Rozdział 1
~*~*~*~
Poddaję się. Lepiej kuźwa nie będzie z tym fankiczem.
Miłego czytania...
~*~*~*~
– Kocham cię, Marinette... – szepnął wysoki, przystojny i co najważniejsze - pół nagi blondyn, wprost do ucha czule przez niego obejmowanej brunetki.
– Mm... Ja ciebie też... Adrien! – pisnęła, gdy ten przejechał po jej pośladku.
– Marinette! – powiedział zaczepnie i zaczął delikatnie ugniatać jej policzek palcem drugiej ręki.
Dziewczyna zachichotała i wtuliła się w jego nagi tors, składając na nim liczne pocałunki, powoli schodząc ustami coraz niżej, a w jej głowie obijał się jego głos wypowiadający jej imię... Ale zaraz... Nie tylko jego... I... Co to za pikanie?
Gdy dziewczyna ponownie otworzyła oczy leżała w dość skomplikowanej pozycji i całowała ramę własnego łóżka.
–YGH... – stęknęła, odklejając się od gładkiej powierzchni – znowu...
Zaspana ledwo kontaktując, sięgnęła na stoliczek nocny po telefon. Długo macała, zanim nań natrafiła, a w międzyczasie jakby przez grubą szybę dochodziło do niej wołanie... Sen chyba nie chciał jej opuścić. Uśmiechnęła się delikatnie na tę myśl, a potem wreszcie uniosła telefon na wysokość swoich oczu.
– Cholera! Tikki znowu się spóźnię! – zerwała się, gdy tylko zobaczyła zegarek pokazujący za pięć ósmą – Czemu mnie nie obudziłaś?!
– Próbowałam! – rzuciła wściekle mokra od śliny kwami. – I przysięgam, że jeśli jeszcze raz zaczniesz mnie lizać przez sen, mrucząc przy tym coś o Adrienie, to mu to osobiście powiem! I oddam mu te kolczyki! - Wściekała się, jeszcze bardziej niż zwykle czerwona istotka, a ponadto ku jej rosnącemu zirytowaniu, od słowa „próbowałam" Marinette już jej nie słuchała, biegnąc do łazienki i zbierając przy okazji swoje ciuchy z podłogi.
W łazience wykonała najszybciej jak potrafiła poranną toaletę i się ubrała. Jednak poranek bez wpadek to nie poranek! Przy okazji mycia zębów zapaćkała sobie bluzkę pastą i parodiując różne przekleństwa musiała ją szybko zmieniać.
Tak więc po wyjściu z łazienki i wrzuceniu jak leci losowych książek z biurka wprost do różowego plecaka, było już dziesięć minut po dzwonku na pierwszą lekcję. A przecież jeszcze trzeba zahaczyć o kuchnię oraz dobiec do szkoły!
Na szczęście dla niej, to już poszło bez większych poślizgów. No może poza tym na świeżo umytych płytkach szkolnego korytarza, ale to wprawiło ją w większą prędkość.
Gdy wreszcie zdyszana wbiegła do klasy to, pomimo że Pani Bustier nie była zachwycona jej spóźnialstwem, i tym razem brunetce się upiekło. Nauczycielka była zbyt zajęta dawaniem reprymendy Kimowi za nazwanie Lady Makbet „niezłą pizdą", Romea i Julii „tragicznymi idiotami", a samego Shakespeare'a „pojebanym wariatem".
– Dziewczyno, czy ty chociaż raz od początku roku szkolnego nie zaspałaś? – Spytała ją szeptem Alya, gdy tylko usiadła do ławki – Mam nagranie z wczorajszej akcji Biedronki i Kota i zaczynam się coraz bardziej martwić...– Zaczęła kolejny temat, nie dając nawet szansy na odpowiedzenie jej na poprzednie pytanie.
– O co? Co się dzieje?!
– Mój biedny ship! – zajęczała żałośnie mulatka.
– Alya...
– Oni są dla siebie S T W O R Z E N I!
– AGH. Daj już z tym spokój, oni do siebie nie pasują! – powiedziała dobitnie i ciut za głośno zirytowana gadaniem przyjaciółki. Miała już po dziurki w nosie usilnego shipowania ją z tym blond kretynem w kostiumie podobnym do tych z seks-shopów. Nie, żeby wiedziała coś na ich temat! W każdym razie - denerwowała ją, chociażby wzmianka o sławetnym „Ladynoir", a co dopiero gadanie jej najlepszej przyjaciółki o tym, dlaczego jej alter-ego powinno związać się na wieki wieków i na amen z tym marnym podrywaczem.
I wtedy zobaczyła jak Adrien wali głową w ławkę pojękując przy tym.
– Adrien, dobrze się czujesz?– Spytała go zaskoczona Nauczycielka.
– Co? To znaczy tak, to nic! Po prostu się nie wyspałem, przepraszam...
– No dobrze... – Zdziwiona powoli odwróciła się w stronę tablicy, unikając spojrzenia w stronę trzeciej ławki w rzędzie od strony okien.
– Prze Pani, ale wracając - TO BYŁO CHOLERNIE GŁUPIE! CHAŁA NIE SAMOBÓJSTWO!
– Kim! Na jutro masz napisać rozprawkę na temat wpływu dzieł Williama Shakespeare'a na rozwój kultury Europy! I ani słowa więcej!
– Może po prostu porozmawiasz z nim na przerwie i go zapytasz, zamiast patrzeć na niego jakby był umierający? – Zagadnęła obojętna na omawianie lektur mulatka.
– Co?
– Nic – mruknęła – Po prostu mnie załamujesz. Wracając! Władca Ciem nie próżnuje. Widziałam, jak jakieś pół godziny potem Biedronka łapała kolejną akumę! Ciekawi mnie po kogo leciała...
Swoją drogą Biedronka też jest tego ciekawa, ale Plagg nic jej nie powiedział.
– Nie wiem, Alya... – Odpowiedziała umęczona gadaniem przyjaciółki.
– Dziewczynki! Błagam. Też chcecie złapać dodatkową ocenę?
– Przepraszamy, proszę Pani, już nie będziemy – powiedziały jednocześnie.
Reszta lekcji minęła już spokojnie. Nawet Kim postanowił wreszcie zawrzeć otwór gębowy. Ku uldze Pani Bustier oczywiście.
Nareszcie zabrzmiał dzwonek wybawiciel.
Alya od razu poszła do Nina, Adrien siedział sam.
Marinette dostała od losu szansę na zagadanie do chłopaka swoich marzeń.
„Raz kozie śmierć! Przecież rozmawiałam z nim już wiele razy! Dam radę!" – myślała gorączkowo brunetka. Tak gorączkowo, że nie zauważyła pewnej przeszkody na swojej drodze.
– SRALINETTE DUPA I SZCZĘK! Uważaj jak chodzisz, niezdaro!
– Chloe... – powiedziała, patrząc z niesmakiem na blondynkę, na którą przed chwilą wpadła.
– No i co się tak dziwisz piekarzówo? Mózg ci sczerstwiał?
– Ha ha ha! Sczerstwiał! Jak chleb! Genialne Chloe! – zaświergotała Sabrina.
– Wiem, ucisz się. No więc... Dokąd to zmierzasz taka zamyślona droga Sralinette?
– Och! Wątpię, aby miało cię to interesować.
– Doprawdy? Bo mi się wydawało, że skradasz się przypadkiem do mojego księcia z bajki... Wiesz jak to jest... Jako jego przyszła żona muszę go chronić. A ty tu czaisz się na niego z niewiadomych mi powodów. Co, jeśli biedny w końcu ujrzy twoją szkaradną twarz i przestraszy się na śmierć! Wiesz co to oznacza, prawda Sralinette?
– Nie wiem. I mam to gdzieś, Chloe – powiedziała hardo.
– Że masz wracać gdzie twoje miejsce!
– Czyli? – Marinette skrzyżowała ręce na piersi z miną Biedronki szykującej się do rzucenia pewnym osobnikiem przez pół Paryża.
Chloe uśmiechnęła się złowieszczo.
Chwilę później zadzwonił dzwonek na przebrzydłą chemię, a brunetka ze skwaszoną miną i drobinkami różnorakich śmietków na sobie usiadła w ławce.
Kazała Ayli nie wnikać.
Na domiar złego dla dziewczyny, Pani Mendeleiev nie byłaby sobą, gdyby nie pytała przy tablicy z pracy domowej. Całe szczęście, że Marinette tym razem zdążyła ją spisać pod koniec poprzedniej lekcji, bo właśnie została wywołana.
~*~*~*~
– Jeszcze będzie twoja! Kimkolwiek ona jest, na te twoje piękne oczy prędzej czy później poleci każda.
– Nieprawda.
– Większość.
– Ona nie jest jak większość – mruknąłem – A teraz się ucisz. To będzie wiązanie kowalencyjne!
– Bardzo dobrze, Adrien. Nino, a ten przykład? – Skrzywiła się Pani Mendeleiev, słysząc, że nie udało jej się przyłapać nas na rozmowie.
Podsunąłem ukradkiem mój zeszyt w stronę Nina. Przeczytał bez zająknięcia, a Pani musiała zadowolić się małymi błędami w reakcji rozpisanej na tablicy przez Marinette.
Nino chyba chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w szkole uruchomił się alarm przeciwpożarowy.
Zapewne akuma...
– No dobra, to jak zwykle - zostawiacie wszystko, ustawiacie się w pary i za mną... – mówiła zirytowana nauczycielka.
Większość klasy przywdziała wesołe uśmiechy, tylko Marinette wyglądała podobnie co Pani Mendeleiev - na znudzoną.
Dość dziwne. Przecież ona nie cierpi chemii... Ale z drugiej strony ciągłe ataki akum faktycznie mogą być dla co niektórych męczące...
Cóż - nie dla mnie!
– Wścieknie się, jak zahaczę o łazienkę? – mruknąłem do mojego kumpla.
– Idę o zakład, że nawet nie zauważy, ale pośpiesz się stary. Teoretycznie to z budynku obok i zapewne Biedronka zaraz to załatwi, ale nigdy nie wiadomo.
– Ej, ale w razie czego będziesz mnie krył?
– A co? Jesteś Biedronką?
– No ba! – powiedziałem wypinając dumnie pierś, na co usłyszałem śmiech mojego przyjaciela.
– To ten, weź umów mnie z Czarnym Kotem po znajomości skoro i tak go nie chcesz.
– Da się załatwić – Odparłem poważnie i skręciłem za róg korytarza, odłączając się od reszty klasy.
– Ewakuacja szkoły, idealna okazja by się przemienić! – Powiedziałem ni to do siebie ni to do Plagga, gdy wbiegłem do męskiej toalety. – Plagg, wysuwaj pazury! – wypowiedziałem formułkę zanim ten zdążył rzucić jakąś kąśliwą uwagą, po czym pognałem na dach szkoły.
Paryż płonął.
Od wschodniej strony miasta, coraz to dalej sunął się ogień, a dym przesłonił niebo.
... Czyli ta mało dyskretna ucieczka nie była dobrym pomysłem...
Cóż, coś się później wymyśli.
– Czarny Kocie, zlokalizowałeś już ofiarę akumy? – Usłyszałem cudowny głos mojej Pani. Odwróciłem się. Stała tuż za mną. Piękna, poważna, w pozycji bojowej. Zabójcza. Cudowna.
– Niestety nie, Moja droga. Dopiero co się przemieniłem, więc nie zdążyłem się jeszcze rozeznać w sytuacji – powiedziałem, kłaniając się w pas.
– Więc rozejrzyjmy się razem. – Ruszyła przed siebie, ignorując moje czarujące powitanie.
– Z tobą zawsze Biedronsiu!
– Nie nazywaj mnie tak głupi Kocie – ucięła, posyłając mi ostrzegawcze spojrzenie.
Czyli dziś też humor jej nie dopisuje...
Przemierzaliśmy Paryż w ciszy. Dla mnie dość mało przyjemnej... Żar był nie do zniesienia. Im dalej szliśmy, tym więcej krzyków przerażenia słyszeliśmy. Co chwila przerywaliśmy poszukiwania, by wspomóc strażaków w ochronie ludności Paryża.
Ale o Zaakumanizowanej nie dowiedzieliśmy się zbyt wiele.
– I co teraz? Przeszliśmy już z pół Paryża, ogień objął praktycznie cały, a my...
– A my nadal nie mamy nawet jej tropu. I nie wiemy o niej praktycznie nic. Wiem. Chyba po prostu użyję szczęśliwego tra... Uważaj!
W miejscu gdzie przed chwilą stałem unosiło się kłębowisko dymu i języczków ognia.
Spostrzegliśmy cel naszych poszukiwań na dachu kina - dziewczynę z płomieniami zamiast włosów.
– Spalę was razem z tym miastem, jeśli nie oddacie mi swoich miraculów... – odezwał się dość delikatny i spokojny głos - jak na treść wypowiedzi.
– Wiesz, może innym razem! – Odpowiedziałem jej oraz pomimo protestu w oczach Biedronki rzuciłem się do ataku.
Żywa pochodnia ani drgnęła. Ha! Strach ją przygasił! Nie spodziewała się tak szybkiej odpowiedzi!
Niestety nie zauważyłem pewnej rzeczy. A raczej dostrzegłem ją zbyt późno.
Ona była z metalu. Bardzo rozżarzonego pod wpływem ognia. Uderzyłem w nią raz i to ja wrzasnąłem z bólu.
Złapała mnie za ramię i sięgnęła po mój nadgarstek. Na moje szczęście, Biedronka zaatakowała ją jojem od tyłu. Zaakumanizowana odepchnęła mnie i złapała za broń mojej Pani, topiąc ją w swoich rękach.
– Chyba się wszyscy przeliczyliście co do mnie. Jestem Zapalniczka. Spalę wszystko. Do cna. Chyba że staniecie po mojej stronie.
– Co...
– Chyba śnisz! – Rzuciła Biedronka, wyrywając Zapalniczce pozostałości Biedronkowego jojo...
Tak, dzielę wam ten "rozdział" na pół - bo mogę i inaczej kolejne miesiące byście się nie doczekali. A ja osobiście mam dość tego tekstu. Srajtaśma by się go wstydziła jakby ktoś to na niej nadrukował. I ja również, ale to zbyt ważny fragment mojego życia by to wymazać. Kiedy wleci reszta? Nie wiem. Kiedyś na pewno...
Zresztą hej - ten rozdział miałby tyle mniej więcej tekstu gdyby nie to że teraz rozwijałam wątki. Po prostu cząstkę fabuły wam przerzucam na następny raz.
No kaman - kto normalny chciałby przeczytać to całe na raz? Samego miraculum się nie ogląda sezonami, tylko odcinkami na bieżąco jak wychodzą, bo inaczej by pierdolca dostał XD
Zestarzałam się... To był fanfik pisany przez małolatę dla innych małolat, to nie ma prawa być dobrym tekstem, a jednak na siłę pół roku to mordowałam XD TAK. 3 dniowa korekta przeciągnęła się w pół roku i mamy z tego okresu tylko tą część pierwszego rozdziału XDDD
To ten, koniec moich wywodów, kiedyś napiszę coś lepszego, Livin la vida loca i chwała Galaksarowi. Pa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro