Walentynki
- Tikki wstawaj! Podjęłam decyzję! - Zawołałam z rozpromienioną twarzą. - Ale w czym Marinette? - Spojrzała w moją stronę, wielkimi, słodkimi oczami moja drobna kwami. - Zamierzam powiedzieć kotu co czuje! Jestem pewna, że dam radę. - Powiedziałam poważnie. - Ale Marinette mówiłaś, że najpierw praca potem miłość. - Pisnęła mała kropkowata kuleczka. - To było wczoraj, a dziś jest dziś. - Podskoczyłam uradowana do góry. Tikki złapała się za głowę. - Tylko, że zamierzam mu to powiedzieć w prost. Myślisz, że dam radę? - Spojrzałam przejęta przeglądając się w lustrze. - Jak będziesz tyle gadać to dojdzie do tego, że zadławisz się powietrzem Marinette. - Zahihotała. Samą mnie rozbawiło swoje zachowanie. Podeszłam do małego podręcznego lusterka, przyczesując swoją roztarganą czuprynę. Zaraz po tym splotłam moje czarne włosy w dwa niedługie kucyki. Zbiegłam po schodach prowadzących do kuchni. Powoli uniosłam czarną, płaską tacę z ciastkami w kształcie serduszek. Były to ciasteczka przyszykowane do szkoły specjalnie na tą okazje. To dzisiaj były Walentynki. Ten długo oczekiwany dzień dodawał mi mnustwo energii. Żwawym ruchem popędziłam w stronę miejsca nauczania z tacą pełną domowych smakołyków. W powietrzu unosił się smaczny i delikatny zapach pochodzący od nich. Skierowałam wzrok w stronę machającej ręką na przywitanie Alyi, na co ja kwinęłam delikatnie głową, by nie zżucić walentynkowych przysmaków. - Cześć Aiyla! - Dodałam głośno z radością w głosie. Wtem poczułam że potchnęłam się o próg i już myślałam, że moja twarz wyląduje na chodniku, gdy ktoś złapał mnie w swoje ręce, ratując przy tym mnie, przed tym nie przyjemnym upadkiem. Poznałam tą bluzę, którą ujżałam pierwszą. Tak, nie myliłam się to był Adrien. Natychmiast na mojej twarzy pojawiły się rumieńce, które próbowałam ukryć. - Wszystko w porządku biedronsiu? - Powiedział z uśmiechem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro