Rozdział 11
*Marinette*
Coś mokrego i słonego spadło mi na usta. Czy to łza?
Byłam wyczerpana, ale powoli otworzyłam oczy.
- Kotaklizm - usłyszałam.
CO ON WYPRAWIA?!
- K-Kocie... - Wyszeptałam.
Natychmiast otworzył oczy.
- Biedronka? Ty żyjesz?! - Zaczął się rozglądać dookoła. Użył kotaklizmu na cegłę, a potem mnie przytulił. Po chwili wyszłam z jego objęć.
- Ty chciałeś się zabić?! - Zapytałam. Popatrzyłam w jego zielone tęczówki. Natychmiast odwrócił głowę i zamknął oczy
- Myślałem, że nie żyjesz. Bez ciebie życie nie miałoby sensu.
Czekajcie... CZY ON POWIEDZIAŁ "BEZ CIEBIE ŻYCIE NIE MIAŁOBY SENSU"?!
Jego pierścień zapiszczał.
- Super. - Strzelił facepalma. - Ale ze mnie idiota. Przecież cię tu nie zostawię...
- Nie mam zamiaru patrzeć. - Zamknęłam oczy.
- Plagg, schowaj pazury.
- Człowieku! Czy ty oszalałeś?! - Powiedziało jego kwami. - Chciałeś mnie zabić?!
- Nie ciebie tylko siebie. Nieważne. Jedz ten camembert.
- Mogę zobaczyć twoje kwami?
- Jasne.
Odwróciłam się tak, żeby nie zobaczyć kim naprawdę jest Czarny Kot.
Kwami do mnie podleciało.
- Hej, jestem Plagg.
- Cześć. Ale ty jesteś słoodki. Taki mały, latający kotek. - Zachichotałam. - I do tego jesz ser.
- Wcale nie jestem słodki! Ja jestem Czarnym Kotem, który walczy w obronie Paryża! - Odezwał się Plagg.
Zaczęłam się śmiać.
- Plagg... - Nie zdążył dokończyć
- O nie! Daj jeszcze camemberta!
- ... Wysuwaj pazury!
Przemienił się, a ja odwróciłam się w jego stronę.
- On wcale nie jest słodki. - Powiedział Kot. - On tylko marudzi i je camembert. I muszę ciągle mieć przy sobie ten ser. Wiesz jak to śmierdzi?!
- Wyobrażam sobie. - Znowu zachichotałam. - Moja kwami je ciasteczka z czekoladą.
- Ale ci fajnie! A mogę ją zobaczyć?
- Mam się przemienić? Nigdy.
- Bo będę smutny. - Zrobił kocie oczka.
- To na mnie nie działa. Idę do domu.
- Czyli moja Księżniczka już odzyskała siły?
- Nic mi nie jest! - Oburzyłam się.
Spróbowałam wstać, ale się zachwiałam i oparłam o ścianę.
- Na pewno? - Złapał mnie za rękę.
- Tak! Nie martw się! Przecież się nie wywalę! - Przewróciłam oczami.
- Biedronsia samosia. - Wymruczał pod nosem.
- Ej! Słyszałam!
- Ch-Chiałbym cię przeprosić za w-wcześniej... Ja nie chciałem... - Spuścił głowę.
- Nie ma za co. Nie się nie stało. - Pogłaskałam go po głowie jak prawdziwego kota. Zamruczał.
- Eeeee... Okej...
- U-Uznaj, że tego nie słyszałaś. - Zaczerwienił się.
Zachichotałam.
- Idę już...
- Zaczekaj! Zadzwoń do mnie jak wrócisz! Muszę być pewny, że nic ci się nie stało.
- Dobra. Pa, Kocie! Znaczy... Mruczący Kocie. - Puściłam mu oczko.
- Paaa...
Wskoczyłam na dach i pobiegłam do parku. Przemieniłam się za jakimś drzewem i poszłam do domu.
- Jestem! - Krzyknęłam do rodziców.
- Dobrze, córeczko. - Odpowiedzieli.
Weszłam do swojego pokoju. Tikki wyleciała z mojej torebki.
- Brawo, Marinette! Udało ci się!
- Emm... Sama nie wiem jak powiedziałam "Nie zgadzam się, Władco Ciem". Zawładnęła mną dziwna chęć zemsty...
- Tak to bywa. Musisz uważać, bo on na pewno jeszcze ześle na ciebie Akumę.
- Może zadzwonię do Kota? Na pewno się strasznie martwi.
- Dobry pomysł!
Weszłam pod kołdrę, żeby nie zobaczył mojego pokoju i włączyłam lampkę nocną.
- Tikki, kropkuj. - Wyszeptałam.
Wzięłam moje jojo i zadzwoniłam do Kota. Od razu odebrał. On trzymał ten koci kij w ręku czy co?
- Czekałem aż zadzwonisz 6 minut, 38 sekund i 29 setnych. - Zrobił głupawy uśmieszek.
Zaśmiałam się i strzeliłam facepalma.
- Czemu tak długo? - Zapytał.
- No musiałam się przemienić tak, żeby nikt mnie nie zobaczył, pójść do domu i zrobić sobie namiot!
- Namiot?
- No z kołdry. Przecież ci nie pokażę mojego domu.
- A no... Ale mogłabyś. - Ponownie zrobił głupawy uśmieszek. - Będę chodził po wszystkich domach w Paryżu i zobaczę kto ma różową kołdrę. - Poruszał brwiami.
Znowu strzeliłam facepalma.
- Czekaj... - Powiedziałam. - Ty jeszcze tam?!
- Przecież ci nie pokażę mojego domu. - Powiedział z ironią.
- Dzięki, wiesz? Kończę.
Nawet nie zdążył się odezwać, a ja nacisnęłam czerwoną słuchawkę i przemieniłam się. Zburzyłam mój "namiot" i poszłam na komputer zobaczyć czy Alya wstawiła jakiś obciachowy filmik na Biedrobloga. Na moje szczęście nie.
*Władca Ciem*
- Kiedyś cię dopadnę, Biedronko! I wtedy już nie powiesz "nie"!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro