14
Zoe
Uchyliłam powoli powieki, w przed oczami miałam mroczki. Słońce znikało już za budynkami. Rozejrzałam się wokoło. Leżałam w jakimś zaułku. Na sobie miałam mój normalny strój. W głowie pojawiły mi się sceny z ostatnich kilku godzin.....przynajmniej wydawało mi się że to było kilka godzin.
- Jak się czujesz?
Spojrzałam na liska i słabo się uśmiechnęłam.
- Już lepiej. A co się w ogule stało?
Trixx podleciała do mnie i usiadła mi na kolanach.
- Gdy spadłaś z dachu cudem czegoś nie połamałaś. Po kilku minutach się odmieniłaś. Przeniosłam cię w róg. Leżysz tak już jakieś 4 godziny.
Wstałam i wzięłam kwami na ręce.
- O matko rodzice na pewno się martwią.
Zmieniłam się w Lisiczkę i pędem pobiegłam do domu. Nikt nie zauważył mojej nieobecności.
- Spotkanie! Kompletnie o tym zapomniałam.
Wyskoczyła przez okno i zaczęłam skakać po dachach w stronę Luvru. Gdy tam dotarłam nie wiedziałam co powiedzieć. Miejsce wyglądało jak jakieś pobojowisko. W ścianach były dziury, a najbliższe dachy wyglądały jak po wojnie domowej.
- Co tu mogło się stać?
Podeszłam do jednego z kominów. Był tam napis namalowany sprayem......
Marinett
Wiedziałam! Od początku nie pasowało mi coś w tej nowej ,,bohaterce". Volpina....mogłam się tego spodziewać.
- Kocie czemu zaufałeś jej ponownie! ? Nie pamiętasz co było ostatnio?
Chłopak wyglądał na zmartwionego.
- To nie jest Lisiczka. Jej bronią jest bat, a mocą ogień a nie iluzja. Zresztą moja przyjaciółka na ogon i brązowe oczy.
Z tym mogłam się zgodzić. Wygląda inaczej niz ta, która z nim pracowała.
- Waterfull!
Ważka użyła swojej mocy. Wokół jej rąk owinęły się wodne macki. Skierowała je w stronę Ilustrachora. Ten został zmyty z dachu. Nistety pojawiło się ich więcej. Zobaczyłam Postraszycielkę i pół człowieka w pół pantera. Z tego co mówił kot to Czarna pantera.
- Kotaklizm!
No fajnie. Zostało nam tylko kilka minut.
- To wszystko było iluzją. Dałeś się nabrać- powiedziałam do kota, który zajął się panterą.
Dopiero teraz zrozumiałam jak było mi to brak. W sumie w Rzymie też mam partnera: Gekona. Usłyszałam piknięcie. Ważce i kotowi kączy się czas.
- Szczęśliwy traf!
W mojej dłoni pojawił się spray. Spojrzałam na chłopaka. Wiedziałam, że chce bym napisała wiadomość. On naprawdę wieży, że nie został oszukany.
- Zaufaj mi - powiedział po czym uderzył kicikijem Postraszycielkę.
Podeszłam do komina i napisałem wiadomość do rzekomej Lisiczki.
LISICZKO WŁADCA CIEM WSKRZESIŁ WSZYSTKIE ZAKUMANIZOWANE POTWORY. NIE DALIŚMY RADY. PO...... Nie dokończyłam. Nawałnica uderzyła mnie parasolką w głowę. Zemdlałam boję się że to koniec.
Witajcie ludzie powracam do żywych! Bardzo was przepraszam wiem, że obiecałam rozdziały co trzy dni ale zbliżała się zakończenie roku i musiałam się skupić na poprawach ocen. Mam średnią 5.33 więc uważam że było warto. Pod ostatnim rozdziałem było mało komentarzy więc nie wiem czy wam się podoba. Jeśli możecie piszcie w kołach czy odpowiada wam moje ff;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro