Part 23
Zapowiadajki do rozdziałów pojawiają się na stronie autorskiej - link w profilu jeśli ktoś jest zainteresowny 🖤
Anja
Po godzinie od rozpoczęcia zrobiłam się głodna i nic co było na stołach, nie trafiło w mój gust. Żadna z potraw nie wołała mojego imienia. W końcu w głowie zaświtało, co bym zjadła. Wymknęłam się z przyjęcia i uroczo uśmiechając do ludzi od cateringu, wyciągnęłam z lodówki masło solone, które ściągano tu specjalnie dla mnie, a potem ze spiżarni gotowe naleśniki w stylu amerykańskim. Zaśliniłam się na samą myśl o miękkim słonym, roztopionym masełku i syropie klonowym.
Przestępowałam z nogi na nogę, obserwując wirujący w mikrofalówce talerz. Odliczałam trzydzieści sekund i z niecierpliwością wyciągnęłam parujące danie. Włożyłam drugi talerz. Dłonie mi się literalnie trzęsły, gdy nakładałam masło, rozpływające się na gorącej powierzchni naleśnika. Dolałam sobie szczodrze syropu klonowego, który miał dla mnie smak spalonego masła z cukrem.
Pierwszego wsunęłam do ust, niemal oblewając się syropem. Kropla spadła mi między wzgórki piersi, ale zignorowałam ją, tak samo jak spojrzenia obserwujących, ciekawskich oczu. Nic nie mogło stanąć między mną a naleśnikiem! Namoczyłam pozostały kęs w brązowej cieczy, która teraz spływała też po chciwych palcach.
W zasięgu wzroku pojawiła się łyżka, ale potrząsnęłam przecząco głową. Kropla mieszaniny masła i syropu spłynęła mi po podbródku, skapując na biust. Starłam ją palcem i oblizałam. Umazanymi dłońmi dolałam sobie szczodrze syropu i pochłonęłam drugi naleśnik, słodki sos niemiłosiernie siorbiąc.
Na trzecim masełko było złociście roztopione. Mruknęłam z zadowoleniem, mocząc go i polewając syropem klonowym. Pochłonęłam trzy naleśniki w niecałe piętnaście sekund i wpatrywałam się zachłannie w kolejne trzy w mikrofalówce. Oblizałam niecierpliwie palce, każdy z osobna, dokładnie, nie pomijając żadnego miejsca, żeby się nie zmarnowało!
Uspokoiłam się nieco i dłonie przestały drżeć. Eleganckie spodnie pojawiły się w zasięgu wzroku. Właśnie wpatrywałam się w czyjeś krocze, więc poderwałam wzrok do góry. Aiden. Mikrofalówka piknęła, sięgnęłam do środka, a potem naładowałam na naleśniki masła i polałam syropem, oblizując koreczek.
Zastygłam w bezruchu przypominając sobie w o Aidenie. Zerknęłam do góry, ściskając w dłoni butelkę z syropem klonowym. Patrzył na mnie z pobłażliwym rozbawieniem, jakbym była uroczym widokiem, ale w sekundę to wszystko znikło, bo przypomniał sobie, po co przyszedł.
– Tablet – oznajmił podnosząc do góry iPada. Zaprezentowałam moje lepkie paluszki, zlizując kroplę, którą przeoczyłam za pierwszym razem. Odstawiłam butelkę i zapakowałam następne trzy naleśniki na talerz i do mikrofali. – Czy tobie w ogóle wolno to jeść?
Zmrużyłam oczy i pokazałam mu środkowy palec, ładując do ust niemal całego naleśnika i nie przyjmując się, że mi syrop cieknie po brodzie. Zabrał mi talerz oraz masło i postawił je na wyspie, odsuwając stołek. Odruchowo przycisnęłam do siebie syrop z miną, jakby właśnie świat się skończył albo ktoś zabił ukochane zwierzątko. Tęskne spojrzałam na mikrofalówkę. Podał mi talerz ze stanowczymi słowami:
– Ostatnie! – Zaprotestowałam pomrukiem. – Bo poskarżę Patrickowi.
– Skarżypyta – burknęłam po przełknięciu.
– Lista – położył tablet na blacie obok, odchodząc. – Jest w ciąży i ma cukrzycę! – powiedział wystarczająco głośno, żeby wszyscy w kuchni go słyszeli.
– Dupek! – mruknęłam, wkładając do buzi kolejny kęs.
Zjadałam właśnie przedostatniego, kiedy Marianna usiadła obok. Miała rozbawioną minę.
– Naprawdę jesteś w ciąży.
Polałam sobie szczodrze syropu.
– Zajadam smutki – nabrałam na łyżkę wszystkiego po trochu.
Smak był nieziemski, naleśnik rozpływał się w ustach, słone masło i słodkawo–przypalony syrop tworzyły niesamowicie upajającą mieszankę, pieszczącą kubki smakowe.
– Smutki? – zmarszczyła brwi.
Wskazałam palcem na tablet.
– Lista nieruchomości w Europie należących do korporacji.
Włożyłam do ust kolejny kęs, przymykając oczy z przyjemności. Ciekawość zabłysła w jej ciemnych tęczówkach.
– Wybierasz sobie miejsce na wakacje?
– Niezupełnie – odparłam z pełną buzią, dokładając kolejny ociekający syropem kawałek.
– To co się nawyrabiało w ciągu tej niecałej godziny?
Znów przeżuwałam kawałek.
– Podpalenie – wymamrotałam z pełnymi ustami.
– Że co?
Wskazałam ręką sufit, zlizując słodkie krople ze skóry. Przełknęłam.
– Pożar w sypialni.
Wpatrywała się we mnie, jakby mi wyrosła druga głowa.
– Co się stało? – spytała ponownie, jakby nie usłyszała odpowiedzi.
Wzruszyłam ramionami, żując kolejny kęs.
– Kłótnia.
– To rozumiem – rzuciła z uśmiechem. – Znów coś podpaliłaś jak w Warszawie, ponieważ się pokłóciliście z Patrickiem?
Zaczerwieniłam się nieco na to wspomnienie i włożyłam do ust kolejny kawałek, kręcąc przecząco głową.
– Gia! – dodałam z pełnymi ustami.
– Podpaliłaś sypialnię, ponieważ pokłóciłaś się z Patrickiem o Gię?
Przewróciłam ostentacyjnie oczami. Niby ciekawa koncepcja, ale nie do końca.
– Rozwód – dodałam.
Alicja stanęła w progu i rozpromieniła się jak słoneczko na widok pobojowiska na talerzu z masła i syropu klonowego.
– Pogrzeb? – spytała Alicja, podchodząc bliżej. – Czy ja dobrze słyszałam słowo pogrzeb?
Posłałam jej mordercze spojrzenie, na które zaczęła się śmiać. Marianna dotknęła mojej dłoni, uśmiechając się szeroko.
– W tej rodzinie nie ma rozwodów, ale jak się zgadamy z Alicją, to wesprze nas w rozwiązaniu tego małego problemu.
– A jaki mamy problem? – spytała Alicja, zaciągając się zapachem naleśników. – Zabiłabym za gofra! – powiodła spojrzeniem po obsłudze.
Uniosłam umorusane masłem i sokiem palce do góry i pokazałam, żeby szła za mną. W spiżarni wskazywałam palcami co zabrać: gofrownicę i gofry. Postawiła na blacie i wpięła się do gniazdka.
– Dwie minuty i są gotowe.
– Ale z pudełka – marudziła Alicja.
– Ale dobre! – zapewniłam.
– Zlot ciężarnych – mruknęła Marianna, sięgając do lodówki po bitą śmietanę. Popatrzyła na etykietę i się skrzywiła. – A nie macie świeżej?
– Zaraz przyniosę – zapewnił szef kuchni.
– To na co ci lista nieruchomości? – dociekała Alicja, czekając, aż urządzenie się nagrzeje. – Jak się wybierasz na wakacje, to polecam Florencję! Ugoszczę cię po królewsku.
– Nie chodzi o wakacje! – zaprzeczyłam.
– No? – Alicja oparła się biodrem o blat. – To, kogo trzeba załatwić? Tylko nie Patricka, co? Dobrze płaci i w sumie jest spoko szefem.
– Bo ci na wszystko pozwala, ale który by nie pozwolił, wiedząc, jak skończył twój mąż – burknęłam, po raz kolejny oblizując palce. Alicja rozpakowała gofry z folii i powąchała. Mruknęła coś i włożyła je go gofrownicy.
– A teraz jestem w ciąży – oznajmiła, wpatrując się w urządzenie równie łakomie jak ja uprzednio w mikrofalówkę. – Santi jest przerażony.
– Ja jestem przerażona – roześmiała się Marianna.
– Dopóki wszystko jest tak, jak chcę... – zaczęła Alicja. – To, co za akcja z Patrickiem?
– Ale ja nie chcę, żebyś go otruła – zastrzegłam.
– Nie chodzi o Patricka – dodała Marianna. – Może najpierw zjedz gofra, a potem ci powiemy? Na głodniaka, zawsze ciężarna ma za dużo agresji.
Przytaknęłam ochoczo głową, czując jak mi dobrze, po zjedzeniu dziewięciu puszystych na centymetr naleśników, prawie połowy opakowania solonego masełka i trzech czwartych butelki syropu klonowego. Alicja wyciągnęła dwa parujące gofry i nałożyła sobie szczodrze śmietany. I wtedy zapach słodkości uderzył mnie w nozdrza. Słodka ślina napłynęła mi do ust, a w odruchu złapałam się za brzuch.
– Biegnij do łazienki, ja znajdę Patricka – zaoferowała się Marianna.
Ledwo dobiegłam do toalety. Odepchnęłam kogoś sprzed drzwi i wpadłam do środka, nachylając się nad sedesem i opróżniając konwulsyjnie żołądek. Nie obchodziło mnie, kto będzie słyszał, jak wymiotuję, ani nawet widział. Jedyne co mnie obchodziło, to że naleśniki były pyszne, ale nie smakowały dziecku. Ciekawe czy to dlatego, że za dużo czy za słodko?
Silne ramię objęło mnie na wysokości biustu i trzymało pewnie, aż nie skończyłam. Mąż postawił mnie na nogi i poprowadził do umywalki, uprzednio spuszczając wodę. Widział, jak bardzo się trzęsę z wysiłku. Wypłukałam usta. Dłonie drżały mi tak bardzo, że nie potrafiłam wyciągnąć szczoteczki z opakowania.
– Czego ci się zachciało?
– Naleśniki...
– Masełko i syrop klonowy – dokończył. Zmoczył ręcznik w zimnej wodzie i położył mi go na karku.
– To był zestaw Antonii, ale chyba jemu nie odpowiada.
– Nie – wydusiłam z trudem, myjąc zęby.
Patrick wciąż podtrzymywał mnie w pionie. Mógł być wściekły, ale nie odmówiłby pomocy.
– Na górę czy do biblioteki? – spytał, kiedy skończyłam.
– Nie chcę ci psuć przyjęcia...
– Wolisz bibliotekę? – wziął mnie na ręce. – Dobrze.
Położyłam głowę na jego ramieniu, czując się totalnie wyczerpana. Za dużo emocji, stresu i niestety: cukru.
– Mam wezwać lekarza czy od razu jedziemy na pogotowie?
– Nie, wszystko w porządku – zapewniłam słabo.
Posadził mnie na tym samym szezlongu co wcześniej. Alicja i Marianna wparowały tuż za nami, a z opiekuńczego męża nie zostało nic. Zastąpiła go zimna maska. Schował dłonie do kieszeni spodni.
– Jak konwent czarownic w komplecie to zostawię was same – oznajmił.
Złapałam go za nogawkę, a Alicja zastąpiła drogę, krzyżując dłonie na wydatnym biuście.
– Chyba sobie kpisz, jeśli myślisz, że stąd wyjdziesz ot tak! – rzuciła śmiało, pstrykając mu palcami przed nosem.
– Pamiętasz, że to ja zatrudniam ciebie, a nie odwrotnie? – spytał lodowatym tonem.
– Pamiętasz, dlaczego mnie zatrudniasz? – odpysknęła.
Spojrzał na mnie z wyrzutem.
– Uraczyłaś je łzawą opowiastką jak cię zdradzam?
– Nie – znów wcięła się Alicja – ale skoro sam się przyznajesz to połowa sukcesu.
– Do niczego się, kurwa, nie przyznaję! – warknął. – I uważaj do kogo mówisz! Hormonowy haj nie jest w tym domu żadną wymówką.
– Ta lista nieruchomości w Europie mówi coś innego – dodała Marianna.
Przeniósł na nią swoje płonące gniewem oczy.
– Przepraszam a z kogo ona teraz bierze przykład? Kto miał już nawet podpisane papiery?
– Ale nie dlatego, że mnie mąż zdradzał! – tupnęła nogą.
Patrick potarł twarz w geście swoistej frustracji.
– Ja pierdolę! Nie będę się tłumaczył z czegoś co nie istnieje – oznajmił twardo.
– Liczyłam, że to powiesz – zaśmiała się pod nosem Alicja.
– Naprawdę? – spytał, robiąc krok w stronę Alicji. – A ja liczyłem, że jesteś inteligentna. Jak widać, oboje nie spełniamy swoich wymagań.
Patrick się wyprostował, jakby szykował się do walki. Ta zmiana była jednoznaczna: nie był już pobłażliwym szefem dla Alicji, ani kuzynem Marianny jak parę zdań temu. W pokoju został tylko przywódca organizacji a temperatura jakby spadła o kilka stopni, aż skuliłam nieco ramiona.
Ten ton głosu dobrze już znałam, ale za każdym razem przyprawiał mnie o niespokojny dreszcz na plecach. Bestia uwolniona. Tej osobowości Patricka bałam się najbardziej. Bezwzględny szef mafii, morderca, który nie zawaha się przed niczym.
Zamrugałam, chcąc odgonić, napływające do oczu łzy. Alicja klapnęła na fotel i wyglądała na przerażoną tym, co zobaczyła w oczach mojego męża.
– Nie myślałam, że dotrwam do chwili, kiedy zobaczę, jak zastraszasz kobietę – rzuciła z wyrzutem Marianna.
– Nie ona pierwsza i nie ostatnia – warknął.
– Żonie też tak robisz? – spytała takim samym tonem.
Odwrócił się gwałtownie i teraz cała wściekłość była skierowana na nią. A ona, jak to żona Giovanniego uniosła wyżej podbródek z miną: nie boję się ciebie i nie mam nic do stracenia. A miała, wszyscy mieli. Konflikt między mną a Patrickiem, nigdy nie powinien wyjść poza sypialnię. Przyjaźń przyjaźnią, ale czy w mafii można było mieć przyjaciół? Lojalność, zaufanie i honor – to się liczyło.
Gęsia skórka wpełzła mi na przedramiona. Jezu, w takim stanie widziałam go tylko raz, po tej strzelaninie ze sto pięćdziesiątką w tle, jak rzuciłam się na niego, żeby nie oberwał. Spuściłam nogi na podłogę i podniosłam się, przytrzymując szezlonga.
– Patrick... – zaczęłam niepewnie.
– Siadaj – rozkazał lodowatym tonem, nawet na mnie nie patrząc.
– Jeszcze dodaj: turlaj się, leżeć! – judziła Marianna, jakby nie wiedziała, kiedy się zamknąć.
Stanęłam prosto, ignorując zawroty głowy.
– Jezu, zamknij się! – wyrzuciłam z siebie, stając między nią a Patrickiem.
Oczami prosiłam ją, żeby nie podgrzewała atmosfery. Ewidentnie nie miała ochoty współpracować. Pozostało mi już tylko wytoczyć działa pancernych argumentów, które mogą się nie spodobać odbiorcy.
– Ani słowa Marianna – zaczęłam, starając się nie brzmieć wrednie. – Jak ty się chciałaś rozwieść, to wszystko było w porządku, tak? Zwiałaś z dzieciakami, będąc w ciąży, szukając u nas azylu i zasłaniając się rodzicami, którzy odwiedzali ciotkę Estelle. – Wyprostowała się na te słowa, które ewidentnie nie dość, że jej się nie podobały, to jeszcze musiały zaboleć jak cholera. Na szczęście milczała, zaciskając usta. – Jak ja chcę odzyskać wolność, to nagle już nie jest dobrze?! Czy ja się wtrącałam w to, co działo się między tobą a Giovannim?
– Nie rozumiesz... – zaczęła, autorytatywnym tonem.
– Rozumiem doskonale! – przerwałam te wywody. – Powiedziałam ci o czymś nie po to, żebyś za mnie rozwiązywała problemy, ale żebyś mnie po prostu wysłuchała. Tak jak ja to zrobiłam wtedy na klifach. Nie pierdoliłam ci morałów, nie pobiegłam do Giovanniego, żeby go pouczać, tylko przytuliłam i pozwoliłam, żebyś sobie wszystko ogarnęła, bo nie ma nic gorszego niż niechciana, nieproszona rada. – Podkreśliłam mocno oba przymiotniki. – Może zatem następnym razem powinnam pogadać z Marco.
Zrobiło mi się gorąco, a skóra stała się nieprzyjemnie wilgotna. Ciało nie miało ochoty współpracować, a nogi zaczęły się robić miękkie w kolanach.
– Ja cię nie proszę o radę, ja ci mówię, co się dzieje, żebyś była świadoma, ale decyzja należy do mnie! Do mnie i do Patricka. – Nie patrzyła na mnie tylko nad moim ramieniem. – Przestań Marianna – poprosiłam łagodniej – to nie pomaga, a czyni sytuację jeszcze trudniejszą. Ja to zaczęłam – oznajmiłam, nie panując nad łzami podchodzącymi do gardła – wykrzyczałam mu w szpitalu, że nigdy nie dał mi wyboru, że jestem tutaj wbrew mojej woli. Że to jego wina, że mama nigdy nie poznała Antonii. Że to jego wina, że ją okłamywałam. Że gdybym mogła to bym odeszła! – Spojrzała na mnie z zaskoczeniem, słysząc te słowa. – Co powinnam była zrobić, to podziękować mu za uratowanie życia. Ratował smoczycę a dostał księżniczkę i za chuj już nie wiem, czemu w ogóle jeszcze tu jest.
Ciepło ciała Patricka za mną powoli przebijało się przez lodową skorupę, która otaczała moje serce i blokowała wszystkie nagromadzone przez te ostatnie miesiące emocje.
– Panicznie boję się, że mnie zostawi przez takie zachowanie, nad którym nie panuję, a czasem nie chcę panować, bo jest idealną wymówką na robienie głupot. To wszystko, co się dzieje, to moja wina a on tylko próbuje to trzymać w kupie, kiedy ja piłuję gałąź, na której siedzę. Powinnam rozmówić się z Gią na samym początku, ale byłam tak szczęśliwa, że ktoś mi pomaga, że było mi wszystko jedno. A potem sytuacja urosła do niewyobrażalnych rozmiarów. I to też moja wina.
Wzięłam głęboki oddech, zanim kontynuowałam. Wszyscy trwali w ciszy, oczy Marianny płonęły czymś, czego nie potrafiłam rozpoznać.
– Zapewnił mi psychologa, psychiatrę i terapeutę...
– Ona nie musi tego wiedzieć – przerwał mi, kładąc dłoń na moim biodrze.
Zignorowałam go kompletnie, mówiąc dalej.
– I każdego innego specjalistę, którego byś sobie wymyśliła. A to i tak nie ma szans pomóc, bo tylko ja mogę zdecydować, czy zastosuję się do zaleceń i rad. Powiedzmy sobie szczerze – rozłożyłam ręce – nie stosuję się...
– Anja – rzucił ostrzegawczo Patrick, a druga dłoń znalazła się na biodrze.
– ...ponieważ znajduję się na emocjonalnym dnie, z którym nie potrafię sobie poradzić. Straciłam teraz mamę i może nie byłam z nią najbliżej, ale... urodziła mnie i wychowała. Część tego, jaka jestem, zawdzięczam właśnie jej. Znów jestem w ciąży, a nie pozbierałam się jeszcze po pierwszej. To wszystko sprawia, że się panicznie boję otworzyć oczy każdego dnia. Budzę się sama w łóżku i zastanawiam, czy to już ten dzień, kiedy Adam lub któryś z nich oznajmi mi, że to już koniec.
Przełknęłam ciężko, kładąc dłoń na dekolcie i gładząc uspokajająco naszyjnik.
– I zamiast codziennie być lepsza, codziennie staję się gorsza, bo przecież on i tak odejdzie, prawda? Więc może lepiej: szybciej niż później, żeby już to mieć z głowy i pogrążyć się w rozpaczy rozsadzającej mnie od środka. Użalać się nad sobą jak to mi źle. I nie potrafię tego opanować, przecież jego poprzednicy odchodzili na znak pierwszych kłopotów, zostawiając samą. Takie mam poprzednie doświadczenia i kiedy to wszystko nie idzie zgodnie z oczekiwaniami, usiłuję nagiąć rzeczywistość i sprawdzić jak daleko mogę się posunąć w manipulacjach. To nie jego wina – oznajmiłam twardo – tylko moja.
– Wystarczy! – rozkazał Patrick, zaciskając palce na moich kościach biodrowych.
Nie mogłam przestać mówić, kiedy emocjonalna tama ruszyła.
– Ty jesteś inna – zamrugałam, wpatrując się w Mariannę. – Widziałaś dziesiątki nieszczęśliwych małżeństw, zawieranych z nieodpowiednich powodów jak pieniądze i wpływy. Nawet chyba twoi rodzice to nie była szczęśliwa para. Za to rodzice Marco nie widzą poza sobą świata. Ciotka Estella może i jest opryskliwa i wszędobylska, ale też ciepła i kochana. Ona pierwsza przytuliła mnie do siebie, tak naprawdę jak matka powinna dziecko i... spodobało mi się to. Zobaczyłam, ile straciłam.
– Przestań! – padły kolejne ostre słowa męża.
– Ale ty... nie sądzę, żebyś stanęła przed mężem i oskarżyła go bezpodstawnie o romans. Jeśli już zrobiłabyś to w zaciszu sypialni, żeby nie podważać jego autorytetu, ale nie ja... Ja to zrobiłam w pokoju pełnym lojalnych mu ludzi...
– Kurwa, przestań! – zasłonił mi dłonią usta.
Tak byłam skoncentrowana na wyrzucaniu z siebie wszystkich żali, że nie dostrzegłam łez na policzkach Marianny. Ona autentycznie zaczęła płakać, kiedy ja nadal tkwiłam w swoim lodowym zamku. Owszem zaczął się topić, ponieważ wypuścił w świat zamknięte dotąd emocje, ale jeszcze tyle rzeczy zostało we mnie.
– Już dobrze. – Ciche słowa wyszeptane przez Patricka do mojego ucha, przyprawiły mnie o gęsią skórkę.
– Daj mi dokończyć – poprosiłam, odwracając się w jego ramionach, żeby zajrzeć w zielone oczy. Utkwiłam wzrok w ostatnim guziku rozpiętej pod szyją koszuli. – Jesteś najlepszym i jednocześnie najgorszym, co mnie spotkało. Siedzisz mi w głowie od dnia zero, czytasz jak otwartą książkę, kiedy dla innych stanowiło to wyzwanie. Rozumiesz emocje, zachowania i rozterki. A co ja robię? Pozwalam, aby znów ktoś kontrolował moje życie. Najpierw matka z jej wszystkimi pojebanymi do cna teoriami, że kobieta nie jest użyteczna, jeśli nie jest matką i żoną a teraz Gia... bo usiłuje ci wleźć do łóżka. – W jego zielonych oczach zapaliła się wściekłość. – W tym drugim przypadku już dawno powinnam ją wyśmiać, zgnoić i sprawić, żeby zeszła mi z oczu, sama rezygnując z pracy, ale ja wybrałam jak zawsze bezpieczny wariant, robienia z siebie ofiary. Nie chciałam, żeby podczas konfrontacji serce waliło mi, jakby miało wyskoczyć z piersi. Przyjęłam, że jestem słaba psychicznie a silna jedynie z tobą.
– To nieprawda! – wyrzucił z siebie, opierając czoło o moje.
– Wiem – zapewniłam – ale tak było wygodniej. Unikać emocji, niż je przeżywać. Powiedziałeś wcześniej prawdę, nie staram się, nawet nie próbuję, skoro wszyscy i tak akceptują moje złe zachowanie. Z tobą włącznie. Aż do dzisiaj do naszej pseudo kłótni po pożarze.
– Jakim, kurwa, pożarze? – doszły mnie ciche, zdziwione słowa Alicji. Wychyliłam się z boku ramienia męża, żeby na nią spojrzeć.
– Sofia zadbała, żeby obrazy stanowiące prezent Patricka, zostały powieszone w sypialni. Ktoś je nasączył naftą, więc jak odpaliłam kominek zapachowy, żeby pozbyć się smrodu, którego nie rozpoznałam, doszło do zapłonu i pożaru.
– Kurwa! – wysapała Marianna.
– Mamy pewnie w chuj wrogów, ale w mojej głowie jest tylko jeden i powiedziałam, co powiedziałam, oskarżając Patricka, że mnie zdradza z Gią. – Brnęłam dalej w wyjaśnieniach. – Skończyło się tym, że Aiden w kuchni wręczył mi tablet z listą wszystkich nieruchomości, żebym sobie wybrała tę, w której chcę zamieszkać po rozwodzie.
– Dałbyś jej rozwód?! – spytała gniewnie Marianna.
– Tobie dałby Giovanni i zapłaciłby za to życiem – odparł, cedząc słowa z okrutną powolnością – a ty zrozumiałaś to dopiero, kiedy było już prawie za późno!
Odwróciłam się do niej.
– Nie jestem tobą, jestem zdecydowanie słabsza psychicznie. Nie odporna. Nawet już nie wiem, czemu nazywali mnie wredną suką. – Przyznałam, czując dziwny ból w piersi. – Oddałam Patrickowi władzę nad wszystkim. Jeśli potrzebujemy, żeby ktoś napyskował lub werbalnie wyłożył nasze racje, zajmie się tym Sofia albo Margo. Ja nie muszę. W większym gronie ty będziesz grała pierwsze skrzypce, więc po co ja... Czuję się jak niepotrzebne piąte koło u wozu. I już sama nie wiem, czy udawałam, zanim trafiłam do Dubaju czy udaję teraz...
– Nie mów tak! – rozkazał Patrick, odwracając gwałtownie do siebie. – Kurwa! Nie mów tak! Zabraniam ci! Anja, ja pierdolę! – zamknął mnie w ramionach
Stukot obcasów, który usłyszałam, znaczył tylko tyle, że Alicja i Marianna wykonały taktyczny odwrót, żeby nie musiały brać udziału w tym starciu. W końcu byłam żoną szefa organizacji, a nasze kłótnie powinny zostać w strefie prywatnej. Niestety przeze mnie często stawały się publiczne, a to nie służyło organizacji, jej wizerunkowi ani pozycji męża.
– Przepraszam cię Patrick! – powiedziałam szczerze.
– Nie masz za co przepraszać, wiedziałem, na co się piszę – pogładził dłonią mój kark. – Kochanie, masz na ręku obrączkę i pierścionek i nosisz moje nazwisko. Nie będę kłamał: wkurwiłaś mnie porządnie – rozszerzyłam oczy na te słowa. – Naprawdę porządnie, skarbie.
Łagodna pieszczota palców na moim policzku przeczyła ostrym słowom.
– Nie chciałam...
– Chciałaś – zaprzeczył kłamstwu, które wypowiedziałam.
Westchnęłam.
– Masz rację, spieprzyłam.
– Całkowicie.
Zerknęłam na niego spod oka.
– Nie będziesz mi tego ułatwiał?
– Ani trochę – odparł poważnie.
Przymknęłam oczy, walcząc z łzami.
– Moim największym problemem jest to, że potrzebuję ciągłych zapewnień o swojej wartości, ponieważ moja niepewność, wynikająca z poprzednich doświadczeń, usiłuje na każdym kroku przekonać mnie, że tak naprawdę nie jestem tym, czego pragniesz i zostawisz mnie tak jak inni przed tobą – wyrzuciłam jednym tchem.
– Nigdy nie dałem ci odczuć niczego takiego. Wszystko siedzi tylko w twojej głowie kochanie – oznajmił stanowczo. – Moja rodzina zaakceptowała cię jak swoją a ciocia Estella prawie adoptowała. Koncentrujesz się nie na tym co potrzeba: na złych rzeczach, a powinnaś na pozytywach.
– Po ostatnich tygodniach czuję się, jakbym krzyczała wewnątrz siebie, ale żaden dźwięk nie opuszcza moich ust. To jest we mnie i usiłuje się wydostać, a potem świat staje w miejscu.
Uścisk w piersi stał się niemal bolesny.
– Jesteś w żałobie, skarbie, to normalne. Jestem tutaj, żeby ci pomóc. Musisz mi tylko pozwolić!
– Kocham cię – wyznałam.
– Powtarzam to sobie codziennie, inaczej już dawno bym zwariował. Jesteś warta każdego zachodu! Uwierz w to w końcu kobieto!
– Postaram się.
– Cokolwiek by się nie działo w twojej głowie, byłaś i jesteś tylko ty. Kocham cię i będę ci to powtarzał do znudzenia.
Przytuliłam się do niego całym ciałem, obejmując mocno. Oparł policzek na czubku mojej głowy. Spokój wypełniał każdą komórkę ciała, zastępując poprzednią niepewność.
– Musisz coś dla mnie zrobić. – Podniosłam głowę, wpatrując się w przystojną twarz męża. – Porozmawiaj z Sofią. Coś się złego dzieje między nią a Adamem, ona stoi na krawędzi, a on nie jest w stanie do niej dotrzeć.
– Dobrze – obiecałam. – Czy teraz możesz ze mną zatańczyć?
– Najpierw cię nakarmię, żebyś mi nie zemdlała, ale czymś co zadowoli naszego syna.
Musnął moje wargi swoimi i poprowadził na zewnątrz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro