Rozdział 31
*Adrien*
Zamknąłem oczy, z których ciągle ciekły łzy i syknąłem z bólu. Nie wiedziałem, że lewe ramię może tak boleć! Odruchowo złapałem się za bolące miejsce. Rana na pół ramienia. Dlatego tak boli...
- Widzę, że już zapoznałeś się z moją mocą. Ale to dopiero początek.
- Czemu mi to robisz? - zapytałem. Nie odpowiedziała, ale chwyciła mój podbródek.
- Popatrz na mnie - powiedziała. Otworzyłem oczy. Wiedziałem, że pożałuję, ale nie, że aż tak bardzo. Z całej siły walnęła mnie w nos, z którego pociekła krew. Upadłem na ziemię. Ledwo oddychałem, a ona śmiała się. - Czemu nie atakujesz? - Nie odpowiedziałem. Nie miałem siły. - CZEMU?! - krzyknęła i zadała mi kolejny cios. Tym razem w prawą nogę... A dokładniej w udo. Zabolało. Rana była o wiele głębsza niż w ramieniu. Krew... Nawet na moim czarnym kostiumie było ją doskonale widać.
Wciąż wierzę, że prawdziwa Biedronka tam jest. Ona czeka aż ją uwolnię. Tylko jak ja mam to zrobić?
- Bo wierzę, że wciąż tam jesteś, Biedronko - odpowiedziałem powoli podnosząc się z ziemi.
Znieruchomiała. Wydawało mi się, że jej oczy przez chwilę wyglądały jak kiedyś. Niebieskie i pełne blasku. Jej kostium migał - raz Biedronka, raz Czarny Motyl. Po chwili zatrzymał się na Biedronce.
- K-Kocie? - powiedziała, a kilka sekund później znowu była Czarnym Motylem. - Nie uda ci się przejąć nade mną kontroli - powiedziała cicho jakby do Biedronki.
- Czyli ona tam jest? - powiedziałem bardziej do siebie.
- Co?! Ona?! Biedronka?! Przewidziało ci się! Z tej obsesji już masz zwidy... - zaczęła się nerwowo tłumaczyć.
Jest jeszcze nadzieja, że uda mi się ją uratować.
Rzuciła we mnie jojem. Odparłem atak kijem. Próbowała jeszcze kilka razy. Na jej twarzy pojawił się fioletowo-biały kontur motyla.
- Zaraz, Władco Ciem. Muszę go najpierw wykończyć - powiedziała cicho.
Aha! O to jej chodzi! Raczej nie będzie to dla niej trudne... Mam okropne rany i krwawiący nos. Zanim zdążyłem zareagować, podniosła ręce do góry, wystrzelił z nich fioletowy promień i po chwili zostałem przygnieciony przez samochód. Byłem zbyt osłabiony, by go podnieść, zrzucić, czy cokolwiek.
- Kotaklizm! - Uderzyłem dłonią w samochód, który po chwili rozpadł się na miliony kawałeczków. Wstałem powoli. Muszę działać szybko. Zostało mi tylko pięć minut do przemiany. To raczej nie byłoby wesołe.
Z jej rąk znowu błysnęły fioletowe promienie i rzuciła na mnie kolejny samochód. Tym razem odepchnąłem go kijem, a ona warknęła zdenerwowana. Zaczęła we mnie rzucać jojem, ale odpierałem ataki. Słabłem coraz bardziej, ale powoli do niej podchodziłem. Po chwili byłem jakiś metr od niej.
- Czemu to głupie jojo nie działa?! - krzyknęła zamykając oczy i tupiąc nogami. Wykorzystałem okazję. Chwyciłem jej twarz w dłonie i ją pocałowałem. Potem była tylko ciemność.
*Marinette*
Czemu ja leżę na chodniku? Wtedy wszystko mi się przypomniało. Patrol, Adrien, Lila, Akuma, która wleciała mi do serca... Uniosłam głowę. Zobaczyłam białego motyla, który właśnie odlatywał... Jak to się ze mnie wydostało? Jak to się przede wszystkim oczyściło ze zła?! Usiadłam i rozejrzałam się... Widok był przerażający. Zakryłam usta dłonią, a łzy napłynęły mi do oczu.
- Co ja mu zrobiłam...
____
510 słów
Dobra, przyznaję, że rozdział krótki...
Jak się czujecie z tym, że do końca został jeszcze tylko jeden rozdział? ;)
Spokojnie, planuję jeszcze jedno ff, które na 99,9% będzie lepsze ;D
A teraz... Zapraszam Was do książki z moimi rysunkami! ^^ Zaraz dodam tam kilka rysunków ^^
Jak mogłam Wam zapomnieć napisać kiedy next?! O.o
Dobra. To jest tak:
8 gwiazdek + 5 komów = rozdział jutro wieczorem... A jeżeli nie będzie tyle to next w poniedziałek ^^ Czemu 8? Już odpowiadam. Bo z pięcioma coś Wam za szybko poszło ;p (Co mnie bardzo cieszy^^)
Miłego dnia :)
~Em ;**
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro