Rozdział 15
~Adrien~
Smacznie sobie spałem,gdy akurat w tej chwili zadzwonił mój budzik.
No nic...Trzeba wstać,pomyślałem.
Niechętnie wstałem. Rozejrzałem się po pokoju. Szukałem Plagg'a. Popukałem go trochę. Po chwili leniwie otworzył oczy,niezbyt zadowolony z moich rannych pobudek.
Wstałem i podeszłem do szafy. Ubrałem niebieskie spodnie,czarną koszulkę i czarną bluzę. Do tego czarne trampki i moja torba. Zjadłem śniadanie. Schowałem Plagg'a do torby i wsiadłem razem z moim strażnikiem do czarnej,ekskluzywnej limuzyny,która połyskiwała w rannych promieniach słonecznych.
Jechaliśmy na szermierkę. Dojechaliśmy na miejsce. Chciałem już wysiąść,ale ochroniarz się odezwał:
-Będę tutaj na ciebie czekał.
-Dobrze.
Wysiadłem z samochodu i weszłem do środka. Przeszłem przez krytarze. W jednym z nich zauważyłem pewną dziewczynę. Kogoś mi przypominała. Podeszłem do niej i zagadałem:
-Hej. Jak masz na imię?
Odwróciła się do mnie i uśmiechnęła.
-Jak to,Adrien,nie poznajesz mnie?-spytała.-Jestem Kagami!
-A no tak! Kagami. Co tutaj robisz? Dawno cie nie widziałem - uśmiechnąłem się szeroko.
-Przyjechałam tutaj tylko na zawody szermiercze. Bardzo długo się do nich przygotowywałam. Mam nadzieje,że nie pójdzie to na marne - uśmiechnęła się pocieszająco.
-To fajnie. Życzę powodzenia! Muszę iść,narazie!
-Narazie,Adrien!
W szatni nie było nikogo,więc wypuściłem Plagg'a.
-Człowieku - zaczął jęczeć- Nawet nie wiesz jakie tam w twojej torbie głodówki są...A jak byś mi tak dał Camembert?-wyszczerzył się.
-Okej - sięgnąłem do kieszeni bluzy i wyciągnąłem ten śmierdzący ser- Oszczędzaj zapasy.
-Ehh...mój kochany,słodki,pachnący Camembert!-zachwycał się.
-Jesz już? Później tutaj będzie od niego walić,że nie wiem-powiedziałem.
Kwami zjadło swój walący pewnie na kilometr ten ser. Przebrałem się w strój i poszedłem do sali,gdzie odbywały się zajęcia.
~Marinette~
Szłam na spotkanie z Nathanael'em. Zatrzymałam się w jednej uliczce,aby zobaczyć,która jest godzina. 12.54,jeszcze mam czas,pomyślałam. Schowałam telefon do torebki i ruszyłam dalej.
~na miejscu~
-Muszę iść do łazienki. Chyba za dużo soku wypiłam,zaraz wracam.
Poszłam tam szybko. (Jakby co to oni są w klubie,~autorka~). Po toalecie wyszłam i podeszłam do kranu z wodą. Drzwi się uchyliły i do pomieszczenia wszedł Nathanael. Uśmiechał się do mnie,tak jakoś dziwacznie. Patrzyłam tak przez chwile na niego.
-Już idę,idę - westchnęłam.
Chciałam przejąć obok niego,ale mi nie pozwolił. Zatrzymywał mnie ręką. Zrobiłam zaskoczoną minę. Zmarszczyłam brwi.
-Cz-czy coś się stało?-zapytałam.
-Nie-sprostował.
Podchodził do mnie bliżej,a ja cofałam się do tyłu.
-Nath,co ty robisz?
Zaczynałam się powoli bać. Był coraz bliżej,zaś ja,bliżej byłam ściany. Przełknęłam ślinę. Nath,wyszczerzył się do mnie w pedofilskim albo i nawet gejowskim uśmiechu. Coś jak 50 twarzy Greya,można rzec. W jednej chwili,przyszpilił mnie do ściany. Tak,teraz już się bałam. Zawładnął mną strach...nie mogłam nic powiedzieć...To już nie był Nathanael,którego znam...Zmienił się...
Szarpałam się i wierciłam,ale to na nic. Przybliżył swoją twarz do mojej. Już wiedziałam,co chce mi zrobić.
-Nie! POMOCY!!!-krzyczałam.
Zaczął mnie całować. Nie dawałam za wygraną i szarpałam ile mogłam. Niestety...on był za silny. Po moich policzkach zaczęły płynąć gorące łzy. Jedna po drugiej. Dlaczego on mi to robi?!? W myślach tylko krzyczałam ,,POMOCY!!!...NIECH MI KTOŚ POMORZE,BŁAGAM!!!RATUJCIE MNIE!!!POMÓRZCIE MI!!!". Nathanael wepchnąl nas do jednej z kabin łazienkowych i zamknął tam. Moje serce szalało. Myślałam,że mi wyskoczy. Znów mnie przyszpilił. Posadził mnie na muszli klozetowej i sam na mnie usiadł.
-Spokojnie - mówił - Jeżeli będziesz mnie słuchać,to nic ci się nie stanie,rozumiesz?
Nie wierzyłam własnym uszom,to co usłyszałam...ON STAŁ SIĘ JAKIMŚ ZBOCZEŃCEM...
Wyciągnął powoli z kieszeni swoich spodni dość gruby sznur i przywiązał mnie nim do tego klozetu. A moją buzię związał jakąś szmatką. Próbowałam krzyczeć,lecz tylko przez tą szmatkę wydawałam jedynie stłumione dźwięki. Bałam się...I to BARDZO...Zdjął mi najpierw koszulkę i rzucił gdzieś w kąt. Chwilkę popatrzył na moje piersi,a następnie zaczął mnie całować po szyi i obmacywać wszędzie. Schodził pocałunkami w dół...Zszedł ze mnie i zdjął mi moją spódniczkę,rajstopy i szpilki. Potem zdjął i górną część bielizny. Z powrotem na mnie usiadł i zaczął ssać moją pierś. Następnie drugą. Po chwili popatrzył na mnie i uśmiechnął się złośliwie. Wyciągnął jakiś gaz czy coś w tym rodzaju i przyłożył mi ją do nosa. Odchodziłam od rzeczywistości i zasypiałam. W końcu zasnęłam na dobre.
~Nathanael~
Po tym jak Marinette zasnęła,zgwałciłem ją. Następnie po mojej przyjemnej zabawie ubrałem ją,przed tem rozwiązując. Zaraz,zaraz,nie mogłem jej tak tutaj zostawić. Ale też nie mogłem jej nie dać prezentu. Zostawiłem więc dorodną malinkę. Odsunąłem się od niej na kawałek. Wypuściłem swoje kwami. Miało na imię Trixx ( jeżeli dobrze pamiętam,to chyba miraculum Lisa,~autorka~).
-DLACZEGO TO ZROBIŁEŚ?!?-nawrzeszczał na mnie,niby ,,przejęty" tą sprawą. Dla mnie to bez znaczenia.
-Po pierwsze,od zawsze mi się podobała. Po drugie,dawno chciałem się z nią przespać, po trzecie,bo tak,po czwarte, bo mi się podobało- odparłem jakby nigdy nic.
-...Lepiej odnieś ją do domu! Pajacu! - po chwili namysłu,powiedział Trixx.
-Ale po co?
-Jak to po co?!? Jej rodzice będą się o nią martwić!
-No i?
-No i? No i?!? Mam już dość tego,co robisz innym,niewinnym dziewczynom! OGARNIJ SIĘ W KOŃCU!!!- bosze z kim ja się musze zadawać...,myślało Kwami.
-Eh...skoro tak naleegaaasz-jęknęłem.-Trixx,transformuj mnie!
Na sobie miałem strój Lisa. Wziąłem Mari na ręce i wyleciałem z nią przez okno.
Odstawiłam ją do domu i położyłem na jej łóżku.
-To do zobaczenia,piękna. Hehe... (śmiech psychopaty). Już nie mogę się doczekać.
Przybliżyłem się do niej i namiętnie pocałowałem w usta.
~Adrien~
Wróciłem do domu po całych swoich wszystkich zajęciach. Położyłem się na kanapie. Plagg wyleciał i też zmęczony położył się w koszu na śmieci.
-Ah jak dobrze! To jest życie,hi hi!-powiedział najwyraźniej zadowolony w swoim ukryciu.
Zaśmiałem się na jego słowa. Leżałem tak i rozmyślałem. Postanowiłem wpaść do Marinette.
-Plagg?
-Hym?
-Zjedz Camembert. Idziemy do Marinette- nie wiem czemu,ale wyczuwam coś złego...
-Eh...-jęknął.
Zjadł swój ser,a ja wypowiedziałem dobrze znaną mi formułkę.
-Plagg,Wysuwaj Pazury!
~na dachu Mari~
Zeskoczyłem na jej balkon i popukałem lekko w okno. Po chwili pojawiła się...lecz...płakała? Otworzyła mi drzwi nadal płacząc.
-Hej Chat- powiedziała załamana. Ledwo ją usłyszałem.
-Księżniczko! Co się stało?-martwiłem się o nią.
Na moje pytanie jeszcze bardziej się rozpłakała.
-Przepraszam...
-Chodź do środka - powiedziałem.
Zaprowadziłem ją i usiedliśmy na łóżku. Przytuliłem ją. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Gładziłem powoli ręką jej piękne jak nocne niebo włosy.
-Proszę,powiedz mi. Co się stało?-spytałem troskliwie.
Dalej była we mnie wtulona. Podniosła na mnie swój zapłakany wzrok. Miała czerwone i spuchnięte od szlochu oczy. Jej piękne fiołkowe oczy...
-To miało być przyjacielskie spotkanie w klubie- pociągnęła nosem- Poszłam na chwile do łazienki. Miałam wychodzić,gdy zobaczyłam jak o-on wchodzi. Patrzył się ciągle na mnie,tym swoim z-zboczonym wzrokiem...P-potem z - zamknął m-m-mnie w-w ł-ła-zie-ence i-i mnie...
Rozpłakała się. Biedna Mari...Dobrze wiedziałem,co chciała mi powiedzieć. Co za cham!!! Jak on śmiał?!?! Byłem mocno wku*wiony na tego pajaca, co jej to zrobił!
-Mari?-nawet niewyobrażam sobie przez co teraz musi pechodzić.
-T-tak K - Kocie?
-Powiedz mi...jak ON ma na imię.
-N-n-nathanael...
Przytuliłem ją znów mocno. Zabiję gnojka! Tak się cieszyła,że jej dawny przyjaciel przyjedzie,a tu teraz taka niespodzianka! Ku**a zboczeniec się znalazł!
Spokojnie, uspokuj się! Wdech i wydech,powtarzałem w myślach. Nie chciałem,aby we mnie buzowała złość.
Po jakimś czasie oddech Marinette stał się równomierny. Położyłem ją i już miałem iść,gdy złapała mnie za rękę i rzekła śpiąco:
-Kocie,nie! Proszę,zostań ze mną. Boje się go!- powiedziała błagalnym tonem.
-Oczywiście Księżniczko.
Pociągnęła mnie za rękę. Położyłem się obok niej. Ona zaś przytuliła się do mnie. Coś jakby we mnie pękło...Wiem,że kocham Biedronkę, ale chyba w tym momencie poczułem też coś do Marinette...
Zasnęła.
Jest bezpieczna.
Ma u boku swego obrońcę.
Dzięki niemu,nic jej nie grozi.
Lecz...
Nagle Chat coś usłyszał...
A raczej kogoś...
Ktoś stał w oknie...
Spojrzał na swą Księżniczkę. Aż mu serce się rozmiękło na jej widok. Wstał ostrożnie,tak,aby jej nie obudzić. Pocałował ją w czoło. Ostatni raz na nią spojrzał i po cichu podszedł do okna. Tajemniczy ,,ktoś" zorientował się,że ktoś jest w środku i zaczął uciekać. Lecz szybkość i zwinność Kota,to w porwaniu z nim to pikuś. Szybko złapał gościa. Powalił go na ziemię i przycisnął kolanami. Odwrócił jego twarz. Był to nie kto inny jak Nathanael. Normalniee krew się w nim zagotowała,że momentalnie zrobił się czerwony na twarzy. Zaczął go bić pięściami w twarz,brzuch i inne miejsca ciała. Po prostu w niego nawalał.
-CO ZROBIŁEŚ MARINETTE?!?! TO MIŁA,POMOCNA, ZABAWNA,FAJNA DZIEWCZYNA,A TY CO ROBISZ?!?! NO PYTAM SIĘ,CO TY Z NIĄ KU*WA ROBISZ?!?!- Wrzeszczałem na niego,potrząsając nim na wszystkie strony.
-GOŚCIU,OPANUJ SIĘ,OKEY?!-wrzasnął.
-TY PIEPRZONY PSYCHOLU!!! ZLEJĘ CIĘ TAK,ŻE CIĘ MATKA RODZONA NIE POZNA!!!-w oczach Chata było można zobaczyć złość,gniew i ból.
-ALE CO JA TAKIEGO ZROBIŁEM?!?!
-JAK TO CO?!?!! TY DOBRZE WIESZ CO!!!! CHODZI MI O MARINETTE!!!
-Ah...o nią ci chodzi? To była czysta przyjemność- odparł z zawodowym uśmiechem.
-JUŻ.PO.TOBIE.WREDNA.SUCZI.!!!!
Kot go tak pobił,że był nieprzytomny. Potem zapikało jego pierścień i musiał wracać do swojego domu. Bardzo ciężko było mu wrócić i nie przestawał myśleć o Marinette.
***************
Heeej! Dawno mnie nie było. Ale oto rozdział. Wiem,nie mam nic ciekawego,wena mnie opuściła. Chlip,Chlip T~T
Do następnego! Bayooo!
Wasza Oliwka ;)
(POPRAWIONE)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro