Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

~Marinette~

Rano wstałam z bólem głowy i nie tylko. Byłam cała obolała. Podniosłam się z łóżka do pozycji siedzącej.

-Marinette,dobrze się czujesz?- spytała troskliwie Tikki.

Spojrzałam na nią. Kwami zajadało ciastko. Posłałam jej miły uśmiech.

-Tak,tylko jestem jakby obolała i boli mnie głowa.

Kwami tylko nad czymś rozmyślała. Ja zeszłam z łóżka i podeszłam do szafy. No tak...dzisiaj poniedziałek. Szkoła. Popatrzyłam co mogłabym założyć. Wzięłam czarne dżinsy z dziurami,siwą bluzkę z napisem,granatową bluzę I do tego czarne trampki. Schowałam Tikki do torby. Przygotowana już do szkoły zeszłam na dół zjeść jeszcze śniadanie.

-Mamo...

-Hym?- Sabine'a odwróciła się od kuchenki do córki.

-Bo...boli mnie głowa...

-Już,poczekaj- wyciągnęła opakowanie z tabletkami. Wycisnęła mi jeden tabletek i podała- Powinna pomóc.

Połknęłam ją popijając herbatą z cytryną.

-Dzięki mamo- pocałowałam ją w policzek.

-Proszę.

Po chwili nie miałam nic na talerzyku. Spakowałam swoje drugie śniadanie do torby. Wychodząc powiedziałam ,,Pa!".

Idąc sobie powoli do szkoły,zauważyłam jakiegoś chłopczyka,który pewnie spieszył się do szkoły i się przewrócił. Podbiegłam do niego. Pomogłam mu wstać i powiedziałam:

-Nic ci nie jest?

-Boli.

-Co boli?- Zaczynałam się martwić o niego.

-Kolano...- zaczął płakać.

-Pokaż- powiedziałam.

Zadarłam mu nogawkę od spodni do góry. Rzeczywiście,starł sobie kolano. Wyciągnęłam chusteczki higieniczne i wodę. Namoczyłam husteczkę wodą i powoli przecierałam jego kolano.

-Boli!- spojrzałam na niego.

-Za chwilkę przestanie.

Wzięłam suchą husteczkę i wytarłam kolano.

-Możesz iść do szkoły- powiedziałam.

Chłopiec uśmiechnął się i rzucił mi się na szyję (ona klękała jakby co,~autorka~).

-Ej! Bo mnie udusisz! - zaśmiałam się,żartując.

-Jesteś dzielna jak Biedronka!- puścił mnie zadowolony.

Spojrzałam na niego zdziwiona.

-Tak,tak. A teraz idź do szkoły,żebyś się nie spuźnił. Tylko ostrożnie!- dodałam.

Z uśmiechem na twarzy poszłam dalej.

~Chat Noir~

Patrzyłem na to zdarzenie przez cały czas. Odkąd Nathanael zrobił Mari krzywdę,obserwuje ją. Być może będzie potrzebować mojej pomocy,gdy on będzie coś chciał jej zrobić. Szybko zeskoczyłem z dachu i w uliczce powiedziałem:

-Plagg,chowaj pazury!

Detransofmacja dobiegła końca. Szybkim truchtem dołączyłem do Marinette,która szła. Szłem obok niej,trzymając ręce w kieszeniach spodni.

-Hej- powiedziałem.

-O,hej,Adrien. A ty nie samochodem?-zapytała.

-A nie. Postanowiłem się przejść.

-Aha.

-Wiesz...

-Hym?

-Bo...widziałem jak pomagałaś temu chłopcu.

-E tam. Nic takiego- machnęła ręką.

-Dobrze mieć kogoś,kto cię ochroni,co nie?

-Pewnie!- odpowiedziała.

W tym momencie weszliśmy do klasy i usiedliśmy na swoich miejscach.

-Hej ziom!- powiedział Nino.

-Siema!

Nino schylił się i szepnął mi do ucha:

-Coś między wami jest?- wskazał ruchem głowy na Marinette.

-Nie- powiedziałem - A czy coś się stało,Nino?

-No...w zasadzie to nic...

~Marinette~
(Po lekcjach)

Siedziałam sobie na balkonie razem z Tikki. Czytałam książkę. Bardzo mnie wciągnęła.

-M-marinette?

-Tak Tikki?- zapytałam odrywając się na chwilę od książki. Zobaczyłam,że Tikki jest...zmartwiona i poważna. Jeszcze nigdy jej takiej nie widziałam. To musi być poważna sprawa- Co się stało?

-Pamiętasz spotkanie z Nathanael'em?

-Tak- przedłużyłam słowo.

-Muszę ci coś bardzo ważnego powiedzieć...

~Chat Noir~

Odpocząłem po patrolu na jednym z dachów.

-No nic...Trzeba wracać do domu- powiedziałem do siebie niechętnie.

Przeskakiwałem nad piekarnią rodziców Marinette. Ale usłyszałem coś. Taki...piskliwy głos? Postanowiłem to sprawdzić. Głos dobiegał z balkonu dziewczyny. Schowałem się za skrawkiem dachu,tak aby mnie nie zauważyła i wychyliłem głowę. NIE WIERZĘ...C - czy T-to Kwami?!? Kwami Biedronki?!? C- czyli M-marinette T-to Biedronka?!? Wpatrywałem się z niedowierzaniem...Jaki ja ślepy byłem przez ten cały czas...Jak w ogóle jej nie zauważyłem...

-Muszę ci coś powiedzieć- powiedziało jej Kwami.

-Co takiego?- zapytała granatowowłosa.

-Bo...Pamiętasz spotkanie z Nathanael'em?

-Tak.

-Bo widzisz...on...cie zgwałcił...

-...CO?!?!- Marinette prawie by spadła z krzesełka. Szybko oddychają i trzymała się za serce.

-Marinette! Uspokój się! Daj mi dokończyć!- nalegało jej Kwami.

Usiadła z powrotem na fotelu i wzięła głęboki oddech. Miała łzy w oczach.

-Mów dalej ,Tikki- powiedziała drżącym z emocji głosem.

-Przykro mi z twojego powodu,Mari...niestety wszystko słyszałam. I musisz uważać na Lisa- powiedziała stanowczo.

-D-dlaczego?

-Ponieważ...to ON jest Lisem...

Kolejny szok dla nas obojga,pomyślałem...

-A-a-ale j - Jesteś p-pewna?!-zapytała Marinette.

-W stu procentach,Mari. Poza tym,słyszałam jak rozmawiał ze swoim kwami.

-Dobrze,Tikki wystarczy. Dziękuję,że mi o tym powiedziałaś! Bardzo ci dziękuję kochana. Kocham cie za to Tikki- przytuliła swoje Kwami,ucałowała w jej małą główkę  i weszły do środka.

Ja zaś wstałem i wpatrywałem się w fotel,na którym siedziała Moja Pani. Po jakimś czasie zorientowałem się,że stoję tu już zbyt długo. Wróciłem szybko do domu.

Podczas patrolu
~Marinette~

Usiadłam w naszym miejscu na dachu. Zaraz po mnie usiadł obok Chat.

-Witaj,My Lady- powiedział.

-Witaj Kocie.

Spojrzałam na niego.

-Co dzisiaj taki nie w humorze?- zagadnęłam.

-Dowiedziałem się czegoś złego,ostatnio...

-Co takiego?- zapytała.

-Niestety nie mogę ci powiedzieć Biedronko. Sprawy prywatne.

-Rozumiem- przypomniała mi się rozmowa z Tikki. To było straszne...Przynajmniej dobrze,że nic nie pamiętam.


~time skip~

-To narazie!- powiedziałam do Chata i Lisa.

-Do zobaczenia- powiedział Lis z tym swoim parszywym uśmiechem, jaki mu się malował. Lekko się przestraszyłam, ja jego widok.

-Do widzenia,My Lady!- odparł z uśmiechem ciepło Kot.

Posłałam Chat'u uśmiech i ruszyłam w stronę mojego domu.

Wskoczyłam przez okno.

-Tikki,odkropkuj!

Sięgnęłam po ciastka.

-Już się skończyły?- zapytałam Tikki - Poczekaj chwilkę,zaraz ci przyniosę!

~time skip~

-To ja już idę spać,Mari. Miłych snów- wleciała do szufladki Tikki.

-Tobie również- powiedziałam.

Po wykąpaniu się,itp. przyszłam do pokoju. Rozpuściłam włosy i gdy miałam zgaszać światło,poczułam zimny powiew powietrza. Wiedziałam już co się stało...O-on tu jest! Poczułam jak łapie mnie za biodra i odwraca w swoją stronę. Uśmiechał się ,,niby przyjaźnie".

-Witaj Mari- powiedział.

-Em...Hej! Co cie tu do mnie sprowadza?- zapytałam lekko drżącym głosem. Nie chciałam dawać upust emocjom.

-Wpadłem zobaczyć,co u ciebie?

-No...jak widzisz to narazie nic ciekawego...-Coraz bardziej się go bałam. Serce mimowolnie przyspieszało bicie.

-Może...masz ochotę na...

-Nie Lisie- przerwałam mu-chciałabym iść spać,jutro się nie wyśpię- powiedziałam. Dobrze wiedziałam co ma na myśli...

-Ale...

-Naprawdę Lisie- nalegałam. Tak naprawdę,w środku cała się trzęsłam ze strachu.

Zrobił skwaszoną minę. Teraz już się bałam. Patrzyłam na niego nie wiedząc co mogę zrobić.

-Yhym- odezwał się.

Podszedł do mnie blisko. Przyszpilił mnie do ściany. Oparł swoje czoło o moje i wpatrywał się we mnie.

-Nie martw się,nic ci nie zrobię. Chce tylko jednego- poruszył brwiami.

-N-nie...

-Dlaczego? Nie bój się mnie. Zobaczysz,spodoba ci się- nalegał.

-N-nie!- krzyknęłam cicho. Mój oddech był niespokojny.

-W takim razie...

Rzucił mnie na łóżko i rozbierał. Płakałam...nie...on nie może mi zrobić tego drugi raz!

W tej chwili dostał czymś mocno w głowę.

-SPADAJ Z TĄD,ALE TO JUŻ!- warknął jakiś męski głos.

-Znowu ty!- powiedział Lis.

-Tak! To znowu ja! Miło mi cię widzieć,a teraz wypad z tąd!- warknął.

Zaczęła się bójka. Otarłam łzy spływające z moich oczu. Pośpiesznie ubrałam i poprawiłam na sobie ubrania. Teraz wiem kim był mój obrońca...to Chat.
Lis oberwał mocno z tyłu głowy z metalowej laski Chat'a.

-Ał...!- wydał z siebie Lis.

-A to zaraz będziesz miał większe "Ał"!- przedrzeźniał go Kot.

Złapał go jedną ręką za kołnierz,a drugą pod ramię i tak oto wywalił go przez okno,zamykając je potem.

Chat oddychał ciężko. Podszedł do mnie. Wysunęłam się z pod kołdry i usiadłam na przeciwko niego. Spojrzeliśmy sobie w oczy. W oczach Chat'a widać było smutek,żal i gniew. W moich pewnie zaś szczęście,troskę i wdzięczność.

-Kocie...dziękuję Ci...

-Do usług Księżniczko.

-Nie wiem jak by to się skończyło,gdyby nie ty...- powiedziałam.

-Ci...już,spokojnie. Nic ci nie grozi,rozumiesz?- uniósł mój podbródek. Spojrzałam w jego zielone,kocie oczy. Pokiwałam głową.

Przytulił mnie. Objął mnie swoimi rękoma moje plecy,a ja,jego szyję.

-Dziękuję - wyszeptałam.

-Do usług,Księżniczko.

Czułam jak jego oddech jest blisko mojej szyi. Spojrzałam na niego zaskoczona. On zbliżał się twarzą do mojej. Gdy dzieliły nas już tylko centymetry powstrzymałam go ręką.

-Kocie,przepraszam,ale...ja...nie mogę- powiedziałam.

-Nie szkodzi- odparł.

Wziął rękę w moją,którą go odepchnęłam i pocałował ją,patrząc mi się w oczy. Zarumieniłam się lekko i spuściłam wzrok. Przytulił mnie. To było...przyjemne uczucie. Jakbym...no nie umiem tego opisać...
Zaciągnęłam się jego zapachem. Pachniał miętą. I...camembertem? Dziwne...Ale to przecież szurnięty Kotek.

-Księżniczko?

-Hym?-zapytałam.

-Jakby coś jeszcze ci robił,czy coś...powiedz mi o tym,dobrze?

-Oczywiście,Chat.

-Cieszę się,Księżniczko.

-I nie nazywaj mnie tak.

-Okej Księżniczko.

Zaśmiałam się pod nosem. Chat zaciągnął się moim zapachem.

-Pachniesz jak...ciastka i truskawki. Mniam.

Zachichotaliśmy w tym samym czasie.

Odsuneliśmy się od siebie. Poruszył brwiami.

-Weź przestań- uśmiechnęłam się- A ty jak mięta i Camembert.

-Niezbyt dobrane zapachy,nie?- uśmiech nie schodził mu z twarzy.

-No raczej nie.

-Ale twój- złapał mnie za dłoń i ponownie spojrzał mi w oczy- Tak.

Spojrzałam na zegar,wiszący na ścianie. Wskazywał prawie północ. Chat spojrzał też w tym kierunku. Spojrzeliśmy na siebie. Uśmiech mu zszedł.

-Wybacz,Purrrnices,ale muszę już wracać- powiedział.

-To...pa Kocie .

-Do zobaczenia,Marinette.

Złapał w swoje ręce mają twarz i pocałował delikatnie w policzek. Siedząc tak,wpatrywałam się w sylwetkę oddalającego się Kocura. Zamknęłam okno i położyłam się spać. Dotknęłam policzka tam,gdzie zostawił mi pocałunek. Rozmarzona o Kocie szybko zasnęłam,czując,że jestem już bezpieczna.






~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej.
Co tam? Jak tam?
Fajne mam wgl te rozdziały? xD
To...do następnego.
Bayo!                        


(POPRAWIONE)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro