Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 35


Patrick 

Nie miałem serca zostawić Anji samej. Już wystarczająco źle wyszło, że nie zjawiłem się na USG. Będę miał syna i zamiast odkryć tę prawdę na wizycie z żoną, usłyszałem potwierdzenie wycedzone w gniewie na schodach. Wściekłem się sam na siebie, a ona mi tego latami nie wybaczy, więc zapakowałem ją do auta, uprzednio dając znać Nicoli, żeby zatrzymała u siebie Antonię jeśli nie sprawi jej to zbytniego kłopotu. Ivo i Tonia stanowił jedność.

Nie minęło pół godziny od dotarcia do Oblivionu a Anja zasnęła na kanapie. Bawiłem się jej włosami czytając maile w oczekiwaniu na Margo i Marco. Jednak to Adam pojawił się pierwszy. Usiadł na fotelu, ale wcześniej podłożył pod nogi śpiącej poduszkę.

– Ma spuchnięte kostki – zwerbalizował to, co sam już wcześniej zauważyłem. – Z nerkami wszystko w porządku?

– Przy takiej ilości wrażeń dzisiaj to i tak dobrze, że nie jesteśmy jeszcze w szpitalu.

Pokiwał głową ze zrozumieniem.

– Gratuluję syna.

Uśmiechnąłem się.

– Dzięki, tylko naprawdę wolałbym być z nią na USG.

Adam bębnił palcami po podłokietniku.

– Javier fatalnie to rozegrał, ale w rezultacie znów wyszło na nasze.

– Jeszcze nie, ale dam mu tydzień, a potem znów zaproponuję paszport.

Upiłem wody z butelki.

– Myślisz, że na to pójdzie?

Zerknąłem na zegarek.

– Nasz gość specjalny będzie niedługo lądował.

Mój kuzyn uśmiechnął się przebiegle.

– Ray dość ochoczo się zgodził.

Uniosłem brew, krzywiąc się w karykaturze uśmiechu.

– A ty byś się nie zgodził, gdybyś wiedział, że jesteś lepszy i będziesz mógł pomiatać wszystkimi przez parę dni, a na końcu zapłacą ci za to kupę forsy?

Adam potarł twarz dłońmi, uśmiechając się złośliwie.

– Zakładam, że chcesz, żeby przećwiczył młodego?

Mój uśmiech był znaczący.

– Chcę, aby każdy z nas przez jeden dzień zaznajomił go, z najgorszą stroną naszej pracy.

Zaśmiał się pod nosem.

– Naprawdę chcesz się go pozbyć.

– Nie, Adam, usiłuję go ocalić przed tym, co gotuje mu matka.

Bezwiednie powędrowałem dłonią do brzucha Anji.

– To nie twoja rola, on nie jest twoim synem. Nie naprawisz swojej przeszłości, pomagając jemu.

Zgadzałem się z nim, ale tylko połowicznie.

– Jestem w stanie zrobić coś, czego mój ojciec nigdy nie chciał. Dać mu wybór.

– Byliśmy młodzi Patrick. Wiesz jak forsa i znajomości uderzają do głowy. Czujesz się niepokonany, na szczycie świata i upajasz się władzą. Nie widzisz minusów, one przychodzą z czasem – tłumaczył ze spokojem. – Z niechcianą żoną, układami, graniem w szarej strefie, żeby zadowolić wszystkich, nawet kosztem własnego szczęścia, bo jak tego nie robisz, stawiasz na szali życie ludzi, za których jesteś odpowiedzialny.

– On jest jak nie zapisana karta. Ja w jego wieku miałem już żonę – przyznałem z niesmakiem. – Ojciec tresował mnie latami. Byłem gotowy. On nie jest i ma nierealistyczne przekonanie, że podoła. A wszystko to bo matka tego chce. Fatalny motywator do jakiegokolwiek działania Adam.

– Masz rację, ale on tego tak nie widzi! A jeśli zostanie? – zakwestionował Adam.

– To będzie sam sobie winny, ale też nasze dzieci dostaną szansę odejścia jeśli taka będzie ich wola, bo Rafael w razie co przejmie interes.

– Powiedziałeś Dariusowi? – spytał, marszcząc brwi.

– Tylko tyle ile musiałem, żeby nie jeździł mi po głowie – przyznałem. – W końcu jest następny w kolejce, a potem Ivo. Więc jeśli Rafael zostanie, oni dwaj będą musieli dojść do porozumienia.

– Takiego, które zakłada kulę w czyimś mózgu. – Nie zamierzałem zaprzeczać, ale dopóki żyłem nie będzie tematu. – Gnojek naprawdę nie rozumie implikacji swojego pojawienia się na scenie.

– Amalia nigdy nie rozumiała pełnego obrazka. Gdyby tak było, mogłaby ewentualnie zaszantażować mnie o kasę i obiecać zniknąć z pola widzenia.

– Ale wie, że cokolwiek wyjdzie na teście i tak wygra – podsumował.

– A przynajmniej łudzi się, że namiesza, mniej lub bardziej. Nie bierze pod uwagę, że mógłbym powiedzieć prawdę żonie.

– Na dwieście procent!

– Tyle że obaj zdajemy sobie sprawę, że on nie jest moim synem, co ją postawi w niezwykle niekomfortowej sytuacji, jak się wyda. Okłamywała mnie, zdradziła, a to jednak męska organizacja, więc nikt jej tego nie popuści. Rafaela nie uznają, nawet jeśli to krew z krwi. To nie Włochy, że DNA stanowi o szacunku. To Hiszpania, gdzie szacunek zdobywa się latami.

– Żeby wyjść z tego z twarzą, musiałbyś oczernić ojca – Adam zapatrzył się w weneckie lustro.

– I matkę – dodałem niechętnie.

– Czasem zapominam o tym, co zrobiła – przyznał z westchnieniem.

– Zostawiła mi niezbite dowody i pozwoliła zdecydować czy chcę ujawnić prawdę, czy pogrzebać sytuację w niepamięci – przypomniałem z goryczą.

– To też. Odwlekamy nieuniknione.

– Tylko trochę, ale robimy to z właściwych powodów.

– Tak myślisz?

Siedzieliśmy w ciszy. Wspominki tego, co stało się dwadzieścia lat temu, nie pomogą nikomu. Ani mi, ani matce, ani Rafaelowi, a już pewnością nie ojcu i Amalii.

– Czemu się upierasz, żeby Amalia wyznała prawdę? – spytał, odchylając głowę na oparcie.

– Poza oczywisty, żeby mieć czym kryć dupę przed Interpolem?

– Poza tym! – przyznał. – Mógłbyś mu powiedzieć sam.

– Nie uwierzy mi – powiedziałem z prostotą. – Amalia nakładła mu do głowy kłamstw. Myślę, że nawet DNA go nie przekona.

– Masz dowody od matki.

Tak, to był bardzo dobry trop, ale czy skuteczny, biorąc pod uwagę, jak matka nienawidziła Amalii? Jak bardzo ją gloryfikowałem, czas było przestać ustawiać ją na piedestale, wziąć własną radę do serca i zacząć używać mózgu samodzielnie.

– Użyję ich, jak wszystko inne zawiedzie – zapewniłem Adama. – Na razie chcę mu dać szansę, jakiej ja nigdy nie miałem, bo patrząc w lustro, były momenty, gdy nienawidziłem swojego odbicia. A teraz patrzę na siebie mającego dziewiętnaście lat... i całe życie przed sobą

– I chcesz naprawić wszystkie swoje błędy życiem Rafaela? – spytał Adam ironicznie. – On nie jest tobą, nie ma twoich doświadczeń. Zakładam nawet, że miał w miarę szczęśliwe dzieciństwo.

– Zdecydowanie Filip nie był moim ojcem jeśli chodzi o poziom okrucieństwa i wyrachowania, ale kto wie?

– Patrick – Adam oparł łokcie na kolanach – musisz przestać tak myśleć. Nie naprawisz swoich błędów, ani błędów ojca. Nie z nim, nie z twoim nienarodzonym synem, ani z Antonią. Nie ma takiej opcji ani potrzeby. Skup się, żeby zapewnić im coś lepszego, dać inne opcje.

– To usiłuję zrobić z Rafaelem. Dlatego dałem mu tydzień.

– Kurwa! – zaklął Adam. – Pierdolę do siebie – rzucił zrezygnowanym tonem.

– Lepiej powiedz jak z Sofią i co mówią lekarze.

Odwróciłem to koło fortuny i teraz on wyglądał, jakby miał ochotę mi przywalić. Wiedziałem od Anji, że skonsultowali się z najlepszymi lekarzami, ale Sofia nawet jeśli zajdzie w ciąże, nigdy jej nie donosi. To zostawiało im tylko dwa wyjścia. Albo adoptują, albo co bardziej prawdopodobne wynajmą surogatkę. Tylko ten plan będzie miał swoje własne złe strony. Ogromnym plusem będzie dziecko lub dzieci, bo Sofia w żartach rzuciła, że albo idą na całość, albo trzeba spierdalać do domu z podkulonym ogonem.

Minusem jest oczywiste, one tę biedną kobietę, która zostanie wybrana na surogatkę, znacjonalizują i wcielą do rodziny. Nie wyobrażałem sobie, żeby to jeszcze nawet niepoczęte dziecko, rosło i dojrzewało poza czujnym i przewrażliwionym wzrokiem przyszłej matki.

– Nie ma szansy na ciążę. To co jej wtedy zrobił Ethan... – zawahał się przez chwilę i obserwował spokojny głęboki oddech Anji. – Kurwa, zabiłbym go jeszcze raz – wycedził gniewnie pod nosem. – Fizjologicznie Sofia może zajść w ciążę każdego miesiąca...

– Ale nigdy jej nie donosi – dokończyłem. – Więc jaki jest plan?

– In vitro moje i Sofii z transferem do surogatki, bo nie ma mowy, żeby Ewa urodziła moje dzieci.

Też jakoś nie widzę, żeby Nikolay nawet rozważył taką możliwość.

– Czyli żywy inkubator?

Łypnął na mnie złowrogo.

– Można to i tak ująć.

– Sofia chce ją mieć w domu na wyspie? Bo chyba obaj wiemy, jak to się skończy?

– Taaa – mlasnął z niesmakiem. – Potem będziemy jej szukać męża, bo ją adoptują razem z dzieckiem. Uważam, że to głupi pomysł.

– Wybierz może kobietę, która już raz była surogatką, żeby potem nie było problemów?

– Tak bym wolał, ale Sofia...

– Miesza ci w głowie – przerwałem mu brutalnie – jak zawsze.

Wzruszył ramionami niezrażony moimi słowami.

– Jest moją żoną, ma swoje zdanie.

– Ile zarodków planujecie?

– Drużynę do Hokeja – zażartował, ale spoważniał chwilę później. – Zobaczymy ile jajeczek uda się pobrać, ale przy dzisiejszych technologiach mamy prawie stuprocentową pewność, że każde pobrane i zapłodnione powinno być gotowe do transferu, jak dobrze wymierzymy czasowo, wyjdą nam bliźniaki dwujajowe.

– Kiedy? – Zadałem najbardziej nurtujące mnie pytanie.

– Gdyby to zależało od Sofii to dziewięć miesięcy temu.

– Jakiś konkretny powód?

Spojrzał na mnie jak na debila i wskazał ręką Anję.

– Powód śpi – rzucił z rozbawieniem. – Każda z naszych pozostałych kobiet przekroczyła trzydziesty tydzień ciąży, wiec Sofia uważa, że została zostawiona w tyle.

– Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

– To samo jej powtarzam. – Aż zatarł ręce z ekscytacji. – I nie mogę się doczekać.

– Nieprzespanych nocy, zmiany śmierdzących pieluch i deprywacji snu?

– Wzięcia w ramiona literalnego dowodu naszej miłości. Maleńkiej istotki będącej wyrazem tego jak bardzo kocham moją żonę.

Wyszczerzył się radośnie jak dzieciak i widziałem, że ta myśl o posiadaniu potomstwa sprawia mu ogromną przyjemność. Taką samą ekscytację odczuwałem, gdy Anja oznajmiła w szpitalu, że jest w ciąży z Antonią, a potem Gia wręczyła mi test ciążowy. Rozpierająca duma i samcza satysfakcja! Uczucia jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalnie ryjące głowę nadopiekuńczością. 


Anja

Obudziłam się, słysząc podniesione głosy, a coś uderzało z niewielką siłą w mój nos. Otworzyłam oczy nie rozpoznając otoczenia i dopiero po paru sekundach przypomniałam sobie, że Patrick zabrał mnie do Oblivionu. Napotkałam intensywnie zielone spojrzenie Antonii. Zadowolona z efektu pobudki, pobiegła dalej, piszcząc z zachwytu i przyprawiając mnie o niespokojny dreszcz na plecach.

Margo dość ekspresyjnie rozmawiała o czymś z Gią.

– Nie musisz niczego rozumieć, masz po prostu wykonywać rozkazy.

– Nie jesteś moją szefową! – wytknęła jej Gia złośliwie.

– Ale ja jestem – powiedziałam cicho. – Więc o cokolwiek chodzi zgadzam się z Margo.

– Ha! – doszło mnie pełne satysfakcji zawołanie.

Podniosłam się niezgrabnie.

– Czy Patrick nie dzwonił do ciebie z samochodu, prosząc, żeby Antonia została dzisiaj z Nicolą?

– Nie rozumiem tego zamieszania! – fuknęła. – Byłyśmy z Rosą i Ivo w mieście, wydawało mi się słuszniejszym przyjście do Oblivionu, niż jechanie taki kawał do domu Nicoli.

– I znów dochodzimy do tego, co powiedziałam wcześniej – odparła Margo stanowczo. – Nie musisz niczego rozumieć, masz po prostu wykonywać rozkazy. A ten brzmiał, że jedziecie do domu Nicoli.

– Przecież nic się nie stało! – bagatelizowała, kiedy moja latorośl piszczała niemiłosiernie przy szybie, uderzając w nią rączkami.

– Pójdę po coś do picia – rzuciła Gia i już jej nie było. Obie z Margo spojrzałyśmy na butelki stojące na stoliku przed sofą, na której siedziałam a potem na barek po lewej.

– Ta dziewczyna ma nawalone w głowie – podsumowała Margo. – Co ty tu w ogóle robisz?

Streściłam uroczy poranek, wodząc wzrokiem za córką, która urządzała sobie dzikie biegi po całym pomieszczeniu, od czasu do czasu racząc nas przeciągłym piskiem.

– Pytanie, jakie sobie zadaję to czy chroni Amalię przede mną, czy mnie przed nią – podsumowałam te wynurzenia. – Ja nie miałabym nic przeciwko, żeby sobie uciąć pogawędkę z jego byłą żoną. Ciekawe, jakie sekreciki by mi zdradziła?

Margo od razu sprowadziła mnie na ziemię.

– Albo ile kłamstw nakładła do głowy, w myśl zasady zdyskredytować przeciwnika.

– A czy nie miała prawa mieć własnego spojrzenia na to, co się działo? – spytałam, masując odruchowo brzuch.

– Eee – Margo skrzywiła się. – Ale pomyśl, kim jest Rafael. Robiłam w życiu różne rzeczy, z których nie jestem dumna, ale ta konkretna to dla mnie duże „NIE" z wykrzyknikiem na końcu. Patrick jest opiekuńczym facetem w stosunku do ciebie od dnia jeden, prawda?

– Tak – przyznałam, wspominając jego zachowanie w samolocie zmierzającym na Baleary.

– Do tego nie widzę go w roli pobłażliwego faceta w otwartym związku.

– Co usiłujesz mi powiedzieć? Że nigdy jej nie darzył uczuciem? – Słowo "kocham", nie chciało mi przejść przez gardło.

– To też. To zazdrosny facet, taki sam jak Marco i inni. To że ignorował ekscesy Amalii, powiedziało mi tylko jedno: miał ją centralnie w dupie. Była transakcją.

– Nawet jeśli przyprawiała mu rogi i stawiała w niezręcznej sytuacji? – jakoś nie mogłam w to uwierzyć.

– Była śliczną ozdobą, oboje byli młodzi a ojciec Patricka nalegał na mariaż.

– Kontrakt jak kupno klaczy rozpłodowej? – zażartowałam słabo, a potem dotarło do mnie, co powiedziałam. – Ciekawe ile zapłacił za mnie? – wskazałam na Antonię, a potem na swój brzuch. – Ze mną się przynajmniej opłacało – mruknęłam nieprzyjemnie wstając i podążając do córki, która usiłowała otworzyć drzwi.

– Jezus – mruknęła, przewracając teatralnie oczami – powinnam się już do tego przyzwyczaić, ale naprawdę ogarniam czemu Marco nazywa cię Panna Słoneczko!

Pokazałam jej język i podniosłam się, żeby powstrzymać napad złości Antonii na drzwi, które nie chciały się otworzyć. Obecnie waliła już w nie bez opamiętania. Chwyciłam ją za ramionka, chcąc odciągnąć, ale w tym samym momencie drzwi otworzyły się do środka. Straciłam równowagę i tylko refleks Nico sprawił, że nadal stałam w pionie. Antonia za to skorzystała z zamieszania i wybiegła na korytarz. Rafael złapał ją sprawnie.

– Dokąd biegniesz uciekinierko? – spytał łagodnie, podnosząc ją w ramionach. – Nie szybciej byłoby uciekać samolotem?

Zakręcił się wokół własnej osi, udając samolot. Dzieciak roześmiał się głośno i radośnie a ja parsknęłam razem z nimi. Demetrio miał już dłoń na broni a Nico sięgał po swoją, ale go powstrzymałam. Przewróciłam oczami, widząc to zachowanie. Jeden dzieciak poradził sobie z innym i jak widać, miał doświadczenie, bo Antonia bawiła się przednio. Podszedł bliżej i postawił ją przede mną. Jak tylko poczuła się pewnie, pobiegła z powrotem do środka, piszcząc z uciechy.

– Myślisz, że zrobiłbym jej krzywdę? – spytał, patrząc mi w oczy.

– Nie – przyznałam zgodnie z prawdą, bo nie mogłabym uwierzyć, że mężczyzna, który ma siostrę niewiele starszą od Antonii, mógłby zrobić krzywdę dziecku. – Po tym jak ją złapałeś, wnoszę, że masz duże doświadczenie z maluchami.

Wzruszył tylko ramionami.

– Moje rodzeństwo jest młodsze, więc bywało tak, że się nimi zajmowałem.

Zrobiło mi się go szkoda a uśmiech spełzł mi z ust na myśl, że robił za darmową opiekunkę rodzicom. Dzieci są dziećmi i mają prawo do bycia nimi a nie zajmowania się czynnościami należącymi do dorosłych. Pomijam sytuacje wyjątkowe, ale to co powiedział Rafael zabrzmiało, jakby wychowywał rodzeństwo a nie cieszył się dzieciństwem. Żaden rodzic nie miał prawa wyręczać się dzieckiem. Zrobiłeś? To się zajmuj albo zatrudnij opiekunkę a nie wyręczaj starszymi dziećmi ograbiając je z dzieciństwa.

– Już jestem! – doszły nas zziajane słowa Gii, która stanęła w miejscu na widok Rafaela. Z otwartymi ustami wpatrywała się w żywą i dużo młodszą kopię Patricka.

– To powinno rozwiązać twój problem Anja! – Mruknęła Margo nie siląc się na zniżenie głosu. – Ewidentnie harpia rzuci się teraz na młodszy okaz.

– Że co proszę? – oburzyła się Gia.

– Wciągnęłabym cię w pyskówkę, ale najpierw musiałabyś przeczytać jakąś encyklopedię o starożytności, żeby zrozumieć, że wcale cię nie obrażam – odparła Margo ze stoickim spokojem. – Harpie pochodzą z mitologii greckiej i są uosobieniem wichru. A gdzie ty się pojawiasz, zawsze jest jakieś zamieszanie, zupełnie jak przy gwałtownym wietrze.

Roześmiałabym się, bo i owszem harpie to uosobienie wichru, ale także demony porywające dzieci i dusze. Co nadal w moim mniemaniu pasowało.

– Jak śmiesz! – oburzała się zaczerwieniona Gia.

– I do tego Liechtenstein ma jedną w herbie – dodałam, trzepocąc niewinnie rzęsami.

Spoglądałam na Rafaela, ale on nie wyglądał na zainteresowanego Gią. Bardziej zaglądał przez ramię, gdzie jest Antonia.

– Powiem ci Anja, że młodsza wersja też jakoś na mnie nie działa! – skwitowała Margo z namysłem.

– Miło mi to słyszeć, kochanie – odezwał się Marco, pojawiając w polu widzenia.

Margo przesłała mu całusa na dłoni. Antonia przebiegła między nami i rzuciła się do jego nóg. Uniósł ją, sadzając sobie na biodrze. Jego oczy przybrały ten jedyny w swoim rodzaju wyraz, gdy stawał się egzekutorem. Usta Margo rozciągnęły się w uśmiechu, słysząc stanowcze pytanie, które zadał pozostałym.

– Czy wy trzej nie powinniście być na dole?

– Myślałem, że Patrick jest na górze – tłumaczył się Demetrio. – Mój błąd.

Antonia wykręciła się w ramionach Marco i wyciągnęła rączki do Rafaela. Kiedy ten nie wziął jej na ręce, zaczęła wrzeszczeć. Wszyscy skrzywiliśmy się na ten okropny, wwiercający się w uszy dźwięk. Gia usiłowała ją zabrać, ale młoda wierzgała jak młode źrebię, zaczynając płakać. Marco spojrzał na mnie, ale ja mogłam tylko rozłożyć bezradnie ręce, więc pozwolił sobie wyjąć Tonię z ramion.

– Już, już – łagodził Rafael, przytulając do siebie wstrząsane spazmami płaczu drobne plecki Antonii, która umilkła jak ręką odjął.

– Nowa zabawka – wzruszyłam ramionami. Widząc nierozumiejące spojrzenie Rafaela, dodałam. – Antonia ma absolutną słabość do mężczyzn. Wszystko jest ok, kiedy żadnego nie ma w okolicy, ale jak już są, księżniczka tatusia uwielbia być na rękach przeciwnej płci. Teraz musicie ją zabrać ze sobą.

Marco tylko westchnął teatralnie i spojrzał wymownie na Rafaela, ostrzegając go wzrokiem, co się stanie, jak zauważy cokolwiek podejrzanego.

– Pójdę z wami – zaproponowała Gia.

– Oj z pewnością nie! – zaprotestowała Margo. – Dzisiaj jest wieczór spod znaku potu i krwi. Kobiety nie są zaproszone, chyba że masz na drugie Greta Eden, w co szczerze wątpię!

– Zajmę się nią Anja – zapewnił Nico.

– Prowadź – poprosił Rafael.

Panowie oddalili się w stronę schodów.

– Możesz spokojnie zrobić sobie wolne popołudnie – zaproponowałam Gii.

– W porządku – zgodziła się opornie.

Margo ostentacyjnie zignorowała Gię.

– Lody u Lucy brzmią jak świetny pomysł, chyba że wolisz, żeby je dostarczono?

Wyprawa do Lucy mogła znaczyć, że przy odrobinie szczęścia napiję się prawdziwej kawy. Kusząca perspektywa.

– Prowadź! – powtórzyłam słowa Rafaela.

Dopiero na ulicy zapytałam ją o coś, co nie dręczyło.

– Czy tylko ja widzę tego dzieciaka jako zagubioną duszyczkę?

Margo przewróciła oczami, odgarniając swoje długie włosy na plecy.

– Nie lekceważ tego, że to dorosły, silny facet wychowany przez mafijnego dziedzica.

Prychnęłam, rozglądając się przed przejściem przez jezdnię.

– Nie lekceważę, ale widzę też, jak zajął się Antonią, więc nie bądź ślepa na jego traumę.

– Moja ty zbawicielko świata – zażartowała.

W kawiarni u Lucy siedziała Marju z Xavierem. Młody siedział nad zeszytem, rozwiązując jakieś zadanie matematyczne. I ewidentnie mu nie szło. Wzdychał teatralnie, uderzając ołówkiem o zeszyt.

– Czemu muszę chodzić do szkoły! – narzekał.

– Bo w twoim wieku jest ona obowiązkowa – tłumaczyła. – Jeśli przestaniesz chodzić do szkoły, pójdę do więzienia.

– Będziemy cię odwiedzać! – zapewnił, patrząc na nią maślanymi oczami i wywołując wesołość u wszystkich siedzących w pobliżu.

– On za dużo czasu spędza z Alessim – zaśmiała się Margo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro