Rozdział 5
- Adrien rozchmurz się, bo jeszcze cię pomiot WC-ta dopadnie. - Mówił Plagg, ale bohater wcale go nie słuchał.
Chłopak apatycznie wpatrywał się w krajobraz miasta za oknem sali w której przebywał.
Jego apatia znikła dopiero, gdy zobaczył lecącą w jego stronę akumę. Dodatkowo jego strach potęgowała świadomość, że ta akuma była jakaś inna, jakby większa...
Wiedział, że to on ma być jej celem i wiedział, że tym razem nie uda mu się przed tym uchronić.
- Plagg uciekaj! - Krzyknął zdejmując pierścień i wyrzucając go na szkolny korytarz, następnie zamykając po tym drzwi. Nic więcej nie zdążył już zrobić, gdyż akuma zaczęła boleśnie wtapiać się w jego klatkę piersiową .- Nie proszę, nie! - Wydał jeszcze z siebie okrzyk bólu, a potem jego umysł zapadł w nicość, a ciało pokrył nowy magiczny kostium.
/ Perspektywa Marinette /
Szłam szkolnym korytarzem po swój plecak, który zostawiłam w sali, kiedy zobaczyłam odbijający się z brzękiem o podłogę pierścień.
Świecący pierścień...
Zaraz czy to nie jest przypadkiem... Miraculum Kota?!
Schyliłam się szybko by go podnieść i gdy miałam już go w ręku, usłyszałam przepełniony bólem i strachem krzyk. - Nie proszę, nie! - Adriena?! Co się tu dzieje?! Teraz do moich uszu dotarł okropny hałas, również z klasy, z której dało się słyszeć jego krzyk. Jakby trzask pękającego drewna...
- Tikki... -Już miałam się znów przemienić w super bohaterkę, gdy drzwi od sali zaczęły pękać, a ich fragmenty z hukiem rozpadły się na podłogę. Za ich progiem ujrzałam Kota.
Problem w tym, że nie Czarnego, a Białego Kota... Złoty dzwoneczek przy jego szyi już nie był złoty, a srebrny. Jego do tej pory szmaragdowe oczy, były teraz jadowicie żółte, do tego ich lekko podłużne źrenice zmieniły się w cienki pionowe kreski. Wygląda to przerażająco. Wiecznie roztrzepane złote kosmyki jego włosów są teraz ulizane i mają barwę platynowego blondu. Do jego stroju doszła jeszcze śnieżnobiała peleryna, a zamiast koci kija ma szpadę i dwa sztylety przymocowane do butów.
Nasze wzroki skrzyżowały się, a na jego twarzy wymalował się przerażający uśmieszek.
- Lepiej oddaj mój pierścień, to może zabiję cię szybko bez większych męczarni. - Rzucił w moją stronę.
- Nigdy! Gadaj co zrobiłeś Adrienowi! Już! - Krzyczałam, próbując ukrywać mój strach.
- Pff myślisz, że się ciebie przestraszę? Nawet się nie przemieniłaś, a masz czelność mi rozkazywać. Nie to, że po przemianie możesz to robić. - Mówiąc to zrobił kilka kroków w moją stronę, a ja za to się cofnęłam.
- C-co?! - Jak to? Kiedy się dowiedział? To nie możliwe... Teraz było wyraźnie widać mój strach.
- Tak wiem, że to ty udajesz bohaterkę. A teraz oddawaj miracula! - Podniósł ton głosu.
- Nie, nigdy! Gdzie jest Adrien!? - Krzyczałam zdesperowana, nie wybaczę jeśli coś mu zrobił.
- Adriena już nie ma. A teraz zabiję ciebie i odbiorę swoją własność, Biedronsiu. - Zaczął szybciej iść w moją stronę.
- Nie! - Zaczęłam uciekać. -Tikki, Kropkuj! - W biegu wypowiedziałam formułkę przemiany. Jako Marinette nie miałabym szans, ale jako Biedronka już mam.
Biegłam cały czas przed siebie nie oglądając się. Zrobiłam to dopiero, gdy byłam już blisko wyjścia z budynku.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy nie zobaczyłam go za sobą.
Zawsze byłam od niego szybsza.
Dobiegłam do klamki i pociągnęłam za nią.
- To teraz muszę iść do Mistrza Fu. - Powiedziałam sama do siebie otwierając drzwi. Jestem z siebie dumna, że mu uciekłam.
- No nareszcie! Ile można na ciebie czekać! - Zobaczyłam Kota, który najwyraźniej czekał na mnie przed drzwiami oparty nonszalancko o kolumnę budynku.
Ale jak?! I jeszcze się kpiąco uśmiecha! Cholera!
Podskoczył do mnie bliżej i zrobił zamach by ściągnąć mi kolczyk, ale zdążyłam się nieznacznie odchylić tak, że tylko zadrapał mi policzek. Niestety przez to straciłam równowagę i runęłam na podłogę, co oczywiście chciał wykorzystać.
- Nie uciekniesz mi złotko! - Chciał już się na mnie rzucić, lecz odepchnęłam go kopniakiem i przeturlałam się dalej by móc się podnieść.
- Chodź tu i walcz ze mną, szmato!
- Proszę bardzo! - Krzyknęłam zamachując się swoim jojo, jednakże złapał je i... Zmiażdżył?! Jak?
Teraz to serio się boję...
- Myślisz, że zrobisz mi coś tą zabaweczką? Ha ha Niedorzeczność! - To powiedziawszy wziął do ręki jeden ze swoich sztyletów. Zranił mnie nim w lewe ramię, ale celował w klatkę piersiową (udało mi się zrobić połowiczny unik i odepchnęłam go na nieznaczną odległość).
Jest strasznie szybki, więc nie zrobię dobrych uników, nie mam też mojego jojo by móc go zaatakować, za to on ma duży wybór broni... W dodatku ramię mnie okropnie boli... Muszę uciekać, bo faktycznie mógłby mnie zabić. Ale jak?
W tym momencie znów mnie zaatakował, przyparł mnie do ściany i zaczął okładać pięściami (niektóre ciosy udało mi się powstrzymać). Mógłby mnie od razu zabić, ale chyba to dawało mu w tym momencie wystarczającą satysfakcję. Wszystko mnie boli i już nie mam siły odpierać jego ataków.
W pewnej chwili jakby zawahał się przed kolejnym ciosem, to była moja szansa. Kopnęłam go z całej siły w krocze aż zawył z bólu i skulił się.
Przepraszam Kocie, to przeze mnie jesteś zaakumanizowany ... Uwolnię cię, obiecuję. - Powiedziałam do niego cicho i uciekłam.
Nawet nie mam pomysłu gdzie może być jego akuma...
/ W tym czasie w willi Agreste /
- Szefie, Adrien zniknął... Szkoła odwołała na dziś lekcje, a on nie wrócił. - Powiedziała nieco przestraszona tym faktem, Nathalie. Zwykle gdy chłopak gdzieś znikał, Gabriel nie był zadowolony i ona o tym doskonale wiedziała.
- Mylisz się Nathalie. Doskonale wiem gdzie on jest.- Odpowiedział jej, po czym zaśmiał się maniakalnie. Kobieta nawet nie próbowała kryć zdziwienia. - I pomyśleć, że cały czas miałem pod nosem jedno z najpotężniejszych miraculi, zabawne. Mój syn jednak się do czegoś nadaje... - Dodał po chwili Pan domu.
Teraz jego sekretarka doznała podwójnego szoku. Adrien okazał się być Czarnym Kotem, a Gabriel, pierwszy raz od śmierci Emilie nazwał go swoim synem, prywatnie!
/ Perspektywa Biedronki /
Biegłam co sił w nogach do mieszkania Mistrza, w czasie gdy Kot rozwalał miasto. Sama na pewno sobie nie poradzę, do akcji musi wkroczyć reszta drużyny.
Gdy wreszcie dotarłam na miejsce odmieniłam się z powrotem w Marinette. Teraz moje rany zaczęły boleć jeszcze bardziej niż dotąd, ale muszę wytrzymać.
Zapukałam, a Mistrz natychmiast mi otworzył z uśmiechem, który szybko mu zszedł z twarzy, gdy zobaczył w jakim jestem stanie.
- Dziecko, co ci się stało?! Chodź, trzeba coś z tym zrobić! - Powiedział staruszek i wciągną mnie do mieszkania nie dając mi nic powiedzieć. Zaciągną mnie aż do kuchni i tam zaczął smarować mój policzek i ramię jakąś dziwną maścią oraz zapalił jakieś kadzidełko. - To teraz opowiedz co się stało.
- Mamy poważny problem, Kot został zaakumanizowany i to z mojej winy. - Powiedziałam szybko na jednym wdechu. Chyba doznał poważnego szoku na tę wiadomość...
- Jak to? Jak to się mogło stać?! - Złapał się za głowę.
- Kim on jest? Wiem, że nie powinnam znać jego tożsamości, ale w tym wypadku to chyba konieczność. - Powiedziałam. - Zwłaszcza, że on chyba zna moją... - Dodałam ciszej.
- Nie mogę ci powiedzieć, składałem przysięgę i od tamtej pory tak samo jak kwami nie mogę zdradzać tożsamości posiadaczy miracul.
- Ale... - Zaczęłam ale mi przerwał.
- Ma pierścień? - Zapytał, a ja wyciągnęłam z torebki miraculum kota i podałam mu je. - To dobrze, ale w takim razie jak ci się udało go zdobyć?
- Właściwie to znalazłam go na korytarzu jeszcze zanim dopadł mnie Biały Kot. I słyszałam też krzyk Adriena, więc prawdopodobnie to on zabrał mu pierścień. - Zaczęłam płakać. Mistrz chyba chciał coś mi powiedzieć, lecz usłyszeliśmy krzyki i wołanie o pomoc z ulicy.
- Mistrzu potrzebuję pomocy innych bohaterów, sama nie dam rady. - Otarłam łzy podchodząc do gramofonu i otworzyłam go.
- Dobrze, tylko uważajcie na siebie. - Odparł i zdjął z ręki bransoletę oraz podał mi ją.
Wyciągnęłam jeszcze ze szkatuły miracula Pszczoły i Lisa oraz odłożyłam pierścień kota.
- Nie martw się Mistrzu, już niedługo Paryż znów będzie bezpieczny. - Powiedziałam tak na prawdę próbując przekonać do tego samą siebie i szybko wyszłam.
Gdy byłam w małej uliczce, znów z pomocą Tikki, stałam się Biedronką.
Przemieniona szybko pognałam do domu Alyi.
Na moje szczęście dzięki Mistrzowi już nic mnie nie bolało, a ramię już nie krwawiło.
Gdy już byłam na jej balkonie zapukałam cicho. Dziewczyna natychmiast się pojawiła, gdyż tym razem nie mogła biegać po mieście i nagrywać materiału na bloga (po akcji ze Swatką wróciła od razu do domu i prawdopodobnie potem jej starsza siostra już nie pozwoliła jej wyjść).
- Biedronka?! Już po akcji i chcesz dać mi wywiad, czy może do akcji musi wkroczyć Ruda Kitka? - Zapytała z blaskiem w oczach.
- Druga opcja. - Wyciągnęłam w jej stronę pudełeczko z miraculum Lisa. - Tym razem sprawa jest bardzo poważna i potrzebuję pomocy.
- Możesz na mnie liczyć! - Powiedziała entuzjastycznie zakładając naszyjnik.
Natychmiast pojawił się Trixx.
- Cześć okularnico! - Krzyknęło na powitanie ucieszone kwami.
- Cześć rudzielcu! - Zasalutowała mu. - Trixx, do ataku!
- Zanieś to naszemu żółwiowi. - Podałam jej kolejne pudełeczko z miraculum, na co ona zrobiła zdziwioną minę, ale lekko kiwnęła twierdząco głową i wzięła je.
- Nie wiedziałam, że sprawa jest aż tak poważna... A co z tobą i Czarnym Kotem? - Zapytała.
- Ja idę dać miraculum Chloe, spotykamy się na dachu Notre Dame. - Odparłam.
- No, dobrze Biedronko... - Odpowiedziała mi, po czym pognała do domu swojego chłopaka.
Tymczasem ja byłam już w drodze do hotelu Le Grand Paris.
/ Perspektywa Rudej Kitki /
Oby tylko Nino był w domu... - Pomyślałam skacząc nad ulicami Paryża. W tle słyszałam wielu ludzi błagających o pomoc, tłukące się samochody i inne dźwięki destrukcji.
Teraz lepiej rozumiem słowa Biedronki, mam tylko nadzieję, że ja i Nino zdążymy jej pomóc...
Chwilę później byłam już w jego pokoju, ale tylko dzięki temu, że głupek zostawił otwarte okno, a niego samego tam nie było.
Gdzież on może być?
Postanowiłam, że do niego zadzwonię.
Oby tylko miał przy sobie telefon...
Niestety oczywiście gdy tylko wcisnęłam zieloną słuchawkę w pokoju obok rozbrzmiała macarena.
Nosz co za ... yghh - Już miałam się rozłączyć, ale ktoś odebrał.
- Halo? - Uff to ten debil Nino, czyli po prostu był w salonie...
- Nino wejdź natychmiast do swojego pokoju. Sam. -Powiedziałam cicho.
- Alya? O co ci chodzi? Stało się coś? Czemu szepczesz?
- Natychmiast.-Powiedziałam po czym się rozłączyłam i schowałam za drzwiami, na wypadek gdyby jednak ktoś za nim szedł.
Długo czekać nie musiałam.
Gdy wszedł do pokoju i zamknął drzwi nie zauważając mnie, więc złapałam go za ramię.
Na co wyskoczył i w powietrzu odwrócił się w moją stronę, na ułamek sekundy przyjmując pozycję żurawia, po czym jedną nogą nastąpił na jakąś kartkę, o którą się poślizgnął i przewalił się do tyłu, wydając z siebie pisk przerażonej dziewczynki.
- Ogarnij się żółwiu Ninja, to tylko ja, a ty się drzesz jakbyś ducha zobaczył.- Powiedziałam karcącym tonem powstrzymując śmiech.
- Nino, wszystko Ok? Iść do ciebie? - Usłyszeliśmy jego matkę.
- Nie, nic mi nie jest! - Odkrzyknął jej, a następnie spojrzał na mnie. - Stało się coś? - Wyciągnęłam w jego stronę rękę z pudełeczkiem.
- Zakładaj skorupę, bo potrzebują naszej pomocy!
Po chwili skakałam z Pancernikiem po dachach.
- Właściwie to gdzie my idziemy? - Zapytał mnie mój chłopak gdy przeskakiwaliśmy nad kolejną przerwą między budynkami.
- Na dach Katedry.
- A gdzie Biedronka i Kot? - Dopytywał.
- Biedronka poszła po Pszczołę.
- A Kot?
- W sumie to nie wiem, Biedrona nic nie wspominała... Powiedziała tylko, że sprawa jest bardzo poważna... Może już coś robi?
- Pewnie tak...
*TU BYŁ RYSUNEK BIAŁEGO KOTA, W SWOIM CZASIE DODAM NOWY*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro