#6 Przypał
Po męczącym poranku, Karin i Adrien wrócili do rezydencji. Białowłosa udała się na godzinny spoczynek, a chłopak wykorzystał chwilę spokój i poszedł się zrelaksować na basenie. W międzyczasie Mary i Marinette szwendały się dalej po mieście i plotkowały na różne tematy, w tym trochę o Adrienie oraz zjawisku, które miało niedawno zajście.
- Biedronka i Czarny Kot to tak zwani opiekunowie Paryża - odparła z uśmiechem francuska.
- A Wilczyca i Motyl? - zapytała Mary, znając odpowiedź.
- Szczerze? Pierwszy raz na oczy widziałam tamtą dwójkę. Mam nadzieję, że dogadają się z tutejszą parą bohaterów - powiedziała z entuzjazmem.
- Rozumiem - pokiwała głową.- Mari? A może pójdziemy na jakiś shopping? Chciałabym poznać tutejszą modę, styl i gust. - odparła zamyślonym tonem.
- Jasne! Pewnie! Znam się na tym bardzo dobrze więc jak będziesz chciała, mogę udzielić ci kilka informacji - powiedziała z pewnością.
- Yeah! To chodźmy! - złapała koleżankę za nadgarstek i zaciągnęła do pierwszego lepszego sklepu.
Spędziły w nim trochę czasu. Mary robiła dużo zdjęć, jak wygłupiają się w sklepie, aż w końcu przyszła ochrona i dziewczyny zostały wyproszone z parceli. Mimo wszystko dalej się śmiały.
- Tylko my, chyba, potrafimy zostać wyrzucone ze sklepu i się jeszcze z tego śmiać - odparła Mary ze łzami w oczach.
- Mary! Błagam! Przestań mnie rozśmieszać, bo już nie mogę... - złapała się za brzuch, dalej się śmiejąc.
- Okej! Okej! - uspokoiła się i otarła łzy. - Przepięknie tu.
- Hm? - odwróciła się, by mieć ten sam widok, co towarzyszka.
Widziały przepiękną panoramę, na której była między innymi Wieża Eiffla, rzeka, most i drzewa. Światło odbijało się od wody, co powodowało poświatę przypominającą śnieg albo lód.
- Wspomnienia - westchnęła polka. - Może pójdziemy do jeszcze jednego sklepu?
- Tylko tym razem bez wygłupów - powiedziała z ogromnym bananem i sprzedała lekkiego kuksa.
Udały się do innego sklepu i tak jak wspomniała Marinette, były grzeczne. Mary wybrała sobie białą koszulkę w kwiatki i motylki z napisem "Fly for dream". Poszła do przymierzalni. Illiris mogła na chwilę wyjść.
- Mary patrz, co mam! - powiedziało z euforią stworzonko.
- Co to? - zdziwiona spojrzała na przedmiot trzymany przez jej powierniczkę.
Była to niewielkich rozmiarów fiolka. Zdobiona była szafirowymi kryształkami. Na jednym z końców widniał motyl, a na froncie symbol Yang. We wnętrzu fiolki znajdowało się coś podobnego do wody, przypominało pył skruszonego szafiru albo lapis lazuru. Ku zdziwieniu Mary, owa ciecz cały czas się poruszała tak, jakby żyła.
- Jako Motyl, jesteś zdolna do pochłaniania dusz potępionych kwami, zwanymi również jako Akumy - schowała się z powrotem do torebki i wyszeptała. - Dzięki nam, jest szansa na uwolnienie ich wszystkich spod władzy Władcy Ciem.
- Czekaj! - stała jak wryta. - Nic z tego nie zrozumiałam!
- Później ci wyjaśnię. Teraz chcę się zdrzemnąć - znikła w ciemnościach torebki swojej właścicielki.
- Co ja z tobą mam - westchnęła i się uśmiechnęła.
- Mary żyjesz tam? - usłyszała głos przyjaciółki.
- Jeszcze żyję! - powiedziała, wychodząc z komórki.
- I jak bluzka?
- Świetna, chyba ją kupię - puściła oczko. - Mari, co ty na to, żeby pójść do Adriena?
- Co? TAK! Nie! Nie możemy! - zaczęła panikować i fangirlować jednocześnie.
- Dlaczego? - przechyliła głowę na prawo. - Przecież to twój przyjaciel, tak?
- No wiesz... - zawstydzona spaliła buraka. - Tak jakby...
- Oj tam, oj tam! - odparła energicznie. - Zaraz zadzwonię od Karin i się jej zapytam!
Wyjęła telefon z torebki i wybrała numer do przyjaciółki.
- Halo~? - w słuchawce rozległ się głos przypominający konanie kota.
- Obudziłam? - spytała, drapiąc się po głowie.
- Słucham~? - konający głos był coraz cichszy.
- Pytam, czy obudziłam? - zapytała z lekką irytacją.
- A~... To ty Mary... Czemu mnie budzisz? - odparła z gniewem. - Aaa~! - rozległ się krzyk.
- Co się stało? - spytała zaniepokojona.
- Yukki, pogrzało cię? Żeby wylewać na mnie wiadro wody?! - zaczęła krzyczeć. - Masz szczęście, że spałam na kanapie.
- Oj nie fochaj się! Teraz jesteś bardziej przytomna - odparł ze śmiechem jej kwami.
- Kiedyś ci się dopłacę. Na Śmigus Dyngus... Poczekaj! - zabrzmiała jak demon.
- Przepraszam! - huknęła Mary. - Już? Dziękuję! Chciałam się zapytać, czy mogę wraz z Marinette przyjść do was?
- Poczekaj. Pójdę się go zapytać. Oddzwonię jak już będę coś wiedzieć. Do później!
- Nom, do usłyszenia! - rozłączyła się i schowała telefon.
Poszła do kasy, zapłaciła za koszulkę i dołączyła do Marinette, która wyszła wcześniej i siedziała na ławce niedaleko butiku.
- I co? - zapytała nieśmiało francuska, miętosząc przy tym włosy.
- Na razie nic. Czekamy na telefon - odparła czule. - Może pójdziemy do jakieś kawiarni?
- Lepiej wróćmy do domu. Jak coś, to mamy niedaleko do rezydencji Agreste'ów i piekarnie obok.
- Przekonałaś mnie! - odparła z uśmiechem.
🐾🗼🐾
Dziewczyna odłożyła telefon na stolik i poszła się przebrać w jakieś suche dresy. Gdy już skończyła, udała się na poszukiwania młodszego gospodarza domu. Zabrała ze sobą Yukkiego, który schował się pod obszerną niebieską bluzą. Błądziła krótką chwilę po korytarzu, kiedy napotkała Nathalie.
- Coś się stało? - zapytała obojętnie.
- Szukam Adriena - powiedziała słodkim tonem.
- Ostatni raz widziałam panicza* na basenie - wskazała za siebie.
- Dziękuję Nathalie! - uśmiechnęła się i ku zdumieniu białowłosej, kobieta go szczerze odwzajemniła.
Ruszyła przed siebie w kierunku basenu. Po około 5 minutach była na miejscu. Akuratnie blondyn skończył i wychodził z wody.
- Adrien! - krzyknęła z jednego końca basenu.
Chłopak odmachał i podszedł do dziewczyny.
- Adrien! Słuchaj! Jest deal! - mówiła lekko sapiąc.
- Jaki "deal"? - zmarszczył ze zdziwieniem brwi.
- Co ty na to, by przyszły tu Mary i Marinette? - zaczęła szturchać towarzysza łokciem.
- Z tego, co wiem to "deal" na tym nie polega... - wzruszył ramionami.
- No weź! Będziemy grzeczne! - zrobiła minkę szczeniaczka. - Nie będziemy się szlajać po domu, tylko basen i mój pokój.
- Niech pomyślę - zrobił swoją słynną minę**:
- Pewnie myśli o trzech laskach w bikini - pomyślała, a jej wyraz twarzy przypominał Grumpy Cat'a.
- Zgoda! Ale Marinette ma przynieść ciasteczka! - odparł z entuzjazmem.
- Serio?! Ciastka?! Poof! - przełożyła rękę do twarzy ze złączonymi palcami i szybko otworzyła (mózg eksplodował - przypis autora) - Oke! To już do dziewczyn dzwonię i przekazuję informacje.
Po niecałej półgodzinie dziewczyny wstawiły się w domostwie Adriena. Była pora obiadowa więc jak na dobrego gospodarza przystało, Adrien poczęstował gości. Po posiłku dziewczyny poszły się przebrać i popluskać na basenie. Chłopak w tym czasie musiał udać się na trening szermierki.
- O MAJ BOSZ! NIE WIERZĘ... - mówiła cała podekscytowana Marinette. - Jestem w domu Adriena. Naprawdę tu jestem...
- Mary, co z nią? - zapytała z obojętnym wyrazem twarzy.
- A bo Mari jest zauroczona w blondasku - zachichotała.
- I wszystko jasne... Hej! Marinette! - podpłynęła do dziewczyny. - A co ty na to, żeby zakraść się do pokoju Adriena...
- NIE! NIE MOŻEMY! - spaliła buraka.
- No weź! - zaczęła podpuszczać koleżankę. - Wiem, że chcesz. Zajumamy jakieś jego fotki i takie tam.
- Karin! Nie namawiaj jej do złych czynów! - teatralnie zmarszczyła brwi.
- Oke! To chociaż chodźmy już do mojego pokoju. Zimno się zrobiło - chytrze się uśmiechnęła.
Dziewczyny wyszły z wody, owinęły się ręcznikami i poszły w kierunku pokoju Karin. Weszły do ciemnego pomieszczenia.
- Karin, zapalisz światło? - odparła Mary.
- Właśnie próbuję to zrobić! - powiedziała z irytacją.
Błądziły w ciemnościach przez długi czas. W pewnym momencie jedna z dziewczyn, a dokładnie Marinette, zahaczyła o coś i się przewróciła, robiąc przy tym dużo hałasu.
- Mary, to ty? - spytała Karin.
- Nie! To byłam ja - powiedziała z bólem. - Ale chyba znalazłam włącznik.
Przełączyła przycisk i pojawiła się oślepiająca wiązka światła. Wszystkie odskoczyły i zasłoniły oczy rękami. Na chwilę światło zgasło, a Karin w ekspresowym tempie złapała dziewczyny i wciągnęła pod najbliższe biurko.
- Karin, co ty.... - Marinette nie dokończyła pytania, gdyż białowłosa zasłoniła jej usta.
- Ciii! Mam złe przeczucie - powiedziała szeptem i wyjrzała zza biurka.
Teraz zamiast jasnego światła była czerwona poświata, a z cienia zaczęła wyłaniać się jakaś sylwetka. Zanim dziewczyna zorientowała się do kogo może ona należeć, rozległ się hałas. Szybko schowała się z powrotem pod biurko. Ponownie spojrzała tam, gdzie ujrzała osobnika, ale już go nie było.
- Psst! Szybko! Wychodzimy! - wycofywała się do wyjścia, cały czas nie spuszczając wzroku ze wcześniejszego źródła światła. Wyszły z pokoju i szybko pobiegły do holu. W całym domostwie towarzyszyła czerwona poświata i jakiś dziwny pisk. Do dziewczyn podbiegł Adrien.
- Co się stało? - zapytał zaniepokojony. - I czemu jesteście w samym bikini?
Przyjaciółki spojrzały po sobie i zauważyły, że zgubiły ręczniki. Na ich twarzach zawitał lekki rumień. Marinette schowała się za wyższą od siebie koleżanką. Chłopak lekko się zmieszał i odwrócił wzrok.
- Nic wam nie jest? - zapytał niepewnie.
- Nie, wszystko gra! Co to za hałas i dziwne światło? - spytała stanowczo Karin.
- To tylko alarm - wzruszył ramionami.
- Alarm? Skoro tak, to coś, albo ktoś musiał go uruchomić... - wtrąciła się Marinette.
- To chyba nasza wina. - Mary zwróciła się do Karin.
- Wracają z treningu, widziałem chmury burzowe więc przypuszczam zwarcie.
Chłopak skierował się do ogromnych drzwi wejściowych, które teraz były osłonięte stalową ścianą. Koło nich znajdował się panel sterowania. Blondyn zaczął coś wystukiwać.
- Nie działa - powiedział zmartwiony. - Widocznie nie ma prądu.
- Czyli jesteśmy tu uwięzieni, dopóki prąd nie wróci? - wytrzeszczyła Mary oczy.
- Na to wygląda - odparł ze stoickim spokojem chłopak.
Zapadła niezręczna cisza. Każdy patrzył na każdego.
- To co? - przerwała ciszę Karin. - Idziemy zagrać w pokera?
- Najlepiej rozbieranego, wiesz? - Mary sprzedała przyjaciółce kuksańca.
- Faktycznie przesadziłam z tym pokerem, ale zróbmy coś, bo się nudzę. W sumie... - zaczęła iść w tylko sobie znanym kierunku.
- Gdzie idziesz? - spytała jak jeden mąż pozostała trójka.
- Do siebie... Idę spać.
- K-karin?! - podbiegła do niej Mary.
- FUQ THAT SHIT, I'M OUT - zaśpiewała.
- Eee... Ja też! - pomachała do Adriena i Marinette. - Zostawiamy was samych.
- Nie ma to jak, na pierwszej randce, stać przed chłopakiem w samej bieliźnie. - zaśmiała się Karin.
- HAHAHA! Coś w tym jest! - przytaknęła Mary.
Doszły do drzwi, tym razem prowadziły do właściwego pokoju. Narzuciły na siebie randomowe ciuchy i rzuciły się na kanapę.
- Musimy pogadać - odparła Mary.
- Czyżby kryzys w naszym związku? Chcesz ze mną zerwać?? - zaczęła żartować.
- Nie! Tylko Iris powiedziała i pokazała mi coś ciekawego. - spoważniała.
Brunetka powiedziała wszystko swojej przyjaciółce, co wydarzyło się w przebieralni.
- Potępione dusze kwami... Ciekawe, co miała na myśli? - myślała na głos białowłosa.
- Karin... Tak teraz do mnie dotarło...
- Tak?
- Gdzie są nasze kwami?
Obie zrobiły oczy jak pięć złotych i wybiegły z pokoju jak poparzone. Poleciały najpierw na basen, ale tam ich nie było. Do tajemniczego pokoju nie śmiały zaglądać więc sprawdzały inne pomieszczenia. Zajrzały do jadalni, w której Adrien i Marinette siedzieli i grali w remika.
- Chcecie się dołączyć? - zapytała dziewczyna.
- Pewnie! - powiedziała z uśmiechem Mary.
- Ja za chwilę przyjdę... Skoczę tylko do toalety.
Tak naprawdę zajrzała do kuchni. Miała przeczucie, że tam mogą znajdować się ich podopieczni i się nie myliła. Yukki siedział sobie na mikserze i zajadał się truskawkami, a Iris leżała w papilotce po muffince.
- Tu jesteście! - skrzyczała podopiecznych szeptem. - Marsz mi pod bluzę!
Stworki posłusznie wleciały pod bluzę dziewczyny. Teraz spokojnie mogła wrócić do reszty ekipy i grać w karty. Grali tak przez długi czas, aż w końcu zasilanie wróciło i było normalne światło. Prawie. Za oknami był już niemalże zmierzch.
- To już tak późno? - powiedziała cała spanikowana Marinette. - Rodzice mnie zabiją! Szybko Mary! Musimy wracać!
- Nie ma takiej potrzeby - w pokoju rozległ się męski głos.
- Tato? - zwrócił wzrok w stronę źródła głosu.
- Dzwoniłem do twoich rodziców i przekazałem mi informację o zaistniałym problemie z dostawą prądu. Dodałem również, że istnieje prawdopodobieństwo, że może to potrwać dość długo, a twoi rodzice zgodzili się na zostanie tu na noc.
- Bardzo dziękuję panu - powiedziała niepewnie dziewczyna.
- Nie masz za co dziękować - wyszedł.
- To co? Może jakiś filmu przed snem? - zaproponował gospodarz.
- Jasne! Czemu nie! - zawołały chórem.
Zrobili dużo popcornu i rozsiadli się w salonie przed ogromną plazmą. Marinette i Adrien usiedli w środku, a Mary i Karin kolejno na brzegach. Włączyli sobie jakiś film, a po godzinie wszyscy zasnęli. Rano wszystkich obudził krzyk Marinette. Dziewczyna zaczęła piszczeć i się czerwienić, bo dotarło do niej, że spała koło swojej sympatii. Po pysznym śniadaniu dziewczyny wróciły do siebie, gospodarz miał swój grafiki i treningi, których musiał się trzymać więc Karin została sama. Postanowiła poćwiczyć "bycie Wilczycą". Udała się na salę gimnastyczną za domem, przemieniła się i rozpoczęła swój trening. Po kilku godzinach skończyła i wróciła do pokoju, w którym przez resztę dnia się leniła.
🐾🗼🐾
Mimo że była niedziela, w piekarni państwa Dupain-Cheng panował ogromny ruch. Marinette i Mary pomagały bez chwili odpoczynku. Po męczącym dniu padły na łóżka i tak już zostały do następnego dnia.
____________________________________
*z Kuroshitsuji mi się skojarzyło xD
**ona mnie prześladuje xD
Meh ;-; jestem. Gdyby nie Pyrkon i przygotowania do niego, rozdział byłby szybciej i pewnie na weekend też coś by było :v a tak jest tylko (długi again) rozdział z Miraculum ^_^ Przykro mi, ale mam nadzieję, że się nie gniewacie ;ω;
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro