Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdzial 1 część 1

Chłodny, jesienny, wrześniowy poranek skrywał postać stojącą przy wielkim okrągłym oknie. Wpatrywała się w przestrzeń, a jej tożsamość była ukryta za kapturem.
-nooroo widzisz jaki ten świat jest nudny i smutny ? Może  trochę się zabawimy ?
-co masz na myśli?- różowe stworzonko mniejszych rozmiarów pojawiło się obok postaci.
-wyciągniemy z ludzi negatywne emocje! Smutek, złość, zazdrość!
-ale tak nie wolno! moc kwami nie jest do czynienia zła ! Może to prowadz-
-dosyć! jestem twoim panem i to ja decyduje co masz robić
-ale..
-nooroo!
-tak panie..
-dobrze nooro, czas rozsprostwać skrzydła
-nagle, po minięciu kilku sekund, może minut pojawił się wysoki mężczyzna w stroju ćmy.
-zacznijmy zabawę- Nie wiedział, że ktoś przejrzał już jego plany, był niczego nieświadomy.
W centrum Paryża stoi mała, chińska klinika. Prowadzona jest przez starszego Pana o imieniu Fu.Właściciel kliniki, zajął miejsce przy stole siadając na wygodnym krześle, próbował przeglądać papiery, rachunki, lecz jego przydługie włosy utrudniały mu to wpadając na siłę w oczy.
-Oh, Wayzz, coś się stało?- zielony kwami wyglądał na wystraszonego.
- Fu, coś się stało z Nooroo!- mały stworek szybko wykrzyczał sekwencje słów.
Starszy Pan spoważniał i wpatrywał się w przyjaciela- Co takiego!?
- Ktoś źle wykorzystuje jego moc- kwami wyglądał jakby miał się rozpłakać, jednak był silny i próbował wytrwać do konca
- Musimy ochronić resztę kwami- dokończył zdecydowany.Mężczyzna poderwał się i szybko podszedł do szafy. Nerwowo szukał wzrokiem szkatułki, którą po chwili wziął do ręki i położył na stole. Kwami spoglądał to na szkatułkę to na Pana Fu, dojrzał tam kilka przedmiotów.
- Trzeba je ukryć- starszy zamyślił się wlepiając wzrok w skrzynkę

Hm... Znajdziemy kogoś, spokojnie- starszec z delikatnym uśmiechem pogłaskał zwierzątko po główce.
- Boję sie...
- Wiem, gdybym sam mógł- odpowiedział wyraźnie zaniepokojony.
- Fu, nie możesz, jesteś chory- przyjaciel z troską próbował powstrzymać właściciela kliniki.
Starszy Pan wziął głęboki wdech
- Chodźmy już...
Podszedł do wieszaka i zabrał jasnobrązowy płaszcz, uwadzial go i wyszedł.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro