobą, którą mu ktoś wcisnął! Wiem o bardzo wielu rzeczach.
Ależ byłam świetna w blefowaniu! Dajesz Anja! Zniszcz ją!
– Jeszcze mi powiedz, że jesteś wspólniczką w interesach – ironizowała.
– Ja nie, ale kobieta, która cię odwiedziła w Sagres, to nikt inny jak Greta Eden, partnerka naszego egzekutora. Przecież znasz Marco Santini, więc wiesz, jaki jest.
Popatrzyła na mnie z pogardą.
– Jaka ty jesteś naiwna! – wypluła z siebie. – Patrick w życiu nie pozwoliłby ci się nawet zbliżyć do kasyn.
– Ach! – westchnęłam, patrząc na nią z uśmiechem satysfakcji. – Właściwie to brałam czynny udział w audycie ksiąg i pewniej wielkiej akcji pod kryptonimem „Sto pięćdziesiąt". – Nie zamierzałam dodawać, że moja rola ograniczała się do ogarnięcia papierów i „wykrycia" przekrętu, o którym już wiedział. – Patrick odkąd się znamy, nigdy mnie nie okłamał.
Roześmiała się niewesoło.
– Oczywiście, bo kłamstwo tuszuje zasadą: nie pytają, nie mów.
– O ile mi to przeszkadza, a nie bardzo! Więc już, już... uspokój się – machnęłam ręką lekceważąco – i przyjmij do wiadomości, że nie jestem tobą, więc się tak nie rozpędzaj z tą taktyką na kłamstwa i sekreciki. Wiem, kim jest i co robi a bycie w niewiedzy, czasem jest błogosławieństwem. Tym razem wybrał kobietę dla mózgu a nie wyglądu! Jeszcze parę lat i te zmarszczki będą wymagać ponownej ingerencji chirurga – zażartowałam kpiarsko.
– Jesteś żałosna, nie masz pojęcia, co się tu wydarzyło! – zawołała niby z pogardą, ale zaczynała brzmieć żałośnie i płaczliwie.
Cóż na litość też mnie nie weźmie.
– Wiem, jakie były konsekwencje tego, co zrobiłaś. Zabrałaś ze sobą sporo żyć Lady Makbet?
– Mamusia wmówiła mu, że mam romans! – syknęła. – Ciekawe jak szybko by cię odesłał, gdyby miał cień podejrzenia, że dziecko nie jest jego?! I proszę! – zawołała z nieszczerym śmiechem. – Karma! Jednak jest sprawiedliwa. Dziecko wygląda kropka w kropkę jak ojciec!
Łzy zakuły mnie pod powiekami na wspomnienie tego jak mnie odesłał. Tamten poranek wciąż siedział mi w głowie tak samo jak okrutne słowa „znudziłem się"! Pięść na moim splocie słonecznym zaciskała się coraz mocniej. Starałam się nie okazywać emocji, ale hormony spotęgowały wszystko. Nie musiała się zbytnio wysilać.
– Który ojciec? – zapytałam, siląc się na podchwytliwy ton.
– Patricka! – wycedziła.
– Jeśli jest ojcem twojego syna, to mogłaś mu powiedzieć wcześniej – wyrzuciłam z siebie.
Zaśmiała się szyderczo.
– Czy ty w ogóle znałaś Filipa?
Poczułam pieczenie w dole brzucha. Niedobrze. Sięgnęłam po telefon, żeby wezwać ochronę, a najlepiej karetkę.
– Sama wybrałaś swój los – odpowiedziałam wymijająco.
– Naprawdę?! Kiedy?! Mogłam pozwolić się zabić? – Zarzucała mnie pytaniami, na które nie znałam odpowiedzi. – Poczekać aż odbiorą mi dziecko? Rzucić się ze skał jak żona Massimo Ferro?
Moje oczy rozszerzyły się gwałtownie na ostatnie pytanie. Nie miałam pojęcia, że w ogóle miał żonę a co dopiero, że popełniła samobójstwo. I to w ciąży! Rozchyliła usta, szukając w głowie odpowiednich słów, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy a ból się nasilał.
– Jest mi przykro, że cię to spotkało – przyznałam pojednawczo – ale wywracanie czyjegoś życia do góry nogami po dwudziestu latach jest nie fair.
– Nie fair jest wychowywanie syna z dala od ojca! – warknęła gniewnie. – Nie fair jest trzymanie z dala od dziedzictwa!
Przymknęłam oczy, czując napierający ból w dole brzucha. Nie powinnam siedzieć, powinnam leżeć. A jednak siedzenie dawało mi nierealistyczne przekonanie, że gdybym się poczuła zagrożona, będę mogła uciec. Odblokowałam telefon kodem awaryjnym.
– Czego ty ode mnie chcesz? – Bezwiednie zaczęłam masować brzuch skrywający syna, chociaż wiedziałam, że ulgę przyniesie mi dopiero położenie się. – Po co mi to wszystko mówisz?
– Powiedzmy, że jako kobieta kobiecie i jak matka matce daję ci fory – uśmiechnęła się przebiegle – żebyś przyswoiła, że nie zamierzam odpuścić. I dostanę to, po co tu przyjechałam!
Czy to była groźba?
Mój puls wystrzelił do góry, a serce kołatało się w piersi. Na skórze pojawiła się warstewka zimnego potu.
– I co to ma niby oznaczać? Zabijesz mnie, moją córkę i nienarodzone dziecko?
Machnęła lekceważąco ręką, ale po błysku w oku wiedziałam, że rozważała taką opcję.
– Ty będziesz problemem dopiero za kilkanaście lat. Ja mówię o najbliższej przyszłości. – Wstała z miejsce i przeciągnęła się. Była w moim wieku, ale wyglądała zdecydowanie lepiej, nawet mając kilkoro dzieci. Nadal była piękna, szczupła i zachwycała gracją. Podeszła do mnie a ja się spięłam. Ból się nasilał a perfumy, który używała, sprawiły, że ciągnęło mnie na wymioty. – Przyzwyczajaj się do mojego widoku. Zamierzam tu zostać na stałe. A na końcu? – Pochyliła się do mojego ucha. – Zajmę twoje miejsce w jego łóżku – wyszeptała mi do ucha. – Jesteś tylko przybłędą, której wydaje się, że złapała boga za nogi. Dziwką kupioną w Dubaju a on jest na moje skinienie, odkąd znów wkroczyłam w jego życie. Roztyłaś się jak świnia, gdy ja mam ideale ciało! Wiesz, że zachował nasze obrączki? – judziła dalej. – Zapytaj go, to ci powie! A może wiedział o dziecku?
Te słowa raniły do żywego mięsa i uderzały dokładnie w te najwrażliwsze struny mojej duszy, które kruszyły zaufanie do Patricka.
– Dwa kroki do tyłu! – doszły mnie wściekłe słowa Demetrio.
Trochę za późno.
– Już skończyłam – oznajmiła tonek udzielnej królowej. – Potrzebowałam tylko pięciu minut, jak mówiłam.
Słysząc te słowa, moje oczy rozszerzyły się w panice. To dlatego nikt nam nie przerywał! A może był z nią w zmowie? Skrzywiłam się, usiłując zmienić pozycję na łóżku. Odwróciła się w drzwiach altanki, bezczelnie puściła mi oczko z szerokim uśmiechem.
– Anja?
– Zostaw mnie samą – wycedziłam przez zęby, usiłując zapanować nad falami bólu rozchodzącymi się po ciele.
– Dobrze się czujesz? – nie ustępował, podchodząc bliżej.
– Zostaw mnie samą! – krzyknęłam, zamykając oczy.
– Chciałbym, ale nie mogę – odparł, sięgając po telefon.
– Wystarczająco zrobiłeś, wynoś się.
– Jezus, przestań się zachowywać irracjonalnie – rozkazał.
Podniosłam się gwałtownie, chcąc zacząć awanturę, ale opadłam z bolesnym jękiem na siedzisko, kuląc się i układając na boku. Łzy same potoczyły się po policzkach a szloch wyrwał z gardła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro