Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 2

Słowo na piątek 🖤 miłego dnia!


Anja

Sofia znalazła nas nad basenem, cmoknęła w policzek i poszła się przywitać z moim małym pomiotem szatana. Antonia taplała się w płytkim baseniku, który dla niej zbudowano, jeszcze jak byłam w ciąży. Został usytuowany w półcieniu, żeby mała się nie poparzyła słońcem. Ja sama siedziałam w głębokim cieniu parę metrów dalej. Gdzieś po domu szlajała się Gia, która w teorii powinna się zajmować moją córką, ale gdzie tam... Kto to widział wykonywać swoje obowiązki, jak szef nie patrzy, zwłaszcza że szefową można olać i nikt nic ci nie powie.

– Co jest? – spytała, wracając do mnie po tym, jak ochlapała Tonię, powodując wybuch dziecięcego śmiechu.

Zamknęłam tablet i odłożyłam go na stolik, sięgając po szklankę wody z cytryną.

– Patrick ma niedługo urodziny.

– Nie wiem co mu kupić – westchnęła, opadając na leżak obok mnie. – Serio nie mam pojęcia. Co można dać facetowi na urodziny? Loda robisz mu regularnie, twój tyłek zwiedził pewnie nie raz. Związać się pewnie dałaś, opaski i kajdanki odpadają – wyliczała. – Wasze zajebiste życie seksualne absolutnie psuje mi nastrój i zawęża listę możliwości.

– Ale ty też masz całkiem udane życie seksualne.

– Nooo – przeciągnęła zgłoski – o ile facet nie usiłuje cię zapłodnić, to jest zajebiście.

Spojrzałam na nią zaskoczona.

– Staracie się o dziecko?

– Odstawiłam tabletki – przyznała. – A ten kretyn za każdym razem jak się we mnie spuści, odwraca mnie na plecy i pyta mój brzuch czy to już?

Zaśmiałam się na to oświadczenie.

– Żartujesz?

– Chciałabym! – westchnęła z frustracją. – Jak tak dalej pójdzie, na jego urodziny podaruję mu pozytywny test ciążowy.

Roześmiałam się, kątem oka sprawdzając, czy Antonia jeszcze się nie utopiła w baseniku, czy nie włożyła sobie niczego w oko.

– Nie wolałabyś najpierw wyjść za niego?

– No coś ty! – zaprzeczyła z prześmiewczą miną, jakby zdradzała mi sekrety wszechświata. – Zrujnowałabym tradycję rodzinną, polegającą na braniu ślubu w ciąży. Jaka mamusia takie córusie.

– Wariatka!

– Totalna i kompletna – zgodziła się ze śmiechem. – Poza tym tabletki antykoncepcyjne to największa ściema świata. Masz matematyczny umysł, więc ogarniesz zagadkę: Jeden facet może zapłodnić dziewięć kobiet w ciągu dnia. I jak będzie tak leciał przez dziewięć miesięcy to będzie ile ciąż...?

Zrobiłam szybkie obliczenie w pamięci.

– Coś koło dwa tysiące czterysta... trzydzieści? – zgadywałam.

– Bingo! – przybiłyśmy sobie piątkę – A teraz kobieta. Nawet jak codziennie będzie sypiać z dziewięcioma facetami, nawet przez dziewięć miesięcy to tylko RAZ – podkreśliła dobitnie, unosząc palec wskazujący do góry. – RAZ zajdzie w ciążę. Widzisz różnicę?

– Produkujemy tabletki dla złej płci? – zasugerowałam, upijając ze szklanki.

– Tak! – potwierdziła stanowczo. – Dokładnie tak! Kolejna branża kpi z kobiet i daje władzę absolutną mężczyznom, stawiając ich na piedestale. Możesz zapładniać, ale ty musisz poświęcać swoje zdrowie biorąc tabletki, które będą ci ryły beret i wysuszały waginę na wiór!

– Niesprawiedliwość dziejowa! – podsumowałam.

– Z prezentem ci nie pomogę – spojrzała na mnie przepraszająco. – Za to wiem, co sprezentowałabym tobie.

Po uśmiechu wnosiłam, że pomysł musiał być szalony.

– Czy ja chcę wiedzieć?

– Tobie kochana ja bym zaserwowała powtórkę z nocy w Warszawie.

Zaczerwieniłam się.

– Muszę przyznać, że byłaś zajebista – powiedziałam cicho.

– Skarbie – wymruczała, pochylając się do mnie – zupełnie nie doceniasz swojej roli w całym wydarzeniu. Nigdy żadna kobieta nie zrobiła mi tak dobrze. I to aż tak zajebiście, że chciałabym to powtórzyć.

– Teraz to pierdolisz kocopoły. A Alicja?

– Alicja to już zupełnie inna liga. Dla Alicji to człowiek byłby się w stanie rozwieść. Ona jest MISTRZYNIĄ!

Spojrzałam w jej roziskrzone oczy. Cmoknęłam ją żartobliwie w usta.

– Jesteś przed okresem czy masz dni płodne i szaleje ci estrogen?

– Dni płodne! Test LH wyszedł na wysokim poziomie – przyznała, przeciągając się seksownie na leżaku. – W kwestii pomysłu ci nie pomogę. Przecież nie zaoferuję mu czworokąta, a Adam urwałby mi głowę na samą myśl, że mogłabym dołączyć do was jako trzecia. Dobra! – Zaznaczyła, unosząc dłoń do góry. – Może nie urwałby mi głowy, ale pewnie by się przyłączył. O nie! Wiem! – zawołała cicho. Uniosłam brwi, widząc ten wybuch radości. – Zrób sobie cycki.

Ramiona mi opadły. Spojrzałam na nią wilkiem.

– A co jest nie tak z moimi cyckami?! – spytałam z pretensją, patrząc na dekolt.

– Może i racja. Dziecko by piło mleko z silikonem – zaśmiała się. – Niezdrowe!

– Durna pała! – fuknęłam, szturchając ją. Wyciągnęłam kostkę lodu i wrzuciłam jej za dekolt. Pisnęła, wyciągając ją i rzucając we mnie.

– Pamiętam, jak mi wrzuciłaś kostkę lodu za dekolt na przyjęciu, gdzie Helena Ramirez bezwstydnie flirtowała z Patrickiem. To były czas co?

– Zajebiste, płakałam wtedy jak debilka w domu, bojąc się, że nie jestem dość dobra dla niego.

– I proszę, suma summarum kto jest na wierzchu? – spytała ze śmiechem.

– Ale droga była wyboista – skrzywiłam się, patrząc, jak Antonia rzuca gumową kaczuszką.

– Ale się udało Anja! Przetrwałaś, wyszłaś za mąż, masz słodkie dziecko.

Zmarszczyłam brwi na to określenie.

– Co mam? – prychnęłam, a ona się roześmiała.

– Mały pomiot szatana jak mawia Margo o dzieciach?

– To już bliżej. Nadal zostaje kwestia prezentu!

– Chciałabym mieć dla ciebie pomysł, ale sama mam problem.

– Ja wiem – odparłam – Ale musisz mi pomóc.

Spojrzała na mnie z błyskiem w oku.

– Czy to będzie nielegalne, czy niemoralne?

– Bolesne!

– Teraz mnie zainteresowałaś. Montujemy lustra w sypialni? – zaproponowała z błyskiem w oku. – Czy przerabiamy jakiś pokój na pokój "zabaw" – wykonała znak cudzysłowu w powietrzu. – Ty za dużo czytasz, ale szczerze muszę przyznać, że potem masz zajebiste pomysły.

Mimowolnie się zaczerwieniłam.

– Nie! Nic z tych rzeczy.

– Więc?

– Może to głupie... ale... – zawahałam się. – Chcę sobie zrobić tatuaż.

Zmarszczyła brwi.

– What a cliche...

– No wiem... A jeszcze gorzej, bo chcę mieć jego tatuaż jako lustrzany.

Jej brwi podjechały do góry. Milczała dość długą chwilę.

– Wiesz, co robisz? – spytała ostrożnie. – To niemal jak ślubowanie. Gorzej niż zmiana religii. Trudniejsze niż apostazja.

Westchnęłam, przewracając oczami.

– Jesteśmy po ślubie, w tej rodzinie nie ma rozwodów. Mamy wspólne dziecko – argumentowałam. – Uważam, że on jest tym jedynym!

Przyjrzała mi się podejrzliwie.

– Czy ty jesteś w ciąży? Bo brzmisz, jak mózg na hormonowym haju.

Zaśmiałam się lekko.

– Nie, nie jestem znów w ciąży. Jedno zdecydowanie mi wystarczy. – Zerknęłam na Antonię, chlapiącą się wodą, wśród pływających kaczuszek, delfinków i innych gumowych zabawek. – Dziękuję bardzo.

– Tobie tak, ale czy jemu?

– Myślisz, że Bóg by mnie tak pokarał drugi raz?

– Ciebie nie, ale jego z pewnością. – Obejrzała się przez ramię w stronę domu, zsuwając ciemne okulary niżej na nos. – Gdzie jest Gia?

Przewróciłam oczami.

– A jak myślisz?

– Gdzieś w pobliżu, ale raczej twojego męża. Że też on nie widzi tego, co jest oczywiste. – Sofia sięgnęła po telefon. Wybrała numer. – Cześć kochanie, gdzie jesteś? – podniosła się, żeby podać Tonii zabawkę, którą ta wyrzuciła w jej stronę. Cokolwiek odpowiedział, podniosła głowę i popatrzyła w stronę domu, śmiejąc się. – Przyjdź do nas na chwilę, jak możesz. – Wyciągnęła małą z brodzika i podniosła w ramionach.

– Będziesz cała mokra – ostrzegłam.

– No i co z tego, jak dzisiaj panna księżniczka jest na tyle łaskawa, że pozwala się dotykać.

Co prawda to prawda.

Tonia złapała ja za policzki. Adam zmierzał do nas od strony domu. Przy jego boku kroczyła Gia mająca w ręku butelkę z herbatą i chrupki. Mała śmiała się do Sofii.

– Pasuje ci – powiedziałam, patrząc na Adama.


– Też jej powtarzam – odparł z szerokim uśmiechem – że już czas.

– No weź Adam, Sofia jest jeszcze młoda, daleko jej do Anji – wtrąciła się Gia, ku mojemu absolutnemu zdumieniu. – Patrick jest facetem ma jeszcze czas, ale kobiety mają trudniej.

Podniosłam na nią zniesmaczone spojrzenie. Sofia rzuciła podobne. W kwestii nienawiści do siostry Demetrio, wszystkie byłyśmy zgodne i jednomyślne.

– Zero subtelności – mruknęłam.

– Ale o co ci chodzi? – spytała, siadając na leżaku obok, jakby była panią tego domu. – Przecież masz na karku prawie czterdziestkę. Kobiety po trzydziestym piątym roku życia są w grupie wysokiego ryzyka, jeśli chodzi o donoszenie ciąży. Sama miałaś problemy z donoszeniem. Tonię wyciągnięto siedem tygodni przed terminem. – Po tych słowach poczułam się, jak pojemnik do rodzenia dzieci, a nie jak matka, która ją nosiła i urodziła. – W najbardziej ryzykownym czasie. I nie robisz się młodsza, a jemu przydałby się spadkobierca tronu, o ile w ogóle go dostanie, bo w twojej rodzinie są tylko dziewczynki, tak? Moja mama miała czterech synów, zanim urodziła mnie.

Z każdym słowem mina mi rzedła, a gardło zaciskało. Miała rację, ale nie musiała tego mówić!

A twoja matka powinna sobie odpuścić na czwartym dziecku!

– Skończ pierdolić i weź się za to, za co ci płacą – warknęła Sofia, podając jej Tonię.

– Nie musisz być wredna – oznajmiła Gia z pretensją. – Nie powiedziałam niczego, co nie byłoby prawdą.

– Nie chodzi o to co powiedziałaś, tylko jak! – fuknęła nieprzyjemnie.

– Przecież nie chciałam jej obrazić! – rzuciła z urazą i tymi swoimi szeroko otwartymi oczami, które wydawało się, że za chwilę pojawią się w nich ciężkie łzy, gotowe do spłynięcia. Uosobienie niewinności. Gra pozorów.

– Oczywiście, że chciałaś. – Po usłyszeniu tego, Adam uniósł brew, patrząc na Sofię. – Ani mi się waż – syknęła, łapiąc mnie za rękę i idąc do domu. Adam podążył za nami. Z tego jak na nas patrzył, usiłował zrozumieć, co tu się do diabła działo. Weszliśmy do kuchni. – Przyszedł jej do głowy poroniony pomysł na prezent urodzinowy dla Patricka. Musisz jej to wybić z głowy.

Spojrzałam niepewnie na Adama, a potem na Sofię i z powrotem na Adama.

– Jaki masz pomysł? – spytał ostrożnie.

Westchnęłam, zaplatając ramiona na piersi.

– Tatuaż lustrzany... – zanim zdążyłam powiedzieć coś więcej, wyrzucił z siebie ostre:

– NIE.

Przymknęłam oczy na chwilę, usiłując się uspokoić, ale nie pomogło.

– Dlaczego, kurwa, nie?! – zawołałam gniewnie.

Niestety Adam miał pecha i został odbiorcą złości nakręconej przez Gię.

– Nie masz pojęcia, co to oznacza.

– To tylko tatuaż – fuknęłam.

– To o wiele więcej – odparł, biorąc się pod boki. – To zobowiązanie. Krwawa przysięga, że oddajesz życie rodzinie. Poddajesz się pod jej władanie.

– W tej rodzinie nie ma rozwodów, tak? – upierałam się. – Więc albo wychodzę stąd nieżywa, albo wcale!

– Gdyby Patrickowi coś się stało, możesz zabrać Tonię i zniknąć. I każdy z nas pomoże ci w tym, ale jeśli będziesz mieć rodzinny tatuaż, to będziesz własnością rodziny.

– No jakbym teraz była miss independent – zawołałam, drwiąc sama z siebie. – Z dzieckiem jestem uwalona na najbliższe osiemnaście lat! – zaczęłam nadmiernie gestykulować. – Niedługo nie będę mogła iść się wysrać, żeby ten mały pomiot nie polazł za mną! Zostałam uwięziona na tej jebanej wyspie! Czy może być jeszcze gorzej? Bo zdarza mi się budzić rano i knuć plan jak uciec i nigdy nie wrócić!

Mimo wybuchu Adam patrzył na mnie ze spokojem.

Kolejna, kurwa, pierdolona enigma. Oaza spokoju. Kwiat lotosu na jebanej tafli jeziora! Wagon mnichów!

– Jesteś świadoma, że każdy następca Patricka mógłby cię oddać komu zechce?

Wyrzuciłam ręce do nieba, tupiąc nogą.

– Witamy w średniowieczu – zawołałam z goryczą.

– Nie – zaprzeczył. – Witamy w mafii.

– Świetnie! – wycedziłam, mrużąc oczy. – Kupię mu skarpetki!

Adam złapał mnie za ramię, zanim wyszłam z kuchni.

– Serio Anja, nie rób tego – poprosił poważnie. – Wielokrotnie przymykałem oko na różne rzeczy, ale tym razem potraktuj to poważnie.

Wzięłam uspokajający oddech. Czułam się pokonana po raz kolejny.

– Jak idą przygotowania do imprezy? – spytała Sofia kiedy zostałyśmy same.

– Wiedziałaś, że tak będzie – to była jawna wymówka.

– Tak, ale gdybym ci powiedziała sama, to byś mi nie uwierzyła.

– Miałaś ten sam pomysł?

Ściągnęła usta w ciup potakując.

– I prawie go zrealizowałam – westchnęła. – Oni tylko chcą, żebyśmy były bezpieczne. Obrączka na twoim palcu ochroni cię lepiej niż tatuaż.

– Ale gdybyśmy były w rosyjskiej Bratvie – odezwała się Margo, wchodząca do kuchni – dostałabyś ośmioramienną gwiazdkę na dłoni z jego imieniem.

– Ewa nie ma takiej – zaprzeczyła Sofia.

– Zapewniam cię, że ma. – Margo westchnęła, unosząc lewą dłoń do góry z sugestią tuszu UV. – Zapytaj ją.

– Nie omieszkam – zapewniła Sofia. – A co gdyby zmarł?

– To zależy – spojrzała na mnie łagodnie. – W większości przypadków trafia się w ręce, tego kto go zabił.

– Jak jebane trofeum – mruknęła z przyganą Sofią. – Czy my jesteśmy mięsem armatnim?

– Moment, moment! – wtrąciłam się patrząc na rękę Margo. – Ale ty masz tatuaż Marco. Czyli należysz do rodziny?

– To zabezpieczenie.

– To czemu, kurwa, ja nie mogę! – piekliłam się.

Przechyliła głowę na bok, wpatrując się we mnie z uśmiechem.

– Bo Marco nie jest nawet w linii sukcesji do tego "shit show circus"! Więc jestem bezpieczna. Nie to, co Sofia i ty.

– Król umarł, niech żyje król – skwitowałam sarkastycznie.

– Niestety, ale tak to działa – wzruszyła ramionami. – I nie zapominaj, że ja jestem w stanie zniknąć z powierzchni ziemi, choćby w tej chwili i nikt mnie nigdy nie znajdzie.

Sofia pokazała jej hawajski znak pokoju, wyrażając zdanie nas obu na to stwierdzenie.

– Co tu robisz?

– Idziemy na lekcje malowania – wyjaśniła Margo. – Nicola przeniosła się do większego studia.

– A czemu nikt mnie nie zaprosił? – rzuciła Sofia z pretensją, przestępując z nogi na nogę.

– Nie wiedziałam, że interesuje cię malarstwo – westchnęłam przeciągle.

– Nie wiedziałam, że ciebie też – odparła, nie spuszczając z tonu.

– To jedyna możliwość, żeby się stąd wydostać – przyznałam szczerze.

– Czy Aiden nie dostanie zawału serca, jak zobaczy nas trzy w jednym samochodzie?

– Cztery – sprostowała Margo. – Stefania czeka na zewnątrz. Znaczy, mam nadzieję, że czeka, bo miała tylko pobiec, powiedzieć mu „cześć".

Spojrzałyśmy na siebie z Sofią.

– Ruchają się jak króliki – powiedziałyśmy obie, jednocześnie przybijając piątkę.

– A co do prezentu – Margo uniosła palec do góry – to mam dla ciebie propozycję. Znam fotografa, który robi zajebiste sesje buduarowe – podała mi swój telefon. – Co prawda musiałybyśmy polecieć do Paryża, ale w końcu to nie jest aż tak daleko.

– Jest tylko jeden problem... – wskazałam na swoje niezbyt atrakcyjne ciało po dziecku.

– Ale pierdolisz! – fuknęła Sofia.

– Dlatego wybrałam takie, a nie inne zdjęcia – odparła Margo z uśmieszkiem satysfakcji, zjadając winogrono.

Sofia zajrzała mi przez ramię i gwizdnęła z podziwem.

Obejrzałam kilka fotografii i musiałam przyznać, że mi się spodobały. Jedno z nich było w stylu lat pięćdziesiątych. Kobieta miała przepiękny makijaż cieniowany w zieleniach z idealną kreską, która nadała oczom wyrazu. I nie była to jakaś zabiedzona modelka, tylko kobieta z krwi i kości, z przepięknymi krągłościami.

– Nie musisz od razu pokazywać nagiego ciała – zachęcała Sofia. – Ja miałam taką sesję w gorsecie i pończochach, a potem w bieliźnie.

– Ale ty masz idealne ciało! – westchnęłam.

– Adam był zachwycony? – spytała Margo.

– To było przed erą Adama – przyznała Sofia – ale to całkiem fajny pomysł. W ubiegłym roku dostał pokaz tańca erotycznego w moim wydaniu. – Margo zaśmiała się domyślnie. – Ale przypominam sobie jakąś laskę, którą zamówił Aiden dla Marco na jego urodziny. – Margo pogroziła Sofii palcem. – Nie mów, że nie byłaś zazdrosna!

– Nie byłam, pieprzyliśmy się wtedy jak króliki bez zobowiązań.

Obie spojrzałyśmy na nią, jakby usiłowała nas przekonać, że słońce jutro nie wzejdzie na wschodzie.

– No chyba ty! – mruknęła Sofia, śmiejąc się szyderczo. – Że też majty ci nie stają w płomieniach za takie kłamstwa! A na serio – zwróciła się do mnie – ja uważam, że to zajebisty pomysł. – Nagle uniosła dłonie do góry, jakby uciszała audiencję. – Wiem! Zrobimy to wszystkie. Wyrwiemy się do Paryża na zakupy – zrobiła w powietrzu znak cudzysłowu – i przy okazji... to może być całkiem niezła zabawa. Serio! Już dawno nigdzie razem nie wychodziłyśmy! Rzucę pomysł dziewczynom. Wezmę na siebie całą organizację! – zapewniła podekscytowana.

Wizja wyrwania się z wyspy na dwa dni, brzmiała niebiańsko.

– Dobra! – zgodziłam się, uśmiechając. – Ale nie obiecuję, że potem zrobię z tego prezent!

Przybiłyśmy sobie piątkę z Sofią i Margo. Zaczerwieniona Stefania wpadła do kuchni.

– Czekam i czekam! – gderała.

– Oczywiście! – roześmiała się Margo, na co Stefania zaczerwieniła się mocniej. – Masz koszulkę na lewą stronę – zwróciła jej uwagę.

Rzeczywiście, szwy były do zewnątrz.

– Cholera!

– Nie przejmuj się – westchnęła Sofia, łapiąc za torebkę. – Ja bym chciała, żeby Adam miał znów takie spontaniczne podejście do seksu, jak na początku związku, niż żeby mnie pytał, jak się do niego dobieram, czemu mnie nigdy nie boli głowa jak normalne kobiety.

Spojrzałam na zaszokowana, będąc pewną, że między nimi układa się idealnie. Wymaszerowała, nim którakolwiek z nas zdążyła to skomentować. A oni nawet jeszcze się nie pobrali. Nie zaręczyli. Nie mieli dziecka! Dokąd zmierzał zatem mój związek z Patrickiem? Z nieco zgaszonym humorem zapakowałyśmy się wszystkie do samochodu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro