Part 20
Anja
Obudziłam się sama, a poduszka obok była już zimna, więc Patrick wstał jakiś czas temu. Leżałam chwilę w ciszy, wpatrując się w błękitne niebo za oknem. Zapowiadał się kolejny gorący dzień. Przez otwarte drzwi na balkon wpadała lekka bryza. Mój mąż miał szczęście nawet pod względem pogody w urodziny. W moje lało jak z cebra.
Zwlekłam się z łóżka i zeszłam na dół do kuchni, po drodze machając do kamery przy wejściu w geście przywitania. Wszędzie było cicho i ani żywej duszy, w końcu nie było nawet szóstej. Mayhem zacznie się dopiero koło południa, gdy pojawią się ludzie od cateringu i organizacji przyjęcia.
Zrobiłam sobie kawę, zupełnie odruchowo dorzucając cukier. Usiadłam na stołku barowym, dywagując czy wolę płatki, tost, jajecznicę czy może owoce. Na każdą propozycję robiło mi się niedobrze. Nawet kawa smakowała źle.
Gia pojawiła się w kuchni z kubkiem termicznym w dłoni. Z satysfakcją popatrzyłam, na odznaczające się na jej tyłku linię bielizny. Nadal nie zorientowała się, że jej „magiczny" shake nie jest tym, czym powinien być. Zagadka wszechświata.
Taki efekt, jak masz za dużą dupę i za małe majtochy.
– Smakuje ci ta bezkofeinowa lura? – spytała, patrząc na parujący kubek, stojący na blacie i biorąc duży łyk ze swojego.
I wydało się, czemu kawa dobrze nie smakuje i nie ma czekoladowego posmaku. Patrick musiał podmienić wszystkie ziarna w domu na bezkofeinowe, zgodnie z zaleceniem lekarza z Polski. Znienawidziłabym go, gdyby nie fakt, że miał rację. Gia wyjęła z szafki puszkę ze swoimi „dopalaczami". Może ten widok zrekompensuje mi niedostatek kofeiny.
– Nie za bardzo, a tobie twoje wspomagacze? – spytałam, upijając kawy.
– Ostatnio nie. Za dużo stresu i z jakiegoś powodu, zamiast chudnąć, tyję.
– Hmm – parsknęłam. – Załóżmy, na chwilę, że mogłabym coś z tym zrobić. Mogę wymienić informacje na informacje.
Gia odwróciła się w moją stronę.
– Hmm – odpowiedziała mi tak samo, mrużąc oczy. – Dobra. Co chcesz wiedzieć?
– Gdzie jest kawa z kofeiną? – spytałam z ciekawością. – Założę się, że mój mąż – podkreśliłam dobitnie oba słowa – i cała reszta świty, mimo wielkiego współczucia dla mojej ciąży, nie przetrwają dnia bez porządnej kawy.
Skrzyżowała ramiona pod piersiami.
– Powiem ci, ale co dostanę w zamian? – targowała się, pijąc łyk swojego napoju proteinowego. Skrzywiła się lekko, a ja tylko uniosłam brwi do góry.
– Powiem ci, dlaczego tyjesz.
– I niby skąd to wiesz? – powątpiewała.
Uśmiechnęłam się kpiąco.
– Wóz albo przewóz.
– Dobra – westchnęła. – Pokój ochrony.
Mogłam się domyślić. To jedyne miejsce w domu, do którego nie zaglądałam.
– Na twoim miejscu przestałabym pić to gówno.
– Ale rada! – prychnęła.
– Naprawdę przestałabym to pić, ponieważ zdradzę ci sekret: od trzech miesięcy nie ma tam tego, co powinno być – wskazałam na butelkę, którą miała w dłoni, na którą teraz patrzyła podejrzliwie. – Jest jakieś inne miejsce z normalną kawą? Ukryty przycisk w ekspresie, skitrana kawa w szafce?
– Skąd to wiesz? – spytała z niedowierzaniem, patrząc na mnie spod przymrużonych powiek.
– To mój dom, to po pierwsze, a po drugie: wiem dokładnie, kto to zrobił.
– Sama mogłaś to zrobić – zmrużyła oczy, wyglądając na wkurzoną, kiedy mi sprawiało autentyczną radość, patrzenie jak się wścieka.
– Mogłam, ale tym razem to nie byłam ja.
– Tym razem? – zawyła głośno, szeroko otwierając usta ze zdziwienia.
– Informacje za informacje – przypomniałam.
– Na jachcie – wyrzuciła z siebie.
Dobrze wiedzieć w sytuacji awaryjnej.
– Ja zrobiłam to tylko za pierwszym razem.
– Poskarżę się Patrickowi! – ostrzegła gniewnie.
Westchnęłam ostentacyjnie, patrząc na nią z pobłażaniem.
– Niestety kochana, mój mąż broni tylko mnie, a nie pretensjonalnych księżniczek uzurpatorek. I najważniejsze: broni mnie przez zostaniem księżniczką, bo smoczyca, którą jestem na co dzień, jest tą kobietą, w której się zakochał. Reasumując: Patrick wiedział od dnia zero – przyznałam z satysfakcją.
Otworzyła szeroko oczy.
– Co?! – zawyła.
– Jajco! – odpysknęłam po polsku. – To mój mąż, mój dom, moje dziecko! – wycedziłam. – A ty tego, kurwa nie ogarniasz od dnia, kiedy przekroczyłaś próg tego domu! Tak więc mój facet vel mój kochanek – podkreśliłam dobitnie słowo: mój – z którym będę miała drugie dziecko, a oznacza to ni mniej ni więcej, tylko że regularnie ze sobą sypiamy. Zapytał tylko, czy będą z tego planu ofiary śmiertelne, czy ucierpią ochroniarze i ewentualnie zwierzątka. Ciebie nie ma w żadnej z tych kategorii, więc nie interweniował.
Gia wpatrywała się we mnie z niedowierzaniem. Nigdy moja wściekłość nie była wymierzona w nią bezpośrednio. Mogła ewentualnie widzieć, jak kłócę się z Patrickiem, ale nigdy się ze mną nie ścięła.
– Plan?!
Uniosłam palec do góry, patrząc na nią wrednie.
– No to róbmy deal! – zaproponowałam niemal radośnie. Może i byłam wredną suką, ale patrzenia na to, jak się teraz miota z tymi wszystkimi informacjami, sprawiło mi przyjemność. Od miesięcy Gia zatruwała mi życie, ale te parę minut dawało mi dziką satysfakcję. – Informacje za informacje. Chociaż... wymienię te informacje, za miesiąc dostarczania prawdziwej kawy z kofeiną. Codziennie rano, przywieziesz kawę i wręczysz mi ją w pokoju dziecinnym, tak żeby nikt nic nie podejrzewał i się niczego nie domyślał.
– A ty mi powiesz, kto jeszcze majstrował przy moich odżywkach? – upewniała się.
– A ja ewentualnie powiem ci, że gdyby Margo była pomysłodawczynią tego planu, skończyłabyś martwa, a nie gruba.
– Nie jestem gruba! – zaprotestowała, wylewając zawartość butelki do zlewu. Zaczerwieniła się mocno.
– Oj dziewczynko a patrzysz w lustro? Te majtki wżynają ci się w tyłek, jakby były ze cztery rozmiary za małe – zakpiłam, przechylając głowę na lewo. – Niedługo będziesz jak szynka na święta.
– Nieprawda! – zaperzyła się.
– Prawda, ale przynajmniej już wiesz, jak się czuję.
Tupnęła nogą.
– I kto jeszcze brał w tym udział?
– Deal? – ponowiłam pytanie.
– Tak! – zawołała ze złością. – Miesiąc dostarczania prawdziwej kawy z kofeiną. Codziennie rano, w pokoju dziecinnym, tak żeby nikt nic nie podejrzewał i się niczego nie domyślał.
Uśmiechnęłam się szeroko.
– Jest nas siedem, jak myślisz?
– Nie wierzę, że zrobiła to Nicola, Oana czy Marju – wyrzuciła z siebie.
Upiłam łyk z kubka, było mi już wszystko jedno, jak smakuje to coś w środku. Było ciepłe i w płynie, i nie powodowało odruchu wymiotnego.
– Nie doceniasz jednoczącej siły posiadania wspólnego wroga.
– Czy to dlatego Patrick zabronił mi uczestniczyć w dzisiejszym przyjęciu? – syknęła niezadowolona.
– A zabronił? – szczerze się zdziwiłam. – Miło z jego strony, aż mu chyba obciągnę z wdzięczności.
– Czujesz się zagrożona moją osobą?
– Gdybym się czuła zagrożona, dziewczynko, stanowiłabyś już pokarm dla ryb. Czy do ciebie dociera, że jeśli stracisz tę pracę, przepłacisz to życiem?
Chyba powoli sobie to uświadamiała, bo stała, wpatrując się we mnie z szokiem i otwartymi ustami.
– Ty zwariowałaś! – rzuciła z pogardą. – A ja nic nie zrobiłam.
– Nie, Gia, to do ciebie nie dociera, że nikt nie pozwoli ci biegać po świecie z sekretami szefa organizacji.
– Jakimi sekretami?
– Znasz rozkład domu, detale ochrony itp. Itd.
Pobladła, ale dalej szła w zaparte.
– Jesteś nienormalna.
– Moja żona mówi prawdę, ale do ciebie nie dociera – doszedł mnie chłodny głos Patricka, który wszedł do kuchni z Marco i Adamem.
Tyle testosteronu w jednym miejscu! Aż by się chciało oblizać. Cholera, dlaczego nie wolno było mi uprawiać seksu?
– Wycieczka po Warszawie, nie była zajmująca Gia? – spytał Adam, puszczając mi oczko, na co opiekunka zaczerwieniła się mocno. – Chciałabyś dogłębnie poznać Brno?
Zbladła i cofnęła się w stronę drzwi.
– Powiem ci Anja, że to zlecenie zrobiłbym z przyjemnością – rzucił Marco, wyciągając z lodówki mleko. Gia odsunęła się gwałtownie w bok.
– Naprawdę? – spojrzałam na niego, jak na swojego bohatera.
– Że nie wspomnę, że Margo już od dawna świerzbią paluszki.
– Ale oboje nie macie mojej zgody. Jeszcze! – dodał znacząco Patrick. Upił łyk z mojego kubka. – Dzień dobry, kochanie. – Pocałował mnie w usta, obejmując za szyję ramieniem i przytulając gorącą klatę do moich pleców. – Gia zajmij się tym, za co ci płacę.
Przesunęłam wargami po spoconej skórze jego ramienia, obserwując, jak opiekunka wychodzi z kuchni z nietęgą miną. I dobrze! Należało się jej.
– Mnie też przytulisz? – zapytał Marco, dolewając mleka do kawy z ekspresu przelewowego. Adam sięgnął po kubek.
– Spocone ciało mojego męża jest seksowne, ty jesteś obrzydliwy, brudny, spocony i śmierdzący.
– Przypomnę ci to, jak to ciało będzie stało między tobą a bandziorami – zakpił.
– Wtedy będziesz moim bohaterem – zapewniłam solennie.
– Od zera do bohatera – ironizował Adam.
– Skoro Sofia obudzi się sama w łóżku, to u ciebie będzie od bohatera do zera.
Mój komentarz wywołał na ich ustach uśmiech.
– Wynagrodzę jej to.
– Nic nie wyrazi lepiej słów: przykro mi, jak buty za pięciocyfrową kwotę – kpił Marco.
– No proszę, jak wy nas dobrze znacie.
Patrick pocałował mnie w ramię.
– I rozumiemy, że po czterdziestce należy mieć u swego boku kobietę, która bez trudu rozpozna zawał czy udar, więc nie w głowie nam młode dupy – dodał Adam.
– Taak – przeciągnęłam zgłoski ze złośliwym uśmieszkiem – wiadomo pielęgniarka dobra rzecz.
– A gdzie tam – zaprzeczył Marco – to bardziej w stylu: mężczyźni rodzą się między nogami kobiet, a potem całe życie usiłują tam wrócić...
– Bo nie ma to jak w domu – wpadłam mu w słowo, wywołując ogólną wesołość. – To, jaki jest plan na dzisiaj?
– My się zmywamy – oznajmił Patrick, dopijając kawę z mojego kubka – zostawiając dom w kompetentnych rękach Demetrio. Spakuj sobie wszystko, co potrzebujesz na wieczór i przenosimy się do Dariusa i Nicoli. Antonia będzie spędzać czas z Iwo a my będziemy mieli czas dla siebie. Chodź.
Pociągnął mnie za sobą do sypialni.
– Zaproponowałbym ci wspólny prysznic, ale wiem, że bym się nie opanował – mrugnął do mnie okiem, ściągając z siebie ciuchy.
– Naprawdę zabroniłeś Gii być na przyjęciu?
– Tak – nadeszła natychmiastowa odpowiedź.
– To po co tu przyjechała? – przylepiłam się wzrokiem do ciała Patricka. Jezu, ten facet był jak młody bóg, z tymi wszystkimi wypracowanymi mięśniami i tatuażami. Mógł kończyć czterdziestkę, ale dwudziestolatki nie dorastały mu kondycją do pięt.
– Chciałem, żebyś pospała dłużej.
– Mhmm – oblizałam usta.
– Patrz tak na mnie jeszcze, a dobre intencje szlag trafi – mruknął, ściągając bokserki.
– Dobrymi intencjami jest piekło wybrukowane.
– Nie kuś, Anja! – rozkazał.
Zatrzepotałam rzęsami niczym urodzona niewinność.
– Ale wiesz, że kobieta kiedy jest podniecona, może osiągnąć orgazm, tylko zaciskając uda?
– Nie wiem, jak kiedykolwiek mogłem myśleć, że będę cię w stanie zdeprawować seksualnie.
Zaśmiałam się pod nosem.
– A mogę cię chociaż polizać za to, że nie będzie jej na przyjęciu?
– Nie!
Wszedł do przeszklonej kabiny.
– A chociaż sobie popatrzę?
Usłyszałam parę soczystych przekleństw, kiedy puścił wodę.
– Patrzeć możesz zawsze, ja nawet lubię, jak obserwujesz nasze łóżkowe igraszki. Chętnie bym znów się tobą zajął na długie godziny, gdyby nie ciąża.
Przewróciłam ostentacyjnie oczami.
– Nie wydawałeś się zaskoczony w Warszawie, że jestem w ciąży.
Sięgnął po gąbkę i żel, zanim odpowiedział.
– Wiedziałem już od dawna.
Usiadłam na pufie na środku łazienki.
– Kto ci doniósł? – spytałam podejrzliwie. – Lekarka?
– Wyobraź sobie, że to była ostatnia osoba, o której byś pomyślała.
Namydlił włosy.
– To znaczy?
Spłukał głowę, zanim odpowiedział.
– Skończę prysznic i porozmawiamy – zaproponował. – Nie chcę, żebyś ją zabiła, a nie będę biegał po domu nagi.
W końcu do mnie dotarło.
– Gia?! – poczułam złość. – A skąd u diabła ona wiedziała?
– A co zrobiłaś z pierwszym testem ciążowym? – spytał, wyłączając wodę i wychodząc nagi i ociekający wodą z kabiny. Mój gniew zupełnie uleciał, pod wpływem widoku kropel, sunących po opalonej skórze. Zaniemówiłam na długą chwilę, wystawiając język, zupełnie jak podczas malowania rzęs. – Uważasz, że jak się będziesz tak we mnie wpatrywała i seksownie obliżesz usta, to ci się upiecze okłamywanie mnie przez dwanaście tygodni?
– Tylko osiem – wydusiłam z siebie, podążając wzrokiem za jego ręką z ręcznikiem. – Dowiedziałam się po powrocie z Paryża.
Podszedł do mnie, zawiązując ręcznik w talii. Schylił się i mocno pocałował w usta.
– Oj żoneczko, ty się kiedyś doigrasz – ostrzegł nieco żartobliwie, ale spojrzenie miał stanowcze.
– Pewnie wtedy jak sprzątnę Gię i będzie trzeba posprzątać bałagan.
Znów musnął ustami moje, zanim odszedł w stronę garderoby.
– A przyszło ci kiedyś do głowy, że ona ma rolę do zagrania i jest dodatkową warstwą bezpieczeństwa?
– Słucham?
Podniosłam się i podreptałam za nim, by klapnąć na podnóżku.
– Ona skutecznie odciąga uwagę od ciebie – zaczął się ubierać.
– Udając, że jest twoją kochanką? – zmrużyłam oczy, patrząc na niego z niedowierzaniem. – Czekaj, czy ona jest mięsem armatnim?
– Możesz to tak ująć. Co zabierasz na wieczór?
Wskazałam na wiszący z boku pokrowiec, pod którym stały sandałki na dwu centymetrowym obcasie, z paseczkiem na kostkę.
– Mmm będę miał dzisiaj przy boku maleństwo – naciągnął na siebie koszulkę.
Podniosłam się i podeszłam do niego.
– Poczekaj Patrick – poprosiłam, stając przed nim. – Nie rozumiem, nie odwracaj mojej uwagi. Dlaczego Gia powiedziała ci o teście.
– Uznała głupio, że będzie mogła zasiać ziarno niezgody między nami.
Zemdliło mnie lekko na samą myśl, jaka podła intrygantka zajmowała się moim dzieckiem.
– Bo byłam w ciąży i nic ci nie powiedziałam?
– Pozbyłaś się testu – przypomniał.
– Może chciałam mieć niespodziankę na twoje urodziny?
– A może byłaś w ciąży z innym facetem? – Skrzywiłam się na samą myśl. Pocałował mnie w czoło i pogładził po policzku, patrząc z czułością. – Skarbie, ja wiem, że jestem jedynym mężczyzną w twoim życiu, ty to wiesz, ale nie ona.
– Ale nie taki był powód – powiedziałam powoli.
– Powód był taki, że zastanawiałaś się, czy w ogóle urodzić to dziecko! Poza tym tylko my wiemy o nieudanych ciążach.
– Ale twój materiał genetyczny jest zupełnie innej jakości – zjechałam dłonią do wybrzuszenia w jego spodenkach.
– Nie igraj z ogniem, kobieto! – ostrzegł, łapiąc mnie za nadgarstek.
– Jeden szybki numerek – mamiłam.
– Nie.
– W ramach prezentu urodzinowego?
Przytulił mnie do siebie mocno.
– Nie! Jezu, nie kuś.
– Naprawdę żałosne, żebym się musiała prosić o seks – wymamrotałam z pretensją.
– Lekarz – podkreślił to słowo – zabronił. Wybaczyłabyś sobie, gdyby dziecku coś się stało?
– To dziecko jest taką chwilą przyjemności. Mnie będzie dobrze to i jemu będzie!
– Manipulatorko! – ugryzł mnie lekko u podstawy karku, a ja gwałtownie wciągnęłam powietrze. Ujął moją twarz w swoje duże dłonie. – Musimy zejść z tematu seksu! Gia jest żywą tarczą – powiedział serio. – Ma odwracać od ciebie uwagę i wprowadzać w błąd tych, którzy mieliby ochotę namieszać. To część taktyki, jaką przyjęliśmy, żeby cię chronić.
– I nie łaska było się ze mną podzielić tym planem? – spytałam z goryczą.
– Wolę stracić ją, jako przypadkową ofiarę niż ciebie – pocałował mnie czule. – Matkę moich dzieci, jedyną kobietę, którą kiedykolwiek będę kochał. Nie zadowalam się namiastkami, czekałem na ciebie bardzo długo, nie ma siły, żeby ktoś mi cię odebrał.
– I przez trzydzieści dziewięć lat żadna kobieta nie podbiła tego czarnego serca? – zakpiłam.
– Nie na tyle, żebym chciał jej powiedzieć, żeby została matką moich dzieci.
Do oczu napłynęły mi łzy.
– Ty to wiesz jak mnie czarować – wyszeptałam, mrugając wściekle, żeby się nie rozpłakać.
– Prawda, sama prawda i tylko prawda – położył dłoń na sercu – tak mi dopomóż Bóg.
Spojrzałam na niego z niepewnością.
– Złamałbyś mi serce, gdybyś mnie zdradził.
– Powiem ci to samo, co Marco dziś rano: odkąd zabrałem cię z Dubaju, nie spałem z żadną inną kobietą. – Położył mi palec na ustach, widząc, że chcę coś powiedzieć. – Żadna nie robiła mi dobrze, ani ja żadnej innej, niż ciebie nie zaspokajałem.
Jezu, jak on dobrze mnie znał.
– Kocham cię! – wymamrotałam.
– Ja też cię kocham, moja piękna. Nigdy nie przestanę.
Anja
Sofia przywitała nas niemal w drzwiach. Opiekunka Nicoli przejęła od nas Antonię i znikła na piętrze. Patrzyliśmy na to z podejrzliwością, czekając na moment, gdy mała wybuchnie jak wulkan, wrzeszcząc wniebogłosy i któreś z nas będzie musiało ją uspokajać. Spojrzeliśmy z Patrickiem na siebie skonsternowani zachowaniem córki. Jedyne co do nas dotarło to dziecięcy śmiech maluchów.
– Xavi jest na górze z Ivo – wyjaśniła Sofia.
– Ahhh – wyrwało mi się. – Zagadka rozwiązana.
– Wiesz, między nimi jest tylko osiem lat różnicy – poruszyła sugestywnie brwiami.
Oczy Patricka zwięzły się.
– Nie chcę o tym myśleć! – rzucił, idąc przez salon do mężczyzn, zgromadzonych na tarasie.
Z następnymi słowami poczekała, aż wyjdzie na zewnątrz.
– Zrobiłam TĘ rzecz – szepnęła mi Sofia do ucha.
– Co?
– TĘ rzecz – popatrzyła na mnie wymownie, wykrzywiając się śmiesznie.
Doznałam olśnienia! Zupełnie zapomniałam o obrazach, aż do tej chwili.
– Ohhh. Dzięki!
– Adam powiedział mi już wczoraj, jaki jest plan na dzisiaj – wyznała, prowadząc mnie do kuchni – więc zadzwoniłam do firmy przewozowej i dałam im znać, że mogą się pojawić wcześniej.
– Jestem ci dłużna – podziękowałam na swój dziwny sposób.
– Lista się wydłuża – zażartowała.
– Powiedz tylko, czego potrzebujesz!
Marju i Nicola siedziały przy stole. Tę pierwszą widziałam pierwszy raz od pogrzebu i tego, że się wydało, że jestem w ciąży. Było mi niezręcznie, a przecież wiedziałam, że ona i Alessi bardzo pragną dziecka. Nie wiedziałam jak się zachować. Zacząć przepraszać? Wyjaśniać?
– Zaproponowałabym wam kawę – rzuciła Nicola – ale w tym domu kawa jest zakazana.
– Przeze mnie? – zrobiło mi się głupio na myśl, jak bardzo Patrick terroryzuje otoczenie przez moją ciążę.
– I przeze mnie – odparła.
– I przeze mnie – dodała Marju z nieśmiałym uśmiechem.
Wpatrywałam się w nie z niedowierzaniem. Czy one mi właśnie mówiły, że...
– Gratulacje byłyby na miejscu – rzuciła ze śmiechem Sofia, karcąc mnie za moje chamskie zachowanie i stanie w bezruchu.
– O jezu, przepraszam! – przytuliłam do siebie Marju jako pierwszą. – Tak bardzo, bardzo, bardzo się cieszę! I przepraszam!
– Za co? – spytała zdziwiona Marju.
– Za ukrywanie mojej ciąży.
Dziewczyna zaczerwieniła się.
– Eee... bo wiesz – zaczęła sobie wyłamywać palce – ten test co wtedy o nim rozmawiałyśmy, okazał się fałszywie negatywny i my też nie chcieliśmy nikomu mówić.
Dopiero teraz zauważyłam, że ma na sobie luźną sukienkę i gdyby nam nie powiedziała, to byśmy się nawet nie zorientowały. U mnie było już widać lekki brzuszek, ale robiłam to samo co ona, ukrywałam się pod luźnymi ubraniami.
– Bardzo, bardzo się cieszę! – powtórzyłam po raz kolejny. Przytuliłam Nicolę. – Tym razem chcesz dziewczynkę, co? – spytałam z szerokim uśmiechem.
– Chciałabym, ale Darius powtarza, że będzie syn.
– Zawsze sobie możecie strzelić jeszcze jedno – zaśmiała się Sofia. – A jak znów nie wyjdzie to kolejne. W drużynie siatkarskiej potrzeba sześciu.
– W piłce nożnej jedenastu – dodałam.
– Ale wy jesteście! – roześmiała się Nicola.
– I jeśli ktoś zamierza zapytać, kiedy ja... to ostrzegam, że mam brokat i nie zawaham się go użyć, na przykład wsypując go do wentylacji waszych aut. O nie! – zastrzegła, unosząc palec do góry. – Cofam to! Nie, nie waszych – rzuciła z demonicznym uśmieszkiem – waszych facetów.
– Dzień zaczyna się tak dobrze! – klasnęła w dłonie Nicola.
– To zło pierdolnie znienacka! – zażartowała Sofia.
Jak proroczo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro