Rozdział 16
~Marinette~
Rano wstałam z bólem głowy i nie tylko. Byłam cała obolała. Podniosłam się z łóżka do pozycji siedzącej.
-Marinette,dobrze się czujesz?- spytała troskliwie Tikki.
Spojrzałam na nią. Kwami zajadało ciastko. Posłałam jej miły uśmiech.
-Tak,tylko jestem jakby obolała i boli mnie głowa.
Kwami tylko nad czymś rozmyślała. Ja zeszłam z łóżka i podeszłam do szafy. No tak...dzisiaj poniedziałek. Szkoła. Popatrzyłam co mogłabym założyć. Wzięłam czarne dżinsy z dziurami,siwą bluzkę z napisem,granatową bluzę I do tego czarne trampki. Schowałam Tikki do torby. Przygotowana już do szkoły zeszłam na dół zjeść jeszcze śniadanie.
-Mamo...
-Hym?- Sabine'a odwróciła się od kuchenki do córki.
-Bo...boli mnie głowa...
-Już,poczekaj- wyciągnęła opakowanie z tabletkami. Wycisnęła mi jeden tabletek i podała- Powinna pomóc.
Połknęłam ją popijając herbatą z cytryną.
-Dzięki mamo- pocałowałam ją w policzek.
-Proszę.
Po chwili nie miałam nic na talerzyku. Spakowałam swoje drugie śniadanie do torby. Wychodząc powiedziałam ,,Pa!".
Idąc sobie powoli do szkoły,zauważyłam jakiegoś chłopczyka,który pewnie spieszył się do szkoły i się przewrócił. Podbiegłam do niego. Pomogłam mu wstać i powiedziałam:
-Nic ci nie jest?
-Boli.
-Co boli?- Zaczynałam się martwić o niego.
-Kolano...- zaczął płakać.
-Pokaż- powiedziałam.
Zadarłam mu nogawkę od spodni do góry. Rzeczywiście,starł sobie kolano. Wyciągnęłam chusteczki higieniczne i wodę. Namoczyłam husteczkę wodą i powoli przecierałam jego kolano.
-Boli!- spojrzałam na niego.
-Za chwilkę przestanie.
Wzięłam suchą husteczkę i wytarłam kolano.
-Możesz iść do szkoły- powiedziałam.
Chłopiec uśmiechnął się i rzucił mi się na szyję (ona klękała jakby co,~autorka~).
-Ej! Bo mnie udusisz! - zaśmiałam się,żartując.
-Jesteś dzielna jak Biedronka!- puścił mnie zadowolony.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Tak,tak. A teraz idź do szkoły,żebyś się nie spuźnił. Tylko ostrożnie!- dodałam.
Z uśmiechem na twarzy poszłam dalej.
~Chat Noir~
Patrzyłem na to zdarzenie przez cały czas. Odkąd Nathanael zrobił Mari krzywdę,obserwuje ją. Być może będzie potrzebować mojej pomocy,gdy on będzie coś chciał jej zrobić. Szybko zeskoczyłem z dachu i w uliczce powiedziałem:
-Plagg,chowaj pazury!
Detransofmacja dobiegła końca. Szybkim truchtem dołączyłem do Marinette,która szła. Szłem obok niej,trzymając ręce w kieszeniach spodni.
-Hej- powiedziałem.
-O,hej,Adrien. A ty nie samochodem?-zapytała.
-A nie. Postanowiłem się przejść.
-Aha.
-Wiesz...
-Hym?
-Bo...widziałem jak pomagałaś temu chłopcu.
-E tam. Nic takiego- machnęła ręką.
-Dobrze mieć kogoś,kto cię ochroni,co nie?
-Pewnie!- odpowiedziała.
W tym momencie weszliśmy do klasy i usiedliśmy na swoich miejscach.
-Hej ziom!- powiedział Nino.
-Siema!
Nino schylił się i szepnął mi do ucha:
-Coś między wami jest?- wskazał ruchem głowy na Marinette.
-Nie- powiedziałem - A czy coś się stało,Nino?
-No...w zasadzie to nic...
~Marinette~
(Po lekcjach)
Siedziałam sobie na balkonie razem z Tikki. Czytałam książkę. Bardzo mnie wciągnęła.
-M-marinette?
-Tak Tikki?- zapytałam odrywając się na chwilę od książki. Zobaczyłam,że Tikki jest...zmartwiona i poważna. Jeszcze nigdy jej takiej nie widziałam. To musi być poważna sprawa- Co się stało?
-Pamiętasz spotkanie z Nathanael'em?
-Tak- przedłużyłam słowo.
-Muszę ci coś bardzo ważnego powiedzieć...
~Chat Noir~
Odpocząłem po patrolu na jednym z dachów.
-No nic...Trzeba wracać do domu- powiedziałem do siebie niechętnie.
Przeskakiwałem nad piekarnią rodziców Marinette. Ale usłyszałem coś. Taki...piskliwy głos? Postanowiłem to sprawdzić. Głos dobiegał z balkonu dziewczyny. Schowałem się za skrawkiem dachu,tak aby mnie nie zauważyła i wychyliłem głowę. NIE WIERZĘ...C - czy T-to Kwami?!? Kwami Biedronki?!? C- czyli M-marinette T-to Biedronka?!? Wpatrywałem się z niedowierzaniem...Jaki ja ślepy byłem przez ten cały czas...Jak w ogóle jej nie zauważyłem...
-Muszę ci coś powiedzieć- powiedziało jej Kwami.
-Co takiego?- zapytała granatowowłosa.
-Bo...Pamiętasz spotkanie z Nathanael'em?
-Tak.
-Bo widzisz...on...cie zgwałcił...
-...CO?!?!- Marinette prawie by spadła z krzesełka. Szybko oddychają i trzymała się za serce.
-Marinette! Uspokój się! Daj mi dokończyć!- nalegało jej Kwami.
Usiadła z powrotem na fotelu i wzięła głęboki oddech. Miała łzy w oczach.
-Mów dalej ,Tikki- powiedziała drżącym z emocji głosem.
-Przykro mi z twojego powodu,Mari...niestety wszystko słyszałam. I musisz uważać na Lisa- powiedziała stanowczo.
-D-dlaczego?
-Ponieważ...to ON jest Lisem...
Kolejny szok dla nas obojga,pomyślałem...
-A-a-ale j - Jesteś p-pewna?!-zapytała Marinette.
-W stu procentach,Mari. Poza tym,słyszałam jak rozmawiał ze swoim kwami.
-Dobrze,Tikki wystarczy. Dziękuję,że mi o tym powiedziałaś! Bardzo ci dziękuję kochana. Kocham cie za to Tikki- przytuliła swoje Kwami,ucałowała w jej małą główkę i weszły do środka.
Ja zaś wstałem i wpatrywałem się w fotel,na którym siedziała Moja Pani. Po jakimś czasie zorientowałem się,że stoję tu już zbyt długo. Wróciłem szybko do domu.
Podczas patrolu
~Marinette~
Usiadłam w naszym miejscu na dachu. Zaraz po mnie usiadł obok Chat.
-Witaj,My Lady- powiedział.
-Witaj Kocie.
Spojrzałam na niego.
-Co dzisiaj taki nie w humorze?- zagadnęłam.
-Dowiedziałem się czegoś złego,ostatnio...
-Co takiego?- zapytała.
-Niestety nie mogę ci powiedzieć Biedronko. Sprawy prywatne.
-Rozumiem- przypomniała mi się rozmowa z Tikki. To było straszne...Przynajmniej dobrze,że nic nie pamiętam.
~time skip~
-To narazie!- powiedziałam do Chata i Lisa.
-Do zobaczenia- powiedział Lis z tym swoim parszywym uśmiechem, jaki mu się malował. Lekko się przestraszyłam, ja jego widok.
-Do widzenia,My Lady!- odparł z uśmiechem ciepło Kot.
Posłałam Chat'u uśmiech i ruszyłam w stronę mojego domu.
Wskoczyłam przez okno.
-Tikki,odkropkuj!
Sięgnęłam po ciastka.
-Już się skończyły?- zapytałam Tikki - Poczekaj chwilkę,zaraz ci przyniosę!
~time skip~
-To ja już idę spać,Mari. Miłych snów- wleciała do szufladki Tikki.
-Tobie również- powiedziałam.
Po wykąpaniu się,itp. przyszłam do pokoju. Rozpuściłam włosy i gdy miałam zgaszać światło,poczułam zimny powiew powietrza. Wiedziałam już co się stało...O-on tu jest! Poczułam jak łapie mnie za biodra i odwraca w swoją stronę. Uśmiechał się ,,niby przyjaźnie".
-Witaj Mari- powiedział.
-Em...Hej! Co cie tu do mnie sprowadza?- zapytałam lekko drżącym głosem. Nie chciałam dawać upust emocjom.
-Wpadłem zobaczyć,co u ciebie?
-No...jak widzisz to narazie nic ciekawego...-Coraz bardziej się go bałam. Serce mimowolnie przyspieszało bicie.
-Może...masz ochotę na...
-Nie Lisie- przerwałam mu-chciałabym iść spać,jutro się nie wyśpię- powiedziałam. Dobrze wiedziałam co ma na myśli...
-Ale...
-Naprawdę Lisie- nalegałam. Tak naprawdę,w środku cała się trzęsłam ze strachu.
Zrobił skwaszoną minę. Teraz już się bałam. Patrzyłam na niego nie wiedząc co mogę zrobić.
-Yhym- odezwał się.
Podszedł do mnie blisko. Przyszpilił mnie do ściany. Oparł swoje czoło o moje i wpatrywał się we mnie.
-Nie martw się,nic ci nie zrobię. Chce tylko jednego- poruszył brwiami.
-N-nie...
-Dlaczego? Nie bój się mnie. Zobaczysz,spodoba ci się- nalegał.
-N-nie!- krzyknęłam cicho. Mój oddech był niespokojny.
-W takim razie...
Rzucił mnie na łóżko i rozbierał. Płakałam...nie...on nie może mi zrobić tego drugi raz!
W tej chwili dostał czymś mocno w głowę.
-SPADAJ Z TĄD,ALE TO JUŻ!- warknął jakiś męski głos.
-Znowu ty!- powiedział Lis.
-Tak! To znowu ja! Miło mi cię widzieć,a teraz wypad z tąd!- warknął.
Zaczęła się bójka. Otarłam łzy spływające z moich oczu. Pośpiesznie ubrałam i poprawiłam na sobie ubrania. Teraz wiem kim był mój obrońca...to Chat.
Lis oberwał mocno z tyłu głowy z metalowej laski Chat'a.
-Ał...!- wydał z siebie Lis.
-A to zaraz będziesz miał większe "Ał"!- przedrzeźniał go Kot.
Złapał go jedną ręką za kołnierz,a drugą pod ramię i tak oto wywalił go przez okno,zamykając je potem.
Chat oddychał ciężko. Podszedł do mnie. Wysunęłam się z pod kołdry i usiadłam na przeciwko niego. Spojrzeliśmy sobie w oczy. W oczach Chat'a widać było smutek,żal i gniew. W moich pewnie zaś szczęście,troskę i wdzięczność.
-Kocie...dziękuję Ci...
-Do usług Księżniczko.
-Nie wiem jak by to się skończyło,gdyby nie ty...- powiedziałam.
-Ci...już,spokojnie. Nic ci nie grozi,rozumiesz?- uniósł mój podbródek. Spojrzałam w jego zielone,kocie oczy. Pokiwałam głową.
Przytulił mnie. Objął mnie swoimi rękoma moje plecy,a ja,jego szyję.
-Dziękuję - wyszeptałam.
-Do usług,Księżniczko.
Czułam jak jego oddech jest blisko mojej szyi. Spojrzałam na niego zaskoczona. On zbliżał się twarzą do mojej. Gdy dzieliły nas już tylko centymetry powstrzymałam go ręką.
-Kocie,przepraszam,ale...ja...nie mogę- powiedziałam.
-Nie szkodzi- odparł.
Wziął rękę w moją,którą go odepchnęłam i pocałował ją,patrząc mi się w oczy. Zarumieniłam się lekko i spuściłam wzrok. Przytulił mnie. To było...przyjemne uczucie. Jakbym...no nie umiem tego opisać...
Zaciągnęłam się jego zapachem. Pachniał miętą. I...camembertem? Dziwne...Ale to przecież szurnięty Kotek.
-Księżniczko?
-Hym?-zapytałam.
-Jakby coś jeszcze ci robił,czy coś...powiedz mi o tym,dobrze?
-Oczywiście,Chat.
-Cieszę się,Księżniczko.
-I nie nazywaj mnie tak.
-Okej Księżniczko.
Zaśmiałam się pod nosem. Chat zaciągnął się moim zapachem.
-Pachniesz jak...ciastka i truskawki. Mniam.
Zachichotaliśmy w tym samym czasie.
Odsuneliśmy się od siebie. Poruszył brwiami.
-Weź przestań- uśmiechnęłam się- A ty jak mięta i Camembert.
-Niezbyt dobrane zapachy,nie?- uśmiech nie schodził mu z twarzy.
-No raczej nie.
-Ale twój- złapał mnie za dłoń i ponownie spojrzał mi w oczy- Tak.
Spojrzałam na zegar,wiszący na ścianie. Wskazywał prawie północ. Chat spojrzał też w tym kierunku. Spojrzeliśmy na siebie. Uśmiech mu zszedł.
-Wybacz,Purrrnices,ale muszę już wracać- powiedział.
-To...pa Kocie .
-Do zobaczenia,Marinette.
Złapał w swoje ręce mają twarz i pocałował delikatnie w policzek. Siedząc tak,wpatrywałam się w sylwetkę oddalającego się Kocura. Zamknęłam okno i położyłam się spać. Dotknęłam policzka tam,gdzie zostawił mi pocałunek. Rozmarzona o Kocie szybko zasnęłam,czując,że jestem już bezpieczna.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej.
Co tam? Jak tam?
Fajne mam wgl te rozdziały? xD
To...do następnego.
Bayo!
(POPRAWIONE)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro