Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

JA WIEM. JA WIEM ŻE TO JEST GÓWNO KTÓREGO NIKT NIE CHCE, ALE JA CHCE. 

To jest tak naprawdę druga połowa poprzedniego pierwszego rozdziału, ale tyle stąd wycięłam i zmieniłam że ojojoj. To nadal jest gówniany test. Spróbujcie poprawiać tekst 14 latki tak żeby nie był gówniany i jeszcze nie pisać wszystkiego od nowa. No się albo nie da, albo zajmie to ponad pół roku i wyjdzie że i tak się nie da X"D Ale zniknął poważny błąd logiczny i wplotłam tu malutkie odniesienie do tego co już napisałam w 2 części tego szajsu. Tak żeby i tam nie było wszystko z dupy. 

Jeśli zajrzała tu jakaś zbłąkana dusza to powiem, że bardzo zabłądziła, ale zapraszam. 

                                                                                           ~*~

Walczyliśmy długo i zacięcie - a przynajmniej chciałbym móc tak powiedzieć, ponieważ my głównie uciekaliśmy przed jej atakami... No dobra, tak właściwie to Biedronka, ze mną przerzuconym przez ramię...

Dziewczyna płomyczek zdecydowanie jest mocnym przeciwnikiem. Moja Pani chciała zaprowadzić zaakumanizowaną nad rzekę, co chwila ją w tym celu zagadywała. Próbowała dowiedzieć się, dlaczego dziewczyna została zaakumanizowana i nakłonić ją do poddania się. Oczywiście z marnym rezultatem.

Jednak po pewnym czasie Zapalniczce się to znudziło.

Nagle zniknęła. Co znaczyło, że zmieniła taktykę.

Ostrożnie wychyliliśmy głowy zza ściany budynku, w stronę, z której teoretycznie powinna się na nas rzucić.

I NAGLE!

Nic.

Pusta płonąca uliczka, a po Zapalniczce ani śladu.

Ostrożnie rozejrzeliśmy się dokładniej, ale to wcale nie była żadna zasadzka. Ona po prostu uciekła.

– Może to jakiś głębszy plan Władcy Ciem. Bądź czujny i nie rób nic głupiego. – Zrzuciła mnie na grunt.

– AŁA! Mogłabyś trochę delikatniej... I Czemu z góry zakładasz, że zrobię coś głupiego? Nadal się złościsz za wczoraj? Biedronsiu...

– Kocie – zaczęła ostrzegawczo – naprawdę jestem dziś nie w humorze na twoje głupie teksty. Wczoraj pobiłeś samego siebie. A i dzisiaj się popisałeś.

– Mówisz, że wczoraj rozłożyłem pana twojego serca na łopatki? Gościu nie ma szans. A skoro i dziś się spisałem – zrobiłem dramatyczną pauzę – to powinnaś definitywnie związać się ze mną.

Tym razem spojrzała na mnie z politowaniem. 

– Ygh. Szczęśliwy traf! – resztka jej joja trzasła na pół podczas wywoływania zaklęcia, ale w ręce mej ukochanej wpadł nowy przedmiot.

– Gaśnica... no tak. Dość oczywiste, że należy zgasić zapał tego płomyczka. Tylko... Nie sądzisz, że powinnaś, albo zrobić to wcześniej, albo poczekać aż znowu ją znajdziemy?

– Mistrz Fu musi mieć u siebie jakąś gaśnicę, prawda? – bąknęła pytająco.

– No tak, zapewne jakąś ma, ale jedna powinna starczyć – wyszczerzyłem się. – Wiem, że chciałabyś wymienić mnie na kogoś innego do tej akcji, ale tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.

Spojrzała na mnie niezadowolona.

– Niekoniecznie od razu pozbyć, ale myślę, że moce miraculum smoka mogłyby się przydać. Poza tym jesteś ranny.

– Eee tam! Damy radę i bez niego! Co ty robisz? AŁAA! – wrzasnąłem, gdy bez ostrzeżenia uklękła i złapała mnie za poparzoną nogę.

– No właśnie. Nie zgrywaj mi tu chojraka. Mimo twojej typowej zawadiackiej gadki, widać że cię boli. Nie dasz rady walczyć.

– Dlatego planujesz zostawić mnie tu samego i bez swojego joja iść na piechotę do Mistrza, co zajmie ci jakąś wieczność? Ja tu umrę bez ciebie!

– Jak nie chojraka, to królową dramatu, ale musi koniecznie aktorzyć... Weź się w garść, Czarny Kocie! Mam już dość twojego gadania!

– Powinna być słodka jak bez, a tymczasem cierpka jak Agrest...

– Nie mam pojęcia, do jakiej durnej japońskiej bajki nawiązujesz tym razem, ale mam to w nosie! – Pierwsze piknięcie kolczyków. – AGH! Słyszysz, ile czasu przez ciebie straciłam!?

– Jestem dumny, że już nie mówisz "chińskiej", ale to akurat nie było nic azjatyckiego... Uważaj! – krzyknąłem widząc kątem oka płomienie i wepchnąłem nas do zaułka, w którym wcześniej się chowaliśmy. 

Zapalniczka stała do nas plecami na dachu jakiegoś budynku.

Co dziwne, zdawała się nas nie zauważyć. 

– Czekaj tu, ja sprawdzę co ona kombinuje. 

– Tylko uważaj Biedronsiu...

– Nie. Nazywaj. Mnie. Tak. – wysyczała i przeskoczyła przez kosz na śmieci, aby wyjść z uliczki drugą stroną.

Odczekałem chwilę i wyjrzałem na ulicę.

Moja Pani nie tracąc czasu podbiegła do niej od tyłu i rozpyliła na nią pianę, gasząc tym samym jej włosy i "spódniczkę" oraz odbierając możliwość wzniecania nowych płomieni. Muszę przyznać, że dziewczyna wyglądała zabawnie będąc cała w białej pianie ze zdezorientowaną miną. Zaraz potem w niebo poleciała akuma.

– Niezwykła Biedronka! – krzyknęła moja Pani by naprawić wszystkie szkody. Ból w nodze nareszcie ustał i mogłem wstać bez opierania się o kocikij.

– To ten, yyy...Zaliczone? – podszedłem do niej i do byłej Zapalniczki.

– Serio? – westchnęła – Wybacz, ale ostatnia kropka. Pa.

– Um... Biedronko... – odezwała się cicho do tej pory milcząca dziewczyna, ale Moja Pani nie zwróciła na to uwagi zarzucając swoje jojo. – Proszę zaczekaj! – Ale było już za późno.

– Bierdonsiuuuuuuuu! - rozdarłem się, ale już znikła za dachem budynku na przeciwko. – Wybacz, ale to już raczej na nic. Ale ja nadal tu jestem! Czarny Kot zawsze do usług! – zwróciłem się do skulonej szatynki. Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. – Hej... Właściwie to, czemu zostałaś zaakumanizowana? Może mógłbym...

– Niszczyć potrafię sama... To Biedronka może wszystko naprawiać... – szepnęła cierpko, a na jej czarne buty zaczynało kapać coraz więcej wody.

– Ah... Jak masz na imię?

– Bridgette – wykrztusiła z siebie po chwili milczenia. Zaraz po tym odwróciła się do mnie plecami. Teraz stała tak samo, jak przed chwilą, gdy Biedronka szła do niej z gaśnicą. Wyglądała na trzy, może cztery lata młodszą ode mnie... Wpatrywała się w jakiś spalony budynek. Jedyny, którego czar Biedronki nie naprawił. Chyba kamienicę. I zrozumiałem skąd u dziewczyny całkowicie czarny strój i akumanizacja. Władca Ciem robi się coraz bardziej okrutny. Do tej pory akumanizował chociażby Pana Ramiera, gdy ten dostawał kolejne upomnienie od strażników miejskich, czy jak trzy dni temu, Panią, która złamała paznokieć...

– Przykro mi... Ale są rzeczy, których nawet Biedronka nie może naprawić, czy raczej... Przywrócić... Ja... Ja myślę, że wiem co czujesz...

Nic nie odpowiedziała, osunęła się na kolana i zajęła szlochem. Ukląkłem obok i położyłem dziewczynie rękę na ramieniu. Z oddali dostrzegłem kolejną akumę.

Nie na mojej zmianie.

– Gdzie teraz mieszkasz? – zapytałem wciąż patrząc na nadlatującego motyla.

– Nie chcę tam wracać... – mruknęła. Akuma była coraz bliżej.

– Hym... Trzymaj się mocno.

– Co? – Uniosła głowę zaskoczona, ale już zdążyłem ją złapać i wzbić się ponad dachy na kocikiju. – AAAAAAAAAAAAGHAAAAAAAA – wrzasnęła, a wiatr porwał jej łzy. Zakleszczyła ręce na moich ramionach i mocno zacisnęła powieki.

Czarna plamka na niebie została za nami daleko w tyle. Ha.  Akumy na szczęście zbyt szybko nie latają. Mimo to zabranie dziewczyny na drugi koniec miasta da mi tylko trochę czasu na uspokojenie jej. I muszę jeszcze wysłać Biedronce wiadomość, żeby wróciła oczyścić tego motyla... Zazwyczaj tuż po oczyszczeniu poprzedniej akumy, emocje ofiar opadają na tyle by nie nadlatywały kolejne, czasem jednak dzieje się inaczej... 

Po chwili zatrzymałem się z Bridgette na dachu Katedry. Błyskawicznie ode mnie odskoczyła.

– Ni... Nigdy więcej! I ja chcę na ziemię! Ale... Zostaw! Ja nie! Agh! – podeszła i uderzyła mnie w pierś. – Czemu to zrobiłeś!? – krzyknęła słabym głosem.

– Czasem tu przychodzę, kiedy potrzebuję pomyśleć – bąknąłem i usiadłem na brzegu dachu. Poklepałem miejsce obok siebie, ale ona tylko zrobiła krok w tył. 

– A co mi da myślenie? – odpowiedziała po chwili – Rodziców mi nie zwróci. 

– A Biedronka to zrobi? – Spojrzałem przelotnie na panoramę Paryża – Ona też tego nie potrafi. 

Zamilkła, usłyszałem jak usiadła i podkuliła nogi.

– Ile masz lat? 

– Dwanaście – mruknęła i otarła policzek. Byłem mniej więcej w jej wieku kiedy... Kiedy mama odeszła. Kiedy tata odwrócił się ode mnie... A niedługo potem pojawił się Władca Ciem i poznałem Biedronkę. 

– O czym myślisz? – Zaskoczony odwróciłem głowę w jej stronę. – Skrzywiłeś się. 

– Niczym ważnym – o ile można tak powiedzieć o przytłaczającej samotności, odrzuceniu i ciągłej walce z jakimś psychopatą. – Czemu nie chcesz wrócić do... – Domu? Od czasu śmierci mamy willi, w której się urodziłem bym tak nie nazwał. Dom tej dziewczynki spłonął. 

– Ciotki? Jest wredna i mnie nie lubi. – Złość w jej głosie przegoniła dojmujący smutek. Dobrze, złość jest łatwiejsza do opanowania niż rozpacz. 

– Ah, to co na przykład zrobiła?

– Każe mi uczyć się gry na skrzypcach... To znaczy, ja już kiedyś grałam, nawet to lubiłam... Ale ona chce wysłać mnie na jakieś ważne konkursy i muszę ćwiczyć po kilka godzin dziennie... Przepisała mnie też do innej szkoły, nie znam tam nikogo, wszyscy na mnie dziwne patrzą i strasznie trudno tam dostawać dobre oceny... A kiedy dostanę jakąś gorszą to na mnie krzyczy. Jestem u niej od miesiąca i mam już dość – opowiadała z przejęciem. Między czasie wysłałem Biedronce wiadomość o akumie, Bridgette nawet nie zauważyła, ciągnęła dalej opowieść aż emocje zaczęły całkiem z niej uchodzić. Najwyraźniej pomogło jej wyrzucenie tego z siebie. Później jeszcze przez jakiś czas opowiadała o swoich rodzicach, przez chwilę nawet się uśmiechała. 

– Twoi rodzice na pewno byliby dumni gdybyś mimo tego wszystkiego dalej potrafiła się uśmiechać, jestem pewien, że nie chcieliby żebyś cały czas płakała albo... No wiesz, dawała się akumanizować. 

– Czarny Kocie?

– Hym?

– Dziękuję... Myślę że już możesz mnie odstawić na ziemię. Wrócę do ciotki. 

– Trafisz sama? – zapytałem. Odpowiedziała skinieniem głowy.

Niedługo potem byłem w drodze powrotnej do szkoły. Zostały może dwie godziny lekcyjne, ale wolę się tłumaczyć pani Mendeleiev niż Nathalie. Mendeleiev pewnie zada mi dodatkową pracę domową, zarówno z chemii jak i fizyki, na którą mam nadzieję zdążyć, ale przynajmniej nie powie ojcu. To znaczy, o ile wymyślę dobrą wymówkę. No chyba, że Nino już zdążył zagmatwać sprawę... Agh, jemu też będę musiał się solidnie tłumaczyć... 

Przeskakiwałem między dachami usiłując wymyślić co powiem nauczycielce i przyjacielowi, kiedy zobaczyłem w oddali Biedronkę wskakującą na balkon nad piekarnio-cukiernią rodziców Marinette.

Tylko po co?

Już miałem ją zawołać, ale nagle powiedziała "od kropkuj" i zmieniła się w moją uroczą przyjaciółkę...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro