Rozdział 7
*Marinette*
Poczułam zapach jabłek... Mama upiekła szarlotkę! Gwałtownie zerwałam się z łóżka i zbiegłam po schodach.
- Cześć, mamo, tato! - Zawołałam.
- Witaj, córeczko. - Odpowiedzieli razem.
- To szarlotka?
- Tak. Teraz już wiem co cię skłoniło do wstania wcześnie w sobotę.- Zachichotała mama.
Czekajcie... Jest dopiero 7.26?! No cóż...
Zjadłam szarlotkę na śniadanie, wzięłam kilka ciasteczek z czekoladą dla mojej kwami i pobiegłam do swojego pokoju. Tikki jeszcze spała.
- Wstawaj, śpiochu!
- M-Marinette? Już nie śpisz?
- No wiesz... Mama upiekła szarlotkę. Mniam! I mam dla ciebie ciastka! - Podałam jej jedno.
- Dzięki, Marinette. - Uśmiechnęła się.
- Ja chyba znowu pójdę spać. - Zaśmiałam się.
* * *
Obudziłam się. Była 9:12.
- Tikki, co powiesz na poranny patrol?
- Zgoda, ale poranny? - Zachichotała.
- Tikki, kropkuj!
Znowu byłam Biedronką. Wyszłam na balkon i upewniłam się, że nikt mnie nie widzi.
Skakałam po dachach. Wiatr rozwiewał moje włosy na wszystkie strony. Nigdzie nie widziałam ofiary akumy. Nagle usłyszałam za sobą głos:
- Witaj, My Lady.
- Cześć, Kocie. - Przywitałam się.
- Piękny mamy dzisiaj dzień, prawda?
- Taaa... Już nic lepszego nie wymyślisz? - Powiedziałam. Jakoś przeszła mu ochota na żarty. - Słuchaj muszę iść do Mistrza.
- Pójdę z tobą! - Zawołał zadowolony.
- Mistrz powiedział, żebym przyszła sama.
Szłam w stronę jego mieszkania, ale słyszałam, że ten sierściuch za mną idzie.
- Niegrzeczny kotek! - Palnęłam i rzuciłam jo-jem w jego tępy łeb. Niestety zareagował i zaczął machać swoim kijem.
- Ej! Chciałem dotrzymać ci towarzystwa!
- Weź się nie wygłupiaj! Ludzie pomyślą, że ze sobą walczymy! Chociaż dla mnie to bez różnicy, bo i tak bym wygrała.
- No nie bądź taka pewna... - Chyba chciał we mnie rzucić kijem, ale zaczęłam biec i rzuciłam:
- Nara, Kocie! - Byłam prawie pewna, że za mną pobiegnie, ale nie zrobił tego. Usiadł smutny na dachu. - Spotkajmy się o 13:00 w tym miejscu!
Kot popatrzył na mnie i uśmiechnął się. Nie chciałam mu zrobić przykrości.
Po minucie już siedziałam na poduszce w domu Mistrza i słuchałam co mówi.
- Tak... - Myślał na głos. - To bardzo dziwne, że Miraculum pawia tam jest. Czarny Kot mi je przyniesie.
- A dlaczego nie ja? - Zapytałam zdziwiona.
- Niech Kot też zrobi coś pożytecznego. - Zaśmiał się.
Taaa... Żartował. Czarny Kot pewnie jest nawet ważniejszy niż ja... A może on się przyjaźni z Adrienem? Muszę z nim o tym pogadać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro