Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 3


Anja

Nie bardzo podobał mi się fakt, że w naszym domu, gdzie przebywa nasza córka, odbędzie się przyjęcie na niemal siedemdziesiąt osób, w większości obcych dla mnie twarzy. Cała śmietanka towarzyska organizacji wraz z partnerkami. Taka doroczna dwudniowa impreza. Jak polskie wesele z poprawinami. Nie miałam w tym względzie nic do powiedzenia, a na moje obiekcje Adam niemal się obraził, a Marco dodał, że gdybyśmy zabrali stąd Antonię, byłoby to niedopuszczalne okazywanie braku zaufania do naszych ludzi. Patrick zbył mnie pocałunkiem w czoło, twierdząc, że mamy to pod kontrolą.

Razem z Lilly nadal byłam w kuchni, kiedy zaczęli pojawiać się pierwsi goście. Gia powinna tu być już pół godziny temu, ale ani nie dała znaku życia, ani nie napisała nawet SMS–a, że się spóźni. Oczywiście nic nowego. W końcu nie byłam moim mężem, to po co się wysilać. Toni natomiast podobało się w kuchni. Dziesiątki dźwięków, zapachów, kolorów i języków. Rozglądała się chciwie za wszystkim, okręcając głowę.

Usiłowałam ją zabrać na górę, żeby zacząć się szykować, ale jak tylko dochodziłam do drzwi, zaczynała wrzeszczeć. Lilly chciała wziąć ją na ręce, ale kończyło się upiornym wyciem. Posadzona w foteliku tolerowała sytuację, mając wszystkich w zasięgu wzroku. Szło całkiem nieźle. Byłam na pierwszym schodku, słysząc przenikliwy pisk. Z rezygnacją wróciłam. Spotkałam Lilly w połowie drogi.

Od strony garażu nadchodziła Gia, Demetrio i Patrick. Szła między nimi taka radosna, świeża i urocza. Niby nie miała brać udziału w przyjęciu a zajmować się dzieckiem, ale odwaliła się niczym pani domu. Poczułam palącą zazdrość.

– Przepraszam! – zawołała Gia, z absolutnie żadną skruchą. – To moja wina. Auto nie chciało mi zapalić, potem się spóźniłam, ubrudziłam sukienkę, musiałam się przebrać i wszystko idzie dzisiaj nie tak, co aniołeczku? – otarła łzę z policzka Antonii.

Mój mąż zmierzył mnie zaskoczonym spojrzeniem, zauważając przepoconą koszulkę, szorty i japonki. Cóż, bycie mamą na pełen etat, nie jest łatwe, kiedy opiekunka zabujała się w twoim mężu. Zwłaszcza z dzieckiem, które ma jego geny. Wziął na ręce Antonię, a ona jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki uśmiechnęła się po głębokim westchnięciu. Mały Judasz.

Ale chuj z tym! Okręciłam się na pięcie i pobiegłam po schodach na górę. Niech oni się teraz martwią.

Żeby dotrzeć do naszej sypialni, trzeba było okrążyć galerię okalającą hol na dole. Zatrzymałam się słysząc głosy. A więc goście zaczęli przybywać. Zerknęłam na dół. Ktoś właśnie witał się z Patrickiem. Gia stała u jego boku jak przykładna żona i uśmiechała się promiennie. Gdybym widziała ten obrazek pierwszy raz i nie znała prawdy, pomyślałabym, że jest jego żoną. Tonia nie miała nic ze mnie, ale wszystko z niego i jej południowego uroku. Ciemne włosy, czekoladowe oczy.

Ona w zwiewnej ciemnozielonej sukience z rodzaju tych, co to możesz iść na bal, ale też i na plażę. Szczupła z małymi sterczącymi cyckami. Długie, gęste włosy spływały na plecy falami. On bożyszcze kobiet z czterdziechą na karku i paroma siwymi nitkami we włosach, ale nawet dwudziestolatki wodziły wzrokiem za tą przystojną buźką, a moczyły majtki, patrząc na ciało i wyobrażając sobie, co kryje się pod ubraniem.

Idealna para.

Wślizgnęłam się pod prysznic, nie mogąc wyrzucić z głowy tego widoku. Ilekroć przymykałam oczy, widziałam ich stojących razem jak szczęśliwa rodzina. Byłam wystarczająco zdemotywowana krzykami mojego dziecka i niezliczoną ilością jedzenia, które dzisiaj wtarła mi we włosy i skórę, żeby jeszcze być w stanie zignorować ten obrazek.

W końcu przestałam się nad sobą użalać i wyszłam spod prysznica. Na ekranie telefonu widziałam SMS od Sofii: „gdzie się ukrywasz?". Pomyślałam przez parę sekund czy by jej nie zignorować, ale Sofia była najbliższą mi osobą od powrotu. Nawet jeśli nie mieszkała już na innym piętrze, a w odległości piętnastu minut spokojnym spacerem przez klify. Odpisałam szybko, że jestem jeszcze na górze i robię się na człowieka, bo do Halloween jeszcze daleko.

Upalna pogoda skończyła się jakieś dwa tygodnie temu. Teraz było w miarę ciepło, ale wiało. Sięgnęłam po granatowe spodnium z szerokimi nogawkami. Nie miałam nastroju, na wyglądanie jak milion dolarów. Nałożyłam tusz do rzęs, spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i wymamrotała: chuj z tym! Ostatecznie bez żadnej biżuterii mogłam aspirować do niańki, ale to tyle.

Na ostatnim stopniu schodów zorientowałam się, że zapomniałam pierścionka i obrączki. I telefonu. Zerknęłam w górę. Strasznie daleko. Chuj z tym – było moim hasłem przewodnim na dzisiaj.

Z kuchni nadal dochodziły niezadowolone krzyki Antoni. Może nie byłam matką roku, ale postanowiłam sprawdzić, o co chodzi. Jak tylko mnie zobaczyła, rozpoczęła się kolejna seria dramatycznych krzyków. Wyginała się na wszystkie strony, wyciągając do mnie ręce. Wznosząc oczy do nieba, wzięłam ją w objęcia. Nauczona doświadczeniem, przytuliłam jej drobne plecki do siebie. Rzygamy tylko na tych, co stoją z przodu.

– Czego wrzeszczysz pomiociku Lucyfera? – spytałam po polsku. Zależało mi, żeby dziecko było trzyjęzyczne, nawet jeśli oznaczało to, że nauczy się mówić później.

Gia od razu sięgnęła po swój telefon i zaczęła go przeglądać w drodze do lodówki. Nie było sensu jej tu trzymać. Antonia była dzisiaj w koszmarnym nastroju. Nikt poza mną i Patrickiem nie będzie w stanie zaspokoić potrzeb małego czarnego diabelskiego serduszka. A przecież tatuś nie porzuci gości. Przy odrobinie szczęścia, na które nie liczyłam, pójdzie spać za godzinę lub dwie zmęczona gorącem, hałasem i płaczem. Z radością sama padnę na łóżko.

– Idź na przyjęcie – powiedziałam Gii.

Niemal wybiegła z kuchni, zanim zdążyłam powiedzieć cokolwiek innego.

– Nie powinnaś tego robić – skarciła mnie Lilly, patrząc z jawną dezaprobatą. – Ona tu dzisiaj pracuje.

– Moja córka ma inne zdanie na ten temat – obserwując małe wierzgające piąstki.

Siedziałam w kuchni, zabawiając dziecko klockami z warzyw, kiedy ciężka ręka opadła na mój tyłek w bolesnym klapsie. Podskoczyłam i odwróciłam się z zaskoczeniem. Obcy facet właśnie dał mi klapsa. Uśmiechnął się, zaglądając mi w dekolt.

Zmarszczyłam brwi, spoglądając na niego z niesmakiem. Możesz ubrać prostaka w elegancki garnitur, ale słoma z butów będzie mu dalej wystawać. Facet był przeciętny, ale aspirował to bycia „kimś". Wnosiłam to po ostentacyjnym zegarku na jego ręku. Nie znałam go, więc tym bardziej był tu zaproszony pierwszy raz.

Gdzie był Demetrio, kiedy go potrzebowałam? Nie tutaj!

– Przestań zabawiać na chwilę to dziecko i zrób mi kawy kochanieńka – brwi podskoczyły mi do góry.

Kochanieńka? Czy on wiedział, do kogo mówi?

Stałam przez chwilę, wpatrując się w niego z rozchylonymi ustami. Wszyscy wiedzieli kim jestem! Zawsze traktowali mnie z szacunkiem, bez względu na osobiste poglądy na mój temat. Po pierwszym szoku podeszłam do ekspresu i włączyłam go.

– Jakąś konkretną?

– Mocną. To córka Patricka?

– Tak.

Pochylił się w jej stronę, a ona zaczęła się krzywić do płaczu. Mężczyzna odsunął się a Tonia uśmiechnęła. Czekałam, aż podwójne espresso skończy się nalewać do ciepłej filiżanki.

– Jesteś tu nowa?

– Relatywnie – przyznałam, sięgając po spodeczek.

– Nie dziwię się, że jego żona wybrała niezbyt atrakcyjną opiekunkę.

Poczułam się, jakby mnie uderzył w twarz. Wzięłam głęboki oddech i postawiłam przed nim kawę, chociaż miałam ochotę chlusnąć mu nią w twarz. Owszem poczułabym się lepiej, na chwilę, ale potem musiałabym się tłumaczyć, o co poszło. Wypił ją kilkoma haustami i odstawił filiżankę z głośnym stukiem. Wyciągnął z kieszeni sto euro i włożył mi je za dekolt.

– Może się później na ciebie skuszę.

Moje brwi powędrowały niemal na linię włosów. Był trzy kroki przed drzwiami, kiedy do środka wparowała Sofia.

– To twoja impreza – ignorując faceta, wskazała mnie palcem, którego paznokieć był pomalowany na czerwono. W kolorze idealnie dobranym do sukienki. Jej srebrne sandały klikały na podłodze. – Czemu więc twoja opiekunka bawi się w najlepsze, a ty siedzisz w kuchni?

Mężczyzna odwrócił się w półkroku i spojrzał na mnie z zaskoczeniem. Potem czym prędzej poszedł przed siebie.

– A jemu co się stało?

Podałam Toni gotowaną marchewkę.

– Zrobiłam mu kawę.

Zerknęła na mnie podejrzliwie.

– Dlaczego wydaje mi się, że jest w tym drugie dno?

Sięgnęłam za dekolt. Położyłam banknot na blacie.

– Serio? – roześmiała się serdecznie.

– Dawałam jej kawałek brokułu, kiedy dostałam siarczystego klapsa. – Parsknęła, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Poprosił o kawę, nazwał mnie nieatrakcyjną opiekunką, a na koniec nagrodził... napiwkiem.

Sofia nie mogła przestać się śmiać.

– Debil – wydusiła z siebie. – Teraz będzie się zastanawiał przez cały wieczór, czy się wygadasz i czy Patrick go zabije. – Westchnęłam dramatycznie. Sofia pogłaskała Tonię po głowie. – Królewna jest dzisiaj na nie? – moje kolejne westchnięcie. Sięgnęła w stronę dziecka, chcąc ją wyjąć z fotelika. – Może ja się nią zaj... – cofnęła ręce, widząc, jak mała buźka składa się do płaczu. – A może jednak nie.

– Impreza a mnie nie zaproszono? – Margo wpadła do kuchni z kieliszkiem w dłoni. – Piżama party? – zaświergotała do najmłodszej uczestniczki. – Chodź do ciotki – wyciągnęła ręce do Antonii. Podeszła jeszcze krok i usteczka wygięły się w podkówkę. – Uuu królowa dramatu w pełni. Gia spędza z nią za dużo czasu. – Wręczyła mi swój kieliszek, robiąc minę do dziecka. – Clever as the Devil and twice as pretty.

Nicola ostrożnie zajrzała do kuchni.

– Ha! Wiedziałam – w ręku miała dwie butelki szampana. – Skoro ona jest tam, udając panią Alvarez–Talavera i brylując między gośćmi. To milion procent, że ty jesteś gdzieś z dzieckiem.

Wszyscy wiedzieli i widzieli jak Gia umizguje się do mojego męża poza nim samym.

– To stary news! – rzuciłam prześmiewczo. – Powiedz mi coś, czego jeszcze nie wiem.

Sofia wzięła od niej butelkę z pomrukiem:

– Więc to nie tylko ja tak uważam.

Z cichym pop korek wypadł i potoczył się po stoliczku Tonii.

– A jak ty pacyfikujesz swoje dziecko? – upiłam łyk szampana, patrząc na Nicolę. Nic nie jadłam od lunchu, więc pewnie zaraz bąbelki uderzą mi do głowy.

– Ha! – upiła ze swojego kieliszka. – Wręczam go Dariusowi i idę się szykować. Ma zbawienny wpływ na nasze dziecko. Młody robi dokładnie to, co on chce. – Zrzuciła z nóg szpilki i jęknęła cicho, stawiając stopy na zimnych kafelkach. – Jak nie mogę go uśpić, wołam tatusia. A jak tatusia nie ma pod ręką Skype, jest twoim przyjacielem i Alexa! Nagrałam go kiedyś, jak go usypiał. Dzięki Bogu za Fabiego, który to zaproponował. I ta obłędna kołyska.

Uśmiechnęłam się, bo też błogosławiłam prototypowe kołyski, które imitowały jazdę samochodem. Światełka idealnie odtwarzały lampy uliczne. Wydawały nawet cichy dźwięk silnika. Co jakiś czas był wybój na drodze. Lekkie wibracje, zakręty. Wszystko to co w prawdziwej przejażdżce. Tyle że stacjonarnie w domu! CUDO! Nie wiem jak Fabi je zdobył, ale jego mistrzostwo w gadżetach i ich znajdowaniu było niedoścignione.

Marju i Oana pojawiły się parę minut później. Cóż od jakiegoś czasu trzymałyśmy się razem, więc gdzie jedna tam i pozostałe. Zrobiło się ciemno na dworze, kiedy przyszedł Xavier. Objął Marju w pasie.

– Alessi cię szuka – oznajmił, podchodząc do wysokiego krzesełka. Podła ze mnie matka, ale nie powstrzymałam go, myśląc sobie, że najwyżej sobie trochę popłacze i powrzeszczy. Pogłaskał Antonię po głowie i o dziwo, nie skończyło się to wybuchem rozpaczy. Może moja córka miała słabość do mężczyzn w każdym wieku? – Zakładacie się o coś? – wskazał na banknot.

Sofia zaśmiała się, jej oczy zalśniły łobuzersko. Wzięła pieniądze do ręki.

– Idź, znajdź Mario naszego nowo awansowanego „kolegę", oddaj mu to i powiedz: że kawa była na koszt firmy.

– Powiem Alessiemu, że jesteś tutaj z dziewczynami! – zawołał od drzwi.

– Mały donosiciel – mruknęła Sofia.

– Powinnaś dać mu tę stówkę a wiadomość przekazać i tak – powiedziałam.

Marju pokiwała głową, że dokładnie tak się to powinno odbyć.

– I jeszcze kupiłabyś jego milczenie, gdzie jesteśmy – zdjęła z nóg buty i usiadła na blacie.

– Ostatni moment, żeby się upić kochane! – Oana otworzyła ostatnią butelkę i rozlała do kieliszków. – Musimy sobie urządzić babski wieczór, z dala od naszych facetów i bez obrazy... dzieci.

– Non taken – powiedziałyśmy z Nicolą jednocześnie.

– Marzy mi się kolejny wieczór w klubie w Monaco! – westchnęła Sofia.

– A mi przespana noc – wymamrotałam.

– Albo dwie! – dodała Nicola, obejmując mnie w pasie ramieniem.

Sofia przewróciła oczami.

– Ja pierdolę, wy dwie jesteście jak moja siostra.

– O co chodziło z tą kawą? – spytała Marju.

Sofia zaśmiała się.

– Wpadł tutaj i zastał tylko Anję z dzieckiem. Ręka mu się przykleiła do jej tyłka. Dostała klapsa roku, który niestety nie sprawił, że zrobiła się mokra, jak to zazwyczaj bywa, gdy robi to Patrick. – Popchnęłam ją na żarty, podając Tonii kawałek brokułu. – Poprosił o kawę – wszystkie wpatrywały się we mnie – stwierdził, że opiekunka nie musi być atrakcyjna, skoro żona jest i na koniec włożył jej banknot za dekolt. Może się później skusi. – Wepchnęła do ust kawałek sera z talerzyka Tonii. Dziewczyny roześmiały się lekko. Facet chyba nie wie, co zrobił.

– Czy tylko ja nie lubię tej dziewczyny? – spytała Margo poważnie.

Rozległ się pomruk aprobaty.

– Dajcie spokój to siostra Demetrio – usiłowałam jej bronić. – Jest miła, Tonia ją lubi.

– Nawet jakby to była siostra Adama powiedziałabym to samo – odpaliła Sofia. – A Tonia lubi wszystkich. Ale nie dzisiaj. Co nie marcheweczko? – pochyliła się do niej, a ta zołza znów ułożyłam usta do płaczu.

– Powiesz Patrickowi?

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, mój mąż odezwał się za mną.

– Co ma mi powiedzieć?

– Że utknęłam w kuchni z Tonią. – Sofia spojrzała na mnie z niedowierzaniem, jak natychmiast kłamstwo spłynęło mi z ust i pokręciła głową. – I ona się nigdzie stąd dzisiaj nie rusza. – Cmoknęłam małą w czoło, a to niewdzięczne stworzenie wyciągnęło ręce do ojca. – A do tego zostawiłam telefon na górze.

– I obrączkę, i pierścionek – dodał z pretensją, biorąc małą na ręce. Odwrócił mnie do siebie i dodał – I jeszcze do tego kłamiesz.

– Ułaaa – Marju zeskoczyła z blatu i sięgnęła po swoje buty. – To nasza kwestia na wyjście drogie panie.

– Może by nie musiała, gdyby panna G robiła swoją robotę – sarknęła Margo.

Na nią można było liczyć jeśli chodzi o walenie prawdy prosto z mostu beż żadnego filtra. Moja bohaterka!

– I nie udawała kogoś, kim nie jest – dodała Sofia, mrużąc oczy. Obie przybiły sobie piątkę.

Wszystkie wyszły, zostawiając nas samych. Patrick nie spuszczał mnie z oka.

– Zawsze mogłaś przyjść i mi powiedzieć.

To przelało czarę goryczy. Etna była gotowa do wybuchu!

– Ohhh serio?! – wyrwało mi się gniewnie. – Ty chyba naprawdę nie wiesz, jaka jest twoja córka. No tak, nie wiesz, bo cię tu, kurwa, nigdy nie ma! Ty pieprzony egoisto! – moja ręka podniosła się jakby bez mojej wiedzy i wymierzyła mu policzek. Antonia zaczęła płakać. – Ty nie masz pojęcia, jak to jest być tu uwięzionym! Ty dostajesz to, co najlepsze! Uśmieszki, chichoty i cudowne dziecko. A dla mnie zostają pieluchy, rzygi, bąki, kolki i nieprzespane noce.

Gia wybrała sobie ten moment, żeby wejść do kuchni.

– Matko, co tu się dzieje. Twoje krzyki słychać, aż na patio! – zganiła mnie.

Wyjęła Tonię z ramion Patricka i przytuliła do siebie. A ta gówniara przestała płakać, jak ręką odjął. Jeszcze brakowało tylko, żeby objął ją ramieniem. Szczęśliwa rodzina!

– Ja pierdolę! Mam tego dość!

Okręciłam się na pięcie i pobiegłam w stronę frontowych drzwi. Wsiadłam za kierownicę auta, które było najbliżej wyjazdu i nie było zastawione przez inne. Byłam na tyle szybka na bosaka, że nikt nawet nie zdążył się zorientować, co się stało. Bez problemu odpaliłam silnik i ruszyłam, wzbijając w powietrze fontannę drobnych kamyczków. Prowadzenie auta bez butów nie było przyjemnością.

Zatrzymałam się dopiero przed restauracją, w której pracowała wcześniej Oana z Margo. Zaparkowałam tak, żeby żaden z dronów nie mógł widzieć auta z góry. Wślizgnęłam się do środka tylnym wejściem.

– Cześć Paul.

– Cześć włamywaczko – popatrzył na moje bose stopy. – Ciężka noc?

– Bardziej niż możesz sobie wyobrazić.

– Słyszałem, że urządzacie imprezę.

– Fatalna ze mnie imprezowiczka – spojrzałam na półkę z alkoholami. – Masz coś, czym się szybko upiję?

Uniósł brew do góry.

– Ale upiję czy nawalę tak, że nie będę pamiętać?

– To drugie.

– Się robi szefowo! – ściągnął butelkę z półki i nalał mi do szklanki. – Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro