Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#2 Marzenia się spełniają

Kolejny dzień był jak co dzień. Wstały, ubrały się i poszły do szkoły. Nie chodziły do tej samej klasy, ale miały razem języki obce i rozszerzenia.
Dzisiaj, czyli w czwartek miały wspólny tylko francuski na trzeciej godzinie. Prawie co każdą przerwę się spotykały i gadały ze sobą. Przez wzgląd na ostatnie wydarzenia bunkrowały się gdzieś w kącie, gdzie mogły rozmawiać ze swoimi kwami. Mary tak jak wcześniej, schowała Illiris w kieszeni bluzy. Na ogół chodziła ubrana w spódnicę, jakąś koszulkę i bluzę. Przy Karin czuła się, jak kurdupel więc nosiła buty na obcasie.

- Muszę ci wymyślić lepszą i wygodniejszą skrytkę.

- Wszędzie będzie wygodnie pod warunkiem, że będą babeczki.

- Mary... - zwróciła się Karin do koleżanki. - Narzekasz na swoją skrytkę? To patrz na to.

Karin ubrana była w sukienkę, a pod spodem niebieski t-shirt. Chłopaki często wykorzystywali fakt, że dziewczyny noszą spódnicę albo sukienki więc Karin się wycwaniła i robiła ich w trolla, bo zakładała dodatkowo spodenki. W pasie obowiązana była wstążką, a na nogach zakolanówki i wysokie trampki. Zrobiła minę biczpliz i podniosła delikatnie materiał.

- Mogę wyjść? - zapytał niepewnie Yukki.

- Trzymasz go pod sukienką?! - Karin rzuciła się na Mary, by zasłonić przyjaciółce usta.

- Ciszej Mary! Dwu znacznie to zabrzmiało. - spaliła buraka.

Zadzwonił dzwonek na lekcje.

- Francuski. - powiedziały z entuzjazmem i udały się pod klasę.

Wszyscy uczniowie zajęli swoje miejsca i zaczął się wykład.

- Drodzy uczniowie! Mam zaszczyt ogłosić, kto w tym roku pojedzie na roczną wymianę polsko-francuską. - zaczęła nauczycielka.

Nasze bohaterki jak zwykle, zamiast słuchać to albo gadały, albo robiły nie to, co powinny.

- Mary! Karin! - powiedziała z oburzeniem.

- Słucham! - powiedziały w tym samym czasie.

- Za wasze bardzo dobre oceny i sprawowanie. - stanęła przed dziewczynami. - Szkoła wysyła was na tegoroczną wymianę.

- Może pani powtórzyć? - powiedziała z niedowierzaniem Marry.

- Powiedziała, że jedziemy do Paryża. - wyszeptała jej Karin.

- O MÓJ GOFR! Naprawdę? - nauczycielka tylko pokiwała głową na tak. - Kyaaaa~! Karin, ty to słyszałaś? Jedziemy do Francji... DO PARYŻA!

- Błagam, nie drzyj się tak! Przecież siedzę obok. - powiedziała z uśmiechem.

- NALEŚNIKI! Jak mam się nie drzeć skoro to spełnienie moich marzeń. ESU! Prze pani mogę wyjść?

- Idź.

Wybiegła z klasy i poleciała do łazienki.

- Nie wierzę! OMGOFR! Nie wytrzymam... Dobrze, że jeszcze tylko trzy lekcje zostały. - mówiła do swojego odbicia. - Illiris, słyszałaś?

Z kieszeni bluzy dziewczyny wyleciał złoty motyl. Usiadł na jej głowie.

- Słyszałam Mary. - pogłaskała ją po głowie. - Będę miała okazję spotkać krewnych i nauczy cię korzystać z mocy, a ty spełnisz swoje marzenia.

- Co masz na myśli, mówiąc, że spotykasz krewnych?

- Zobaczysz. - zachichotała.

Wzięła do swoich rąk stworzonko i zbliżyła je do twarzy, w celu "przytulenia". Po jakimś czasie wróciła do klasy.

Kiedy Mary nie było, Karin w tym czasie z emocji zaczęła miętolić bransoletkę z zawieszką Yin. Yang miała jej przyjaciółka. Był to swojego rodzaju ich symbol, bransoletki przyjaźni.

- Proszę pani, a kiedy wyjazd? - Mary weszła do klasy.

- Dobrze, że jesteś. Zostańcie po lekcji na chwilę.

🐾🗼🐾

- Jak mniemam, chcecie jechać na tę wymianę.

- Bardzo! - aż im oczy błyszczały ze szczęścia.

- Wyjazd jest dzisiaj o północy. Jesteście zwolnione do domu, by móc się spakować.

- A co ze zgodą rodziców? - spytała Karin.

- Zostali wczoraj poinformowani telefonicznie i nie mieli żadnych przeciwwskazań. Możecie już iść.

- Do widzenia!

🐾🗼🐾

- WOW! Ty to ogarniasz? Jedziemy do Paryża... Na rok!

- Kyaaa~! Nie mogę się doczekać! Pojadę do stolicy mody z najlepszą przyjaciółką! - porzuciła się na szyję Karin.

- Oszczędzaj siły na pakowanie. - powiedziała ze śmiechem. - OK! Ja spadam. Muszę jeszcze wyprowadzić Smile'a, a wiesz jak wyglądają nasze spacery...

- Wiem, ze dwie godziny biegania i godzina chodzenia. Leć! Nie przeszkadzam! Do jutra!

- Na razie!

Dziewczyny po zrobieniu tego, co musiały, zaczęły się pakować. Pomijając ciuchy, Mary zabrała ze sobą swój szkicownik i różową sowę, a Karin swoją ulubioną poduszkę-pluszaka niebieską owcę*. Po godzinnym pakowaniu nadeszła pora wyjazdu.

🐾🗼🐾

Podróż minęła szybko i przyjemnie. Kiedy dotarły na miejsce, było już popołudnie, tak koło piętnastej. Długo szukały tabliczki ze swoimi imionami albo z nazwą szkoły.

- Karin, idźcie na parking. - powiedział Yukki.

- Czemu akurat tam? - zapytała.

- Zaufajcie nam. - odparła Iris.

Tam czekała na nie jakaś wysoka i szczupła kobieta w czerni z czerwonym pasemkiem. Towarzyszył jej blond włosy chłopak o zielonych oczach. Stali koło jakieś limuzyny.

- Johnson? Okumura? - odparła chłodno kobieta. - Nazywam się Nathalie. Jedna z was uda się ze mną do posiadłości pana Agreste, ojca Adriena. Druga zostanie odwieziona do domu państwa Dupain-Cheng.

Spojrzały po sobie i porozumiewawczo wymieniły uśmiechy.

- Okumura Karin! - wyciągnęła rękę wpierw do chłopaka. - Od dziś będę twoją współlokatorką.

- Adrien Agreste. - uścisnął rękę dziewczyny, a następnie skierował się do drugiej.

- Mary Johnson.

Gdy już skończyły z formalnościami, odeszły kawałek i zaczęły rozmowę między sobą.

- Ale z niego ciacho! Już ci zazdroszczę.

- Zazdrościsz? Wiesz jak capi od niego?

- Co? Nic nie czułam.

- Pachnie jak ser... Camembert!

- Narzekasz. - puściła oczko. - Chodź, bo czekają na nas.

Zawieźli Mary do domu, a raczej sklepu państwa Dupain-Cheng. Był to niewielki budynek na rogu ulicy. Na parterze znajdowała się piekarnia. Dziewczyna wysiadła z auta i weszła do cukierni.

- Emm... Dzień dobry? - zaczęła niepewnie. - Jestem Mary Johnson. Dziewczyna z wymiany. Mam się zameldować u państwa Dupain-Cheng.

- Witaj! Jak minęła podróż? - odparł wielki mężczyzna.

- Bardzo dobrze.

- Już wołam Marinette. Marinette! Przyjechała już ta dziewczyna z wymiany! Tak w ogóle jestem Tom, ojciec Marinette.

- Już idę! - zabrzmiał głos na piętrze, po chwili dziewczyna była na dole. - Jestem Marinette, od dziś przez najbliższy rok będę dzielić z tobą pokój.

Wzięły walizki i zaniosły do pokoju gospodyni. Marinette miała pokój na strychu. Obok jej pokoju, była komórka dla gości, znajdowały się tam tylko łóżko i szafa.

- Masz szczęście, bo jutro jest weekend więc zrobimy sobie wycieczkę po mieście. - odparła granatowowłosa.

Reszta dnia minęła Mary na zapoznaniu się z domownikami. Kiedy mogła w spokoju udać się do "swojego" pokoju, usiadła na łóżku i zaczęła rysować coś w swoim szkicowniku, a na ramieniu siedziała jej Illiris. Nie przemyślała jednej rzeczy, jak będzie musiała przemycać i ukrywać Iris.

🐾🗼🐾

Kiedy wysadzili Mary przed piekarnią, udali się do posiadłości pana Agreste. Była to wielka posiadłość. Patrząc na "domek", Karin miała oczy jak pięć złotych, a Adrien był rozbawiony jej wyrazem twarzy.

- Witam w mojej rezydencji. - odparł chłopak, wprowadzając dziewczynę do środka. - Zaraz pokażę, gdzie jest twój pokój. Jeśli masz jakieś pytania, to śmiało je zadawaj.

- Masz jakiś problem z serami?

- Nie rozumiem. - nieco się zdziwił.

- Czuć od ciebie serem na kilometr... Przepraszam za moją bezpośredniość.

- Nic się nie stało. - uśmiechną się z zakłopotaniem, podrapał po głowie i zaczął coś mamrotać pod nosem. - Plagg, to przez ciebie!

- Nie dość, że seroholik, to jeszcze schizofrenik...

- Mówiłaś coś?

- Pytałam się, gdzie jest mój pokój. - niewinnie się uśmiechnęła.

Chłopak przy okazji oprowadził ją po większej części domu. Pokazał, gdzie jest kuchnia, jadalnia i salon użytkowy oraz basen, z którego będzie mogła korzystać, kiedy tylko zechce. Na końcu był jej pokój. Ogromny jak reszta pomieszczeń w tym budynku.

- Dam ci teraz w spokoju się wypakować. Przyjdę później, w porze kolacji.

- Okej. Wyszedł. - rozejrzała się po pokoju. - Yukki możesz wyjść.

- Jak dobrze wyprostować kości. A tak na marginesie, wyczuwam kota... i ser.

- Widzę, że trochę się ośmieliłeś. - zachichotała.

Dziewczyna miała czas dla siebie na wypakowanie się i ogarnięcie mniej więcej pokoju. Później przyszedł Adrien i udali się na kolację. Na początku atmosfera była napięta, ale Karin starała się ją nieco rozluźnić.

- Tooo... Gdzie pan albo pani domu?

- Emm... - trochę się speszył. - Mama zniknęła bez śladu, a tata zapewne jest zajęty pracą.

- Rozumiem... Przepraszam.

- Nic się nie stało. Jestem jutro wolny więc może pójdziemy pozwiedzać miasto?

- Świetna myśl. - od razu humor się poprawił. - Mogę mieć ostatnie pytanie?

- Słucham.

- Masz kota lub inne zwierzątko?

- Nie mam. Skąd przyszedł ci do głowy taki pomysł?

- A tak sobie pomyślałam, że skoro jesteś taki samotny, to może masz jakiegoś zwierzaka... Ale teraz masz mnie, tak? - policzki chłopaka trochę się zarumieniły. Po chwili dotarło do Karin, co powiedziała i również rumień zaatakował jej twarz. - Nie to miałam na myśli! - zaczęła się tłumaczyć, a chłopak tylko się zaśmiał.

Pod koniec dnia Karin wykorzystała okazję i skorzystała z basenu gospodarza. Zabrała ze sobą Yukkiego. Może było to trochę lekkomyślne, ale nie bała się, że ktoś może ją przyłapać. Poza nią, Adriena, który pewnie był teraz w swoim pokoju i Natalie nie było nikogo innego. Poszła spać późnym wieczorem. Ostatnie o czym myślała przed snem był jej ukochany husky Smile i rodzice.

____________________________________

*takie jak w Zakopcu sprzedają
BUNKRY <3 i TurkeyBro to mój znak rozpoznawczy xD

W tym rozdziale słowa/zdania pisane kursywą będą oznaczać rozmowę po francusku, a w następnych rozdziałach będą symbolizować dialogi polskie. Jak coś się zmieni, dam wam znać ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro