Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

*Marinette*

Coś mokrego i słonego spadło mi na usta. Czy to łza?

Byłam wyczerpana, ale powoli otworzyłam oczy.

- Kotaklizm - usłyszałam.

CO ON WYPRAWIA?!

- K-Kocie... - Wyszeptałam.

Natychmiast otworzył oczy.

- Biedronka? Ty żyjesz?! - Zaczął się rozglądać dookoła. Użył kotaklizmu na cegłę, a potem mnie przytulił. Po chwili wyszłam z jego objęć.

- Ty chciałeś się zabić?! - Zapytałam. Popatrzyłam w jego zielone tęczówki. Natychmiast odwrócił głowę i zamknął oczy

- Myślałem, że nie żyjesz. Bez ciebie życie nie miałoby sensu.

Czekajcie... CZY ON POWIEDZIAŁ "BEZ CIEBIE ŻYCIE NIE MIAŁOBY SENSU"?!

Jego pierścień zapiszczał.

- Super. - Strzelił facepalma. - Ale ze mnie idiota. Przecież cię tu nie zostawię...

- Nie mam zamiaru patrzeć. - Zamknęłam oczy.

- Plagg, schowaj pazury.

- Człowieku! Czy ty oszalałeś?! - Powiedziało jego kwami. - Chciałeś mnie zabić?!

- Nie ciebie tylko siebie. Nieważne. Jedz ten camembert.

- Mogę zobaczyć twoje kwami?

- Jasne.

Odwróciłam się tak, żeby nie zobaczyć kim naprawdę jest Czarny Kot.

Kwami do mnie podleciało.

- Hej, jestem Plagg.

- Cześć. Ale ty jesteś słoodki. Taki mały, latający kotek. - Zachichotałam. - I do tego jesz ser.

- Wcale nie jestem słodki! Ja jestem Czarnym Kotem, który walczy w obronie Paryża! - Odezwał się Plagg.

Zaczęłam się śmiać.

- Plagg... - Nie zdążył dokończyć

- O nie! Daj jeszcze camemberta!

- ... Wysuwaj pazury!

Przemienił się, a ja odwróciłam się w jego stronę.

- On wcale nie jest słodki. - Powiedział Kot. - On tylko marudzi i je camembert. I muszę ciągle mieć przy sobie ten ser. Wiesz jak to śmierdzi?!

- Wyobrażam sobie. - Znowu zachichotałam. - Moja kwami je ciasteczka z czekoladą.

- Ale ci fajnie! A mogę ją zobaczyć?

- Mam się przemienić? Nigdy.

- Bo będę smutny. - Zrobił kocie oczka.

- To na mnie nie działa. Idę do domu.

- Czyli moja Księżniczka już odzyskała siły?

- Nic mi nie jest! - Oburzyłam się.

Spróbowałam wstać, ale się zachwiałam i oparłam o ścianę.

- Na pewno? - Złapał mnie za rękę.

- Tak! Nie martw się! Przecież się nie wywalę! - Przewróciłam oczami.

- Biedronsia samosia. - Wymruczał pod nosem.

- Ej! Słyszałam!

- Ch-Chiałbym cię przeprosić za w-wcześniej... Ja nie chciałem... - Spuścił głowę.

- Nie ma za co. Nie się nie stało. - Pogłaskałam go po głowie jak prawdziwego kota. Zamruczał.

- Eeeee... Okej...

- U-Uznaj, że tego nie słyszałaś. - Zaczerwienił się.

Zachichotałam.

- Idę już...

- Zaczekaj! Zadzwoń do mnie jak wrócisz! Muszę być pewny, że nic ci się nie stało.

- Dobra. Pa, Kocie! Znaczy... Mruczący Kocie. - Puściłam mu oczko.

- Paaa...

Wskoczyłam na dach i pobiegłam do parku. Przemieniłam się za jakimś drzewem i poszłam do domu.

- Jestem! - Krzyknęłam do rodziców.

- Dobrze, córeczko. - Odpowiedzieli.

Weszłam do swojego pokoju. Tikki wyleciała z mojej torebki.

- Brawo, Marinette! Udało ci się!

- Emm... Sama nie wiem jak powiedziałam "Nie zgadzam się, Władco Ciem". Zawładnęła mną dziwna chęć zemsty...

- Tak to bywa. Musisz uważać, bo on na pewno jeszcze ześle na ciebie Akumę.

- Może zadzwonię do Kota? Na pewno się strasznie martwi.

- Dobry pomysł!

Weszłam pod kołdrę, żeby nie zobaczył mojego pokoju i włączyłam lampkę nocną.

- Tikki, kropkuj. - Wyszeptałam.

Wzięłam moje jojo i zadzwoniłam do Kota. Od razu odebrał. On trzymał ten koci kij w ręku czy co?

- Czekałem aż zadzwonisz 6 minut, 38 sekund i 29 setnych. - Zrobił głupawy uśmieszek.

Zaśmiałam się i strzeliłam facepalma.

- Czemu tak długo? - Zapytał.

- No musiałam się przemienić tak, żeby nikt mnie nie zobaczył, pójść do domu i zrobić sobie namiot!

- Namiot?

- No z kołdry. Przecież ci nie pokażę mojego domu.

- A no... Ale mogłabyś. - Ponownie zrobił głupawy uśmieszek. - Będę chodził po wszystkich domach w Paryżu i zobaczę kto ma różową kołdrę. - Poruszał brwiami.

Znowu strzeliłam facepalma.

- Czekaj... - Powiedziałam. - Ty jeszcze tam?!

- Przecież ci nie pokażę mojego domu. - Powiedział z ironią.

- Dzięki, wiesz? Kończę.

Nawet nie zdążył się odezwać, a ja nacisnęłam czerwoną słuchawkę i przemieniłam się. Zburzyłam mój "namiot" i poszłam na komputer zobaczyć czy Alya wstawiła jakiś obciachowy filmik na Biedrobloga. Na moje szczęście nie.

*Władca Ciem*

- Kiedyś cię dopadnę, Biedronko! I wtedy już nie powiesz "nie"!



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro