Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 18


Anja

Po trzech dniach leżenia plackiem miałam serdecznie dość tej sytuacji. A co by było, gdybym musiała dociągnąć w takim stanie do dziewiątego miesiąca? Leżąc bez ruchu? Beta była wysoko, a łożysko według lekarza wyglądało dzisiaj lepiej. Zakaz przemieszczania się nadal obowiązywał. Nie wolno było mi nosić ciężarów, w tym branie na ręce córki było na: NIE.

Sofia bawiąca się w niańkę od trzech dni, miała szaleństwo w oczach, kiedy wpadła z płaczącą Antonią do pokoju. Oddała mi ją i o dziwo młoda przytuliła się do mnie na parę sekund i lament dziecięcy ustał, za to Sofia zaczęła szlochać.

– Nie wiem, jak ty dajesz radę.

– Nie daję! – odparłam.

Jak na zawołanie Antonia zaczęła się wyrywać i wyć niemiłosiernie, udało jej się nawet parę razy kopnąć mnie w żebra. Mały potwór. Naszym wybawcą okazał się Demetrio. Zabrał ją z łóżka i wziął w ramiona. Powiedział parę słów po portugalsku chyba: już dobrze słoneczko.

– Możesz znaleźć Patricka? – poprosiłam go.

Sofia wysmarkiwała nos w kawałek ligniny. Wytarła oczy mamrocząc coś o zajebistych rzęsach jakie sobie zrobiła, że nie potrzebuje tuszu.

– Nie chcę mieć dzieci! – żaliła się Sofia, przytulając do mojego boku.

– Może twoje nie będzie takie – odparłam z nadzieją.

– A cóż to za mały demon wyje na korytarzu? – spytała Marta, wchodząc do pomieszczenia z kroplówką w dłoni.

– Połączenie genów Eris – Sofia wskazała na mnie – i Szatana!

– No ej – szturchnęłam ją – tak nazywamy dzieci Marianny i Giovanniego. – Marta spojrzała na mnie z radosnym błyskiem w oku. – Nasza znajoma nazwała je pomiocikami szatana. Mała Enigma Leon i psychopata Marcel.

Pielęgniarka się zaśmiała.

– Nie – zaprzeczyła Sofia, ścierając łzy z szyi – dzieciaki Marcel i Leon to dzieci Lucyfera i Lilith.

– Też ładnie – rechotała się dziewczyna, odpinając wężyk. – Czy Antonia jest dzieckiem wysokich potrzeb?

– Według lekarza tak, według mnie po prostu lubi facetów – wyjaśniłam. – Zwróć uwagę, że umilkła w ramionach Demetrio, nigdy nie robi scen Patrickowi.

– No i Gia – dodała z niesmakiem Sofia.

– Gia? Fajne imię – powiedziała z uśmiechem Marta.

– Nie bluźnij! – pogroziła jej palce Sofia. – Laska, gdyby opadła na kolana przez przypadek, to zrobiłaby Patrickowi loda. Nie znoszę suki.

– Sęk w tym, że mała ją lubi – dodałam. – Zachowuje się jak z ojcem, kiedy na mnie, własną matkę i pozostałe z naszego stowarzyszenia: matki żony i kochanki, reaguje alergią.

– Może Antonia ją toleruje, bo traktuje jak faceta?

Sofia spojrzała na Martę i parsknęła śmiechem.

– Znaczy, że Antonia traktuje Gię jak każdego innego faceta? – zaśmiewała się.

Musiałam przyznać, że i mnie to rozbawiło.

– Ona się zachowuje, jakbym ja jej nie chciała – burknęłam. – Znam to uczucie, też byłam „niechciana". Przypadek, który się wydarzył! O nie, sorry – dodałam, unosząc rękę do góry – pretekst.

– Pretekst to ty zaraz mi dasz, żebym ci wlał – doszedł mnie zabarwiony irytacją głos Patricka. Antonia uśmiechała się radośnie w ramionach ojca.

– Ciężarnej nie można denerwować – przypomniała Marta surowym tonem.

– Za to ona może denerwować wszystkich? – spytał, mierząc ją twardym wzrokiem. Niestety na nią te spojrzenia działały. Na mnie już od dawna nie, jeśli kiedykolwiek, do tego potrzebny byłby ten śmiertelnie poważny ton. Zatrzepotałam rzęsami z niewinnym uśmiechem.

– Taki przywilej ciężarnej. Przyjdę za dwie godziny podłączyć kolejną – poklepała mnie po ramieniu i wyszła.

– Antonia daje ci się we znaki? – spytał Patrick Sofię.

– Nie, coś ty – bagatelizowała ironicznie. – Ryczę ze szczęścia i tęsknoty kiedy dorobię się własnych. Ty czekaj – walnęła się w głowę z otwartej dłoni – jesteśmy w szpitalu ginekologicznym, ciekawe czy założą mi spiralę. Na następne trzydzieści lat.

– Dla mnie za późno – zaprzeczyłam, poklepując się po brzuchu.

– Niestety, ale nic straconego dla mnie. A tobie załatwię jedną po cichu, jak urodzisz. – Spojrzała na Patricka. – Zabierz pannę pretensję, gdzieś gdzie nie będziemy słyszały jej wycia i płaczu. Muszę odpocząć psychicznie.

– Wymiękasz po trzech dniach? – spytał z niedowierzaniem.

– Z dzieckiem Eris i Szatana? TAK! – przyznała z ręką na sercu. – Nie wiem, jak to robicie, ale jestem gotowa walić pokłony jak w meczecie, żebyś tylko ją zabrał. Już nawet nie będę psioczyć, że Gia się nią zajmuje.

– Naprawdę? – nie dowierzał.

– Tak, odkryłyśmy jej sekret! Antonia lubi tylko mężczyzn. Najwidoczniej równowaga hormonalna Gii jest po stronie testosteronu, a nie estrogenów – uśmiechnęła się przebiegle. – A żaden z was nie będzie obracał w łóżku faceta.

– Ale rozumiesz, że w pewnym wieku ładna buźka to trochę za mało, żeby kogoś przelecieć? – spytał, sadzając Antonię obok mnie. Uniósł palec do góry, widząc, jak diablica się krzywi, natychmiast przestała. Odruchowo pocałowałam ją w głowę. Zaczęła coś do siebie gadać.

– I gdzie byś potem taką drugą Anję znalazł?

– O to chodzi z eks! – zaśmiałam się, udając wesołość. – Żeby kolejna nie miała nic z poprzedniej.

– Nie, jeśli masz w rękach ideał – zaprzeczył Patrick, patrząc na mnie z ogniem w oczach.

– Dasz nam pogadać samym? – spytała niecierpliwie Sofia.

Patrick pacnął palcem po nosie Antonię.

– Zachowuj się panienko! – Rozkazał, podając jej chrupek kukurydziany, który od razu wepchnęła do buzi i zaczęła memłać. – Jakby zaczęła marudzić, to rozbiliśmy obóz w sali obok.

– Dała ci w kość, co? – spytałam Sofię. – Zwłaszcza że zaczyna raczkować.

– Ona jest czasoprzestrzenna. Jest wszędzie – powiedziała ze zgrozą – odwrócić się na sekundę a ta już zaiwania gdzieś. Ganiając za nią, straciłam chyba z dziesięć kilo przez te trzy dni.

– To właśnie dostajesz, mając dziecko z geniuszem – pogłaskałam Antonię po włoskach w przypływie czułości. Znów zaczęła coś mamrotać. – Margo będzie miała podobny problem.

– My wszystkie będziemy miały ten problem. – Wyciągnęła z torebki kolejny chrupek.

– Na szczęście to dziecko nie ma nic ze mnie. – wypowiedziałam te słowa, ale poczułam ukłucie w sercu. – Oczy po ojcu, nosek po ojcu, włosy też. I ja nie rozwijałam się tak szybko, z tego co mówiła mama. – Zamrugałam, chcąc odgonić łzy. – Szkoda, że nie mogła jej zobaczyć. – Monitor piknął nieznacznie. Wzięłam kilka głębokich oddechów, żeby mi tu wszyscy nie wpadli łącznie z lekarzem, bo ciśnienie mi skoczyło ze wzruszenia. – Nadal jednak nie powie do mnie mama.

Sofia poklepała ją po stópce. Antonia podniosła na nią wzrok znad książeczki, którą obśliniała.

– Ona ma tylko ponad siedem miesięcy, ale... powiedz mama – poprosiła Sofia z uśmiechem.

– Tata – zaśmiała się Antonia, a ja jej zawtórowałam.

– Mama – ponowiła Sofia.

– Gia – Tonia klasnęła w rączki.

Cmoknęłam z rezygnacją.

– Chyba spasujemy po tym, co?

Sofia zmarszczyła brwi.

– Myślisz, że ona ją uczy, że mama to Gia?

– A chuj wie.

– Uj! – zaśmiałam się histerycznie, słysząc to słowo z ust dziecka.

– A zawsze mi się wydawało, że to Patrick będzie ją uczył brzydkich słów – rzuciłam ze śmiechem. – To brzydkie słowo kluseczko, nie powtarzaj go.

– Mama – zawołała szczęśliwa Tonia.

– A więc Gia to mama, a ja to kluseczka! Czad – parsknęłam, kręcąc głową z niedowierzaniem. Książeczka wyleciała w powietrze, rzucona przez małe wszędobylskie rączki.

– Nie będę aportować! – pogroziła jej palcem Sofia, na co młoda się roześmiała, dobrze wiedząc, że będzie wręcz odwrotnie. Mała podła istotka doskonale wiedziała, że ciotka będzie przynosić wszystkie zrzucone zabawki, które nas otaczały. – Puściłabym ją na podłogę – zasugerowała Sofia – niech sobie sama przyniesie, ale po wczorajszej wyprawie do parku...

– Wszystko, co w rączce to do buzi? – zasugerowałam.

– Niemal dostałam zawału, jak usiłowała zjeść piach – przyznała.

– Już jadła i chyba nie smakowało. Oby liści nie jadła.

– Ale było zaskakujące, dla innych mamusiek w parku, zwłaszcza tych, które rozumiały angielski, że ma dopiero niecałe osiem miesięcy. – Relacjonowała Sofia, stawiając Antonię na podłodze. Młoda przytrzymała się przez chwilę jej ręki, a potem odepchnęła jak natręta i na czworaka powędrowała w stronę upuszczonej książeczki. – Jest co najmniej o połowę zdolniejsza niż rówieśnicy, których obserwowałam. Sama zasuwała do przodu, w granicach zmęczenia, przytrzymując się wózka.

Tonia opadła na kolana chwytając w dłonie przedmiot pożądania i zaczęła naciskać na zwierzątka, wydające dźwięki. Moje krzywienie się, musiało jej sprawiać radość, ponieważ za każdym razem mocniej naciskała książeczkę, śmiejąc się głośno.

– Dajmy jej metalową miskę i sztućce. Będzie perkusistką – zażartowała Sofia.

– To jak wrócisz do hotelu, to wiesz, co robić. Poza tym i tak ominęła cię cała zabawa z: wychodzą mi zęby.

– A weź – machnęła ręką i podnosząc głos, chcąc być słyszalną przez szczekanie psa z książeczki – pogadałam z Nicolą, która mi pomagała, też twierdziła, że będę miała ubaw.

– Nie masz bladego pojęcia.

– Szkoda, że polecieli do domu wczoraj.

– A kto w ogóle został? – spytałam, obserwując, jak młoda klapnęła na tyłek przy próbie wstania. Skrzywiła się, rozejrzała wokół i nie widząc reakcji innych, zakołysała się w przód i w tył, i wstała samodzielnie, przytrzymując się sofy. Cwaniara.

– Marianna i Giovanni też wylatywali wczoraj do Palermo razem z Marco i Margo. W sumie zostaliśmy tylko my, Leo, Nico i jeszcze dwóch ludzi. I wiadomo panna najważniejsza. Gia – wymówiła jej imię z niesmakiem.

– Nadal jesteście w hotelu?

– Nie, okupujemy dom Oli i Damiana. Olka jest zachwycona Antonią. A zwłaszcza samodzielnością, bo mała wciągała samodzielnie śniadanie. Do tego wcina wszystko i o ile jest łagodnie przyprawione, to nie wybrzydza.

Książeczka rzucona przez pokój prześlizgnęła się niemal pod łóżko, a Tonia podreptała na czworaka na drugą stronę kanapy. Sofia zerwała się z miejsca i dobiegła w porę, by złapać ją zsuwającą się w nieudanej próbie zdobycia mebla niczym Mount Everest.

– Gdzie pełzniesz – podniosła ją do góry a młoda zapiszczała wyrywając się. Postawiona na nogach spróbowała jeszcze raz. Tym razem z pomocą zrobiła to skutecznie. – Jak się czujesz?

– Nie chcę tu być. Nudzi mi się, a jedyną rozrywką są goście.

– A co będzie, jak będziesz musiała tak spędzić czas do dziewiątego miesiąca?

– Nie strasz! Lekarz stwierdził dzisiaj, że już to wszystko wygląda lepiej, więc jest nadzieja.

Antonia wrzasnęła jakieś słowo. Spojrzałyśmy na siebie z konsternacją. Posiadanie trzy językowego dziecka sprawiało, że musiałaś, chociaż starać się zrozumieć.

– To nie było po polsku.

– Ani po angielsku – dodała. – Został nam portugalski, ale nie zrozumiałam tego słowa – spojrzała na mnie. – Może zacznij się uczyć słówek, masz w końcu męża pod ręką.

Młoda znów krzyknęła to samo, wyciągając ręce do góry.

– Patrick nauczył mnie już wszystkich około łóżkowych. Tych mniej kulturalnych i tych bardzo wulgarnych.

Sofia parsknęła śmiechem biorąc Tonię na ręce, która uderzyła ją otwartymi dłońmi po obojczykach.

– Bo wylądujesz na podłodze – ostrzegła.

– Pamiętaj, że w grożeniu dziecku chodzi o to, żeby to było wykonalne – poradziłam. Antonia znów pełzła z książeczką w ręku, a Sofia dreptała tuż za nią. – Gia ci nie pomaga?

Przyjaciółka wydęła wargi.

– Staram się jej nie prosić, ale kiedy wypada czas Adama, bezlitośnie wtedy nawet po godzinie oddaje ją Gii, bo jak twierdzi, musi się zająć mną. Dzięki temu dostaję masaż stóp, pleców i innych części ciała. Wczoraj Antonia marudziła około siedemnastej.

– To czas drzemki.

– Adam usiłował ją uśpić, ale po pięciu minutach, wepchnął ją w ramiona Gii, którą wezwał na górę i wystawił obie na korytarz. A wierz mi, Antonia urządzała już wtedy koncert na dwa płuca.

Stłumiłam nerwowy chichot, przytykając dłoń do ust z przepraszającym wyrazem twarzy.

– Dzisiaj rano Gia ubzdurała sobie, że weźmie Tonię, wózek i sobie pozwiedza okolicę, bo widziała park. Kretynka jakaś! Dziecko szefa mafii przebywa w obcym kraju, a ta debilka chce iść na spacer... – skrzywiła się, kręcąc z naganą głową. – Wyobraź sobie, że dodała, iż weźmie Leo, Nico i Demetrio, jako ochronę. Nico rzucił tylko zjadliwie: ale jednocześnie? To ja zaklepuje tylne wejście. – Ze zdumienia, otworzyłam aż usta, imitując karpia. Nie do pomyślenia, żeby uroczy, zawsze roześmiany Nico, powiedział coś takiego i to do kobiety. Publicznie! WOW! – Adam był bezlitosny, i w paru zdaniach powiedział jej, że jest w pracy, a nie na wakacjach i jak docenia uroki Warszawy, może się tu wybrać na urlop, jak go będzie miała.

– Uhhhhh musiało się to nie spodobać królowej.

– Odpaliła, że nie jest jego niewolnicą, tylko pracuje dla Patricka.

– Ups – chichotałam dalej jak wariatka.

– Adama ciężko wkurwić – oczy Sofii były pełne nieskrywanej satysfakcji z tego, co się stało – ale spojrzał na nią jak na ostatniego śmiecia i zapytał, czy ma jej to udowodnić. Niemal brutalnie wyciągnął ją z apartamentu, nie mówiąc mi, gdzie się wybierają. Nie było go może z dziesięć minut, ale słyszałam, jak na korytarzu mówił do Alessiego...

– Słyszałaś? Chyba podsłuchiwałaś!

– No co? – Wzruszyła ramionami, bez żadnej skruchy. – Nawet sobie uchyliłam drzwi, żeby było lepiej słychać. Miałam dobre alibi, Tonia siedziała z książeczką tuż przy tym skrzydle, które się nie otwierało.

Rechotałam się już jak głupia, usiłując wyobrazić tę scenę.

– Ja pierdolę, kocham cię!

– Wzajemnie, ale do rzeczy: Adam powiedział Alessiemu, że skoro Gia jest tak żądna przygód i zwiedzania, zasługuje by przed wylotem, zafundował jej grand tour po Warszawie, jakie kiedyś sprawił Marju.

Zatkało mnie!

– Czy ty wiesz, co to znaczy? – spytałam podejrzliwie.

– A czy któraś z nas nie wie, że ten pojeb zabrał ją do najgorszego burdelu w mieście, żeby zademonstrować, co się stanie, jak nie zgodzi się na ten układ?

– Będę dłużna Adamowi! – Uśmiech nie schodził mi z ust. – Właśnie awansował na mojego bohatera!

– Ktoś musiał coś zrobić, ja mogłabym ją co najwyżej zwyzywać od suk i małolat. Zafundować laxigen, żeby miała sraczkę i inne licealne zagrywki, może jakieś prochy na dobry odlot. – Sofia machnęła ręką. – Dlatego Adam musiał wkroczyć, bo widział już, jak mrużyłam oczy, żeby się na nią rzucić z pazurami.

– Gdyby Patrick tak robił – rozmarzyłam się.

– Wczoraj zasnęłam Adamowi w czasie masażu – zaśmiała się. – Ale byłam tak zmęczona po całym dniu z Antonią, że nie dałam rady. Chyba coś w końcu zaczyna docierać do tej zakutej pały, że posiadanie dzieci to nie jest cud miód i orzeszki, a jak będziemy mieć nieco szczęścia, dostaniemy dziecko pomiędzy waszym małym tyranem a Ivo.

– Tylko się modlić, żeby nie wyszły wam jak Leon i Marcel – zażartowałam.

Sofia przeżegnała się, a to już coś mówiło jak na osobę, która była raczej niewierząca.

– Boże chroń królową – wymamrotała z namaszczeniem.

– Znaczy ciebie! – zaśmiałam się głośno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro