Part 19
Patrick
Waliłem w worek treningowy, jakbym miał przed sobą pierdolonego Javiera Delgado osobiście i mógł mu z głowy wybić, każdy pojebany pomysł, jakim podzielił się w Chicago. Ta cała sytuacja sprawiała, że wszystko działało mi na nerwy. Musiałem się dobrze pilnować, żeby nie dać Anji odczuć targającej mną wściekłości.
Od powrotu z Polski minął tydzień, a dzisiaj miało się odbyć moje przyjęcie urodzinowe. Przejrzałem listę gości w samolocie i kazałem usunąć parę osób. Nie było mowy, żeby w domu znalazł się ktokolwiek, kto mógłby chlapnąć Anji coś niepotrzebnie. Niby z prawdą jak z dupą, każdy ma swoją, ale w tej sytuacji moje będzie na wierzchu. Jakoś zupełnie w tym roku nie ciągnęło mnie do świętowania a za dużo rzeczy wyprowadzało z równowagi, sprawiając, że traciłem swoje legendarne opanowanie.
– Trudne przemyślenia? – doszedł mnie między uderzeniami głos Adama.
Łypnąłem na niego, waląc zapamiętale w worek.
– Dopilnuj, żeby Delgado zrozumiał, dlaczego nie jest mile widziany.
– To nierozsądne.
Kolejny dobrze wyprowadzony cios w worek sprawił, że zadygotało całe mocowanie przy podwieszeniu sufitowym.
– Gówno mnie to obchodzi! – warknąłem nieprzyjemnie. – Jestem szefem tej organizacji i mogę robić, co mi się podoba, nawet wyjebać Hiszpanów z całego układu, jeśli taka będzie moja wola!
– A wszystko to z powodu...
Zrobiłem krok do tyłu i odwróciłem się do niego.
– Nie radzę... – ostrzegłem z wściekłością.
Adam zdjął koszulkę i sięgnął po owijki, pozbywając się po drodze japonek z nóg.
– Skoro Marco jeszcze nie ma, to może podyskutujmy?
– Jak chcesz dostać wpierdol i jutro wyglądać, jakbyś wpadł na niezapowiedziane spotkanie z korsykańską mafią, to zapraszam. – Kiwnąłem głową w stronę ringu.
– Obiecuję, nie obić ci tej buźki, żebyś dziś dobrze wyglądał – zapewnił arogancko z szerokim uśmiechem, który dodatkowo mnie wkurwił. Patałachowi wydawało się, że mój gniew stanie się przyczyną porażki. Niedoczekanie.
– Zapraszam do świątyni – szydziłem, przechodząc między olinowaniem.
– Wyłączyłeś kamery? – spytał, zanim do mnie dołączył.
– Nie, kurwa, lubię jak nasze sekrety się nagrywają – warknąłem, sprawdzając owijki na dłoniach.
Adam przekroczył olinowanie ringu i nawet jeszcze dobrze nie stanął na nogach, jak zaatakowałem. Sparował cios, zgodnie z moimi oczekiwaniami.
– Zacznijmy od tego – sapnął, blokując ramieniem cios w żebra – że powinieneś jej powiedzieć już dawno temu.
– Kiedy? – spytałem, parując cios kolanem.
– Gdzieś, kurwa, pomiędzy kolacją u Emilio a przyjęciem z Giovannim – odparł, zasłaniając się, żeby moja pięść nie zostawiła na jego twarzy potężnego siniaka. Udało mu się przywalić mi w splot słoneczny. Szczęście w nieszczęściu, że napięte mięśnie złagodziły cios, ale i tak bolało jak sukinsyn.
– Byliśmy zajęci sto pięćdziesiątką! – rzuciłem na wydechu, cofając się nieznacznie. Wystrzelił nogą do góry, a ja ledwo zdążyłem się odchylić, żeby nie dostać w głowę.
– To potem...
– Kiedy, kurwa, potem! – wysapałem, nacierając na niego ze zdwojoną siłą. – Gdzieś przed twoim postrzeleniem, czy pomiędzy wizytami w szpitalu z ciążą?
Wymieniliśmy parę trafnych kopnięć. Na chwilę straciłem oddech.
– Nigdy nie pytała o eks? – jęknął ostatnie słowo, kiedy zaserwowałem mu cios w żebra.
– Tylko raz na samym początku. – Zasłoniłem się, unosząc gardę i jego kopnięcie dosięgło barku, a nie głowy. – Nie widziałem wtedy potrzeby, opowiadania o byłej żonie.
– A ponoć baby są ciekawskie – warknął.
– Ta nie jest – syknąłem, posyłając go ciężko na maty. Zwinnie podniósł się, zanim zadałem kolejny cios. – A nawet jakbym jej powiedział, teraz oskarżyłaby mnie o kłamstwo.
– Ale przynajmniej byłaby na to w jakimś sensie gotowa. Może nawet zrozumiałaby, dlaczego się z nią rozwiodłeś, gdybyś był z nią całkowicie szczery? – Sapnął, cofając się nieznacznie po uderzeniu. – Wolisz, żeby ktoś od Delgado ją uświadomił?
– Javier niepotrzebnie otworzył mordę do Giovanniego.
– Nie chciałeś z nim rozmawiać. – Adam zaczął mnie okładać po żebrach.
– Po czyjej stronie stoisz? – rzuciłem się na niego z wściekłością.
Wylądowaliśmy obaj na matach.
– Po naszej – wydyszał. – Kurwa! – warknął, usiłując się wyswobodzić.
Dość długo wymienialiśmy ciosy, okładając się wzajemnie. Salę wypełniły posapywania i okazjonalne jęki, kiedy ciosy dosięgały przeciwnika. Wejście Marco nie rozproszyło żadnego z nas. Kątem oka widziałam, jak zaczyna się przebierać, ale pilnie obserwował nasz pojedynek.
– Dlaczego u diabła, kiedy coś się jebie, to wy dwaj maczacie w tym palce? – spytał, podchodząc do nas.
– Czy on ci nie brzmi jak ciotka Estella? – zapytał Adam, wyprowadzając kilka mocnych ciosów. Sparowałem wszystkie.
– To w końcu moja matka! – rzucił kpiąco Marco.
– Skąd taki pomysł, że coś się jebie? – spytałem.
– No nie wiem, kurwa, bo twoja żona czekała dwa dni, żebyś przyleciał, kiedy twoja teściowa umierała! – Zaczął owijać pierwszą rękę. – Czego chciał od nas ten zjeb Delgado?
– Kto ma za długi język?
– Nikt – patrzył na mnie nieustępliwie. – Mimo że Aiden jest szefem twojej ochrony, to jednak Silvio chętniej gada ze mną niż z nim. Jak jest źle, skoro ten kutasik pobiegł do Giovanniego na skargę? I o co kurwa chodzi, bo szczerze egzekucje długów mają na tip–top, więc tu się przyjebać nie może.
– Zastanawiasz się, czy naskarżył na ciebie? – zaśmiałbym się, ale Adam wyprowadził parę celnych ciosów, które sparowałem tylko w połowie.
– Coś w ten deseń.
– Nie, makowa panienka nie narzekała na ciebie – zapewniłem go.
– Więc? – nie odpuszczał. W sali zapanowała cisza, przerywana sapnięciami, odgłosami kopnięć i uderzeń. W międzyczasie skończył owijać drugą dłoń.
Odskoczyłem od Adama, unosząc dłonie do góry i dając mu jasno do zrozumienia, że robimy przerwę.
– Ta wiedza nie jest ci potrzebna – ostrzegłem tonem szefa.
– Patrick – odezwał się Adam z tyłu.
– Nie! – zaprzeczyłem.
– Kazałeś mi ją chronić – przypomniał Marco niewzruszony, biorąc się pod boki.
– Trzymaj ją z daleka od Javiera Delgado, a wszystko będzie w porządku – poradziłem.
– Czemu Delgado chciałby zrobić krzywdę twojej żonie, poza oczywistym faktem, że jest twoją żoną? Chyba, że aż tak bardzo chce się pozbyć Marii? – Spytał Marco z niesmakiem. – Jakby cokolwiek zrobił Anji zmietlibyśmy go z powierzchni ziemi i postarali, żeby nikt nigdy nie wspominał jego imienia. Wymazany z historii.
Podniosłem linę ze słowami.
– Zapraszam do świątyni.
Marco był równie zdeterminowany, żeby mi wpierdolić co ja, żeby to samo zrobić jemu. Dopiero po paru minutach walki i wymiany ciosów byliśmy w stanie zamienić kilka słów. Odezwałem się dopiero po skończonym treningu. Adam w tym czasie obserwował nasze zmagania, usiłując mnie przekonać.
– Poza oczywistym argumentem, bezpieczeństwem żony, są jeszcze inne przesłanki, Patrick.
– Nie!
– To, że powiemy jemu, nie znaczy, że powiemy wszystkim – argumentował.
– Nie! – sapnąłem, waląc Marco w jego uroczą buźkę.
– Pretendujesz do posiadania małżeństwa doskonałego? – sarknął Marco, ocierając kącik ust, rozmazując krew po owijkach. – Nie mówicie sobie o problemach, więc się nie kłócicie?
– Pierdol się!
– Puściłeś ją kantem i teraz laska z dzieckiem stanęła na naszym progu?!
Zamarłem na sekundę, ale ta sekunda pozwoliła mu przyłożyć mi z prawego sierpowego. Kurwa, niemal się zakryłem nogami, upadając do tyłu. Zwaliłem się na matę ciężko, a ponieważ żaden kolejny cios nie nadszedł, Adam musiał go powstrzymać.
– Jeśli to, kurwa, prawda – pochylił się nade mną, z miną, która przerażała dłużników – trafisz jako numer jeden, na listę najbardziej poszukiwanych celów Margo! O swojej nie wspomnę!
Odtrąciłem Marco i podniosłem się, stając z nim nos w nos.
– Nie zdradziłem mojej żony – wycedziłem, śmiertelnie poważnym tonem. – Czemu, kurwa, każdy uważa, że jedynym moim problemem byłaby zdrada żony!
– Nie musiała być wtedy twoją żoną! – nie spuszczał z tonu.
– Odkąd zabrałem Anję z Dubaju, nie dotknąłem innej kobiety! – przymrużyłem oczy, ale on nie ustępował.
– Zawsze mogę zapytać Margo.
Pieprzona Margo, chodząca encyklopedia sekretów. To mogła być kwestia czasu, kiedy się dowie.
– Amalia żyje i ma się dobrze – doszedł nas cichy głos Adama.
– Pojebało cię! – warknąłem z wściekłością.
Marco odwrócił się gwałtownie w jego stronę.
– Zechcesz powtórzyć, kurwa? – warknął z niedowierzaniem. – Bo mi chyba jakiś kawałek siarki utknął w uszach, jak przekraczałem próg tego piekła!
– To, co słyszałeś! – wycedziłem.
Spojrzał na mnie mrużąc oczy.
– Czy ty mi mówisz, że upozorowałeś śmierć swojej byłej żony? Jeszcze mi powiedz, że śmierć Montrose nie była przypadkowa!
– Nie była – przytaknąłem.
Przymknął na chwilę oczy, a kiedy je otworzył, bardziej przypominał demona wypuszczonego z piekła, niż anielskiego obrońcę Anji.
– A Anja nawet nie wie, że byłeś żonaty, co?
– Tak, już mu to wygarnąłem, więc chill Marco! – rzucił Adam, wchodząc między nas i rozdzielając na długość swoich ramion.
– Wy dwaj naprawdę, ale to naprawdę, tym razem zjebaliście epicko. – Stanął naprzeciwko nas, a agresja wręcz z niego emanowała. – I tym razem stanę po jej stronie.
– Przeciwko mnie? – upewniłem się, unosząc arogancko brew.
– Tak, kurwa, przeciwko tobie. Mogłeś jej powiedzieć.
– Nie pytała, kurwa! To nie miało znaczenia! – ryknąłem, zakładając dłonie na kark.
Marco cofnął się o krok, patrząc na Adama.
– To co się zmieniło?
– Filip jest śmiertelnie chory. – Odparł zapytany. – Został mu może rok.
– I Delgado po śmierci syna będzie się chciał wycofać? – nie dowierzał. – I czemu miałby to być nasz problem? Synalek pewnie narobił bachorów w międzyczasie, Javier ją przygarnie wraz z dobytkiem i dorobkiem.
Wymieniłem spojrzenia z Adamem, podnosząc telefon z maty i przeglądając alerty. Anja wstała i była w kuchni.
– Delgado wyparł się syna, to po pierwsze, po drugie czynnie uczestniczył w fingowaniu jego śmierci, musiałby się przyznać do tego, żeby przyjąć ją pod swój dach. I najważniejsze Leo ma objąć tron zamiast Flipa, te dzieciaki, wszystkie pięć, to chodzące zagrożenie.
– Kurwa! – ryknął Marco. – Trzeba było już wtedy, tę sukę zajebać!
– Nie mogłem, Marco! – przyznałem, z trudnością cedząc słowa.
– Mogłeś, trzeba było wysłać Alessiego.
– Była w ciąży – wtrącił się Adam.
– Z Filipem? – dociekał Marco, postępując krok do przodu.
– Na pewno, kurwa, nie ze mną – niemal wyplułem te słowa – bo nie tknąłem suki od miesięcy przed rozwodem.
– Więc z kim? – skrzyżował ramiona na piersi.
– Jak cię to, kurwa, tak interesuje, to leć do Sagres i ją zapytaj! – warknąłem, zdejmując owijki.
– Więc Delgado chce, żebyśmy zapewnili bezpieczeństwo jego bękartom? – Marco nie owijał w bawełnę. – Co go powstrzymuje przed sfingowaniem kolejnych śmierci i ukryciem ich?
– Chyba nie pamiętasz jaka była Amalia! – mruknął Adam.
– Królowa chce znów posadzić dupę na tronie? – sarknął. – To nie znajdzie najbliższy sracz i zajmie kibel, obwołując się królową mafii, dzierżąc szczotkę do toalety jak berło.
– I nawet moja żona i dzieci jej nie powstrzymują.
– Ile mamy czasu?
– Do śmierci Filipa – oznajmiłem.
– To kurwa zacznijmy się modlić, żeby Anja urodziła, zanim rozpocznie się cyrk.
– Amen! – przytaknąłem poważnie.
– Albo jej powiedz? – zasugerował.
– Nie, no pewnie wparuję zaraz do kuchni i oznajmię jej, że miałem żonę, która mnie zdradzała na prawo i lewo. Jest się kurwa czym chwalić! – warknąłem, wycierając się z potu ręcznikiem.
– Pewnie, okłamuj ją!
– Dopiero wyszła ze szpitala! – przypomniałem. – Straciła matkę, może na razie wystarczy złych wiadomości? Czy mam ją popchnąć na samo dno?! Nic mnie z Amalią nie łączy i jeśli dopnę swego, nigdy nie postawi nogi na tej ziemi. Delgado nam coś obiecał! – przypomniałem twardo. – Ma tak samo dużo do stracenia jak my. A może nawet więcej.
– Ale nie przewidział, że Filip zachoruje.
– Nic mnie to nie obchodzi! – warknąłem, zmierzając do drzwi. – A teraz pozwól, że pójdę do kuchni, zanim Anja i Gia skoczą sobie do gardeł.
– Czyżby zwiedzanie Warszawy nie było wystarczająco zajmujące? – spytał Adam z rozbawieniem.
– Słucham? – odwróciłem się do niego, nie rozumiejąc.
– Wkurwiła Sofię – oznajmił autorytatywnie – a ja, w odróżnieniu od ciebie, w stosunku do mojej kobiety, nie pobłażam, więc Alessi zafundował jej lokalną przygodę w stylu Marju. Ponoć nie była zachwycona – dodał, idąc w moją stronę – ale chyba wiadomość dotarła głośno i wyraźnie. Mogłem też coś wspomnieć na koniec o Angelice Russo, która skończyła w burdelu Bratvy.
Akurat to było naciągane, bo nigdy tam nie trafiła. Wania się nią zajął, mogło to być lepsze niż burdel, ale kto wie, jaki jest ten ruski pojeb. Niby był prawą ręką Nikolaya, ale do kobiet mógł mieć różny stosunek. Dla nas najważniejsze było, że wybił sobie z głowy Sofię. Co robił z Angelicą Russo? Chuj mnie to obchodziło.
Przymknąłem oczy na chwilę, doskonale zdając sobie sprawę, że z Gią nie było to może najlepsze wyjście, ale jeśli będzie skuteczne, to byłem Adamowi dłużny. Za bardzo chyba skoncentrowałem się na chronieniu żony, zamiast pozwolić jej samej raz na zawsze rozwiązać problem. Jednak Anja po urodzeniu Antonii, nie była już tą samą zadziorą, która potrafiła Helenę zmrozić spojrzeniem i obrazić ją tak, żeby cieszyła się na zbliżającą podróż. Zmieniła się, stała bardziej wycofana. Miała depresję i unikała konfliktów, wycofując się do swojej jaskini. Ciekawe czy wiedziała, co Adam zrobił Gii?
Ja miałem swój własny powód, żeby nie interweniować i opieka nad Antonią nim nie była! Może czas podzielić się nim z żoną?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro