Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chemia z rodzaju międzyludzkiej

#Adrien#

Chemia nie jest rzeczą, dla której chciałem chodzić do szkoły. Co więcej, nie jest nią nawet poznanie nauczycielki od Chemi, choć jest to przecież czarująca kobieta.

Tak, tam był sarkazm.

Obserwowałem jak chemiczka wypisuje na tablicy wzory i schowałem twarz w dłonie, nawet go nie zapisując. I tak potem ktoś mi pożyczy zeszyt, na przykład Chloe. Choć jej da go koleżanka.

Ziewnąłem.

- Adrien, powtórz, co powiedziałam - usłyszałem chwilę potem głos spod tablicy.

Gwałtownie uniosłem głowę.

Cholera, chyba przysnąłem.

- Eee... - zacząłem, niezbyt wiedząc co powiedzieć. Chwilę potem usłyszałem za sobą dziewczęcy szept.

- ...mówiła o prawie stałości masy. Liczba atomów w pierwiastku ani się nie zwiększa, ani nie zmniejsza...

Udałem, że nic nie usłyszałem, choć w głębi duszy miałem ochotę uściskać Marinnette.

- Eee... - kontynuowałem, by pani nie pomyślała, że nagle mnie olśniło. - Liczba atomów nie zwiększa się ani nie zmniejsza?

Przymrużone oczy nauczycielki przebiły mnie na wylot.

- Dobrze, panie Agreste. Choć jeżeli jeszcze raz nie będziesz uważać, zostajesz po lekcji - rzekła surowo.

Ponownie odwróciła się, a ja westchnąłem z ulgą i odwróciłem się do Marinette.

- Dzięki, uratowałaś mnie - powiedziałem cicho, uśmiechając się. Dziewczyna spłonęła rumieńcem.

- Wiem - odparła, o dziwo nie jąkając się. - Beze mnie miałbyś przerąbane.

- Nie musisz tego tak podkreślać... - dodałem.

- Panie Agreste! Do tablicy!

Westchnąłem, wstałem z ociąganiem i zacząłem rozwiązywać zadanie.

Nagle usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła. Szyba w klasie została wybita, a szkło leżało na podłodze w kawałkach. Do pokoju wpadła strzała, która ugodziła chemiczkę w plecy.

Nauczycielka zamrugała, gdy spojrzała na mnie.

- Och, Adrienie - zaczęła. - Mówił ci kiedyś ktoś, jak bardzo jesteś przystojny? I te oczy... - podeszła bliżej, i pogłaskała mnie po twarzy, a ja stałem jak zamurowany.

Nie to, że nikt mi nie mówił, że jestem przystojny, ale gdy mówi to członek grona pedagogicznego to to się chyba zakrawa na pedofilię, nie?

- Och, kochany, co powiesz, by nasz ślub odbył się zaraz? Różnica wieku przecież nie ma znaczenia...

Robi się dziwnie.

Chociaż...

Marinette poderwała się na równe nogi.

- Proszę pani, muszę do toalety! - prawie krzyknęła.

- Och, idź. Po drodze możesz wstąpić do jubilera po obrączki, bo tak się składa, że chyba żadnych nie mam przy sobie - zmartwiła się.

Dziewczyna wybiegła, a chemiczka przymierzyła się do pocałowania mnie. W ostatniej chwili zrobiłem krok do tyłu.

- Eee... kotku? - zacząłem, czując się bardzo dziwnie.

Nigdy nie myślałem, że tak do niej powiem. Wątpię nawet, bym wcześniej o tym myślał.

Klasa najwyraźniej też, bo co poniektórzy parsknęli.

Pozostali, w tym Alya, szczerzyli się nienaturalnie i mamrotali, że zaraz przybędzie biedronka i czarny kot.

Tyle że Czarny Kot najpierw musi się wydostać spod ostrzału zauroczonych spojrzeń pani od Chemi.

- Zostawiłem swój garnitur w szatni... pozwolisz, że się przebiorę? - spytałem, wpadając na pomysł wydostania się z klasy, ale ciągle mając minę znaczącą mniej więcej "co kur**?".

- Tak, kochanie!

Jak najszybciej mogłem zwiałem za drzwi, choć moje uszy słyszały jeszcze słowa nauczycielki dotyczące wystroju sali na wesele, skierowene do uczniów.

Zbiegałem po schodach w kierunku szatni, gdy nagle wpadłem na kogoś.
Gdy zrobiłem krok w tył ujrzałem najpiękniejszą dziewczynę w świecie. Co z tego, że jej twarz skrywała maska?

- Eee... Adrien? Gdzie się wybiersz? - spytała Biedronka.

Czemu ona ma takie piękne, błękitne oczy?

"Przetransformować się, niezapominajko."

- Zwiewam od powalonej nauczycielki. Idź tam i ratuj sytuację - powiedziałem krótko.

Gdy jestem w tej postaci i tak nie zwróci na mnie uwagi, prawda?

Minąłem ją, nawet nie pytając, skąd wie jak mam na imię.

- Plagg? Plagg! - szepnąłem, gdy znalazłem się w szatni.

Czarny ducho-kot pojawił się przede mną.

- Masz Camemberta?

- Plagg...

- Oczywiście, że nie masz. Wołasz mnie tylko jak ktoś potrzebuje pomocy -qestchnął orytująco. - Dobra, transforuj się już. Ale nie oczekuj, że...

Nie wysłuchałem go do końca. Chwilę potem stałem w kostiumie i z kijem w ręce.

- Zaraz się zacznie zabawa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro