*13* M 2/5
Obudziłam się z całą opuchniętą twarzą. Musiałam wczoraj nieźle szlochać. Dziwne, że nie usłyszeli mnie sąsiedzi...
Ale koniec! Już dość marnowania łez na tego dupka.
Zadzwonię do niego i każę mu to wszystko wyjaśnić!
- Halo?
- Marinette! Proszę daj mi to wytłumaczyć!
- Spotkajmy się o 15:00 w parku.
- Dziękuję! Kocha -
Rozłączyłam się.
Może za bardzo go potraktowałam?
Nie Marinette wybij to sobie z głowy. Zasłużył sobie.
** godzina 15:00 **
Nie byłam jakoś specjalnie zdenerwowana czy coś. Byłam poprostu spokojna.
Ujżałam Adriena na ławce z czerwoną różą.
Pff... Powinien mieć cały bukiet i błagać mnie na kolanach o wybaczenie.
Podeszłam do niego, a on zamiast dać mi różę i przepraszać, zaczął na mnie krzyczeć, po co ja tu przylazłam.
- Wynoś się, popsujesz mi randkę!
- Ale Adrien miałeś mi wszystko wyjaśnić!
- Tutaj nie ma co tłumaczyć! - nadal krzyczał - Nie kocham ciebie! Przeliterować?!
Ze złością poszłam do domu. Jaki dureń!
Na co ja liczyłam?
Nagle...
Wiem, rozdział krótki. Jak prawie każdy 😂
gwiazdka☆? komentarz💬?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro