Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 33


Patrick

– Chce, aby Rafael był częścią organizacji.

Anja spojrzała na mnie z zagubieniem w zapłakanych oczach. Zupełnie nie rozumiała, ani moich motywacji, ani prawdy kryjącej się za całym zamieszaniem. Tylko że prawda... cóż... każda ze stron miała swoją wersję i potencjalne oczekiwania co do rozstrzygnięcia.

– Ale po co? Ponieważ jest twoim synem?

Przez sekundę miałem wrażenie, że nic do niej nie dotarło, a o zaufaniu mogłem tylko pomarzyć. A potrzebowałem, żeby mi ślepo zaufała. Tak po prostu uwierzyła w słowa, jakie wypowiem, bez kwestionowania ich. Musiałem ją naprowadzić na poprawny tor myślenia.

– Ta organizacja przynosi miliony i obraca miliardami – przypomniałem.

Zmarszczyła brwi, ale wyglądało na to, że nadal nie rozumie, co usiłuję przekazać. Pogłaskałem ją po zapłakanej buzi. Ready or not here comes the truth. 

– Rafael ma takie samo prawo do organizacji jak ja.

Chyba już nie dało się powiedzieć tego dosadniej poza oczywistym! A tego wolałbym uniknąć. Powinna zrozumieć, że skoro organizacja mogłaby być podzielona to znaczyć to może tylko jedno. Zastygła w bezruchu, podniosła głowę do góry i spojrzała mi prosto w oczy, jakby zamierzała zadać kolejne pytania, ale zamknęła usta. Dostrzegłem moment, kiedy zrozumiała, co usiłowałem przekazać.

– Czy ty mi mówisz, że on jest...

Położyłem palec na jej ustach, ucinając zdanie, zanim wypowiedziała je do końca. Wpatrywała się we mnie z szokiem. Otworzyła szeroko swoje śliczne oczy, a usta ułożyły się w okrągłe „O".

– A teraz Jesteś piątą osobą, która zna prawdę, poza mną, Adamem, Margo i Amalią.

– Dlaczego nie powiesz wszystkim, że...

Przekręciłem ją na plecy i zatkałem usta dłonią, patrząc znacząco.

– Złotko, musisz zatrzymać to dla siebie – ostrzegłem. – Naprawdę tylko dla siebie. Nie wolno ci powiedzieć nikomu. Rozumiesz? – pokiwała nieznacznie głową. – Mówię ci to ponieważ jesteś w ciąży i stres nie jest wskazany dla naszego syna.

Zmrużyła wściekle oczy.

– Więc normalnie byś mi tego nie powiedział?

Moja królowa dramatów wszelakich. Zawsze podejrzliwa, nawet po dwóch latach bycia razem i wsiąkania w organizację.

– Liczyłbym na to, że mi ufasz. Mówiłem ci tamtej nocy, że musisz mi bezgranicznie zaufać, że nadchodzi coś, nad czym nie mam kontroli.

– Coś?! – zawołała. – To nie jest coś! To bardzo ważna informacja dotycząca twojego życia, która teraz będzie rzucać światło na nasz związek. Postawiłeś mnie w chujowej sytuacji.

– I będę ci to wynagradzał do końca życia! – zapewniłem solennie.

– To nie jest coś, co ot, tak można pominąć – obruszyła się.

– Wiem, kochanie, ale liczę na to, że kiedyś mi wybaczysz, bo że będziesz mi to wypominać do grobowej deski, to mam jak w banku.

Usiłowałem jej chociaż odrobinę poprawić humor.

– Pomyśl, jak się poczułam, kiedy ona stanęła w drzwiach! Bo ona ewidentnie o mnie wie, ale ja o niej niw widziałabym nic, gdyby nie Amira Maxwell. Chyba wyślę jej czekoladki – dodała z goryczą. – W końcu dzięki niej uniknęłam totalnego zażenowania.

– Musisz mi zaufać Anja – powtórzyłem po raz kolejny, teraz już z prośbą w głosie.

– Zaufałabym, gdybyście nie mieli tej cholernej zasady „nie pytają, to nie mów"! – upierała się gniewnie. – Ona sprawia, że czuję się jak piąte koło u wozu, któremu nie można zaufać i jest tylko od sytuacji awaryjnych! Wtedy sobie o mnie przypominasz!

Wpatrywaliśmy się w siebie, ale nie wyglądało, że ustąpi.

– Dobrze! – westchnąłem, kapitulując. – Co chcesz wiedzieć? Masz trzy pytania Anja.

– A czemu tylko trzy? – obruszyła się.

– Bo nie mamy czasu, a ja muszę zejść na dół – argumentowałem, chociaż mogłem bez mrugnięcia okiem, trzymać Amalię na dole jak w poczekalni.

Oblizała usta.

– Przysięgnij, że to dziecko nie jest twoje i że się rozwiodłeś z tą kobietą.

– Przysięgam na grób mojej matki, że w mojej najlepszej wiedzy na tę chwilę to nie jest moje dziecko, a papiery rozwodowe umieszczę ci na tajnym dysku – oświadczyłem poważnie. – Carlos Riviera może za nie poświadczyć.

– A jaki ma w tym wszystkim udział Marcel? – wypaliła nagle.

Powinienem się spodziewać, że nie umknie to jej inteligencji.

– To długa historia.

– No to się streszczaj – odpaliła nagląco.

– Marcel jest moim przyrodnim bratem – odpowiedziałem wymijająco.

– Tak, to już wiem, nowe fakty poproszę. Bo ja to widzę tak, że on jest od ciebie starszy, ale z nieprawego łoża, więc w sumie nie mógłby zasiąść na „tronie"?

– Nie mógłby.

– Ponieważ? – uderzyła mnie piąstką w ramię. – No już Patrick, dajesz!

– Nigdy nie twierdziłem, że Marcel jest z nieprawego łoża. Ojciec ożenił się z jego matką „z miłości" O ile o jakimkolwiek uczuciu można by mówić w stosunku do ojca – powiedziałem, usiłując zachować spokój.

– Co się stało z jego matką? – spytała ostrożnie.

– Zginęła w zamachu, przykrywając sobą Marcela, przez co udało mu się przeżyć tę masakrę.

– Więc jest starszy od ciebie, ale nie jest następcą?

Skrzywiła się, usiłując pozbierać okruszki układanki, które jej podawałem, ale chyba szybciej będzie pokazać cały obrazek.

– Kiedy ojciec zawierał umowę ślubną dotyczącą mojej matki, a stało się to w niecały miesiąc po śmierci pierwszej żony, rodzice matki zażądali wydziedziczenia Marcela i odesłania go do Włoch. – Anja sapnęła z zaskoczenia. – Powiedzmy, że sytuacja była wtedy niezwykle napięta i nadal była jeszcze przez kilka lat. Podpisano pakt o nieagresji, a on stał się zakładnikiem po raz pierwszy. Podobne zamieszki na szczycie władzy odbyły się przed moimi osiemnastymi urodzinami. Tym razem jemu nie pozwolono wrócić, ale w zamian dostaliśmy Fabiano.

– Jako zakładnika... pokoju między organizacjami? – nie dowierzała.

– To rozwiązanie dawało Marcelowi, chociaż cząstkę tego, co stracił, przez umowę ślubną moich rodziców. Ojcu nie mrugnęła powieka, a ja wybrałem Fabiano, skoro mi pozwolono go dokonać.

– Dlaczego? – spytała.

– Dlaczego, co? – pogłaskałem ją po policzku.

– Dlaczego Fabi?

– Był najmłodszym synem z trójki, dzięki temu mógł mieć normalne życie.

– Normalne życie w mafii? – nie dowierzała.

– Zapytaj go, czy kiedykolwiek go zmuszaliśmy do nauki strzelania, sztuk walki czy pracy z komputerami. Chodził do lokalnej szkoły, przeskoczył klasy trzy razy. To niezwykle inteligentny dzieciak i robi to, co lubi, śledzi wirtualny świat. – Westchnąłem, przypominając sobie wszystkie powody, dla których to zrobiłem. – Dałem mu to, czego mi nigdy nie dano. Wybór.

– Ale jest zakładnikiem?

– Gwarantem pokoju.

– Semantyka – upierała się.

– To coś, na co nie mam wpływu, ale uważam, że jest mu lepiej tutaj niż z rodziną, zwłaszcza że przez te lata, zamiast budować imperium pogrążali się.

– Więc Marcel nawet gdyby chciał, nie mógłby przejąć organizacji?

– Nie i to już nie tylko ze względu na umowę ślubną moich rodziców, ale także ze względu na ostatnie dwadzieścia lat. – Pogłaskałem ją po włosach. – Ta organizacja opiera się na zaufaniu, a nie patriarchacie, to właśnie usilnie budowałem przez ostatnie dwadzieścia lat, dokonując powolnych zmian. Sytuacja z Amalią otworzyła mi oczy na to, co jest ważne.

Chyba, że ktoś mu ją da.... Sadzając na tronie. Poczułem niepokój na myśl, że na tym bajzlem mogło się czaić coś innego.

– I to wszystko było tak ważne, że musiałeś kłamać? – wbiła we mnie nieustępliwe spojrzenie.

– To się stało dwadzieścia lat temu, nie sądziłem, że ta sprawa kiedyś znów ujrzy światło dziennie. Schowałem ją na dnie świadomości.

– Sprawa? Nie mówimy o prowadzeniu samochodu, czy wydawaniu milionów! – żachnęła się. – Chodzi o posiadanie żony i dziecka!

– Byłej żony i to nie jest moje dziecko – odparłem po raz kolejny. Chyba będę jej to musiał powtarzać do znudzenia i zapewniać wielokrotnie, zanim do niej dotrze. A może był inny sposób. – Chcesz obejrzeć dokumenty rozwodowe?

– Nie – zaprzeczyła gwałtownie, prychając. – Dlaczego to taka tajemnica?

– Chcę, żeby się sama przyznała. Dlatego zamierzam ją umieścić w skrzydle po Adamie. – Chciała zaprotestować, ale położyłem palec na jej wargach. – To jedyne wyjście, jakie mam. Dom jest cały w kamerach, to kwestia czasu, żeby się wygadała. Będzie miała bezwzględny zakaz, zbliżania się do ciebie choćby na krok.

– Dlaczego to takie ważne, żeby się sama przyznała? – dociekała.

– Gdyby Interpol jednak wszczął dochodzenie, chcę mieć nagranie, że to ona wykombinowała ten plan i się na niego zgodziła. Moją jedyną winą, będzie wiedza o tym.

– Ale Interpol jest po naszej stronie? – podważyła to, co powiedziałem.

– Są pewne granice i to mogłaby być jedna z nich.

– Czyli co? – zakpiła. – Jednak nie jesteście niezwyciężeni?

– Anja – westchnąłem.

– Amalia chce zmartwychwstania?

– Nie może zmartwychwstać, bo podmieniliśmy każde znane nam próbki DNA, na te z ciała w wypadku. Nie ma szans udowodnić, że to ona. Javier przyznał mi w tym rację. Amalia umarła i nie ma powrotu do poprzedniej tożsamości.

– Więc co? Liczy na to, że tak po prostu podzielisz się organizacją? – prychnęła z niedowierzaniem. – Chyba nie jest na tyle głupia, żeby prosić, aby ją spłacić?

– Mniej więcej.

– Żadnych więcej kłamstw! – wycedziła.

Miałem więcej niespodzianek, które nie będą się Anji podobać, ale na chwilę odwrócą jej uwagę od tego, że moja była żona zostaje pod tym samym dachem.

– Jak będę miał konkrety, to ci o nich powiem, Demetrio tymczasowo wróci do obowiązków ochrony.

– Nie – sprzeciwiła się gwałtownie.

– Tak. Nico oplotłaś sobie wokół małego paluszka – skarciłem ją, ale miałem ochotę się roześmiać. Nico miał młodsze siostry i tak właśnie traktował Anję. Jak jedną z nich, mimo że notorycznie naruszała wszystkie zasady. – Demetrio nie będzie się bał użyć przemocy, kiedy Nico z pewnością się zawaha.

Otworzyła usta ze zdumienia i zamknęła je.

– Nie wiem, czy się teraz z tego cieszyć, czy być zaniepokojoną.

– Obie reakcje są dobre – przyznałem, głaszcząc ją po plecach.

Czekałem na kolejne pytania i zastrzeżenia. Lepiej teraz niż później i zdecydowanie korzystniej, że prywatnie w sypialni, poza zasięgiem ciekawskich oczu i wścibskich uszu. Zwłaszcza jednych.

– Od jak dawna o nim wiesz?

Ach kolejny punkt zapalny.

– Krócej niż bym chciał. Javier długo go ukrywał.

– To znaczy ile? – dociekała.

Mogłem się spodziewać, że będzie dociekać ram czasowych, żeby sprawdzić, jak długo zwlekałem, żeby jej powiedzieć.

– Dostałem od Javiera zdjęcia z pogrzebu Filipa. Wtedy się dowiedziałem.

– Dokładniej! – zażądała.

Następne słowa mogą jednak doprowadzić do wybuchu Etny.

– Tuż po przeszczepie Margo. – wyznałem.

Leżała chwilę z otwartymi ustami. Nabrała głęboko powietrza, ale zamiast wrzasku i oczekiwanych wyzwisk wypuściła je do końca. Widziałem błysk w oku, który zapowiadał kłopoty, jeśli nie zdusimy tej wściekłości na samym początku.

– Nienawidzę cię! – wyszeptała z mocą.

Uśmiechnąłem się.

– Kochasz mnie.

– Nie w tej chwili – odparła, usiłując się odsunąć. Daremny trud, nie miałem zamiaru pozwolić jej się wściekać.

– W każdej chwili – droczyłem się z nią. – No już złotko przyznaj się, że mnie kochasz. – Musnąłem swoim ustami jej, mimo że próbowała się wykręcić. – Muszę zejść na dół i chcę mieć w głowie na świeżo twoje słodkie wyznanie, żeby mnie powstrzymywało, przed pozbyciem się ich wszystkich.

– Delgado nie byłby zadowolony.

Zacząłem gładzić napięty brzuch Anji.

– Javier już dawno wybrał swojego następcę i żadne z dzieci Filipa, nie będzie nigdy brane pod uwagę. To też jeden z punktów zapalnych. Javier zainwestował w Leonardo lata, żeby go wyszkolić.

– Ojciec roku – mruknęła.

Trudno się było nie zgodzić, ale Filip był tak zakochany w Amalii, że nawet nie robiło mu różnicy, że jest w ciąży z kimś innymi i straci wszystko, do czego był przygotowywany.

– Czy ona was szantażuje?

– Nie bardzo ma czym – masowałem dłonią brzuch, usiłując uspokoić syna.

– Czy gdybyś wiedział...? – wykonała nieokreślony gest ręką.

– Czy pozwoliłbym Rafaelowi na bycie w organizacji? – dokończyłem za nią. – On dostał to czego ja nigdy nie otrzymałem od losu: czystą kartę z dala od krwi, przemocy i walki o pieniądze.

– A ty nigdy nie mogłeś obiecać, że nie staniesz się potworem, przed którym bronisz innych?

– Skarbie, potrzeba potwora, żeby zabić innego. Amalia mogła zostać tam, gdzie mieszkała. Nie musiała wracać ani nawet nikomu się pokazywać. Mogła wieść życie jak dotychczas.

– Więc dlaczego? – dociekała.

Pocałowałem brzuszek w miejscu, gdzie czułem poruszającego się syna. Anja zawsze musiała mieć na wszystko logiczne uzasadnienie.

– Bo jest taka sama jak matka Dariusa. Chce władzy, czerwonego dywanu i pieniędzy.

– Bez sensu – zmarszczyła brwi, bezwiednie bawiąc się moimi włosami. – Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła moim dzieciom. Wolałabym zniknąć.

– Różnica między tobą a nią jest jak dzień i noc. Ona była wychowywana na roszczeniową księżniczkę, w duchu, że wszystko się jej należy, ze względu na nazwisko, jakie nosi. – Przytuliłem ją mocniej. – Jeśli kiedykolwiek coś mi się stanie, Darius pozwoli ci odejść. Będziesz mogła zniknąć i nikt nigdy nie będzie cię niepokoił.

– Nie mów tak – drobna piąstka uderzyła mnie w ramię. – Nigdy tak nie mów.

– Robię wszystko, żeby się tak nie stało – zapewniłem, składając pocałunek na jej skroni. – Musisz mi pozwolić się zająć tym pierdolnikiem na mój sposób. Wieczorem powtórzymy wszystkie kody alarmowe i sposoby dawania znać, że jesteś w niebezpieczeństwie.

– Myślisz, że ona...

– Tak, myślę, że jest nieobliczalna – przyznałem niechętnie. – Marco z Dariusem od dzisiaj będzie pełnił rolę reprezentacyjną, tak samo jak przez pierwsze tygodnie po urodzeniu Antonii. On i Margo wracają jutro z Palermo.

– Przynajmniej może Gia da ci spokój – przyznała z niezadowoleniem. – Miejmy nadzieję, że jej marzenia legną w gruzach jak moje i udławi się ich popiołami!

Czekałem na ten komentarz. Pacnąłem ją palcem w nos.

– Może sobie chcieć, nie jestem zainteresowany.

– Jezu, przynajmniej nie zaprzeczasz – gderała.

– Kochanie, to że coś ignoruję, nie znaczy, że nie wiem, że istnieje. Gia mnie nie interesuje, ale uważaj, proszę, co przy niej mówisz – poprosiłem. – Nadal dla ciebie pracuje i to tylko dlatego, że najpierw odeszła twoja mama, a potem zaczęły się problemy z drugą ciążą. Jest nam potrzebna i dlatego tu jest. Jeśli wolisz, żeby Gia opuściła to miejsce...

– Na razie jest użyteczna – przyznała z niesmakiem – i zostawi cię w spokoju, bo ma młodszą wersję. I niech lepiej tak będzie.

Zaśmiałem się cicho, za co zarobiłem kuksańca w żebra.

– Co cię powstrzymuje od scen zazdrości?

– Kodeks karny – wypaliła. – Przez niego nie mogę być sobą.

Tym razem zaśmiałem się głośno.

– Marco i cała reszta pomogłaby ci to zatuszować.

– Nie namawiaj mnie do złego.

– Zostań na razie na górze – poprosiłem, patrząc na nią poważnie. – Poproszę Lilly, żeby przyniosła tutaj twój laptop, telefon i inne niezbędne rzeczy.

– Będę więźniem we własnym domu? – Spojrzałem na nią wymownie. – W porządku! – fuknęła. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro