Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Luka w planie


Mama i tata czekali na nią na dole ze śniadaniem. Musiała przyznać, że zapach świeżych croissantów posmarowanych masłem i kawy z mlekiem poprawił jej nieco humor. Kiedy pojawiła się na dole, mama dała jej buziaka w policzek a tata uśmiechnął się do niej znad porannej gazety. Chyba czekali ze śniadaniem aż się obudzi, Bo gdy tylko usiadła przy stole, tata złożył gazetę a mama podała na stół również śniadanie dla siebie i ojca. Usiedli wszyscy razem, a w tle grało radio z jakąś poranną audycją. Z tego, co wychwyciła, zapowiadała się kiepska pogoda. Wspaniały początek wakacji, nie ma co

– Dzień dobry słoneczko. Jak spałaś? - Zapytała mama, patrząc na nią z troską.

Marinette musiała mieć straszne sińce pod oczami i mocno przekrwione oczy, skoro to pytanie aż tak nasuwało się na język. Dodatkowo miała na sobie piżamę. Czekają ją godziny spędzone przed toaletką, aby wyglądać jak człowiek. Rzeczywiście czuła się słaba i wymęczona, ale w sercu buzowała jej nowa energia, po tym jak wreszcie wyrzuciła z niego swoje troski prosto w twarz winowajcy - Adriena.

– Emm... Tak średnio. - Mruknęła pod nosem. zawsze mówiła że czuje się średnio, kiedy tylko czuła się na tyle źle aby powiedzieć "wspaniale", i jednocześnie by powiedzieć "Umieram" .

Zabrała się za swojego pysznie pachnącego rogalika i wypiła potężny łyk świeżo mielonej kawy. Nie mogła jednak zjeść spokojnie, bo czuła na sobie czujny wzrok ojca.

– Pomożesz mi dziś w piekarni córciu? - Zapytał w końcu.

– No jasne.

Marinette czekała na rozwój wydarzeń, wpatrując się w swojego rogalika.

– Wyglądasz na niewyspaną. Co ty robiłaś w nocy?

Wreszcie to z siebie wyrzucił. Wiedziała, że jednak wpadła... Teraz będzie miała przechlapane. Na dno jej żołądka opadł wielki, ciężki kamień i w ciągu sekundy straciła apetyt.

– TOM... - Mama posłała ojcu mordercze spojrzenie przez stół.

Marinette spojrzała na rodziców zdziwiona. Czyżby nie chodziło o jej nocny wypad?

– Ech... Tak.- Ojciec odchrząknął, jak zwykle kiedy był zmieszany. - Wiemy o tym.

– O czym? - Głos Marinette nagle podwyższył się o ton.

Sabine i Tom wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Jak ona tego nie lubiła! Zawsze traktowali ją jak małe dziecko. Nigdy nie byli w stanie powiedzieć jej czegokolwiek wprost, zawsze musieli wszystko komplikować.

– Córciu – Mama położyła jej dłoń na ramieniu – Wiemy, że miałaś koszmary. Nie musisz się tego wstydzić, nawet nam, dorosłym czasem śni się coś okropnego.

Marinette przełknęła ślinę z ulgą. A więc to o to im chodziło.

– Tak... Nie mogłam dziś przez to wszystko spać. Czułam się nieco przytłoczona perspektywą tej wakacyjnej pracy w piekarni, ale już odreagowałam i stwierdziłam, że to przecież nic ważnego.

Rodzice spojrzeli na nią nieufnie, trochę jakby ta odpowiedź była na nią odrobinę za grzeczna i zbyt błaha, ale już o nic więcej jej nie pytali.

Reszta śniadania przebiegała w nieco niezręcznej ciszy (nie licząc radia, w którym puścili „Despacito ;-;"), przerywanej brzękiem sztućców i odstawianej na stół szklanki. Zwykle jej rodzice byli wyrozumiali wobec niej i była im za to wdzięczna; nie wypytywali ją zanadto kiedy usiłowała coś przed nimi ukryć, ale ostatnio, przez jej nocne wypady balkonem rodzice zaczęli się o nią martwić.

Zjadła rogalik jak najszybciej się dało i zmyła się sprzed ich zaniepokojonych twarzy z powrotem do swojego pokoju, aby przebrać szorstką piżamę i jakoś wyglądać w pierwszy dzień wakacji. Tym razem postanowiła, że na rzecz wolnego od szkoły zmieni trochę swój style. Ubrała się więc w krótkie jeansowe spodenki oraz luźny czerwony T-shirt z biedronkowym designem( jej własnej roboty). Włosy spięła bandaną w kok. Dodatkowo, tak jak przewidywała, nakładanie makijażu zajęło jej naprawdę sporo czasu. Kiedy tylko spojrzała w lustro o mało nie uwierzyła że jest martwa, więc porządnie ją to zmotywowało do wtarcia w twarz sporej ilości chemii, która pomogła tylko odrobinę. Ale pomogła.

Miała już się zabierać za szycie (szycie i projektowanie było jej wielkim hobby, a w wakacje postanowiła stać się matką sporej ilości ładnych cacek), kiedy jej telefon zaczął wygrywać piosenkę z czołówki Pokemonów.

– Halo? Alya?

– Hejka! Chciałabyś wyjść gdzieś po południu, tak koło godziny szesnastej i poszłybyśmy do kina na ten nowy film o Majescie? Czekałam na to całe moje życie!

– Ty i ci twoi superbohaterowie. Dorośnij. OK, możemy iść, w sumie nie mam żadnych nieprzekładalnych planów. Pracuję dzisiaj w piekarni rodziców do piętnastej, więc pasuje.

– Mari, jesteś najlepsza! Nie mogę usiedzieć w miejscu, jestem taka podekscytowana! AAAAA!!!

– Alya, weź głęboki wdech.

– No tak...- Alya wzięła głęboki wdech. - Już lepiej.

– Ale dlaczego nie idziesz z Nino?

– Nino nie przepada za kinem superbohaterskim. Dziwię się, że z tą cechą nadal jest moim chłopakiem. Ale mniejsza z tym, ważne że ty ze mną idziesz. No to do zobaczenia! Łiii!

– Do zobaczenia. Ech. I nie piszcz mi już tak do ucha, błagam.

No dobra. Więc idzie z Alyą do kina. A teraz - pora na pracę w piekarni... Chyba i tak nie ukończyłaby dziś choćby jednego projektu. Ubrała się w firmowy fartuszek z nadrukiem złocistej bagietki i zeszła po schodach, kierując się do piekarni. Odwróciła zawieszkę na drzwiach z napisu „zamknięte" na „otwarte" i stanęła za ladą.

***

Czas pracy powoli dobiegał końca. Marinette była potwornie znudzona, nie spodziewała się że praca w piekarni może być aż tak nużąca. Musiała ciągle tłumaczyć tym głupim mułom, że w piekarni nie sprzedaje się babeczek, ponieważ to nie cukiernia. Oczywiście, czasem mama i tata piekli babeczki i torciki, ale to tylko na zamówienie. A tak poza tym, co ich tak dziś napadło na te babeczki?
Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk dzwoneczka zawieszonego nad drzwiami, który jak zwykle ogłaszał przybycie nowego klienta. Ale kiedy tylko wyprostowała się profesjonalnie, jak na kasjerkę przystało, przed ladą stał... Pan Blondyn Agreste. Jak on śmiał tutaj przyjść?
Przez te wszystkie lata tak bardzo jej się podobał, potem w podstawówce dowiedziała się, że i ona mu się podoba, potem narobił jej nadziei. Sześć lat nieśmiałych uśmiechów i spojrzeń. Potem zamienił się w klasowego debila. A potem... Pocałował ją. Jak się okazało, nie robił tego z czystym sercem... Nie był jednak tą osobą, za jaką go uważała. Jak on śmiał złamać jej serce, doskonale wiedząc o ich delikatnej więzi? A może tylko ją sobie wyobrażała?

– Hej.

– Spadaj Agreste. Czego chcesz?

– Co tak niegrzecznie? Ja tylko przyszedłem kupić... e...

– Niech zgadnę. Babeczki?

– Tak! Właśnie. Ty to masz głowę, Dupain - Cheng.

– Ludzie to idioci. Nawet wywieszka na drzwiach z napisem : „nie sprzedajemy babeczek" nie robi na nich najmniejszego wrażenia.

Adrien wyraźnie się zmieszał. Czyżby tak naprawdę przyszedł przeprosić? Jeśli tak, i tak nie miała zamiaru tego słuchać.

– Okej, wyrażę się wprost.

– Nie wyrazisz, bo zaraz wyrzucę cię ze sklepu.

Adrien spojrzał na nią nachmurzony.

– Naprawdę, nie wiem o co ci chodzi. Zachowujesz się jak ostatnia jędza, nie znałem cię od tej strony. Ja...

Położyła mu palec na ustach.

– Kocie, chciałabym, żebyś wiedział jedno. - Zwróciła się do niego jadowitym szeptem. - Nie. Jestem. Jak. Inne. I bardzo łatwo mnie do siebie zrazić, dzięki czemu otaczają mnie tylko ci, którzy tego jeszcze nie zrobili. Ty nie zaliczasz się do tego grona. A więc powtarzam : Spadaj Agreste. Czy wyjaśniłam się jasno?

Chłopak przez chwilę zaniemówił. Spojrzał na nią swoimi wielkimi, kocimi oczyma.

– No... Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. - Posłał jej jeden z tych swoich szelmowskich, olśniewających uśmiechów. Mimo to wciąż wydawał się być obrażony.

– A właśnie że tak.

– Niby jak?

Marinette odwróciła się twarzą w stronę zaplecza i zawołała ile miała sił w płucach:

– TAATOO! Złodziej!

Adrien odskoczył od niej jak poparzony. Szybko wybiegł ze sklepu, na progu rzucił jej nienawistne spojrzenie i pozostawił po sobie jedynie dźwięk brzęczącego dzwoneczka.

– Co jest?! Co się dzieje?! - Zaaferowany tata wbiegł do piekarni, cały uwalany mąką. W ręku trzymał świeżo upieczoną bagietkę, z zamiarem użycia jej jako broni.

– Już nic tatku... Pewien napastliwy kolega się tu wdarł. Ale go spławiłam.

Tata spojrzał na drzwi i po chwili zauważył wywieszkę „Nie sprzedajemy babeczek", którą Marinette zrobiła.

– Marinette... Dlaczego to tutaj wisi?

– To? A, nic takiego. Ludzie ciągle pytali się o babeczki, a ja tu żadnych nie widzę.

Tata przejechał dłońmi po twarzy. O nie. Zły znak.

– Marinette. Spójrz pod ladę.

Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Pod ladą stały całe SKRZYNKI babeczek. lukrowane, z czekoladą, fantazyjnie ozdobione polewą...

– Ale... Skąd to tutaj się wzięło?!

– Dzisiaj jest międzynarodowy dzień cupcake'a. Postawiłem nawet tabliczkę przed piekarnią, zachęcającą do kupna świeżych wypieków.

– Ooo... Okej... Sorry tato... Nie miałam pojęcia!

– Już dobrze. Idź, masz już wolne. Mama już idzie cię zmienić. Baw się dobrze z Alyą.

To wszystko jej wina. Tata się na niej zawiódł. Ze zwieszoną głową wyszła z piekarni, ale w drzwiach wpadła na nią Alya.

- Heej! - Co taka smutna? Za godzinkę projekcja!

***

Adrien

Adrien nie mógł się nadziwić. Nie wiedział, że ta słodka i milutka dziewczynka w dwóch kucykach może być taka jadowita.. A jednak. Może miało to związek ze zmianą fryzury? Kok równa się zło. Nieważne, i tak jest wtedy koszmarnie słodka, a Alya już obiecała mu z nią wieczór w kinie, więc nie ma co zmieniać planów. Musiał jej to wszystko wytlumaczyć, to głupie ze wziela na poważnie slowa ojca! Koleżanka zarezerwowała mu miejsce po jednej stronie Mari, a ona będzie siedziała po drugiej. Nie będą mogły się przesiąść, bo kino na premierze „Majesty" będzie przepełnione a Marinette nie wyjdzie z seansu ze względu na Alyię i jej zamiłowanie do kina superbohaterskiego. Tym sposobem będzie siedział obok Marinette, tylko że w okularach 3D, (może go nie pozna jak się odpowiednio zamaskuje).

Dlaczego tak się uwziął na tę dziewczynę? To proste. Podobała mu się już od dawna, ale teraz kiedy się pocałowali nie mógł przestać o niej myśleć. Nawet, jeśli jest nieziemsko wredna w stosunku do niego. Trzeba bedzie zmusic ja do wysluchania prawdziwej wersji wydarzeń. Miał nadzieję, że plan się uda... A wtedy da jej list, w którym wszystko i dokładnie wyjaśni, skoro nie chce go słuchać w cztery oczy.  Mimo to, jedna rzecz naprawdę go niepokoiła, nie mógł przez to zmrużyć w nocy oka.

Kolczyki.

Wydawały mu się ciążyć w kieszeni jego czarnej koszuli. Nie wiedział, czy jest to jakiś podstęp ojca, czy też może naprawdę miał czyste intencje. Co miał na myśli, mówiąc: „pokocha cię na zawsze". Czyżby te kolczyki miały jakąś magiczną moc? Znając go, on zawsze potrafił czymś zaskoczyć – na przykład sejfem za ścianą, biżuterią w gramofonie albo chociażby zaczarowanymi kolczykami. Wolałby, aby Marinette pokochała go naturalną metodą zakochiwania się, czyli po prostu dostrzegła kim naprawdę jest pod tą masą plotek, które przylgnęły mu do twarzy jak metalowa maska. To wszystko przez ojca – z chęcią zaprasza do rezydencji napalone fanki i potem udaje, że nie ma z tym nic wspólnego. Może publicznie Adrien by się do tego nie przyznał, ale szczerze mówiąc bał się ojca. Te jego szemrane towarzystwo, z którym się zadaje, sztywni pracownicy których zatrudnia i nieczyste zagrywki wobec tych, którzy stoją mu na drodze – wszystko to czyni go w oczach syna kimś, z kim nie warto zadzierać, kto gotów byłby nawet zabić z zimą krwią.

Tak w ogóle, to magia przecież nie istnieje, a nawet jeśli, wolałby nie przekonywać się o tym ani na własnej skórze, ani testować jej na Marinette. Mieszkanie w tej willi coraz mniej zaczynało mu się podobać. Już dawno powinien się wyprowadzić, ale... tylko to miejsce wiązało go z mamą. Może to trochę dziecinne, ale brakuje mu matki bardziej niż czegokolwiek innego. Jedyną bliską osobą, którą miał po jej stracie był Nino, bo ojciec po jej śmierci stał się jeszcze bardziej zimny i zesztywniały. Mówiąc „jeszcze bardziej zimny i zesztywniały" miał na myśli Wcześniej też taki był, ale przynajmniej się uśmiechał. Kiedy matka zginęła w katastrofie, Adrien kończył dopiero szóstą klasę. Dlaczego nie mogła poczekać aż jej syn wydorośleje? Dzieciństwo kojarzyłoby mu się znacznie przyjemniej, a i może łatwiej byłoby mu się z tym pogodzić!

Ojciec odwołał już Goryla, ale Adrien był pewien, że wysłał za nim kogoś innego. Może bardziej dyskretnego niż ten wielki małpolud, który nie mieścił się w drzwiach pociągu. Cały czas czuł się obserwowany: nawet kiedy korzystał z toalety. Może ojciec chce się upewnić, że to właśnie Marinette otrzyma kolczyki? A co, jeśli dostanie je ktoś inny? Może nie chodzi mu o Marinette...? Adrien był jednak na 90% pewny, że ojciec upatrzył sobie właśnie tę dziewczynę. Widział, jak na nią patrzył ostatnim razem - zupełnie jakby znalazł coś, czego szukał od dawna. Jakby... Chwila.

To wszystko jest takie popaprane.

To dlatego zapraszał do domu te dziewczyny! Zupełnie jakby szukał, która z nich będzie warta kolczyków z sejfu! Świat jest dziwny. Dlaczego mu tak na tym zależało? Na pewno nie chodziło mu o dobro Adriena. Nigdy nie miał go na uwadze.

Adrien postanowił. Już wiedział, co zrobi: Wrzuci te przeklęte kolczyki do Sekwany. I już. Nie będzie się musiał się tym zadręczać. Zrobi to zaraz po seansie w kinie.

***

Marinette

Alya ciągnęła ją za rękę przez pół miasta z taką siłą, że aż palce jej zdrętwiały. Dodatkowo zasuwała tak szybko, że Marinette dostała porządnej zadyszki. Co Alya widziała w tych superbohaterach? Osobiście Marinette uważała, że jej przyjaciółka zdrowo przesadza. Przecież superbohaterowie nawet nie istnieją...

Kiedy przyszły na miejsce, było mocno przed czasem.

- Alya, oszukałaś mnie! Seans miał być za piętnaście minut, nie za dwie godziny!

- Wiem wiem... Ale tak bardzo nie mogłam siedzieć w domu i wyczekiwać na ten wielki moment! No i nie wybaczyłabym sobie gdybyśmy się spóźniły! Poza tym, musiałyśmy wcześniej kupić bilet i w ogóle...

- Myślałam, że dokonalas rezerwacji już miesiąc temu...

- No, lubię być przygotowana! Mamy najlepsze miejsca!

- Ech... No dobra. Nie będę się czepiać. To i tak nie ma sensu.

Alya nie mogła usiedzieć w miejscu, więc aby się czymś zająć Marinette poradziła jej przebiec się kilka razy dookoła budynku kina.

- Masz rację Marinette, spożytkuję tę energię, która rozpiera mnie od serca do płuc! - Krzyknęła Alya, pomachała jej ręką i wybiegła na zewnątrz.

No, nareszcie chwila spokoju. A raczej dwie godziny nudów. Marinette przejrzała ulotki promujące inne filmy, aż w końcu postanowiła cichaczem wymknąć się do toalety, zanim Alya wróci. Tylko po to, aby zmienić otoczenie. W toalecie strasznie było czuć Domestosem, aż odrobinę zakręciło jej się w głowie. Spojrzała w wielkie, świeżo wypolerowane lustro. Wyglądała tak jak zwykle – jak naćpane zombie i wampir na odwyku w jednym. Dlaczego Alya musiała ją ciągnąć przez pół miasta w takim stanie i nic jej o tym nie powiedzieć? Przecież nie można przejść obojętnie obok tak zaspanej, zamulonej dziewczyny. Poprawiła sobie makijaż, Nie mogła dłużej na siebie patrzeć, więc jak najszybciej stamtąd wyszła. Kiedy wychodziła, wpadła jednak na coś wielkiego.

- Au!

- Oj, przepraszam...

Okazało się, że osobą na którą wpadła, był wysoki, blady ciemnowłosy chłopak w ciemnych okularach. Kiedy tylko dostrzegł Marinette, przesunął je na czoło, ukazując jasne, czekoladowe oczy. O matko, czy ona zawsze była taka kochliwa?

- Nic się nie stało, wszystko w porządku...

- W porządku?! Na pewno nic ci nie zrobiłam?

Chłopak uśmiechnął się. Łał, miał taki piękny, śnieżny uśmiech...

- Spokojnie... wyluzuj. Ubrudziłaś mnie tylko szminką... Mam nadzieję, że te wasze damskie przybory są łatwo zmywalne?

Marinette z przerażeniem dostrzegła czerwony ślad na piersi jego czarnej, markowej bluzy.

- Och... Myślę, że do puki nie zaschło... Chodź, szybko!

Mimo protestów, wciągnęła chłopaka do damskiej toalety i namoczywszy trochę papieru w wodzie, zaczęła zmywać czerwony ślad. Chłopak nie krył zmieszania.

- Ech... nie sądzę, aby to było aż tak ważne, aby teraz zaprzątać sobie tym głowę...

Marinette skończyła już zmywać ślad i z dumą spojrzała na czystą czarną tkaninę.

- I po krzyku!

- No cóż... Dzięki. Może... Dałabyś się zaprosić na kawę do kinowej kawiarni, hm?

- Em.. TAK! - powiedziała to może odrobinę zbyt głośno, niż zamierzała. Musiała się zarumienić, bo poczuła, że szczypią ja policzki. - Tak. - powtórzyła nieco ciszej.

Chłopak zaśmiał się i wyciągnął do niej dłoń.

- Jestem Luka. A ty?

- Yyy... Marinette. Hej, chwileczkę.

- Co?

- Dlaczego stałeś przodem, tuż przy szczelinie w drzwiach do DAMSKIEJ TOALETY? Czyżbyś mnie podglądał, Luka?

Tym razem to on się zarumienił. Spojrzał na swoje stopy.

- No... Takie ładne dziewczyny nie chodzą same do kina.

Słodziak z niego.

- Jestem z przyjaciółką.

- A pójdziesz ze mną?

- Nie wiem, czy będziesz mógł... Kino jest dziś dość zawalone.

- No, to wykombinuję jak usiąść obok ciebie.

Marinette uśmiechnęła się.

- Zrobisz to?

- Zrobię.

- Zakład..?

- Znowu się uśmiechnął. Jaki on ma piękny uśmiech... Więcej uśmiechów!

- Zgoda. Jeśli wygram, pójdziesz ze mną na kawę.

- A jeśli przegrasz?

- Nie przegram. Ale, skoro już musisz się o coś zakładać, to wtedy...

- I tak pójdziesz ze mną na kawę.

- No i takie zakłady to ja lubię.

Nagle dobiegło ją wołanie Alyi.

- Przyjaciółka mnie woła... No, to do zobaczenia w kinie na siedzeniu obok mnie!

***

Adrien

Na salę kinową wszedł tuz za Marinette. Nie mógł się doczekać, aż da jej list...

Marinette. Wiem, że wolisz uważać, że nasz pocałunek nie miał miejsca. Ale to się stało. Chciałbym, abyś wiedziała, że ja naprawdę cię kocham i że mi na tobie zależy. Zawsze zależało.

Krótko i zwięźle.

Kiedy jednak chciał wejść do środka, poczuł, że ktoś klepie go w ramię.

Nieco niższy od niego o centymetr chłopak w ciemnych okularach, miał minę w stylu „ nie zadzieraj ze mną koleś" i wyciągał do niego dłoń.

- Siemaneczko, mój przyjacielu! - Zawołał z udawanym entuzjazmem. Matko, jaki ten koleś był irytujący.

- Czego?

- Mam dla ciebie taką miłą propozycję. Widzisz tę dziewczynę, o, tam? - pokazał palcem na jakąś starszą panią z dzieckiem.

- Masz coś nie tak ze wzrokiem. To już raczej babcia, niż dziewczyna.

- Co? E... Nie ważne. Chodzi o to, że założyłem się z taką miłą dziewczyną o to, że usiądę obok niej. I stawka jest wysoka. A tak się składa, że to właśnie ty masz jedyne wolne miejsce obok niej. Więc fajnie by było, gdybyś... zamienił się ze mną, mam takie fajne miejsce w końcu sali.

- Wolne? Chwila, czy ty mówisz o Marinette?!

- A co, znasz ją?

- Tak. To moja.. e... Dziewczyna.

- Serio?!

Chłopak wydawał się być wstrząśnięty tą wiadomością. Ale Adrien wiedział, że udaje.

- Nieważne. Teraz będzie moją dziewczyną. Więc lepiej zrobisz, jak zwyczajnie zamienisz się ze mną miejscem.

- Słuchaj, KOLEGO. Jak zaraz się nie odwalisz, to tak ci przy***, że *** i *** na ****.

- Eeej, bez takich. Dobrze wiem, że nie jest twoją dziewczyną. W każdym razie... pozwolisz, że..

Zrobiło mu się ciemno przed oczami.

Obudził się usadzony na drugim końcu sali kinowej, skąd miał doskonały widok na wszystkich widzów. Przez chwilę nic do niego nie docierało, ale natychmiast otrzeźwiał widząc tego **** obejmującego ramieniem JEGO Marinette. Obok siedziała Alya, która najwyraźniej straciła zainteresowanie swoim filmem i wydawała się być załamana. Pewnie płakała nad jego głupotą. Oj, ten **** pożałuje, że się urodził.

NOTE OD AUTORE

No więc tak. Połączyłam rozdział "Babeczki" i rozdział "Luka w planie", ponieważ uznałam że są za krótkie a razem stanowią spójną całość, którą były na początku. I już.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro