Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#3 Ladybug & Chat Noir

Rano Karin wstała dość wcześnie. Ubrała się w jakieś dresy i jak zwykle, zaczęła się rozciągać i rozgrzewać. Kiedy skończyła, chciała wyjść pobiegać, ale ktoś jej przeszkodził.

- Karin, dokąd idziesz? - powiedział zaspanym głosem Yukki.

- Chciałam się przebiec po okolicy. Nic w tym złego chyba, prawda?

- Prawda, ale z drugiej strony nie znasz okolicy i możesz się gdzieś zgubić. - podleciał do twarzy właścicielki.

- Biegnąc wokół budynku, nie można się zgubić. - powiedziała z poirytowaniem.

- Okej. Możesz iść biegać, ale najpierw coś zjedz! - oparł się o jej nos.

Nic nie mówiąc, posadziła stworzonko na ramieniu, ukrywając je pod kapturem i udała się do kuchni w celu przygotowania sobie jakieś kanapki. Gdy tylko była w pobliżu kuchni usłyszała cudzy głos, którego wcześniej nie słyszała.

- Mmm... Serek. - odparł męski głos.

Zdziwiona zajrzała ukradkiem do pomieszczenia. Ujrzała wysokiego i szczupłego faceta o blond włosach.

- To chyba musi być ojciec Adriena. - powiedziała pod nosem. - Emm... Dzień dobry panu. Jestem...

- Dobrze wiem, kim jesteś. - powiedział chłodnym tonem, trochę bardzo różnił się od wcześniejszego głosu. - Jesteś tą dziewczyną z wymiany, Okumura Karin.

- Skąd pan...

- Wiem? Od Nathalie. W końcu za coś jej płacę, a teraz przepraszam. Muszę wrócić do swoich obowiązków.

Wyszedł, a dziewczyna zastanawiała się nad tym, co się właśnie stało.

- Przyjemniaczek, nie uważasz Yukki? - zaczęła przygotowywać szybkie śniadanie.
Kiedy skończyła i zjadła, wyszła na krótki spacer po ogródku.

- Nie miałaś przypadkiem biegać? - zapytał się wilkopodobny.

- Coś ty taki uszczypliwy się zrobił?

- Nie wiem! Może dlatego, że wyczuwam kota?

Nie minęła chwila, a nad ich głowami przeleciało coś czarnego. Wyglądało jak człowiek w przebraniu kota. Jednak dziewczyna się zbytnio nie przejęła i szła dale przed siebie, aż doszła do hali.

- Wow! Mają nawet halę treningową do akrobacji i nie tylko. - powiedziała z szokiem w głosie.

- Karin, mam świetny pomysł! - wyleciał spod kaptura. - Możemy dokonać pierwszej przemiany.

- Przemiany? Normalnie cię nie poznaję. Gdzie mój słodki i nieśmiały wilczur? - zrobiła słodką minkę.

- No dawaj! Nie daj się prosić. - powiedział, zarzucając spojrzenie szczeniaczka.

- Czujesz to? - zaczęła niuchać. - Taki specyficzny smród? Śmierdziuli... Siarką?!

Nagle ziemia zaczęła się trząść, aż dziewczyna straciła grunt pod nogami. Przez ścianę wdarł się jakiś kolos.

W tym samym czasie w domostwie Dupain-Cheng.

Mary jeszcze spała po wczorajszych doświadczeniach, jednak nie na długo. Obudziła ją jej kwami.

- Mary! Mary! Wstawaj! - zaczęła krzyczeć. - Zaraz spóźnisz się do szkoły!

- Co?! - dziewczyna natychmiastowo się poderwała z łóżka. - J-jak to możliwe?!

- Żartowałam. - Iris zaczęła się śmiać.

- No wiesz ty co?! Żeby budzić mnie w tak brutalny sposób?! - również zaczęła się śmiać.

- Ale teraz na serio. Wstawaj, póki wszyscy jeszcze śpią.

- Po co?

- Chciałabym, żebyśmy dokonały pierwszej przemiany, bo później będzie nam łatwiej.

- Łatwiej? W jakiej sprawie?

- Powiedzmy, że wyczuwam kłopoty i wolałabym, żebyśmy miały to za sobą. - powiedziała z uśmiechem.

- Dobra... Tylko gdzie mamy to zrobić?

- Zaraz się coś wymyśli. - Mary wyjrzała przez okno na krótką chwilę.

- OMGOFR! To nie jest sen. Naprawdę jestem w Paryżu! - zaciesz totalny.

- Esu! Nie ogarniam cię. - powiedziała z entuzjazmem.

Po cichu zeszła na dół do kuchni i przygotowała śniadanie. Usiadła przy oknie i wpatrywała się w przecudną panoramę miasta. Z transu wytraciła ją przelatująca za oknem postać, ubrana w coś, co wyglądało jak kombinezon w "biedronkowym" stylu.

- Widziałaś to?

- Szykują się kłopoty... Musimy szybko coś zrobić! - powiedziała pewnym głosem.

- JEŻU! Ale co? - powiedziała spanikowana Mary, a Illiris zrobiła minę biczpliz. - Dobra, już wiem.

Wybiegła na balkon, a w oddali można było zauważyć dziwne zjawisko.

- Illiris słabo mi...

- Weź się w garść! Powiedz: "Illiris, rozprostuj skrzydła"!

- Illiris, rozprostuj skrzydła?

🐾🗼🐾

- Co to jest? - krzyknęła Karin.

- Będzie lepiej, jak stąd uciekniemy! - wykrzyczał Yukki.

Kolos wymierzył cios w dziewczynę, ale na szczęście uniknęła go.

- Co teraz? - lekka panika była słyszalna w jej głosie.

- Ej ty! Zostaw tę biedną dziewczynę! - usłyszała znajomy męski głos.

Obok niej stanęły dwie sylwetki, damska i męska. Dziewczyna miała dwie granatowe kitki, odziana w czerwony kombinezon z czarnymi kropkami, a na twarzy masa z podobnym wzorem. Chłopak natomiast miał blond włosy, a na nich doczepione kocie uszy. Ubrany był w czarny kombinezon z doczepionym z tyłu paskiem, jako ogon.

- Nie martw się! Pomożemy ci. - odparła dziewczyna. - Kocie, zajmij go czymś!

- Kotaklizm! - jego szpony zaczęły dziwnie świecić na czarno.

- Szczęśliwy Traf! - dziewczyna uniosła do góry swoje yo-yo, a po chwil trzymała w ręce czerwoną piłkę, w czarne kropki.

- Karin, chodź! - wyszeptał Yukki.

Białowłosa schowała się w krzakach.

- Koniec twoich rządów, idź precz Akumo! - powiedziała Biedronka. - Miraculum Ladybug!

W tym momencie wszystko wróciło do normalność; zniszczona ściana była cała, a kolos zmienił się w zwykłego faceta.

- Zaliczone! - powiedzieli Czarny Kot z Biedronką, przybijając żółwika.

Po chwili rozległo się pikanie i Biedronka uciekła. Czarny Kot podszedł do Karin.

- Nic ci nie jest? - zapytał, podając dziewczynie pomocną dłoń.

- Na szczęście jestem cała. Co się przed chwilą stało?

- Tu, w Paryżu, często dochodzi do takich akcji. Przyzwyczaisz się. - chłopak się uśmiechnął, a po chwili spojrzał na swój pierścień. - Muszę lecieć. Trzymaj się!

- Ej Yukki...

- Yep?

- Czy myślisz to samo, co ja?

Nim cokolwiek zdołał powiedzieć, coś złotego i dużego "wleciało" w drzewo.

- Czy to asteroidy?! - powiedział żartobliwie kwami.

- Najpierw kolos, Akuma, Czarny Kot i Biedronka, a teraz jeszcze asteroid?! Jaja se robicie?

- Karin? - odparła osoba na drzewie.

- WHAT THE FA..LAFEL?!

- Karin, pomóż! Utknęłam!

Białowłosa podeszła pod drzewo. Ujrzała swoją przyjaciółkę, która była ubrana bardzo dziwnie.

- Ehh... Jak ja mam cię stamtąd zdjąć?

- Musisz się przemienić. - odparł z entuzjazmem Yukki. - Wystarczy, że powiesz " Yukki, pokaż kły".

- Yukki, pokaż kły.

Gdy już się przemieniła, ubrana była w białe kimono z czerwonymi akcentami, a na nogach długie i czerwone zakolanówki. Na jej twarzy zagościła maska, a włosy ułożone były w dwie długie kitki, sięgające właścicielce za pas.

- Już cię ściągam! - dobyła swojej broni, czyli dwóch wachlarzy. - Przygotuj się!

Machnęła trzy razy, a jej przyjaciółka spadła z drzewa. Teraz Karin dokładnie mogła przyjrzeć się, w co jest odziana. Mała na sobie złotą sukienkę, na nogach białe balerinki oraz białą rękawiczkę. Miała również maskę. Uwagę Wilczycy przyciągnęły jednak najbardziej wielkie złote skrzydła.

- Spójrz, jakim jestem pięknym motylkiem! - powiedziała z ogromnym bananem na twarzy.

- Widzę, ale latać to ty nie potrafisz. - sprzedała kuksańca przyjaciółce. - Co ty tu robisz?

- No bo Iris kazała mi się przemienić i tu przylecieć, ale potem słabo się poczułam i zobaczyłam tego kolosa i dwójkę przebierańców, jak my, w akcji.

- Haha, poranek pełen doznań. - oparła się o Mary. - Czas wracać do normalności.

- Czemu? Bardzo dobrze czuję się w tym wdzianku.

- Bo za niecałą godzinę idę z Adrienem na zwiedzanie Paryża.

- OMO! Ty też? Może się spotkamy po Wieżą Eiffla?

- Zobaczymy. - powiedziała z uśmiechem. - Yukki schowaj kły!

- Kyaa~! To ja lecę! Do później.

Odleciała, a Karin wróciła do domu. Zgłodniała więc poszła do kuchni, a tam spotkała Adriena.

- Widzę, że już nie śpisz. Mam nadzieję, że lubisz kawę.

- Czy lubię? Uwielbiam!

- To się cieszę. Zjemy i będziemy mogli wyjść pozwiedzać.

Tym czasem Mary zdołała wrócić do domu i nie zabić się po drodze.

- Illiris, złóż skrzydła. - odmieniła się.

- Jak na pierwszy raz poszło ci całkiem nieźle. Mam nadzieję, że następnym razem będziemy mieć okazję wykazać się w walce.

- Teraz to ja chcę się zdrzemnąć.

- Nie ma spania! Jemy śniadanie i wychodzimy. - zawołała Marinette wchodząc do salonu.

- Eee?! Nic nie widziałaś, prawda? - odparła z zakłopotaniem.

- A co miałam widzieć? Chodź, zjemy po croissant'cie.

- Pycha!

____________________________________

Hope u like it :3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro