Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

*Marinette*

- Marinette! Wstawaj!

- Zaraz, mamusiu. - Powiedziałam przez sen.

- Ale to ja - Tikki! Jest już 7:50!

- Że co?!

Pobiegłam w stronę szafy. Otworzyłam ją. Ubrałam się tak jak zwykle - w szarą bluzę, koszulkę w kwiatki i różowe spodnie za kolana. Pobiegłam do łazienki i związałam włosy w dwie kitki i się ogarnęłam. Zajęło mi to 10 minut. Potem spakowałam się do szkoły, wrzuciłam Tikki do plecaka, wzięłam rogalika z kuchni i popędziłam do szkoły.

Na przejściu prawie potrącił mnie samochód - jak zwykle mam pecha.

O 8:06 byłam pod salą. Poza mną wszyscy już byli.Na szczęście pani pisała coś na tablicy. Skorzystałam z okazji i spróbowałam bezszelestnie wejść. Ale musiałam potknąć się o próg w drzwiach. Upadłam, zdarłam kolana i nadgarstki i wszyscy usłyszeli głośne "łubudu". 

- Marinette, Jak się spóźniłaś to mogłaś zrobić to ciszej! - Zdenerwowała się nauczycielka.

- Przepraszam, proszę pani. - Powiedziałam i poszłam w stronę mojej ławki. Założę się, że byłam czerwona jak pomidor.

Chloe zaczęła się śmiać. Jak ja jej nienawidzę! Ale teraz przynajmniej wszyscy (poza nauczycielką, która nie zwracała na nic uwagi) gapili się na nią.

Usiadłam obok Alyi, która popatrzyła na mnie ze współczuciem.

- Nic mi nie jest. - Powiedziałam.

Wszyscy zajęli się lekcją.

***

Po lekcjach Chloe podstawiła mi nogę.

- Biedactwo! Potknęło się o podłogę i upadło! O nie! - Zaczęła się śmiać.

Pociągnęła Adriena za rękę, stanął obok niej.

- Patrz na Marinette! Co za ciamajda! Ha ha! Prawda, Mój Adrienku? - Bardziej stwierdziła niż zapytała.

- Masz przestać jej dokuczać! I nie jestem Twoim Adrienkiem! N I E N A W I D Z Ę    C I Ę ! - Krzyknął do Chloe podkreślając dwa ostatnie słowa i popchnął ją. Wylądowała na podłodze.

Wszyscy poza naszą trójką zaczęli się śmiać.

- JAK MOGŁEŚ?! - Wrzasnęła i pobiegła do domu z płaczem.

Adrien podał mi rękę i pomógł wstać.

- Nic ci się nie stało? - Powiedział z troską.

- Ni-ie, nic mi-i nie jesst. - Jak zwykle się zająknęłam.

Zadzwonił do niego telefon.

- Muszę lecieć! Na razie! - Powiedział i już go nie było.

W tym czasie wszyscy poza mną i Alyą poszli do domów.

- Adrien podał mi rękę... - Rozmarzyłam się.

- No dobra! Chodźmy już do domu! - Uśmiechnęła się.

***

Koło 15:00 postanowiłam pójść do Adriena. Oczywiście jako Biedronka! Ciągle nie wiem skąd wziął tą książkę.

Przemieniłam się i pobiegłam do jego domu. Ponownie weszłam przez otwarte okno.

- Hej,  Adrien. - Przywitałam się.

- Cześć. - Stanął naprzeciwko mnie. Posmutniał.  - Przepraszam za to co ci ostatnio powiedziałem. Nie to miałem na myśli...

- Nic się nie stało! To skąd wziąłeś tą książkę o superbohaterach?

- Z sejfu mojego ojca. Nie mam pojęcia skąd ją miał.

- A mogę zobaczyć ten sejf? - Zapytałam.

- Jasne. Ojciec nigdy się mną nie interesuje, a teraz i tak go nie ma w domu.

Nie wiedziałam co powiedzieć. On jest sławny i myślałam, że ma idealne życie...

- Poczekaj tu chwilę. - Powiedział. - Muszę się upewnić, że nikt ciebie nie zobaczy.

Pokiwałam głową.

Po chwili wrócił.

- Droga wolna. Idź za mną.

Wykonałam polecenie Adriena. Po minucie byliśmy w gabinecie jego ojca.

- I gdzie jest ten sejf? - Zapytałam szeptem.

- Za obrazem mojej mamy. - Podszedł do niego i go odsunął. - Tylko jest jeden problem...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro